Reklama

Dawno temu już miałam osiemnastkę, ale uważam, że obchodzenie własnych urodzin jest równie ważne w dorosłości, jak i w dzieciństwie. To wyjątkowy dzień i chciałabym, by w tym dniu było szczególnie uroczyście. I może, żeby ktoś mi sprawił jakąś choćby malutką niespodziankę? Albo, co tam, może całkiem dużą? Mój mężulek, po zeszłorocznej aferze z urodzinami, wyrył sobie chyba w kamieniu tę datę, bo już o świcie dzwonił do mnie i składał mi życzenia. Obiecywał też, że jak tylko wróci do domu z dłuższej delegacji, to wręczy mi wspaniały prezent. Trzymam za słowo!

Reklama

Oświadczył, że prezent już jest, ciężko mi w to wierzyć, bo gdy próbowałam wywiedzieć się co to, to nie chciał puścić pary z gęby… Nieco później, ale też z rana zadzwoniła moja matka, przypominając mi oczywiście, jak zwykle, że prawie straciła życie, rodząc mnie i rzuciła czerstwym żarcikiem, że o mały włos a ta data byłaby jednocześnie datą jej śmierci. No boki zrywać!

Liczyłam, że chociaż Rozalka stanie na wysokości zadania. Ma już czternaście lat i to zobowiązuje. Mogłaby coś przygotować, jakąś małą niespodziankę, może choć zabawną laurkę dla matki, ale okazało się, że... zwyczajnie wyleciało jej z pamięci! Wpadła do domu, rzuciła plecak i ani be, ani me. Pobiegła jak zwykle z przyjaciółeczkami na dwór. Wróciła dopiero późnym popołudniem, zajrzała do lodówki i padła jak długa na swój tapczan.

Nie widziała, że się nie uśmiecham i że powstrzymuję łzy.

Było mi strasznie przykro

Było mi strasznie przykro. Nie spodziewałam się po rodzonej córce takiej znieczulicy. Pamiętam, jak była młodsza i zbierała jakieś grosiki, żeby kupić prezent kochanej mamie. I kilka tygodni wcześniej przygotowywała już jakieś papierowe cudeńka i rysunki dla mnie. Jak do tego doszło, że właściwie nie byłyśmy już tak blisko ze sobą? Teraz tylko Emilka, Adela i Gabi były najważniejsze. I oczywiście to, co mówią. A co będzie na Dzień Matki? Aż się boję, co Rozalia będzie wyczyniać tego dnia i że znowu potraktuje mnie jak powietrze. Jak jakąś niegodną uwagi rzecz… Strasznie mnie to zabolało i odechciało mi się już nawet z nią rozmawiać na ten temat.

– Haloooo, mamooooo, czy ty mnie słyszysz? – spytała przy obiedzie. – Zakochana jesteś, że nic nie słyszysz, czy jak?

Ciekawe, co też mi chce to moje ukochane dziecko powiedzieć. Może przypomniało jej się, że mama ma urodziny i że wypada, chociaż złożyć życzenia z tej okazji.

– Mamo, ciocia Gabi ma zakład krawiecki i robi tam super modne jeansowe kurtki z wyszywanymi wzorami na plecach. Genialny krój, a materiał sprowadza z Anglii!

– Fajnie – nie potrafiłam z siebie wykrzesać więcej. Wkurzało mnie wszystko, co mówiła.

– Fajnie?! – prychnęła jak zawodowa primadonna. –To jest totalny czad!

Poczułam, jak coś we mnie pękło

No i wspomina mi tak o tej kurtce, bo zbliża się już wielkimi krokami Dzień Dziecka i że może poszukuję jakichś pomysłów na prezenty dla niej. A lepiej, żeby prezent był praktyczny i taki co się spodoba, niż nietrafiony, który skończy w kącie, co nie?

– Pamiętasz mamo, jak było w zeszły Dzień Dziecka? Wywalisz pieniądze na jakieś nieaktualne lub, co gorsza, niemodne rzeczy i jeszcze się obrazisz, że mi się nie podobają. I po co? Jak można kupić coś idealnego!

W tym momencie poczułam, jak coś we mnie pękło. Pękło na milion kawałków. Jak to się stało, że wychowałam taką roszczeniową małpę? Jak to jest w ogóle możliwe?

– Posłuchaj, Rozi. Codziennie zgłaszasz do mnie pretensje, że uważam cię za malutkie dziecko, podczas gdy ty jesteś już w zasadzie dorosła. To musisz się zdecydować, albo dziecko, albo dorosła? Dzień Dziecka jest dla dzieci jakby co – no musiałam, musiałam, poczułam taką satysfakcję, widząc zaskoczenie na jej twarzyczce. Mnie też się coś od życia w końcu należy. – Jeśli uważasz się za młodzież, to już masz święto w sierpniu, albo może Dzień Nastolatka w marcu. Sprawdź sobie.

– A co z prezentami? Też rodzice kupują wtedy?

– Niestety nie – wytłumaczyłam z poważną miną. – To dobre dla maluszków, a dorastające nastolatki powinny bardziej się uczyć i raczej dawać, niż dostawać. Wtedy są różne spotkania naukowe, konferencje, prelekcje…

W duszy śmiałam się do rozpuku, ale nie dawałam nic po sobie poznać. Miała straszną zagwozdkę i nie wiedziała, co ma wybrać. Pierwsza lekcja, że w życiu zawsze trzeba wybrać coś, kosztem czegoś. Nie można mieć ciastko i zjeść ciastko. Niestety całą naszą dyskusję wzięło w łeb, bo zadzwoniła koleżanka Rozalki i ta popędziła z telefonem zaszyć się w swoim pokoju. Bo przecież nie może rozmawiać przy „intruzie”. Czyli matce.

Ja zabrałam się za swoją pracę, czyli redagowanie różnych tekstów, klnąc w duchu, że wybrałam pracę w trybie zdalnym. Mogłam jeździć do biura, ale wolałam spędzać więcej czasu z córką… Teraz córeczka ma mnie gdzieś, mąż pływa na jakichś rejsach, a ja nawet nie mam do kogo gęby otworzyć, żeby się pożalić!

To było jak zadra w sercu

Myślałam, że mi przejdzie, ale o dziwo, tak się nie stało. Czułam tę zadrę w sercu i ona, zamiast maleć, codziennie się powiększała. Oczywiście wiedziałam, że wyolbrzymiam tę całą sytuację, potępiając dziecko za całe zło tego świata, ale wpieniało mnie to wszystko. Jej zachowanie, brak uważności na bliskich, skupienie tylko i wyłącznie na sobie i na ciuchach, markach, prezentach. Do diabła!

Złościłam się strasznie, że ma podane na tacy, usuwamy jej wszystkie przeszkody spod nóg, a ona tego w ogóle nie docenia. Nawet nie myśli o tym, żeby złożyć mamie życzenia w urodziny. Ma to gdzieś, albo zapomina o tym. I w obu tych przypadkach jest to koszmar. Moje ukochane dziecko, które wykarmiłam własną piersią! Rozi jak zazwyczaj wszystko w nosie, jak pączuszek w masełku, bez żadnych obowiązków poza szkołą. Ciągle z koleżaneczkami, a matkę uważając jak jakiś stary zakurzony mebel, który stoi sobie gdzieś w tle i nie powinien za bardzo przeszkadzać jej w życiu.

– Mamooo… – podeszła do mnie wieczorem, jak oglądałam swój serial. – Masz chwilunię dla mnie? Możemy porozmawiać króciutko?

Pstryknęłam pilotem i wyłączyłam ekran. Spodziewałam się, że wreszcie usłyszę swoje życzenia urodzinowe i może jakieś małe przeprosiny.

– Chciałam cię podpytać co z tą jeansową kurtką? Oczywiście jestem już nastolatką i zaliczam się do młodzieży, ale ostatecznie jestem twoim dzieckiem i zawsze będę, co nie?

Żmija wychowana na własnej piersi! Niestety!

– No więc czy dostanę na Dzień Dziecka tę kurteczkę? – nie dawała za wygraną.

– Nie mam pojęcia, ciężko przewidzieć…

Pomyślałam, że jeśli się uważa za taką już dorosłą, to może da jej to coś do myślenia i wypaliłam.

– Podejmę decyzję może po Dniu Matki, okej?

Szczęka opadła jej do podłogi jak w kreskówce.

– Ja przecież nigdy nie zapominam o takich okazjach! Mama!

– Jesteś pewna? Bo ze 2 tygodnie temu miałam swoje urodziny i nie złożyłaś mi nawet krótkich życzeń. Nic! Nawet głupiego kwiatka nie dostałam. O laurce nawet, nie wspominając.

– To dlaczego mi nic nie powiedziałaś? – powiedziała, już prawie płacząc. – To już rozumiem, dlaczego ty w ogóle do mnie nic nie mówisz… A ja podejrzewałam, że może masz jakieś problemy, o których nie chcesz rozmawiać…

No akurat! Coś mi się wierzyć nie chce, żeby aż tak o mnie myślała latając z koleżankami jak fryga. Wizja kurtki się oddala, to bierze mnie na jakieś łzawe przedstawienie… Oczywiście czułam w środku, jak wszystko mi mięknie, więc dodałam twardo, że decyzję podejmę dopiero po 26 maja. Zrobiło mi się przykro z tego wszystkiego, ale nikt nie powiedział, że będzie lekko. Wychowywanie to nie bajka i nie zawsze jest milusio. Ale najważniejsze, żeby miał sens i odnosiło skutek…

Olga, 45 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama