Reklama

Moje życie wywróciło się do góry nogami w momencie, kiedy sędzia wypowiedział słowa: „rozwód przyznany”. Byłam wolna, ale i zagubiona. Wolność smakowała inaczej, niż się spodziewałam. Na moich ramionach spoczywała odpowiedzialność za Adama, mojego dziesięcioletniego wówczas syna, który nigdy nie zaakceptował decyzji o rozwodzie i pozostał wiernie po mojej stronie.

Reklama

Starałam się nie wracać do przeszłości. To był rozdział zamknięty. Po rozstaniu z mężem całym moim światem był Adam. Czułam, że to on potrzebuje mnie najbardziej, zwłaszcza że jego stosunki z ojcem były bardziej niż chłodne.

Poświęcałam się jego wychowaniu całym sercem

W głębi duszy jednak sama pragnęłam mieć koło siebie kogoś, kto podarowałby mi trochę czułości.

Tak było aż do dnia, kiedy przeszłość zapukała do moich drzwi w osobie Marka – przyjaciela mojego byłego męża.

Był wiosenny wieczór, kilka dni przed moim ślubem. Wtedy po raz pierwszy zobaczyłam Marka. Przyjechał z zagranicy na weselne przyjęcie mojego przyszłego męża, jako jego dawny przyjaciel.

Zobacz także

Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, poczułam, jakby czas na chwilę stanął w miejscu. Marek miał w sobie to ciepło, które od razu przyciągało. Był jak brakujący element układanki, który niespodziewanie pasuje idealnie do miejsca, o którego istnieniu się nie wiedziało. Z każdym wspólnym słowem, z każdym spojrzeniem rosła między nami więź.

Byłam jednak narzeczoną kogoś innego, stałam tuż przed życiem z innym mężczyzną. Moje wartości nie pozwalały na to, aby te nowo odkryte uczucia wzięły górę. Marek był tego świadomy i chociaż w jego oczach widziałam to samo, co czułam, zgodziliśmy się, że nie możemy sobie pozwolić na zniszczenie tylu życiowych planów.

Nie wolno nam tego robić – powiedziałam szeptem podczas naszego ostatniego spotkania przed moim ślubem.

– Wiem. Przyrzekam, że nie wejdę ci w drogę – odpowiedział Marek, a w jego głosie słychać było smutek i determinację.

W obietnicy, którą sobie złożyliśmy, było coś głęboko bolesnego, ale i niezwykle szlachetnego. To było pożegnanie, które każde z nas nosiło w sercu przez długie lata. Marek wyjechał zaraz po weselu, nie pożegnał się już ze mną. Przepadł gdzieś za granicą i słuch o nim zaginął, a ja zostałam z mężczyzną, który zrujnował 12 lat mojego życia.

W mojej pamięci Marek był jak marzenie, które odważyło się tylko na chwilę stać rzeczywistością. A teraz, po tylu latach, odnalazł mnie w mediach społecznościowych. Po trzech miesiącach rozmów na Skype postanowił wrócić do Polski. Do mnie.

Nie chciał tego zaakceptować

Adam przyszedł tego dnia późno. Usłyszałam klucze w zamku i poczułam, jak serce zaczyna bić mi szybciej. Przygotowałam sobie już w głowie co najmniej dziesięć różnych scenariuszy tej rozmowy, ale żaden nie wydawał się odpowiedni. Zawiesiłam wzrok na zasłonach.

– Cześć, mamo! – jego głos przeciął ciszę, ale ja nadal wpatrywałam się w ciemność za oknem.

– Usiądź, musimy porozmawiać – odezwałam się, a on bez słowa wykonał polecenie.

– Coś się stało? – zapytał, a w jego głosie pobrzmiewała niepewność.

Wzięłam głęboki oddech i wybrałam najprostsze słowa, jakie przyszły mi do głowy.

– Spotkałam kogoś… z przeszłości.

Jego wzrok natychmiast się zmienił. Zauważyłam, jak mięśnie jego twarzy zesztywniały, jakby przygotował się do uderzenia.

– Kogo? – jego pytanie brzmiało jak wyrok.

– Marka, przyjaciela twojego ojca. Przyjeżdża jutro – powiedziałam cicho.

– Przyjaciela ojca?

W jego oczach dostrzegłam jakiś rodzaj agresji.

– Nie żartuję. Zawsze dobrze się rozumieliśmy.

Przerwał mi.

– Po tym, jak ojciec nas zostawił, wracasz do tamtych historii? To zdrada, mamo.

Jego słowa były jak policzek. A ja tylko pragnęłam chwili szczęścia.

– Adam, rozumiem, że jesteś zaskoczony i że to dla ciebie trudne. Ale…

Ponownie przerwał mi, tym razem krzykiem.

– Trudne? To jest okropne! Jak mogłaś?!

Opuścił pokój, zostawiając mnie samą z tysiącem pytań i wątpliwości. Siedziałam długo, rozważając, czy można się zakochać ponownie, nie tracąc przy tym miłości syna.

Przez lata dbałam o to, żeby Adam widział w rozwodzie tylko winę ojca. I tak się stało. W jego rozumieniu wszystko, co związane z moim byłym mężem, jest złe.

Marek przyjechał, gdy Adam był na uczelni

Nie mogliśmy się nacieszyć swoim towarzystwem. Nareszcie, po tylu latach! Kiedy syn wrócił, przeszedł przez przedpokój jak burza i natychmiast zamknął się u siebie. Nie powiedział nawet „dzień dobry”.Czułam, jak odległość między mną a synem zwiększa się.

Wiedziałam, że muszę o tym porozmawiać z Markiem. Spotkaliśmy się w małej kawiarni, w której kiedyś często bywaliśmy.

– Wszystko w porządku? – zapytał Marek, patrząc na mnie z troską.

– To jest skomplikowanie – zaczęłam, zastanawiając się, jak wyrazić moje zaniepokojenie. – Adam nie przyjął dobrze wiadomości o nas – powiedziałam w końcu.

Marek kiwnął głową ze zrozumieniem, ale nie ukrywał swojego rozczarowania.

– Lucyna, od początku wiedzieliśmy, że nie będzie łatwo – odparł spokojnie. – Ale ja jestem gotowy, by walczyć o nas. Czy ty też?

Przełknęłam głośno ślinę, próbując zebrać myśli.

– Oczywiście, że chcę być z tobą. Ale Adam… on jest dorosły, a reaguje jak porzucone dziecko. Boi się zmian, boi się, że znowu zostanie skrzywdzony.

– Ja nigdy nie miałem zamiaru nikogo skrzywdzić, wiesz o tym, prawda? – zapytał, biorąc moją dłoń w swoje dłonie. – Może powinniśmy dać mu trochę czasu?

Kiwnęłam głową, wiedząc, że ma rację, ale serce ściskało mi się na myśl o cierpieniu syna.

– Dajmy mu czas – zgodziłam się, choć w głębi ducha wiedziałam, że czas może nie leczyć wszystkich ran.

Kiedy opuszczałam kawiarnię, była już noc. Zastanawiałam się, czy uczucie do Marka jest warte ryzyka utraty syna. Wiedziałam, że odpowiedź na to pytanie nie będzie łatwa, a każdy wybór przyniesie jakieś konsekwencje.

Punkt kulminacyjny naszych relacji nadszedł niespodziewanie. Adam zainicjował spotkanie, mówiąc, że chce pogodzić się z sytuacją i poznać Marka lepiej. Miałam nadzieję, że to krok ku lepszemu, ale w głębi serca tlił się niepokój. Spotkanie miało odbyć się w naszym domu – miejscu, które kiedyś było pełne rodzinnej harmonii.

To musiało się tak skończyć

Kiedy Marek przekroczył próg, Adam o dziwo wydawał się spokojny. Podał mu rękę, uśmiechnął się nawet. „Może wszystko się ułoży” – pomyślałam. Jednak gdy tylko Marek odwzajemnił uśmiech, atmosfera zaczęła gęstnieć.

– Powiedz mi, Marek, jak to jest wrócić do kogoś po tylu latach? – zaczął Adam, ale jego ton był wyraźnie pełen podejrzliwości.

Marek wydawał się zaskoczony pytaniem, ale odpowiadał spokojnie.

– Kiedy ludzie czują coś do siebie, to przeszłość nie ma znaczenia – powiedział.

Wtedy Adam przerwał mu, a jego głos stał się ostry.

– Uczucia? A co z lojalnością? Byłeś przecież przyjacielem mojego ojca?

– Adam, nie mieszaj do tego ojca. To zupełnie inna sprawa – wtrąciłam, próbując uspokoić sytuację.

Ale mój syn nie dał za wygraną.

– To jak nazwać twoje zamiary, Marek? Bo ja to widzę jako próbę zemsty lub manipulacji.

Marek wyprostował się, patrząc na Adama z rosnącym zaniepokojeniem.

– Adam, twoja matka jest dla mnie ważna. Kocham ją. Nie mam zamiaru nikogo skrzywdzić ani nie kieruję się żadną zemstą.

– Tak, oczywiście – syknął Adam. – A ja mam ci po prostu uwierzyć?

Jego ton był złośliwy, a w oczach malowała się wściekłość.

– Adam, proszę, uspokój się – próbowałam interweniować, ale mój syn wybuchnął.

– Mam się uspokoić? Gdy ty pozwoliłaś temu człowiekowi wejść między nas? – jego wzrok pełen wyrzutu przeszył mnie na wylot.

Stałam bezradnie między dwoma najważniejszymi mężczyznami w moim życiu, czując, jak moje serce rozbija się o mur ich nieporozumienia.

Następnego wieczoru w domu panowała duszna atmosfera, a każde z nas zdawało się ważyć słowa, zanim jeszcze przeszły przez usta.

– Adam, musimy porozmawiać – zaczęłam, ale on od razu przerwał mi, nie kryjąc frustracji.

– Co jeszcze jest do powiedzenia, mamo? – spytał, a w jego głosie dało się wyczuć rozczarowanie. Chciałam go przytulić, pocieszyć, ale zdawało mi się, że te dni, kiedy mogłam go otulić matczyną miłością, bezpowrotnie minęły.

Czułam się okropnie

– Adam, ja tylko…

– Tylko co? Tylko chcesz być szczęśliwa? A co ze mną, co z naszą rodziną? – przerwał mi. – Myślisz, że teraz z Markiem, zbudujesz nową? – rzucił wyzywająco. – Może w końcu powinienem to zaakceptować i odejść.

Jego słowa były jak ostrze.

– Odejść? Adam, nie mów tak – mój głos drżał.

– A dlaczego nie? W końcu zostanę z boku, gdy ty zaczniesz nowe życie – powiedział, a w jego tonie pojawiła się rezygnacja.

Nie zdążyłam nic powiedzieć, gdy drzwi zamknęły się za nim z hukiem. Zostałam sama w wielkim, pustym domu. Co zrobiłam źle? Czy można było tego uniknąć?

Spotkanie z Markiem po tym wszystkim wydawało się być jedyną szansą na zrozumienie, co dalej.

– Jak się czujesz po wczorajszym? – zapytał, patrząc mi w oczy.

– Nie wiem nawet co czuję. To wszystko jest takie skomplikowane – odparłam.

– Lucyna, jestem zaniepokojony tym, co się stało. To, co między nami, zaczęło wpływać na twoją relację z Adamem i… – zaczął, ale nie skończył zdania.

– I co? – dopytałam, chociaż domyślałam się, co chciał powiedzieć.

Marek spojrzał na mnie z troską, która sprawiała, że czułam się jeszcze bardziej bezradna.

– Czy myślisz, że to wszystko ma sens? Czy powinniśmy być razem, jeśli to oznacza tyle bólu? – zapytał.

Jego pytanie powaliło mnie na kolana. Mielibyśmy zrezygnować z tego, co mogło nas uszczęśliwić, tylko dlatego, że sprawia to ból komuś innemu? Czy miłość musi być tak bolesna?

– Marek, ja nie chcę wybierać między tobą a moim synem. Ale też nie chcę, abyś ty czuł się jak intruz w moim życiu – wyznałam.

– Wiem. Ja też tego nie chcę – odparł i wstał, podając mi rękę, aby pomóc mi się podnieść.

– Może powinniśmy dać sobie trochę czasu, aby wszystko się ułożyło? – zaproponował.

Kiwnęłam głową, zgadzając się, choć w sercu rozbrzmiewała niepewność. Czy czas naprawdę mógł zmienić coś w tej skomplikowanej układance naszych relacji?

Po opuszczeniu domu przez Adama poczułam głęboką samotność. Czy powinnam była zrezygnować z Marka dla jego spokoju? Marek był przy mnie, wspierał mnie. Jego obecność dawała mi siłę, ale z każdym dniem, kiedy Adam nie daje znaku życia, mój smutek rośnie.

W głębi serca wierzę, że z czasem Adam zrozumie. A ja, z każdym dniem, staję się silniejsza, ucząc się, jak żyć z wyborami, które podjęłam. Wierzę, że gdzieś pośród zawirowań losu czeka nas jeszcze szansa na szczęście.

Reklama

Lucyna, 56 lat

Reklama
Reklama
Reklama