Reklama

Po piętnastu wspólnie spędzonych latach zdecydowaliśmy się z Krzyśkiem na zawarcie małżeństwa. Szczerze mówiąc sama nie jestem pewna, czemu akurat w tym momencie, bo między nami nie zaszły ostatnio żadne zmiany. Chyba po prostu oboje poczuliśmy, że jesteśmy gotowi na ten krok, mimo że do tej pory – jeśli chodzi o formalności – nie odczuwaliśmy takiej potrzeby.

Reklama

To był mój pomysł

– Wyobraź sobie, że ulegam wypadkowi i ląduje w szpitalu. Czy w ogóle udzieliliby ci jakichkolwiek informacji o mnie? Nie znam się na przepisach, ale z prawnego punktu widzenia jesteśmy sobie zupełnie obcy.

Przez wiele lat wiedliśmy swobodne życie. Oboje jesteśmy po rozwodach. Taki stan rzeczy w zupełności nam odpowiadał. Czas płynął nieubłaganie. Ale kiedy raz zasieje się w głowie jakąś myśl, trudno się od niej uwolnić. Rozważania typu „co by było, gdyby” nie dawały spokoju. Aż wreszcie postanowiliśmy działać. Ceremonia miała mieć kameralny charakter, w gronie najbliższych – nas i dwójki świadków, którymi zostali brat Krzyśka oraz moja siostra.

Nawet sukienkę już sobie sprawiłam, a tu nagle, zupełnie niespodziewanie, wpadłam na Jacka. Nigdy wcześniej nie poznałam nikogo w taki spontaniczny sposób. Zresztą od dłuższego czasu w ogóle nie rozglądam się za męskim towarzystwem. Dawniej to była zupełnie inna historia, ale teraz to już nie te czasy.

To był powód, dla którego moje małżeństwo legło w gruzach, bo ciągle się w kimś zakochiwałam. Przeważnie te miłostki nie trwały długo i nie były na poważnie – zupełnie jak u nastolatki, którą chyba zostałam odrobinę za długo. W sumie to były raczej błahe historie, ale nim się obejrzałam, już byłam rozwódką.

Jestem gotowa na poważną relację

Od momentu, gdy los zetknął mnie z Krzyśkiem, a moje serce podpowiedziało mi, że to właśnie on jest tym jedynym, zdecydowałam się zerwać z przeszłością i rozpocząć nowy rozdział. Przez lata naszego związku dochowywałam mu stuprocentowej wierności zarówno pod względem cielesnym, jak i duchowym.

Zero zdrad i oszustw. Czułam dumę i radość. Krzysztof to porządny chłopak, o spokojnym charakterze. Czasami trochę niezaradny, ale bystry i dowcipny. Dobrze się dogadywaliśmy. Niezbyt często dochodziło między nami do sporów. W kluczowych kwestiach zawsze mieliśmy podobne zdanie.

To było jak uderzenie pioruna. Spotkaliśmy się przy kasie, stojąc obok siebie w kolejce. Zauważyłam jego spojrzenie. Soczyście zielone tęczówki, emanujące spokojem niczym leśne jeziora. Wpatrywał się we mnie intensywnie, a ja czułam, jak miękną mi kolana. Uregulował należność za zakupione produkty, ale nie oddalił się zbytnio.

Najwyraźniej na mnie czekał

– Czy zechciałaby pani, abym przez moment pani potowarzyszył? – w jego głosie pobrzmiewała niezwykła głębia, tak samo ujmująca jak spojrzenie, niesamowicie zmysłowa.

Szedł obok. Zatrzymaliśmy się przy przystanku autobusowym. Wymieniliśmy parę błahych uwag. W duchu błagałam, aby bus jak najszybciej nadjechał, bym mogła do niego wsiąść i uwolnić się od jego towarzystwa. Jednak coś – jakaś tajemnicza moc – zdawało się działać przeciwko mnie.

Autobusu wciąż nie było widać.

– Jestem Jacek.

– Agata.

– Niesamowity zbieg okoliczności! Kiedy los stawia na swojej drodze Jacka i Agatkę, nie wypada przejść obok tego obojętnie. Co powiesz na filiżankę kawy?

– Niestety, bardzo się spieszę.

Mówiłam szczerą prawdę, jednak w mgnieniu oka straciło to jakiekolwiek znaczenie. Niczym jagnię prowadzone na rzeź, podążyłam za nim do najbliższej kafejki. I tak oto zasiadłam przy stoliku, delektując się aromatyczną kawą, smakowitym ciastkiem i lampką wina.

Jak do tego doszło, że z dnia na dzień przestałam pamiętać o tym, co przez piętnaście długich lat tak sumiennie wypełniałam? Wcale nie chodziło o jego aparycję, bo nie dało się powiedzieć, żeby był jakoś wyjątkowo urodziwy.

Miał w sobie to coś

Chodziło wyłącznie o oczy. Przypominały bezdenną przepaść, w której pragnęłoby się utonąć. A gdy się śmiał, było w nim coś z psotnego, niepokornego brzdąca. Identycznie zachowywał się podczas rozmowy, co chwilę zmieniając ton – raz rzucał dowcipami i przekomarzał się, a zaraz potem robił się śmiertelnie poważny.

Rozmawialiśmy sobie, a ja miałam w głowie tylko jedno – zero umawiania się, wymieniania numerów telefonów… Nic z tego. Jeszcze tego samego dnia dostałam SMS-a, a dzień później już się widzieliśmy.

Powtarzałam sobie, że to będzie ostatni raz. Nie ma nic złego w jednej niewinnej randce.

Godzinami przeglądałam szafę – spodnie, kiecki, spódniczki. Cofnęłam się w czasie i zdziecinniałam. Spacerowaliśmy alejkami, a potem schowaliśmy się w przytulnej knajpce. Dwie godziny przeleciały, a ja nie wspomniałam o zbliżającym się ślubie. Rzuciłam, że mam chłopaka, ale nic nas w sumie nie łączy.

Wiem, jak to mogło zabrzmieć – niezobowiązująca relacja. Powiedział, że jest wolnym facetem, który ma dość bycia samemu. Gdy spotkaliśmy się po raz trzeci, rzucił, żebyśmy poszli do niego.

Mieszkał w ekskluzywnym apartamencie

Wnętrze było nowoczesne i chłodne, a ja od zawsze przepadałam za takim stylem. Rozsiadłam się w obszernym fotelu i spróbowałam sobie wyobrazić, jak to by było wieść życie w tym miejscu, u boku tego mężczyzny.

Jestem mistrzem w wymyślaniu różnych historii – ten pomysł naprawdę przypadł mi do gustu. Jacuś przysiadł tuż obok, kładąc rękę na mojej talii. Chyba szykował się, żeby mnie wreszcie pocałować. Miał przy tym durny wyraz twarzy. „Boże, ale ze mnie kretynka” – przemknęło mi nagle przez głowę.

– Posłuchaj, muszę się stąd zwijać. To jakaś pomyłka. Jest mi potwornie przykro, wybacz mi proszę!

– Oszalałaś? O co chodzi? Nie mam nic złego na myśli, chyba masz do mnie zaufanie?

– Jasne, ale zaszło tutaj jakieś nieporozumienie.

– Po co tak się spieszyć? Pogadajmy, niczego nie zrobię wbrew twojej woli.

– Niestety, to nie wchodzi w grę.

– W porządku. Trzymaj się, Agata. Drzwi masz otwarte – rzekł z posępnym uśmiechem.

Ogarnęło mnie poczucie ogromnej ulgi. Wyrzucić z pamięci, czym prędzej wymazać z głowy.

Ten wieczór nie był udany

W supermarkecie zrobiłam zakupy do przygotowania wyśmienitej kolacji. „Jesteś miłością mojego życia, Krzysztofie” – powiedziałam na głos, nie przejmując się, że inni mogą to usłyszeć.

Kiedy wróciłam, mój partner siedział cicho. Wydawał się być myślami gdzieś daleko. Następne dni przyniosły to samo. Żadnych zbliżeń, czułych gestów. Tylko chłodne nastawienie i oddalenie.

– Odwołujemy wesele – rzucił nagle pewnego wieczoru.

– Ale jak to? O co chodzi?

– Dobrze wiesz o co!

– Nie mam pojęcia…

– Daj spokój z tą szopką.

Popatrzył na nią znacząco. Wiedział? Ale skąd? Muszę mu to wyjaśnić, bez względu na to, jak bardzo będzie to bolesne.

– Musimy porozmawiać.

– Jakoś nie mam ochoty z tobą dyskutować.

Odwrócił się i opuścił mieszkanie. Czyżby ktoś widział mnie w towarzystwie Jacka? Ale przecież miałam prawo siedzieć w kawiarence albo przechadzać się z kimś. Na przykład ze starym kumplem, którego przypadkiem spotkałam. W końcu nie chodziliśmy z Jackiem trzymając się za ręce.

„Odwołujemy wesele”. Kompletna bzdura, bo w sumie nic takiego się nie wydarzyło!

Krzysiek wrócił do domu nad ranem, zalany w trupa. Padł plackiem na sofę. Z kieszeni dżinsów wypadł mu się telefon i gruchnął o podłogę. Schyliłam się po niego. Krzysiek chrapał w najlepsze, kompletnie nieprzytomny.

Co on wymyślił?!

Poszłam do pokoju i sprawdziłam spis rozmów telefonicznych. Niestety, żaden z widniejących tam numerów nie pasował do tego, który otrzymałam od Jacka. Mój mąż parę razy kontaktował się z bratem, pozostałe numery również w większości rozpoznałam. Oprócz trzech. Wklepałam je w Google, choć szczerze mówiąc nie liczyłam na zbyt wiele. Ku mojemu zaskoczeniu coś jednak znalazłam.

Numer na drugim miejscu okazał się być numerem biura detektywów. Wgniotło mnie w siedzenie. Trudno mi było uwierzyć. Coś niemożliwego. Serce waliło jak oszalałe, a dłonie drżały. Ogarnęła mnie nieokiełznana złość. Jednym skokiem znalazłam się obok Krzyśka.

– Hej, obudź się w tej chwili, wstawaj, do cholery! No wstawaj już!

Spojrzał na mnie nieprzytomnie.

– Wynająłeś prywatnego detektywa, żeby mnie śledził? Od jak dawna mnie obserwuje? Gadaj, bo nie ręczę za siebie!

Miałam wielką ochotę przyłożyć mu w twarz, kiedy gapił się na mnie z otwartymi ustami.

– Chyba jednak było warto – wybełkotał pod nosem. – Przynajmniej dowiedziałem się, jaka z ciebie niewyżyta dziewucha.

– Niewyżyta dziewucha? Ile czasu musiałeś mnie śledzić, żeby dojść do takich wniosków?

– Najwyraźniej aż nadto, jak widać po efektach.

Rozstaliśmy się

Nie potrafił zaakceptować „faktów” na mój temat, a ja miałam identyczny problem z nim.

Przyczyna naszego rozstania wyszła na jaw dopiero po paru miesiącach, gdy przypadkowo spotkałam w centrum handlowym jego bratową. Była nieźle wkurzona na swojego męża po ostrej sprzeczce. Wstąpiłyśmy do baru, gdzie przy koniaku opowiedziała mi całą historię.

– Olek wpadł na ten pomysł – powiedziała.

– Jaki pomysł?

– Chciał cię sprawdzić.

– Kompletnie nie rozumiem…

– Chodzi o to wesele. Olkowi i Krzyśkowi wydawało się to jakieś dziwne, że ni z tego, ni z owego postanowiłaś za niego wyjść. Zwłaszcza po takim czasie. Olek wpadł na pomysł, że może to być jakaś twoja sztuczka. No wiesz, że weźmiesz z nim ślub, a potem się rozwiedziesz i zostawisz Krzyśka bez grosza przy duszy. Na przykład jakbyś miała kogoś na boku… A Olek by na tym stracił. W końcu mają wspólny biznes.

Faktycznie, mogłam wyciągnąć kasę od jednego i drugiego. I rozpocząć wszystko od nowa. Dziwne, że ta myśl nawet nie postała mi w głowie. Ale jemu tak.

Dręczyła mnie jeszcze jedna sprawa. Czy to możliwe, żeby Jacek był w to zamieszany? Odgrywał rolę faceta, który sprawdza moją wierność? Próbowałam się do niego dodzwonić, ale nie oddzwonił, więc chyba miałam już jasność.

Reklama

Dorota, 47 lat

Reklama
Reklama
Reklama