„Narzeczony tkwił po uszy w długach, więc podjęłam radykalne kroki. Aż tak go nie kocham, nie pójdę z nim na dno”
„Miłość wszystkiego nie spłaci. A szkoda. Z Michałem poznaliśmy się przez apkę randkową, klasyka. Na pierwszym spotkaniu był uroczy, trochę nieporadny, ale w tym wszystkim bardzo... prawdziwy. Powiedziałam – tak bez wahania. Byłam przekonana, że oto właśnie zaczyna się moje szczęśliwe życie”.

- Redakcja
Nie wiem, kiedy dokładnie zaczęłam się bać. Może trochę wtedy, gdy Michał po raz pierwszy rzucił zdawkowe „mam trochę do spłacenia”, a ja – głupia – uznałam, że to nic wielkiego. Przecież każdy coś spłaca, prawda? Kredyt na telefon, karta kredytowa, może jakieś raty za laptopa. To nie są przecież powody, żeby nie planować ślubu z człowiekiem, którego się kocha. Tak mi się wtedy wydawało.
Z Michałem poznaliśmy się przez apkę randkową, klasyka. Na pierwszym spotkaniu był uroczy, trochę nieporadny, ale w tym wszystkim bardzo... prawdziwy. Kiedy po pół roku ukląkł na środku mojego salonu – trzymając pierścionek i paczkę moich ulubionych krówek – powiedziałam „tak” bez wahania. Byłam przekonana, że oto właśnie zaczyna się moje szczęśliwe życie.
Jestem nauczycielką, pracuję w przedszkolu. Kocham dzieci, ale moje konto bankowe tego nie odczuwa. Michał był grafikiem freelancerem – raz miał zlecenia, raz nie. W sumie jakoś się uzupełnialiśmy. Albo raczej tak mi się wydawało do momentu, aż zaczęliśmy mówić o ślubie bardziej na serio. Sala. Fotograf. DJ. Michał wtedy posmutniał i powiedział:
– Kochanie, muszę ci coś powiedzieć... Mam jeszcze trochę zaległych chwilówek.
Zamilkłam. Poczułam ucisk w brzuchu, jakby w środku zaciskał mi się jakiś supeł.
Tego samego wieczoru zadzwoniłam do Kasi. Moja przyjaciółka zawsze potrafiła postawić mnie do pionu. Spotkałyśmy się w jej kuchni, jak zwykle przy czerwonym winie.
– Kaśka, on ma długi. Takie prawdziwe, nie jakieś raty. Chwilówki. Karty. Jakieś kredyty konsumenckie.
– I co zamierzasz? – zapytała bez cienia zaskoczenia.
– Nie wiem. Kocham go. Ale… to nie tak miało wyglądać.
– A jak miało?
– Że będziemy razem. Że będziemy szczęśliwi.
– Natalia, szczęście nie spłaca rachunków. Ani długu. Jesteś pewna, że chcesz to ciągnąć?
Ucichłam. Nagle to „szczęśliwe zakończenie” zaczęło się rozpływać jak we mgle.
Chciałam wycofać się ze ślubu
– Ty znowu nic nie zapłaciłeś? – zapytałam, patrząc na powiadomienie z jego banku, które wyskoczyło na ekranie wspólnego laptopa.
– Natalia, przecież mówiłem, że mam plan – odpowiedział Michał, nie odrywając wzroku od telefonu.
– Plan? Ty masz plan? Michał, ty nawet nie wiesz, ile dokładnie masz do spłaty! – głos mi się załamał, a serce podeszło do gardła.
– Daj spokój, nie dramatyzuj. Wszystko ogarnę. Po prostu chwilowo jest ciężko.
– Chwilowo?! Od trzech miesięcy mówisz to samo! Michał, ja cię kocham, ale ja nie chcę być twoją sponsorką!
– Sponsorką?! Ty naprawdę uważasz, że jestem z tobą dla pieniędzy? – Wreszcie spojrzał na mnie. W jego oczach pojawiło się coś między bólem a złością.
– Nie, ale widzę, że ja jedyna tu coś liczę. Ty liczysz tylko na to, że jakoś to będzie. Michał... Może nie powinniśmy się jeszcze pobierać.
Wypowiedziałam to głośno. Po raz pierwszy. Słowa, które od tygodni krążyły mi po głowie, teraz wybrzmiały w ciszy naszego małego mieszkania.
Michał wstał, spojrzał na mnie jeszcze raz i powiedział tylko:
– Nie wierzę, że to właśnie powiedziałaś.
Trzasnął drzwiami. A ja zostałam sama, z winem na blacie, pierścionkiem na palcu i uczuciem, że właśnie pękło coś, czego nie da się łatwo posklejać.
Mama mnie nie rozumiała
– Mamo, on ma długi. I to nie małe – zaczęłam, siedząc przy kuchennym stole, mieszając herbatę bezmyślnie.
Mama spojrzała na mnie z tym swoim charakterystycznym „no i co z tego?” wypisanym na twarzy.
– Każdy ma teraz coś do spłacenia. Zobacz na nas z ojcem, kredyt na mieszkanie, samochód… jakoś żyjemy.
– To nie to samo – powiedziałam. – On nie ma żadnej stałej pracy. Przychody nieregularne. Spłaca jedno, bierze drugie…
– I co chcesz zrobić? Odwołać ślub? Bo facet nie jest milionerem?
– Mamo, to nie o pieniądze chodzi. To o odpowiedzialność.
– Dziecko… – westchnęła, odkładając gazetę. – Miłość to nie kalkulacja. Jak się kogoś kocha, to się go wspiera. On też musi się ogarnąć, ale po ślubie będzie mu łatwiej. Będziecie razem. Silniejsi.
Poczułam, jak ściska mnie w gardle. Tyle razy słyszałam te słowa: „po ślubie się ułoży”. Jakby ślub miał być magiczną różdżką, która rozwiązuje problemy finansowe, emocjonalne, życiowe.
– A jeśli się nie ułoży? – zapytałam cicho.
Mama spojrzała na mnie z wyrzutem.
– Nie mów tak. Jesteś za miękka. Trochę cierpliwości i będzie dobrze.
Zamknęłam oczy. Poczułam się mała. Sama. I cholernie niezrozumiana.
Bał się, że mnie straci
Nie miałam zamiaru podsłuchiwać. Po prostu wróciłam wcześniej z pracy. Usłyszałam głos Michała w salonie, więc zatrzymałam się przy uchylonych drzwiach.
– Nie dam rady, tato. Zaczyna mnie to przerastać – mówił Michał cicho. – Co miesiąc tylko kombinuję, którą ratę opłacić, a którą przesunąć. I jeszcze Natalia… zaczyna się domyślać, że to większe niż mówiłem.
– To nie mów jej wszystkiego. Po co ją straszyć? – odparł jego ojciec tonem, który aż mnie zmroził. – Kobiety są jak dzieci. Jak poczują, że coś się wali, to uciekają. Lepiej pokazać, że jesteś pewny siebie.
– Ale ja nie jestem… – Michał zamilkł. – Ja się boję, tato.
Zadrżałam. Nagle zobaczyłam go zupełnie inaczej – nie jako nieodpowiedzialnego chłopaka, tylko kogoś zagubionego, przestraszonego. Ale też... nieuczciwego wobec mnie.
Weszłam bez pukania. Obaj podskoczyli.
– Serio, Michał? Lepiej mnie okłamywać niż przyznać się, że sobie nie radzisz?
– Natalia, to nie tak… – zaczął, ale nie dałam mu skończyć.
– A jak? Mam udawać, że wszystko gra, bo „kobiety są jak dzieci”? – spojrzałam na jego ojca.
Michał spuścił wzrok.
– Boję się, okej? – powiedział nagle. – Nie chciałem cię stracić. A myślałem, że jak powiem prawdę, to uciekniesz.
Patrzyliśmy na siebie przez długą chwilę. I żadne z nas nie wiedziało, co teraz.
Czasem miłość to umieć odejść
Po prostu wyszłam, nie mówiąc nic. Uciekłam. Zostawiłam Michała w salonie i wszystkie te przytłaczające rozmowy. Potrzebowałam ciszy. Oddechu. Czegoś, co nie przypomina kredytów, ślubu i rozczarowań. Błąkałam się po mieście jak duch. Zimny wiatr szarpał mi płaszcz, a myśli nie dawały spokoju. Przeszłam obok naszej ulubionej knajpy, potem obok kwiaciarni, gdzie Michał kiedyś kupił mi żółte tulipany.
Pamiętam, jak mówił, że są jak moje włosy – „trochę słomkowe, ale idealnie gładkie”. Wtedy to było takie słodkie. Teraz… tylko bolało. Zadzwoniłam do Kasi.
– Gdzie jesteś? – zapytała od razu.
– Nie wiem. Mogę do ciebie wpaść?
Pół godziny później siedziałyśmy na jej kanapie, ja z rozmazanym tuszem, ona z butelką wina.
– Ja już nie wiem, czy go kocham, czy się go boję.
– Boisz się nie jego, tylko przyszłości z nim – powiedziała cicho. – Natalia… miłość to nie wszystko. Musisz wiedzieć, czy jesteś gotowa kochać człowieka z takim bagażem. Albo nawet... felerem. Ten bagaż nie zniknie. Nawet jak weźmiecie ślub. Znowu będzie brał jakieś kredyty i tak w kółko?
– Myślałam, że miłość znaczy, że razem dajemy radę...
– Czasem tak. Ale czasem trzeba też umieć odejść, zanim samą siebie zagubisz w tym wszystkim. Ważna jest też uczciwość.
Spojrzałam na nią. Po raz pierwszy od dawna ktoś powiedział mi prawdę, której się bałam.
Nie potrafiłam już mu ufać
Siedzieliśmy przy stole. Ten sam stół, przy którym Michał kiedyś oświadczył się z pierścionkiem w jednej i krówkami w drugiej ręce. Tym razem nie było uśmiechów. Tylko kawa już zimna i dwie pary zmęczonych oczu.
– Michał, ja cię kocham. Ale nie mogę cię ciągle ratować, jeśli ty sam tego nie zrobisz.
Spojrzał na mnie długo. Potem skinął głową.
– Nie mam kontroli nad finansami. Wciągnąłem się w coś, czego nie ogarniam. Udawałem, że panuję nad sytuacją, bo chciałem cię zatrzymać. Ale... nie mam pojęcia, co robię.
Zamilkłam na chwilę. Czekałam na ten moment. Prawdę. A jednak bolało chyba bardziej niż kłamstwa.
– Może powinniśmy przełożyć ślub – powiedział cicho. – Ogarnąć się. Oddzielnie. A potem... zobaczymy.
Poczułam, jak oczy mi wilgotnieją.
– Nie wiem, czy potrafię jeszcze ci zaufać. Nie wiem, czy potrafię... wrócić do tego, co było.
– Ja też nie wiem, czy to będzie możliwe – powiedział szczerze. – Ale mogę zacząć od terapii finansowej. Już sprawdzałem, jest taka forma psychologicznej pomocy dla osób takich jak ja... Mogę zacząć od nowa. I nie proszę cię, żebyś na mnie czekała. Ale jeśli kiedyś... uznasz, że warto... to ja będę czekał.
Nie odpowiedziałam. Ale po raz pierwszy od dawna nie czułam lęku – tylko smutek. I... ogromną ulgę.
A ludzie niech sobie gadają...
Zadzwoniłam do mamy tydzień później.
– Ślubu nie będzie. Przynajmniej nie teraz – powiedziałam stanowczo, choć serce waliło mi mocno.
– Ale jak to?! – wykrzyknęła. – Natalia, co ludzie powiedzą?
– Mamo, nie obchodzi mnie to. Naprawdę. Muszę najpierw zadbać o siebie.
Rozłączyła się bez pożegnania. Wcale mnie to nie zdziwiło.
Oddałam pierścionek Michałowi tego samego dnia. Nie płakał. Ja też nie. Po prostu... siedzieliśmy przez chwilę w ciszy.
– Będę się ogarniać – powiedział. – Może kiedyś zasłużę na drugą szansę.
– Może – odpowiedziałam, ale nie obiecywałam nic. Już nie.
Wróciłam do siebie. Do codzienności, do pracy, do wieczorów z winem i serialem. Czułam smutek, oczywiście. Ale i coś nowego – poczucie kontroli. Nad swoim życiem. Nad sobą. Miłość wszystkiego nie spłaci. I szkoda. Ale może dobrze, że nie. Może dzięki temu uczymy się, co naprawdę jest warte więcej niż samo „kocham cię”.
Natalia, 27 lat
Czytaj także:
- „Mój chłopak zrobił ze mnie sponsorkę, a potem nazwał materialistką. Wiedziałam, że nie puszczę mu tego płazem”
- „W głowie mi się zakręciło, gdy zobaczyłem partnera mojej córki. Musiałem być złym ojcem, skoro wybrała takiego gościa”
- „Mąż zamknął mnie w domu i zrobił ze mnie zakonnicę. Sam lata po klubach, a mi wylicza czas na zakupy w spożywczym”