„Nasz ślub był wspaniały i obyło się bez dramatów. Ale dopiero zdjęcia pokazały, kto komu wkładał kopertę do kieszeni”
„Wtedy przeskoczyłam do kolejnego zdjęcia. Michał pochylał się lekko w stronę ojca, a ten trzymał coś w ręku. Byli odwróceni bokiem do fotografa, w tle ciotka wciągała kolejnego śledzia. Nie zwróciłabym na to uwagi, gdyby nie to, że koperta była bardzo charakterystyczna”.

- Redakcja
Nie wiem, jakim cudem wszystko się udało. Naprawdę. Pogoda dopisała, kwiaty przyjechały na czas, orkiestra zagrała nasze ulubione hity, a mama nie wdała się w żadną pyskówkę z teściową, chociaż obie tylko czekały na pretekst. Goście dopisali, nikt się nie upił do nieprzytomności, nawet mój brat zapomniał na chwilę, że nie cierpi wesel i dał się porwać do tańca. A potem przyszło poniedziałkowe popołudnie... i zdjęcia. Przeglądałam je najpierw z uśmiechem, potem z rozczuleniem, aż w końcu zatrzymałam się na jednym kadrze. Przy stole, w tle, mój nowo poślubiony mąż i jego ojciec. I coś, co wyglądało na... wręczanie. Koperty. Ukradkiem. Do kieszeni marynarki.
Zamrugałam. Cofnęłam zdjęcie. Przybliżyłam. I wtedy wszystko zrozumiałam.
Zrobiło mi się dziwnie
– W tej muszce wyglądasz jak kelner z opery – zaśmiałam się, klikając dalej zdjęcia.
– Mów dalej, a będziesz sobie herbatę robić sama – odgryzł się Michał, ale uśmiechał się pod nosem. Przysunął się do mnie i zerknął na ekran.
Wtedy przeskoczyłam do kolejnego zdjęcia. Michał pochylał się lekko w stronę ojca, a ten trzymał coś w ręku. Byli odwróceni bokiem do fotografa, w tle ciotka wciągała kolejnego śledzia. Nie zwróciłabym na to uwagi, gdyby nie to, że koperta była bardzo charakterystyczna.
– Ej, co to było? – spytałam i cofnęłam jedno zdjęcie.
– Hmm? – Michał zmarszczył brwi. – Nie wiem, pewnie kartka. Albo rachunek.
– Aha... – mruknęłam i kliknęłam jeszcze raz, żeby się upewnić.
Zrobiło mi się dziwnie. Może to nic, może faktycznie... Ale przecież wszystkie koperty z prezentami ja zbierałam. Były w pudełku, które trzymała moja świadkowa. Umówiliśmy się, że wszystkie pieniądze z wesela pójdą na wspólne konto. Nie osobno.
– Michał, a twój tata... dał ci coś na weselu?
– Nie przypominam sobie. Czemu pytasz?
– Tak tylko. Wydawało mi się, że coś wręczał. Na zdjęciu.
– Pokaż.
Kliknęłam.
– Serio? – zaśmiał się krótko. – Przecież nic tu nie widać.
I wtedy już wiedziałam, że coś jest nie tak.
Wszystko mi powiedziała
Przez kolejne dwa dni chodziłam jak nakręcona. Niby wszystko w porządku, ale to zdjęcie siedziało mi w głowie i nie dawało spokoju. W czwartek odwiedziła nas teściowa. Przyniosła zupę i całą torbę ciast.
– Żebyście nie musieli gotować. Młodym się należy trochę luksusu – powiedziała, całując mnie w policzek.
Usiedliśmy do herbaty. Michał na chwilę zszedł do piwnicy i zostałyśmy same w kuchni. I wtedy wypaliłam.
– Mamo... – zaczęłam, nieco nerwowo – a tata coś dawał Michałowi na weselu?
– W sensie?
– No, że... dał prezent, ale osobno?
Teściowa zmarszczyła brwi i wypuściła powietrze przez nos.
– Aaa... – mruknęła. – Pewnie, że dał.
– Ale dlaczego? Przecież ustaliliśmy, że mamy wspólne konto. Mieliśmy to wyliczyć na wkład własny.
– Oj, dziecko – machnęła ręką. – Ty się tym nie przejmuj. To była taka nasza tradycja. Ojciec zawsze daje synowi pieniądze „na start”. Twój tata też coś chyba dał?
– Tak. Do koperty. Na wspólne konto. Jak się umawialiśmy.
– No ale przecież to wciąż dla was – uśmiechnęła się słodko. – Michał wie, co z tym zrobić.
– Ale ja też bym chciała wiedzieć, skoro to nasz ślub.
Teściowa milczała. Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie. Miała ten sam wyraz twarzy co wtedy, gdy za długo patrzyłam na paragon za sernik z ich cukierni. Zaczęłam się domyślać, że ta „tradycja” może mieć drugie dno.
Zrobiłam wielkie oczy
Tego wieczoru wróciłam do tematu.
– Pamiętasz, jak mówiłam o tej kopercie? – zaczęłam, nalewając mu herbaty.
– No przecież mówiliśmy, że nic takiego nie miało miejsca. – Uśmiechnął się krzywo. – To chyba czas przestać drążyć, co?
– Nie drążę. Pytam. A twoja mama dziś powiedziała, że twój ojciec dał ci pieniądze na start. Tak dosłownie powiedziała.
Michał westchnął i odsunął kubek.
– Bo dał. Kopertę.
– A gdzie ona teraz jest?
– W portfelu.
– Nadal?
– Tak. – Wzruszył ramionami. – Nie wydałem tego. Nawet nie liczyłem.
Zrobiłam wielkie oczy.
– Naprawdę? Odkładamy każdą złotówkę na wspólne konto, wypruwamy się z oszczędności, a ty trzymasz prezent ślubny w portfelu, bo… co?
– Bo to od ojca. I uznałem, że... nie wiem, że to tak głupio, od razu na konto?
– A to nie jest nasze konto?
– No... jest, ale...
– Ile tam jest? – przerwałam mu.
– Nie wiem
– Policz. Teraz. Bo ja już nie wiem, co mam o tym myśleć.
Patrzył na mnie przez chwilę. Wstał bez słowa, poszedł do pokoju. Wrócił po chwili z kopertą. Rozchylił ją. Wyjął zawartość. Liczył, a mi robiło się coraz cieplej na karku.
– Dziewięć tysięcy.
Zaniemówiłam.
– Dziewięć. Tysięcy. Złotych. I trzymałeś to w portfelu?
– No to chyba teraz wrzucę na konto, co?
Poczułam się zdradzona
– Naprawdę próbuję to zrozumieć – zaczęłam, gdy wróciłam z łazienki, gdzie próbowałam się uspokoić zimną wodą. – Dziewięć tysięcy złotych? Od twojego ojca? I nic nie mówisz?
– Przecież teraz mówię.
– Nie, teraz to musiałam to z ciebie wyciągnąć.
Michał usiadł na krześle z kopertą w dłoni.
– Nie miałem złych intencji. Ojciec podszedł, wcisnął kopertę, powiedział: „Na czarną godzinę, nie mów Kamili, kobiety zawsze wydają za szybko”.
– No super, cudownie – parsknęłam.
– Uznałem, że nie warto robić z tego afery. Naprawdę. Miałem wrzucić to na konto po weselu. Ale... trochę się zagrzebałem. Przysięgam.
– Dziewięć tysięcy! Zastanawiamy się, czy możemy sobie pozwolić na kanapę za dwa tysiące, a ty...
– Przestań dramatyzować.
– Nie dramatyzuję. Po prostu widzę wyraźnie, że inaczej rozumiemy słowo„wspólne”.
Przez chwilę w kuchni było cicho.
– Chcesz, żebym się tłumaczył z każdego grosza?
– Nie. Chcę, żebyś nie udawał.
Michał zamilkł. Popatrzył na mnie tak, jakby chciał coś powiedzieć, ale słowa mu się zacięły w gardle.
– To nie była zdrada.
– Ale tak się poczułam. I to boli.
Udawałam, że wszystko gra
Minęły dwa dni. W międzyczasie Michał zrobił przelew. Pokazał mi potwierdzenie, jakby chciał tym zmazać wszystko, co się wydarzyło. Tylko że ja wciąż czułam, że coś między nami pękło. W sobotę przyszli moi rodzice. Michał był miły, pomocny, a ja udawałam, że wszystko gra, ale mama chyba coś wyczuła.
– Możemy na chwilkę? – szepnęła mi do ucha, gdy zanosiliśmy deser.
Wyszłyśmy na balkon.
– Coś się dzieje?
– Nie wiem sama, co o tym myśleć.
– Chcesz pogadać?
Westchnęłam.
– Teść dał Michałowi pieniądze. Sporą sumę. Na ślubie. Do ręki. Żeby „Kamila się nie dowiedziała”. Michał to przyjął. Trzymał w portfelu przez tydzień i... nic mi nie powiedział. Dopiero jak zauważyłam na zdjęciu.
Mama milczała przez chwilę. Potem powiedziała:
– I co cię bardziej boli? Że wziął? Czy że się nie przyznał?
– Wiesz, chyba to drugie. Bo ja rozumiem – różne relacje z rodzicami, tradycje, gesty. Ale nie rozumiem, czemu coś, co nas dotyczy, nagle robi się tylko „jego”.
– Bo czasem mężczyźni... chcą się poczuć jak samce alfa. Jakby coś kontrolowali. Nawet głupią kopertę.
– Chcę, żebyśmy grali do jednej bramki.
Mama pokiwała głową.
– To mu powiedz. I nie czekaj, aż sam się domyśli. Bo się nie domyśli.
Wybaczyłam mu
Miesiąc później byliśmy już naszej podróży poślubnej, czyli po weekendzie w górach. Od tamtej rozmowy było lepiej. Może nie idealnie – wciąż gdzieś z tyłu głowy miałam ten obrazek: Michał, jego ojciec i koperta – ale przynajmniej mówiłam o tym, co czuję. A Michał… chyba zaczął się bardziej pilnować. Pewnego wieczoru, gdy siedzieliśmy na kanapie i planowaliśmy budżet na remont, Michał niespodziewanie powiedział:
– Wiesz, że ojciec do mnie dzwonił?
– No?
– Powiedział, że chyba cię nie doceniłem.
Uniosłam brew.
– Powiedział ci to sam z siebie?
– Prawie. Zapytał, czy dalej się boczysz.
– Michał…
– Tak?
– Jeśli kiedykolwiek znowu dostaniesz kopertę „na czarną godzinę”... obiecaj mi, że nie będziesz udawał, że to nie dotyczy też mnie.
– Obiecuję. – Uśmiechnął się i złapał mnie za rękę. – Ale jeśli to będą karty podarunkowe do sklepu z narzędziami, to może chociaż jedną zostawię dla siebie?
Zaśmiałam się. Może nie byliśmy idealni, może nie wszystko od razu układało się gładko, ale uczyliśmy się siebie. A ja wiedziałam jedno – wolę trudne rozmowy i wspólne konto niż milczenie. Bo ślub to nie tylko tort, taniec i zdjęcia. To też wszystko, co dzieje się po.
Kamila, 31 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Nad grobem dziadka zrozumiałem coś ważnego. Niespodziewane spotkanie na cmentarzu naprawiło wszystkie lata milczenia”
- „Przyłapałam mojego teścia na zdradzie, ale milczałam jak grób. Kryłam go, bo też miałam swój brud za paznokciami”
- „Kupiłam sukienkę w lumpeksie za 5 zł i wyglądałam w niej obłędnie. Teściowa momentalnie zaczęła węszyć podstęp”