Reklama

Stałam przed lustrem w naszej sypialni i poprawiałam materiał sukienki. Gładkiej, jedwabistej, po prostu idealnej. Chciałam wyglądać elegancko. Kobieco. Jak ktoś, kogo Maciek nie zechce już nigdy zignorować.

Reklama

– Wiktoria, wyglądasz jak milion dolarów – powiedziała moja przyjaciółka, gdy pojechałyśmy po tę sukienkę trzy tygodnie wcześniej. I nawet nie próbowałam zaprzeczać. Wyglądałam dobrze. Cholernie dobrze.

Wyglądałam obłędnie

Nasz związek ostatnio chwiał się na tyle, że bałam się kolejnego podmuchu wiatru. W ostatnich miesiącach kłóciliśmy się o wszystko. Ale bal sylwestrowy miał wszystko zmienić. Przynajmniej w moich romantycznych marzeniach.

– Gotowa? – Jego głos brzmiał zupełnie zwyczajnie. Jakby... nie zauważył, że dziś wyglądałam obłędnie.

Odwróciłam się. Narzeczony stał w progu w czarnym garniturze, z koszulą rozpiętą pod szyją. Muszę przyznać, że Maciek był typem mężczyzny, który mógłby ubrać worek na ziemniaki i nadal przyciągałby spojrzenia. A tego wieczoru... wyglądał zbyt dobrze.

– Gotowa – odpowiedziałam krótko.

Bal sylwestrowy odbywał się w sali z wielkimi oknami i kryształowymi żyrandolami, które oślepiały blaskiem. Gwar rozmów i śmiech gości odbijały się od ścian, a muzyka grana przez orkiestrę sączyła się gdzieś w tle. Wszyscy wyglądali na szczęśliwych.

Maciek stał obok mnie, nonszalancki i pewny siebie. Przywitał się z kilkoma znajomymi, rzucając od czasu do czasu swoim czarującym uśmiechem.

– Wszystko w porządku? – zapytał nagle, zauważając, że zbyt długo milczę.

– Tak, po prostu… Rozglądam się – odpowiedziałam, starając się uśmiechnąć.

I wtedy TO zobaczyłam.

Serce podeszło mi do gardła

Różowa smuga szminki na kołnierzyku śnieżnobiałej koszuli. Była niewielka, ale wyraźna na tle jasnej tkaniny. Ten odcień różu nie należał do mnie. Nigdy nie nosiłam takich kolorów.

Serce podeszło mi do gardła, a przez chwilę nie mogłam oddychać. Mogłam udawać, że niczego nie widzę, że może ktoś niechcący go potrącił, że ktoś zrobił głupi kawał. To nie był przypadek. W jednej chwili wszystko stało się jasne.

– Kochanie – zaczęłam spokojnym, wręcz obojętnym tonem. – A skąd ta szminka?

Zamarł. Chyba orientował się w sytuacji, bo na ułamek sekundy spojrzał na swoje ramię.

– Jaka szminka? – zapytał z niewinnym uśmiechem, jakby wierzył, że nie widzę różowego śladu.

– Ta tutaj – wskazałam palcem.

W jego oczach pojawiło się coś na kształt paniki. Starał się to ukryć, ale... mnie nie oszuka. Znałam go za dobrze.

– Ach… – zaczął nonszalancko, jakby właśnie coś sobie przypomniał. – To pewnie przypadkiem. Ktoś się o mnie otarł. Sama widzisz, ile tu ludzi.

– Naprawdę? – Uśmiechnęłam się, ale w moim spojrzeniu było coś zimnego, coś, co go zaniepokoiło.

– Nie przesadzaj, Wika. Przecież nic się nie stało.

– Nie stało? – Przechyliłam głowę, uważnie obserwując jego twarz. – Lepiej powiedz mi prawdę.

– Daj spokój. Naprawdę robisz z igły widły – jego ton głosu stawał się coraz bardziej zirytowany.

Przez chwilę milczałam. Widziałam, że stara się z całych sił zachować spokój, ale coś w jego postawie zdradzało, że nie jest w stanie wybrnąć z tej sytuacji.

Spotkałeś się z kimś przed balem? – zapytałam wprost.

Jego spojrzenie uciekało wszędzie, tylko nie na mnie.

– Maciek – powtórzyłam głośniej, nachylając się bliżej niego. – Spotkałeś się z kimś?

– Proszę cię. To nic takiego.

– A jednak coś – syknęłam. – I z tym „nic takiego” przyszedłeś tutaj ze mną?

Mój głos był spokojny, ale lodowaty. Jego twarz momentalnie zbladła.

Chciałam krzyczeć

– Wika, to była głupota. Nie ma o czym mówić. To nic nie znaczy – powiedział szybko, jakby chciał się tego wyzbyć. Jakby słowa mogły wszystko naprawić.

– Nic nie znaczy? – powtórzyłam z gorzkim uśmiechem. – Maciek, od kiedy „nic nie znaczy” zostawia ślad różowej szminki?

W tamtym momencie miałam ochotę rzucić drinkiem w jego twarz, krzyczeć, uderzyć go. Ale nie zrobiłam nic z tych rzeczy. Zamiast tego wyprostowałam plecy i uśmiechnęłam się szeroko, jakbym była doskonale rozbawiona całą sytuacją.

– W porządku – powiedziałam chłodno, zupełnie ignorując jego zmieszanie. – Nie martw się. Nie będę robić scen.

Odetchnął z ulgą. Naiwniak. Naprawdę uwierzył, że tak łatwo mu odpuszczę.

– Idę po coś do picia – dodałam i ruszyłam w stronę baru, zostawiając go samego.

Serce waliło mi jak oszalałe, a w głowie miałam gonitwę myśli. „To nic nie znaczy”… Ile razy kobiety słyszały te słowa? I ile razy w nie wierzyły? Nie zamierzałam być kolejną idiotką.

Wtedy zauważyłam Bartka. Stał przy stoliku, rozmawiając z jakimś znajomym. Wyglądał na rozluźnionego, pewnego siebie. Jego wzrok przeciął się z moim na ułamek sekundy, a na jego twarzy pojawił się delikatny, zadziorny uśmiech. Nagle w mojej głowie narodził się pomysł. Szalony. Głupi. Ale czy nie tego właśnie teraz potrzebowałam?

Poczułam na sobie jego wzrok

Bartek zauważył, że zmierzam w jego stronę. Podniósł brwi w geście lekkiego zaskoczenia, ale nie ruszył się z miejsca. Czekał.

Szłam wprost do niego. Jeśli Maciek myślał, że jego „nic takiego” ujdzie mu na sucho, to jeszcze nie znał mnie do końca.

– Maciek już cię zostawił? Głupiec – rzucił Bartek, z tym swoim cynicznym uśmiechem.

– Może po prostu nie docenia tego, co ma – odpowiedziałam, patrząc mu prosto w oczy.

Bartek uniósł brew, zaskoczony moją pewnością siebie.

– Cóż, nie wszyscy wiedzą, co mają pod nosem – szepnął mi do ucha. – Ale ja to widzę.

– Naprawdę? – Uśmiechnęłam się, pozwalając sobie na więcej, niż powinnam. – A co widzisz?

– Piękną, inteligentną kobietę, która najwyraźniej potrzebuje towarzystwa.

Poczułam na sobie jego wzrok. Nie patrzył na mnie jak na kolejną dziewczynę, którą można zdobyć. Było w tym coś więcej.

– Może zatańczysz? – zapytał, wyciągając rękę.

Spojrzałam kątem oka na Maćka. Stał z boku, obserwując nas z napięciem na twarzy. Dobrze. Niech patrzy.

– Chętnie – odpowiedziałam, kładąc dłoń na jego ramieniu.

Na parkiecie Bartek prowadził pewnie i zaskakująco delikatnie. Czułam się wolna. Jakby wszystko, co działo się wcześniej, straciło znaczenie.

– W co ty grasz? – szepnął mi do ucha.

– W grę, którą zaczęłam dzisiaj przegrywać – odparłam, ściskając jego dłoń mocniej.

Bartek spojrzał mi w oczy. Zrozumiał.

– Nie jestem pewien, czy Maciek będzie tym zachwycony.

Niech się nauczy doceniać, co miał – odpowiedziałam chłodno, po czym uśmiechnęłam się szeroko.

Reklama

Wiktoria, 29 lat

Reklama
Reklama
Reklama