Reklama

Nasze marzenie o własnym domu w końcu się spełniło. Razem z Łukaszem, moim mężem, wprowadziliśmy się do przytulnego domu na spokojnym osiedlu. Początkowo wszystko wydawało się idealne. Otoczeni zielenią, żyliśmy w harmonii, ciesząc się ciszą i spokojem, które tak bardzo pragnęliśmy znaleźć.

Reklama

Spełniliśmy nasze marzenie

Każdego ranka budził nas śpiew ptaków, a wieczorami przesiadywaliśmy na tarasie. Sąsiedzi byli mili. Życie płynęło powoli, ale w tym miejscu to było idealne tempo.

Sielanka zaczęła się jednak powoli rozmywać, gdy do pustego domu za płotem wprowadził się nowy sąsiad. Mężczyzna w średnim wieku, przy kości i ogolony na łyso. Miał wytatuowane całe ręce. Po jakimś czasie okazało się, że otworzył warsztat samochodowy tuż obok naszego domu.

Początkowo myśleliśmy, że to nie będzie problem. „Jeden samochód tu, drugi tam, co może być w tym złego?” – myślałam.

Z czasem hałas z warsztatu stawał się coraz bardziej uciążliwy. Odgłosy walenia, warczenia, a przede wszystkim nieustanny smród spalin zaczęły nas męczyć. A to był tylko początek. Na podwórku zaczęły się pojawiać się stare, zardzewiałe wraki samochodów. Nasz spokojny azyl zaczął zmieniać się w hałaśliwe, zanieczyszczone miejsce.

Zobacz także

Nie byliśmy przygotowani na to, jak bardzo obecność nowego sąsiada wpłynie na nasze życie. Każdego dnia odczuwaliśmy coraz większy dyskomfort, a nasze początkowe zadowolenie z wymarzonego domu zaczęło topnieć. To, co miało być spełnieniem marzeń, zaczęło przypominać koszmar.

Czułam, że coś musi się zmienić

– Łukasz, musimy coś z tym zrobić – powiedziałam, opadając na kanapę w salonie. Było późne popołudnie, a hałas z warsztatu nie ustawał. Przypominał ciągłe walenie młotem pneumatycznym w nasze uszy.

Łukasz spojrzał na mnie znad laptopa. Miał zmęczone oczy, a cienie pod nimi mówiły same za siebie.

– Zosiu, wiem, że to uciążliwe, ale to tylko chwilowe. Na pewno wkrótce się uspokoi – odpowiedział, próbując mnie uspokoić.

Westchnęłam ciężko. Próbowałam zająć się czytaniem książki, ale każdy odgłos z podwórka sąsiada wybijał mnie z rytmu. Świdrujące dźwięki jakichś wiertarek były nie do zniesienia.

– Chwilowe? Łukasz, to trwa już od tygodni! Codziennie wracam z pracy i zamiast odpocząć, muszę słuchać tego piekielnego hałasu. Nie wspominając już o tym, że nasze osiedle zaczyna przypominać jeden wielki warsztat samochodowy! – wybuchnęłam.

Łukasz zamknął laptopa i podszedł do mnie.

– Wiem, kochanie. Sam też jestem tym zmęczony. Ale co możemy zrobić? To jego praca, jego warsztat. Nie możemy mu tego zabronić – próbował znaleźć słowa, które by mnie uspokoiły.

Łzy napłynęły mi do oczu

Odsunęłam się od niego, próbując ukryć swoje emocje.

– Ale to nasze życie. Nasze marzenie o spokojnym domu. Jak długo będziemy w stanie to znieść? – zapytałam.

Łukasz przyciągnął mnie do siebie, pozwalając mi się wypłakać na jego ramieniu.

– Może porozmawiamy z nim? Może uda się znaleźć jakieś rozwiązanie, które będzie satysfakcjonujące dla nas wszystkich? – zaproponował, próbując znaleźć jakieś wyjście z tej sytuacji.

Wiedziałam, że Łukasz ma rację. Wewnętrznie jednak czułam, że to nie będzie łatwa rozmowa.

– Dobrze. Porozmawiam z nim jutro. Może rzeczywiście uda się coś zrobić – odpowiedziałam, choć nie byłam przekonana.

Całą noc przewracałam się z boku na bok, myśląc o tym, co przyniesie jutro. Czy sąsiad zrozumie nasze problemy? A może tylko pogłębi nasze trudności? Jedno było pewne – musiałam spróbować.

Następnego dnia rano czułam się jak przed ważnym egzaminem. W pracy wszystko leciało mi z rąk, bo zastanawiałam się, jak zacząć rozmowę z uciążliwym sąsiadem. Gdy wróciłam do domu, Łukasza jeszcze nie było. Wyszłam na podwórko. Sąsiad był zajęty przy jednym z samochodów, którego silnik wył, jakby właśnie miał się rozpaść. Ruszyłam w jego kierunku.

Starałam się wyglądać pewnie

– Dzień dobry! – zawołałam, próbując przekrzyczeć hałas.

Nie usłyszał mnie. Podeszłam bliżej i zawołałam głośniej.

– Dzień dobry!

W końcu podniósł wzrok i spojrzał na mnie z lekkim zdziwieniem.

– Dzień dobry – odburknął, wycierając ręce w brudną szmatkę.

– Chciałabym porozmawiać o hałasie z pańskiego warsztatu – zaczęłam niepewnie. – Jest naprawdę głośno, a my z mężem mamy problem z odpoczynkiem. Czy moglibyśmy jakoś znaleźć rozwiązanie?

Jego twarz przybrała defensywny wyraz.

– Jak macie problem, to do lekarza. Ja nie jestem od tego. Nie mogę zamknąć warsztatu tylko dlatego, że jaśnie państwu przeszkadza hałas – oburknął, a jego ton stawał się coraz bardziej szorstki.

– Rozumiem, ale może dałoby się ograniczyć godziny pracy warsztatu? – próbowałam, starając się brzmieć przyjaźnie.

Zacisnął dłonie na szmatce.

– Kompromis? Chyba żartujesz, paniusiu? Nie masz pojęcia, jak trudne jest prowadzenie własnego biznesu!

Poczułam narastającą frustrację

Starałam się być uprzejma, a on reagował agresywnie.

– Chodzi o to, żebyśmy mogli normalnie funkcjonować. My też mamy swoje życie, swoje potrzeby – powiedziałam, nieco podnosząc głos.

Facet spojrzał na mnie z gniewem w oczach. Nie wyglądało to dobrze.

– A co ja mam powiedzieć? To jest moje życie, moja praca. Nie będę zmieniał wszystkiego tylko dlatego, że komuś jest za głośno. Może powinniście się przyzwyczaić? – odparł, a w jego głosie była wściekłość.

– Przyzwyczaić?! – wybuchłam. – Tu chodzi o nasze zdrowie! Nie możemy żyć w ciągłym hałasie i smrodzie!

– Nie podoba się? To może won, wyprowadźcie się! – krzyknął, rzucając szmatkę na ziemię.

Odsunęłam się, czując, jak łzy wściekłości napływają mi do oczu.

– Będziemy walczyć o nasz spokój – powiedziałam, odwracając się na pięcie i wracając do domu.

Drzwi zamknęły się za mną z hukiem, a ja opadłam na kanapę, drżąc z emocji.

– Jak poszło? – zapytał ostrożnie mój mąż, który przed chwilą musiał wrócić z pracy, bo nie zdjął nawet butów.

– Co za cham! – Wybuchnęłam. – Cham i prostak! W ogóle nie chce nas słuchać. Jesteśmy dla niego tylko przeszkodą.

Łukasz westchnął ciężko i usiadł obok mnie, przyciągając mnie do siebie.

– Znajdziemy sposób – powiedział cicho.

Czuliśmy się bezsilni

– On kazał nam się wyprowadzić

– Co? – Łukasz spojrzał na mnie zszokowany. – Jak to kazał nam się wyprowadzić?

Opowiedziałam mu szczegółowo o mojej rozmowie z sąsiadem, o jego agresywnym podejściu. Łukasz słuchał uważnie, a na jego twarzy malowały się rosnące zniecierpliwienie i złość.

– To nie do przyjęcia – powiedział w końcu, zaciskając pięści. – Nie pozwolę, by ktoś tak traktował nas i nasz dom.

– Ale co możemy zrobić? – zapytałam bezradnie. – Rozmowa z nim nie ma sensu. On nie chce nas słuchać.

– Może porozmawiamy z innymi sąsiadami? Jeśli będziemy mieć wsparcie, może będzie łatwiej coś zdziałać – zasugerował.

To mógł być dobry pomysł, ale jednocześnie czułam się przytłoczona całą sytuacją.

– Ale to zajmie czas. A my potrzebujemy spokoju teraz – powiedziałam, czując, jak łzy napływają mi do oczu.

Próbowałam się uspokoić, ale myśli kłębiły się w mojej głowie. Jak długo będziemy w stanie wytrzymać w takich warunkach?

– A co jeśli to się nie uda? Co, jeśli on dalej będzie robił swoje? – zapytałam, czując, że strach zaczyna mnie paraliżować.

Na tego chama nie ma sił

– Jeśli nie uda nam się z nim porozmawiać, będziemy musieli podjąć bardziej drastyczne kroki. Może zgłosimy nawet sprawę na policję? Albo do administracji osiedla? Nie możemy się poddać – powiedział stanowczo.

Westchnęłam ciężko, czując, że nasza sytuacja staje się coraz bardziej beznadziejna.

– Czuję się kompletnie bezsilna. Ten dom miał być naszym miejscem spokoju, a teraz jest źródłem stresu i niepokoju – powiedziałam, próbując powstrzymać łzy.

– Wiem, kochanie. Ale razem damy radę. Musimy tylko być cierpliwi i zdeterminowani. Nie możemy pozwolić, żeby ktoś zniszczył nasze marzenia – powiedział, a jego słowa dodały mi nieco otuchy.

Ale wewnętrznie czułam, że nasza walka dopiero się zaczyna. Łukasz obiecał, że porozmawia z innymi sąsiadami. A póki co zagryzam zęby i w milczeniu znoszę uciążliwe hałasy z warsztatu sąsiada zza płotu.

Reklama

Zosia, 29 lat

Reklama
Reklama
Reklama