„Narzeczony zabrania mi robić kariery. Podobno kobieta ma rodzić dzieci i siedzieć w domu, a nie latać po świecie”
„– To wyjątkowa szansa na rozwój i dobrą pensję. Dostałam tę propozycję, bo wyróżniałam się na roku. Nie mogę pozwolić sobie na zmarnowanie takiej okazji – odpowiedziałam. – Rzeczywiście, nie możesz... Jedź, ale dla nas to koniec. Odwołujemy ślub”.
- Listy do redakcji
Niedawno ukończyłam studia magisterskie na uniwersytecie. Warto dodać, że z najwyższym wyróżnieniem. Nie chcę się chwalić, ale po otrzymaniu dyplomu mój promotor stwierdził, że byłam najlepsza. Nawet profesor zachęcał mnie, żebym została na uczelni, pracowała i kontynuowała naukę, ale odmówiłam. Wróciłam do mojego rodzinnego miasta, bo tam czekał na mnie mój ukochany.
Obiecałam mu, że zaraz po ukończeniu studiów wrócę do domu i zamierzałam dotrzymać tego słowa. Pamiętam, jak po maturze wyjeżdżałam do Warszawy... Zbyszek miał taką smutną minę. Gdy po raz pierwszy powiedziałam mu o moich planach, bardzo się sprzeciwiał. Chyba bał się, że to koniec naszej miłości, że w stolicy poznam kogoś innego, zakocham się i pozostanę tam na zawsze. W każdy możliwy sposób starał się mnie zatrzymać. Chciał, żebym jak najszybciej wyszła za niego za mąż i urodziła dzieci. Ale ja byłam uparta.
Marzyłam o zdobyciu wykształcenia
Nikt w mojej rodzinie nie miał wyższego wykształcenia. Mogłam być pierwsza. Rodzice byli dumni, że dostałam się na uniwersytet. Sprzedali ziemię po babci, aby mieć pieniądze na utrzymanie mnie, na wynajęcie pokoju w akademiku. Nie chciałam ich zawieść. Poza tym byłam ciekawa, jakie jest życie w dużym mieście. W końcu Zbyszek to zrozumiał. Nawet odprowadził mnie na stację.
– Kochanie, nie martw się, przecież nie wyjeżdżam na koniec świata. Będziemy się widywać – uspokajałam go na peronie.
– Rozumiem, już dobrze… Ale nie szalej tam zbytnio, nie daj się za bardzo ponieść, nie rozglądaj się za innymi chłopakami. I obiecaj, że wrócisz do mnie – wyszeptał, kiedy wsiadałam do pociągu.
Zobacz także
– Obiecuję! – uniosłam dwa palce.
Warszawa bardzo mi się spodobała, ale nie zauroczyła mnie. Nie straciłam głowy, nie zapomniałam, dlaczego tu przybyłam. Kiedy moje koleżanki wychodziły na randki, wymieniały chłopców jak rękawiczki, spędzały dni i noce na szaleństwie, przez co zaniedbywały naukę, ja siedziałam skupiona nad książkami. Sumiennie się uczyłam i zdawałam wszystko za pierwszym razem.
Oczywiście czasem wychodziłam na tańce do klubu, ale potem spokojnie wracałam do akademika. Nie zajmowały mnie romanse. Pomimo rozłąki, moja miłość do Zbyszka nie słabła. Wręcz przeciwnie, coraz bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że to ten jedyny, na całe życie. Moi koledzy z uczelni myśleli tylko o rozrywce i przyjemnościach. Tymczasem mój ukochany myślał o przyszłości. Ciężko pracował w tartaku ojca i wszystko wskazywało na to, że wkrótce przejmie firmę. Podziwiałam jego odpowiedzialność.
A co więcej, był wierny. Nasze miasteczko jest małe, wszyscy się znają i wszyscy wszystko wiedzą. Mama często mnie ostrzegała, że wokół Zbyszka kręci się kilka dziewczyn. Szczególnie jedna.
Paulina nie dawała za wygraną
Osaczała go i nachodziła. Jednak on odsuwał ją od siebie jak natrętną muchę. Cierpliwie czekał na mnie. W końcu jego cierpliwość została wynagrodzona. Gdy tylko wróciłam, Zbyszek mi się oświadczył. Postanowiliśmy, że w lipcu następnego roku weźmiemy ślub. Chciał się ożenić natychmiast, ale nasi rodzice się sprzeciwili. Marzyli o wielkim, wspaniałym weselu i potrzebowali czasu na przygotowania. Poza tym uznali, że jeśli się pośpieszymy, ludzie mogą pomyśleć, że pobieramy się z musu. A więc wszystko miało być zgodnie z tradycją. Nie miałam zamiaru czekać na ślub, siedząc bezczynnie w domu.
Natychmiast zaczęłam szukać pracy. Zbyszek twierdził, że to niepotrzebne, bo będzie mnie utrzymywał, ale byłam nieugięta. Nie po to studiowałam, żeby tylko powiesić dyplom na ścianie. Szybko jednak przekonałam się, że nie jest to takie proste. Przez pół roku nie mogłam znaleźć żadnej pracy. Przeszukałam gminę wzdłuż i wszerz, i nic! W końcu jednak udało mi się zdobyć posadę w domu kultury. Byłam szczęśliwa, bo miałam mnóstwo pomysłów.
Chciałam zorganizować internetową kawiarenkę dla starszych mieszkańców, a dla młodszych grupę teatralną i warsztaty filmowe. Wyobrażałam sobie, że będziemy podróżować po Polsce, biorąc udział w różnych konkursach. Niestety, dyrektorka nie chciała nawet tego rozważać. Twierdziła, że nie ma pieniędzy na takie inicjatywy, że wystarczy chór, zajęcia z gotowania i rękodzieła pod opieką pań z koła gospodyń wiejskich. Czasami żałowałam, że nie zostałam w Warszawie.
– Cały świat posuwa się do przodu, a u nas czas jakby się zatrzymał. Wszystko wydaje się takie, jakbyśmy cofnęli się o 50 lat. Nienawidzę tej pracy! – zwierzyłam się pewnego dnia Zbyszkowi.
– No i świetnie. Jak już za mnie wyjdziesz za mąż i urodzisz dziecko, to przynajmniej nie będziesz narzekać, że musisz z niej odejść – odparł z uśmiechem.
Mijały kolejne miesiące
Przygotowania do ślubu szły pełną parą. Cieszyłam się, że zostanę żoną Zbyszka. Byłam pewna, że nic nie zakłóci naszego szczęścia. Aż do tamtego popołudnia, dwa tygodnie temu. Wtedy byłam w pracy. Nudziłam się strasznie, bo próba chóru seniorek już się zakończyła, a zajęcia z gotowania jeszcze się nie zaczęły. Siedziałam więc bezczynnie i patrzyłam przez okno. Nagle zadzwonił telefon. Głos w słuchawce należał do mojego... profesora z uczelni. Okazało się, że uniwersytet nawiązał współpracę z bliźniaczą szkołą na Florydzie. Dziesięciu najzdolniejszych absolwentów z ostatnich lat miało szansę wyjechać tam, aby kontynuować naukę i pracować.
– Myślałem, że może to cię zainteresuje. W Warszawie nie chciałaś zostać. A może Ameryka cię skusi? – zapytał.
Zaniemówiłam ze zdumienia. Kilka razy uszczypnęłam się w rękę, aby sprawdzić, czy to nie sen.
– Ale jak to możliwe? Dlaczego akurat ja? – wydusiłam, gdy wreszcie odzyskałam głos.
– Byłaś najlepsza na roku, świetnie znasz język... Proszę, jak najszybciej przyjedź na uczelnię, to opowiem ci o szczegółach – odpowiedział.
Byłam pełna ekscytacji. Nikomu nie zdradziłam prawdziwego celu mojej podróży. Powiedziałam jedynie, że muszę zrobić ostatnie zakupy przed ślubem. Doszłam do wniosku, że dopóki nie ustalę decyzji odnośnie wyjazdu, będę trzymać wszystko w tajemnicy. Po rozmowie z profesorem byłam oczarowana.
Uniwersytet na Florydzie proponował naprawdę atrakcyjne warunki. Dwuletni kontrakt, niezłe zarobki, mieszkanie w miasteczku studenckim, ekscytująca praca, możliwość kontynuowania nauki... Dowiedziałam się, że jestem jedną z najpoważniejszych kandydatek do wyjazdu. Wystarczyło złożyć wniosek, wypełnić kilka dokumentów, a miejsce praktycznie było już pewne.
– To dla pani ogromna szansa. Mam nadzieję, że ją pani wykorzysta – powiedział mi profesor na zakończenie.
Przez całą drogę powrotną do domu targały mną mieszane uczucia. Z jednej strony cieszyłam się z tak wspaniałej propozycji, ale z drugiej strony bałam się, jak Zbyszek zareaguje. Nie był zbyt entuzjastyczny, gdy wyjeżdżałam do Warszawy. A teraz Floryda? To przecież na drugim końcu świata. Czułam, że gdy się dowie, co się dzieje, jego reakcja nie będzie zbyt pozytywna.
Unikałam rozmowy przez dwa dni
W końcu nabrałam odwagi. Zaprosiłam go na kolację do domu. Przygotowałam jego ulubione zrazy, kupiłam wino.
– No, no... Prawdziwa uczta. Czyżbyś zaszalała na zakupach w Warszawie i potrzebujesz mojego wsparcia? – zapytał żartobliwie.
– Nie byłam na zakupach... – wyznałam.
– Naprawdę? To gdzie? – uśmiech zniknął z jego twarzy.
– Na uczelni. Dostałam propozycję wyjazdu do Ameryki – wybuchnęłam.
Następnie opowiedziałam mu wszystko, czego dowiedziałam się podczas rozmowy z profesorem. Słuchał mnie bardzo spokojnie. Nie wykazywał oznak zdenerwowania, nie przerywał mi. Tylko patrzył na mnie w dziwny sposób.
– A więc co planujesz zrobić? – zapytał, gdy skończyłam.
– Chcę wyjechać. Nie mogę przegapić takiej okazji – odpowiedziałam.
– Naprawdę, nie możesz... Jedź, ale z nami koniec. Odwołujemy ślub. Już wystarczająco długo byłem cierpliwy. Nie zamierzam czekać dłużej – oznajmił chłodno.
– To żart, prawda?
– Nigdy nie mówiłem poważniej – oznajmił.
Potem po prostu wstał i wyszedł. Byłam przerażona. Nie spodziewałam się, że zareaguje tak ostro. Miałam jeszcze złudzenia, że gdy przemyślał sprawę, zmieni zdanie. Liczyłam na to, że wrócimy do rozmowy i jakoś uda mi się go przekonać. Jednak nic z tego. Za każdym razem, gdy próbowałam zacząć dyskusję, natychmiast przerywał i uparcie powtarzał, że nie ma o czym rozmawiać, jeśli wyjadę, ślub nie dojdzie do skutku. Stanęłam przed trudnym wyborem. Przez całe noce zastanawiam się, co zrobić. Kocham Zbyszka i chcę być z nim. Ale z drugiej strony... Ten wyjazd to ogromna szansa na rozwój, na ciekawsze życie. Co mam wybrać?
Nina, 25 lat