Reklama

Jesień zawsze była nasza. Było coś w tym czasie, co nas łączyło – ten chłodny wiatr szeleszczący w złotych liściach, czerwone, zasypane alejki w parku, zapach wilgotnej ziemi po deszczu. Planowaliśmy ślub właśnie na jesień. Michał żartował, że jakby co, zawsze moglibyśmy uciec i schować się w liściach. Wtedy to brzmiało zabawnie, jak takie niewinne wyobrażenie. Nie wiedziałam, że to on ucieknie naprawdę.

Reklama

– Olga, muszę ci coś powiedzieć – zaczął Michał, a w jego głosie słyszałam drżenie, które nigdy wcześniej się nie pojawiało.

Nie rozumiałam tego

Spojrzałam na niego z niepokojem, próbując odczytać coś z jego twarzy.

– Co się dzieje? – zapytałam, czując, jak serce zaczyna mi bić szybciej.

Przecież za kilka miesięcy mieliśmy wziąć ślub. Wszystko było zaplanowane – nasza ceremonia w ogrodzie, otoczona jesiennymi liśćmi, tylko najbliżsi, a potem długa podróż, o której marzyliśmy.

Michał unikał mojego wzroku, wpatrując się w swoje dłonie.

– Potrzebuję czasu – powiedział cicho. – Muszę wyjechać...

Słowa spadły na mnie jak grad, zbijając mnie z tropu.

– Co? Jak to wyjechać? Przecież planujemy ślub. Michał, nie rozumiem! – Mój głos stawał się coraz bardziej rozpaczliwy.

– Olga, ja... nie potrafię tego wyjaśnić. Czuję, że coś mnie przytłacza, że muszę przemyśleć swoje życie. To nie twoja wina, to ja muszę... – urwał, a w jego oczach pojawiło się coś, czego nie znałam – strach.

Stałam tam, patrząc, jak Michał odchodzi, a moje życie rozpada się na kawałki. To wszystko działo się tak szybko, że nie mogłam złapać tchu, a słowa Michała odbijały się echem w mojej głowie. „Potrzebuję czasu”, „muszę znaleźć siebie”. Co to w ogóle miało znaczyć? Przecież planowaliśmy wspólną przyszłość, nasze życie było zaplanowane, każda najdrobniejsza decyzja, nawet wybór miejsca na podróż poślubną. A on teraz po prostu odchodził, zostawiając mnie z tą pustką.

Czekałam, aż się odwróci, że wróci i powie, że to pomyłka, że nie może beze mnie żyć. Ale nic takiego się nie stało. Jego kroki stawały się coraz cichsze, aż w końcu zniknął za rogiem. Wtedy poczułam, jak coś we mnie pęka.

Cały czas czekałam na niego

Mijały tygodnie, potem miesiące i w końcu lata. Najpierw szukałam jego wiadomości, czegokolwiek – SMS-a, e-maila, sygnału, że to tylko chwilowa ucieczka, że wróci. Każdego ranka budziłam się z nadzieją, że zobaczę na telefonie jego imię, a każde wieczorne czekanie kończyło się coraz większą pustką. Mieszkanie stało się ciche, za ciche. Kiedyś były w nim śmiechy, rozmowy, plany... Teraz nie zostało nic. Tylko ja i to dziwne echo wspomnień, które nie chciało mnie opuścić.

Każdy kąt przypominał mi o nim. Na stole wciąż leżały rozrzucone próbki zaproszeń ślubnych, których nie miałam odwagi wyrzucić. W łazience stała jego szczoteczka do zębów, jakby miał wrócić w każdej chwili. Nie mogłam się jej pozbyć – byłaby to ostateczna kapitulacja, przyznanie przed samą sobą, że już nie wróci.

Nocami nie spałam. Leżałam w łóżku, wsłuchując się w ciszę, która zdawała się głośniejsza niż kiedykolwiek. Czułam, jak coś we mnie pęka. Każdy dzień bez niego był kolejnym kawałkiem mnie, który umierał. To nie była tylko samotność. To było coś więcej, coś głębszego – jakby ktoś zabrał mi część duszy, tę najważniejszą, i zostawił pustkę.

Nie potrafiłam normalnie żyć

Próbowałam żyć normalnie. Spotykałam się z przyjaciółmi, udawałam, że jestem w stanie funkcjonować. Ale to była maska. Uśmiechałam się, rozmawiałam, ale w środku czułam, jakby to wszystko było obce. Czułam, że jestem zawieszona między tym, co było, a tym, co miało nadejść, ale nie mogło nadejść, bo Michał zabrał ze sobą moją przyszłość.

Zaczęłam unikać ludzi. Nie mogłam znieść pytań, na które sama nie znałam odpowiedzi. „Co z Michałem?”, „Kiedy ślub?”, „Dlaczego on wyjechał?”. Nawet własna matka, próbując pocieszyć, raniła mnie bardziej.

– Daj mu czas, wróci. Musi się po prostu odnaleźć. To tylko kryzys przed ślubem – mówiła, klepiąc mnie po ramieniu, jakbym była dzieckiem, które nie rozumie świata.

Ale ja rozumiałam. Michał nie wróci. Czułam to z każdym dniem coraz bardziej. Ten Michał, którego znałam, zniknął na zawsze. A ja zostałam sama, z tymi wszystkimi niedokończonymi pytaniami, które dławiły mnie każdego dnia. I tak przez 5 lat.

Byłam w szoku

Stacja benzynowa była prawie pusta. Siedziałam w samochodzie, czekając, aż licznik pokaże pełny bak. Deszcz bębnił w dach, a ja patrzyłam na krople, które rozmazywały się na szybie. To miał być zwykły dzień, jeden z tych, kiedy wszystko wokół dzieje się w spowolnionym tempie.

Kiedy skończyłam tankować, weszłam do sklepu po butelkę wody. Stanęłam w kolejce do kasy, przeglądając nerwowo wiadomości na telefonie, kiedy nagle kątem oka zobaczyłam coś znajomego. Uniosłam wzrok. Najpierw zobaczyłam plecy, potem profil twarzy, której nigdy nie zapomnę. Michał. To był Michał.

Zamarłam. Czas zwolnił, a wokół mnie wszystko zniknęło. Tylko on i... kobieta obok niego. Uśmiechała się do dziecka, które siedziało w wózku, łagodnie dotykając jego małej rączki. Michał też się uśmiechał. Ale nie do mnie.

Czułam, jak krew odpływa mi z twarzy, a nogi zaczynają drżeć. Przez tyle lat wyobrażałam sobie ten moment, gdy go spotkam. Tysiące scenariuszy, w których pytałam, dlaczego. W których chciałam odpowiedzi. Teraz... stał przede mną, a ja nie mogłam wykrztusić słowa.

Michał spojrzał w moją stronę. Widziałam, jak jego oczy się rozszerzyły, jak na moment zastygł w bezruchu. Przez ułamek sekundy byliśmy tylko my – dwie osoby z przeszłości, którą jedno z nas już dawno pogrzebało.

Oboje byliśmy zaskoczeni

Wzięłam głęboki oddech i podeszłam do niego.

– Michał? – wyszeptałam, czując, jak serce bije mi w piersi tak mocno, że niemal go słyszałam.

Odwrócił się całkowicie, stojąc teraz twarzą w twarz z przeszłością, którą zostawił. Na jego twarzy pojawiło się coś, co mogło być zarówno zaskoczeniem, jak i zakłopotaniem. Spojrzał na kobietę i dziecko, a potem znów na mnie.

– Olga... – powiedział cicho, jakby moje imię było dla niego ciężarem.

To twoja rodzina? Żona?– spytałam, choć odpowiedź była oczywista.

Michał skinął głową, a ja poczułam, jak coś ściska mnie za gardło.

– Chyba powinieneś mi coś wyjaśnić?

Chciałam poznać prawdę

Usiedliśmy na ławce za stacją benzynową. Nie byłam pewna, jak się tu znaleźliśmy, jak udało mi się go oderwać od tej kobiety i dziecka. Może sam to czuł – że mamy coś do załatwienia, coś niedokończonego. Michał patrzył na swoje dłonie, jakby szukał w nich odpowiedzi. Ja patrzyłam na niego, próbując zrozumieć, co się zmieniło, co sprawiło, że kiedyś bliska mi osoba teraz była prawie obca.

– Dlaczego, Michał? – zapytałam, łamiąc ciszę, która wydawała się ciążyć nad nami jak burzowa chmura. – Dlaczego wtedy odszedłeś? Bez słowa, bez wyjaśnienia?

Westchnął głęboko, a ja czułam, że zaraz powie coś, co wcale mnie nie uspokoi.

– Olga... – zaczął, a ja natychmiast spięłam się na dźwięk swojego imienia w jego ustach. – To nie było tak, nie chciałem cię skrzywdzić. Po prostu... nie mogłem inaczej.

– Nie mogłeś inaczej? – przerwałam mu, czując, jak coś we mnie eksploduje. – Michał, mieliśmy się pobrać! Wszystko było gotowe, wszystko było... nasze. A ty po prostu zniknąłeś, jakby nic nigdy nie miało znaczenia. Jakbyśmy nic nie znaczyli!

Byłam wściekła

Zacisnęłam pięści, próbując zapanować nad drżącym głosem, ale łzy piekły mnie pod powiekami. Nie chciałam, żeby widział, jak bardzo mnie zranił, ale wszystko wracało – te noce bez snu, ta samotność, która mnie rozdzierała, ta niekończąca się pustka.

Michał w końcu podniósł na mnie wzrok. Jego oczy były pełne bólu, ale to nie zmieniało faktu, że to ja nosiłam w sobie rany, które on zadał.

Bałem się – powiedział w końcu, a jego głos załamał się. – Bałem się, że to wszystko było za dużo. Za poważne, za... prawdziwe. Nie byłem gotowy.

Poczułam, jak w środku coś pęka. Bał się. Tyle lat czekałam na wyjaśnienie, a on po prostu... się bał? Jakby to było jakiekolwiek usprawiedliwienie.

– Więc po prostu uciekłeś? – zapytałam cicho, czując, jak żal zmienia się w zimną, ostrą wściekłość. – I teraz masz nowe życie, nową rodzinę, i co? Wszystko to, co mieliśmy, było tylko chwilowe? Jak coś, co można wyrzucić, bo nagle cię przerosło?

– To nie tak... – Michał wziął głęboki oddech. – Ja też cierpiałem. Myślisz, że było mi łatwo? Że zostawiłem cię bez wahania? Olga, ja...

– Nie – przerwałam mu, czując, jak łzy zaczynają wreszcie spływać po moich policzkach. – To ty odszedłeś. I to ty musisz z tym żyć.

Niepotrzebnie czekałam

Patrzyłam na niego przez chwilę, jak próbował znaleźć słowa, które mogłyby to wszystko naprawić. Ale nie było już co naprawiać. Michał miał nowe życie, a ja... Ja wciąż tkwiłam w tym starym, nie mogąc się od niego uwolnić.

Wstałam z ławki, czując, jak ciężar lat nagle spływa z moich ramion. Michał nadal siedział, patrząc na mnie z mieszanką żalu i bezsilności. Ale to już nie miało znaczenia. Nasza rozmowa, tak długo odkładana, miała być odpowiedzią na wszystkie moje pytania. Miałam nadzieję, że przyniesie ulgę, że może znajdę ukojenie. Ale w rzeczywistości usłyszałam tylko to, co już dawno podejrzewałam – Michał odszedł, bo nie był gotowy, bo nie mógł. Bo nie potrafił unieść tego, co budowaliśmy.

Spojrzałam na niego po raz ostatni, próbując zapamiętać, jak wygląda teraz – jako mąż, ojciec, ktoś, kim już nigdy nie będzie dla mnie. Michał próbował coś powiedzieć, ale słowa zawisły w powietrzu, zbyt puste, by miały znaczenie.

– Żegnaj, Michał – powiedziałam cicho, choć to pożegnanie przyszło o wiele za późno.

Odwróciłam się i ruszyłam w stronę samochodu, czując, jak każdy krok oddala mnie od przeszłości. Deszcz przestał padać, a jesienne liście przyklejone do chodnika lśniły w bladym słońcu. To miał być nasz czas – nasza pora roku. Ale teraz ta jesień należała już tylko do mnie.

Kiedy wsiadłam do auta, zapięłam pas i przez chwilę siedziałam w milczeniu, patrząc w dal. Czułam, jak serce nadal mnie boli, jak rana wciąż jest świeża, ale jednocześnie wiedziałam, że to koniec. Nie będzie więcej czekania, złudzeń ani niewypowiedzianych słów. Wszystko zostało powiedziane.

Reklama

Olga, 35 lat

Reklama
Reklama
Reklama