Reklama

Tamtego poranka cała nasza rodzina – ja, mój mąż oraz syn Piotrek – przespaliśmy budzik. Otworzyłam oczy dopiero kilka minut przed ósmą, czyli o godzinę za późno w porównaniu do standardowego planu dnia. Kompletnie nie miałam pojęcia, co się stało. Prawdopodobnie przegapiłam dźwięk alarmu, który był ustawiony na szóstą trzydzieści, bo nie kojarzę, abym go wyciszała.

Reklama

Zaspaliśmy!

Poderwałam się na równe nogi i krzyknęłam do męża:

– Heniek, już ósma na zegarze!

Następnie pognałam w kierunku sypialni naszego dziecka. Mój mąż potrafi w nieskończoność opowiadać o niezliczonych przymiotach naszego Piotrusia. Ale ranne wstawanie zdecydowanie do nich nie należy.

– Eeee, no co jest? – Wymamrotał zaspany, kiedy zerwałam z niego kołdrę.

– Dochodzi wpół do ósmej. Za niecałe pół godziny masz sprawdzian – przypomniałam mu.

Zauważyłam, że leniwie uchyla jedną powiekę i przygląda mi się przez moment nieobecnym wzrokiem. Nagle zrozumiał, co powiedziałam i ogarnęła go panika.

– O matko, zaspałaś? Jak to możliwe?! – Gwałtownie poderwał się z posłania.

W tym momencie dotarły do mnie odgłosy z komputera mojego dziecka. Chyba pochodziły z jakiegoś komunikatora internetowego. Piotrek popędził do laptopa, a następnie posłał mi znaczące spojrzenie. Zrozumiałam, o co mu chodzi, więc opuściłam pokój. Pognałam do kuchni, żeby przyszykować mu kilka kanapek. Zanim jednak zdołałam je spakować, z przedpokoju rozległ się głos mojego syna:

– Lecę, mamo!

– Chwila moment, zabierz coś do jedzenia! – krzyknęłam z kuchni.

– Nie dam rady, spieszę się. Jak wrócę ze szkoły, to muszę iść do pracy, tak że nie czekajcie na mnie z obiadem. Pojawię się w domu jakoś wieczorem, po dwudziestej pierwszej.

Byłam z niego dumna

– Za dużo pracujesz, przecież dopiero chodzisz do szkoły – gderałam pod nosem.

Piotruś sięgnął do klamki, lecz momentalnie zawrócił i przeniósł na mnie wzrok.

– Marzy mi się nowy komputer. Przecież nie macie kasy, żeby mi kupić taki, o jakim marzę. Tak więc muszę na niego zarobić sam. Kocham cię, mamuś – schylił się i cmoknął mnie w policzek.

– Też cię kocham, synku – odparłam wzruszona, mimo że Piotruś zdążył już wyjść i zamknąć za sobą drzwi.

Mój syn, który miał siedemnaście lat, sam zbierał fundusze na różne zachcianki i przyjemności. Zaczynał od dorywczej pracy w osiedlowych sklepikach, gdzie jego zadaniem było rozkładanie dostarczonego towaru i dbanie o porządek na półkach. Z czasem udało mu się nawiązać współpracę z firmą sprzątającą prowadzoną przez studentów, od której dostawał regularne zlecenia. Nie posiadałam się z dumy, patrząc na to, jak sobie radzi!

Piotrek miał niezwykły talent do załatwiania przeróżnych spraw. Kiedy moja teściowa chorowała na nowotwór, on w jakiś sposób zdobył recepty na plastry z morfiną, które uśmierzyły jej ból. A miał wtedy zaledwie piętnaście lat!

Później jednak wkręcił się w komputery i od zeszłego roku przestał pracować fizycznie, a zaczął dorabiać w sieci. Zarabiał tyle, żeby mieć na stylowe ciuchy, najnowsze modele telefonów i porządne obuwie.

Ale potem się to zmieniło…

Razem z Heńkiem bardzo chcielibyśmy wesprzeć syna finansowo, ale niestety, nie mamy wystarczających środków. Ja pracuję jako recepcjonistka w prywatnym ośrodku medycznym, a mój mąż w miejskiej sieci wodociągowej jako konserwator. Zdarzały się sytuacje, że to właśnie Piotrek pomagał nam w nagłych wydatkach, chociażby wtedy, gdy zepsuła nam się pralka.

– Nie mam zielonego pojęcia, jak on wyrósł na takiego człowieka – rzuciłam, wpatrując się w zatrzaśnięte drzwi.

– Kochanie, on pochodzi od nas. Stanowi całkowitą odwrotność tego, jacy jesteśmy.

Okazało się, że były to prorocze słowa.

Do domu dotarłam o drugiej po południu. Mąż miał być z powrotem dopiero po szóstej wieczorem. Wreszcie chwila tylko dla mnie. A właściwie na zrobienie prania, sprzątanie i przygotowanie czegoś do jedzenia. Ale najpierw musiałam coś sprawdzić w sieci. Udałam się więc do pokoju naszej latorośli i zasiadłam przy biurku, aby uruchomić swoje konto na laptopie.

Mieliśmy jeden komputer, ale mój syn postarał się, aby każdy domownik posiadał własną, chronioną hasłem przestrzeń roboczą. Chodziło o to, jak stwierdził, żeby w miarę możliwości zapewnić nam jak największą prywatność.

Zauważyłam, że pokrywa nie została całkowicie zamknięta. Podniosłam ją – ukazał się ekran logowania Piotrka. Rano był w takim pośpiechu, że zapomniał się wylogować. Nagle odezwał się czat i nadeszła nowa wiadomość.

Bezwiednie zerknęłam

„Okej, Echo, wrzucę ci tysiąc, ale chcę, żeby chemica dała mi spokój”.

Przez chwilę nie za bardzo rozumiałam, o co chodzi. Kliknęłam w tę wiadomość, a cały komunikator rozwinął się jak chorągiewka. Poczułam mdłości. Rzuciłam okiem na jeszcze trzy inne konwersacje i wszędzie widziałam to samo – wymuszenia.

To jakieś żarty – mruknęłam pod nosem. – Przecież on, tyrając po całych dniach w sklepach i firmach jako programista, uczciwie zarabia na życie…

Zerknęłam na zegarek. Wskazywał piętnastą. Piotruś wspominał, że swoją zmianę rozpoczyna o szesnastej. Zastanawiałam się: „Nie powinnam iść go teraz szukać i pytać, czy faktycznie tam pracuje, bo jak ktoś mu o tym wspomni…”. Połknęłam tabletki na uspokojenie, odczekałam do czwartej po południu, odgrzałam rosół i przelałam go do termosu na żywność. Następnie udałam się do marketu. Zdecydowałam, że będę grała nadopiekuńczą mamę, która synkowi przyniosła ciepły posiłek. „Niech Piotruś się złości się na mamusię, że mu wstyd przynosi taką przesadną troskliwością, byle tylko faktycznie tam był”.

Kiedy zapytałam szefa działu o moje dziecko, spojrzał na mnie zaskoczony.

– Dzisiaj… akurat ma zmianę… To znaczy poprosiłem go, żeby pojechał do naszej drugiej placówki i ogarnął im komputery.

Byłam w szoku

Nie mam wyższego wykształcenia, ale nie uważam się za idiotkę. Umiem się zorientować, kiedy ktoś mija się z prawdą. Zauważyłam kątem oka, że jedna z ekspedientek wykładających asortyment na regały gestem głowy dała mi do zrozumienia, żebym opuściła sklep. Czekałam na nią na zewnątrz około dziesięciu minut. W końcu wyłoniła się zza drzwi sklepu.

– Wybaczy pani, ale musiałam dostać zgodę na wyjście. W tym miejscu obowiązują takie reguły.

– Wie pani może czy Piotrek tu zagląda?

– Wpada do tego lokalu wyłącznie po to, aby dać szefowi w łapę za potwierdzenie, że niby tutaj pracuje – odparła. Zaciągnęła się głęboko dymem z fajki i popatrzyła na mnie jakoś inaczej. – Nie chcę być wredna, ale to niezłe ziółko.

Zgasiła niedopałek, przydeptując go butem.

– Czy Piotrek… coś ci zrobił? – Mój głos trząsł się, gdy zadawałam to pytanie.

– Nie dałam mu na to szansy.

Z wielkim smutkiem przekroczyłam próg naszego mieszkania. Opadłam na krzesło przed biurkiem syna, wpatrując się w przerażające konwersacje. Czułam się kompletnie zagubiona i bezradna. Zazwyczaj we wszystkim zwierzam się mężowi, jednak tym razem nie potrafiłam wyznać mu bolesnej prawdy – nasze dziecko okazało się uosobieniem diabła.

Nakryłam go

Staszek cierpi na problemy z sercem, niedawno przeszedł atak. Natomiast Piotrek był dla niego oczkiem w głowie. Prawdziwym skarbem. Chełpił się synem, ciężko pracował, by zapewnić mu godne życie. Od małego wpajał mu zasady moralne i cieszył się, widząc, że bierze je sobie do serca. „O Boże! Jeśli pozna prawdę, to jego schorowane serce może tego nie znieść – byłam załamana. Co powinnam zrobić?".

– A więc już wiesz – Piotrek znienacka pojawił się w drzwiach pokoju.

Oparł się o framugę. Wyrośnięty, atrakcyjny, z tradycyjną fryzurą, ubrany zwyczajnie. Bez tych dziwactw, które często widuje się u nastolatków. Sprawiał wrażenie dobrze wychowanego młodzieńca… Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, patrząc na moje dziecko!

– Dzwonili do mnie, mówiąc, że węszysz – rzucił.

Zamarłam. Takich określeń używali jego znajomi, a nie my.

– Co cię skłoniło do takiego zachowania? – zapytałam z zaciekawieniem. – Przecież ojciec wpajał ci inne wartości.

– No jasne – parsknął pogardliwym tonem mój potomek. – Wmawiał mi, żeby być potulnym, uległym, siedzieć cicho w kącie, okazywać szacunek innym i zasuwać jak wół.

– Ale co w tym widzisz niewłaściwego? Tak właśnie funkcjonujemy.

– I jakie są tego efekty? Klepanie takiej biedy, że dzieciak musi łożyć na rodziców? Stary wpajał mi, żeby wystawiać się na zaczepki i dać sobą pomiatać. Dzięki wielkie, ale nie mam zamiaru powielać waszych pomyłek życiowych.

Ton jego głosu był lodowaty

– Jesteś okrutny – odparłam. – Zasługujesz na wieloletni pobyt za kratkami.

– Nic z tych rzeczy, po prostu jestem łowcą w betonowej dżungli. Nie ofiarą – rozsiadł się w fotelu naprzeciwko mnie. – Najwyraźniej musimy określić zasady postępowania w zaistniałej sytuacji. Ja wciąż będę grał rolę idealnego synka, a ty udasz, że niczego nie zauważyłaś. Tata ma pozostać w nieświadomości. Chyba nie chcemy doprowadzić do tego, by dostał zawału?

Z niedowierzaniem wpatrywałam się w te nagle obce oczy. Moje idealne dziecko, mój rodzony syn szantażował własną matkę życiem swego taty. Zegar z kukułką w jadalni wydzwonił godzinę szóstą po południu i usłyszałam szczęk zamka w drzwiach frontowych. Henio już wrócił.

– No to jak, mamo? Jaka będzie twoja decyzja?

Heniek faktycznie miał rację – nasz Piotruś okazał się zupełnym przeciwieństwem nas obojga. Ogarnęło mnie totalne poczucie bezsilności. Jak mam teraz dalej funkcjonować?

Reklama

Alina, 45 lat

Reklama
Reklama
Reklama