„Nasza czereśnia na działce to żyła złota. Gdy po ucieczce od męża miałam długi, matka wyciągnęła tajemną białą kopertę”
„Uciekłam od Darka, ale nie od swoich problemów. Zostawił mnie z długami, a ja – musiałam opuścić mieszkanie i spłacać pożyczkę – wylądowałam na powrót w czterech ścianach rodzinnego domu. Mama przyjęła mnie bez słowa wyrzutu, co tylko spotęgowało moje poczucie winy. Czułam, że jestem ciężarem”.

- Redakcja
Po dziesięciu latach nieobecności znów spałam w swoim dawnym pokoju, z oknem wychodzącym na ogród, który kiedyś pielęgnowała mama. Teraz z każdym rankiem budziłam się z uczuciem ulgi i wstydu jednocześnie. Uciekłam od Darka, ale nie od swoich problemów. On zostawił mnie z długami, a ja – musiałam opuścić mieszkanie i spłacać pożyczkę – wylądowałam na powrót w czterech ścianach rodzinnego domu. Mama przyjęła mnie bez słowa wyrzutu, co tylko spotęgowało moje poczucie winy. Czułam, że jestem ciężarem nie tylko dla siebie, ale i dla niej.
Nie wiem, co zrobiłabym bez mamy. Ale też nie chcę być dla niej problemem…
Biała koperta na blacie
– Mamo, może chociaż dorzucę się do rachunków? – zapytałam nieśmiało, gdy usiadłyśmy przy śniadaniu.
Halina podniosła wzrok znad kanapki z żółtym serem i spojrzała na mnie tak, jakby właśnie usłyszała najgłupszą rzecz na świecie.
– Daj spokój, dziecko. Jakoś sobie radzę – odpowiedziała z typową dla siebie oszczędnością słów.
Nie nalegałam. Znałam ten ton – nie znosiła, gdy ktoś próbował ingerować w jej sprawy. Ale coś nie dawało mi spokoju. Kiedy zmywałam naczynia, zauważyłam na blacie białą kopertę. Leżała otwarta, ale starannie zasłonięta ściereczką, jakby miała pozostać niewidzialna. Zerknęłam mimo woli. W środku – pieniądze. Dużo. Banknoty poukładane równo, z gumką recepturką. Odwróciłam się szybko, udając, że nic nie widziałam.
Skąd ona ma tyle gotówki? Przemknęło mi przez głowę. Przecież jej emerytura wystarcza ledwo na leki i opłaty. Nie miała żadnych lokat, oszczędności. A już na pewno nie w takiej ilości. Wieczorem znów wróciła mi ta myśl, kiedy usłyszałam szelest tej samej koperty w jej pokoju. Mama zamknęła drzwi, ale byłam pewna, że liczy pieniądze. I robi to tak, jakby się przede mną kryła. Coś tu się nie zgadza. Na pewno coś przede mną ukrywa. Tylko co i dlaczego? Myślałam długo, leżąc w łóżku i wpatrując się w ciemny sufit.
Martwiłam się o nią
– Mamo, powiedz mi wprost... Ty masz jakieś oszczędności, prawda? – rzuciłam, siadając obok niej w kuchni. – Albo ktoś ci pomaga? Ciocia Ela, kuzynka Danusia?
– Co ty w ogóle tak wypytujesz? – Halina zmarszczyła brwi. – Nie twój interes.
– Jak to nie mój? Mieszkam z tobą, jem twoje jedzenie, nie dokładam się. Wiem, że ci nie jest łatwo.
– Julka, naprawdę... nie wszystko musisz wiedzieć. Ty swoje już przeszłaś – westchnęła i nalała sobie herbaty, unikając mojego spojrzenia. – Ja wiem, co robię.
Zabolało mnie to. „Ty swoje już przeszłaś” – jakby zamknęła mnie w szufladce z napisem „porażka życiowa” i nie chciała słyszeć więcej. Przecież pytałam z troski, nie z ciekawości.
– Ale ja się martwię! Skąd masz pieniądze na te wszystkie rachunki, na zakupy? Nawet przestałaś brać te moje leki na receptę, bo kupujesz te, co ci nie refundują.
– A skąd wiesz, co ja kupuję? Podsłuchujesz mnie w aptece? – odburknęła nagle ostro.
– Mamo! Przestań! – poderwałam się. – Chciałam tylko pomóc. A ty mi nawet nie ufasz.
– Nie, Julka. Ty chcesz wszystko kontrolować, jak twój ojciec kiedyś. A ja już nie mam siły się tłumaczyć.
Zamilkłam. Poczułam się, jakby znowu miała piętnaście lat. I znowu nie rozumiem, co się dzieje, tylko czuję, że coś jest nie tak. Jak wtedy, gdy ojciec odszedł. I wszyscy udawali, że wszystko gra. Tylko że teraz to ja nie chcę i nie mam ochoty już niczego udawać.
Mama coś ukrywała
Było późne popołudnie, siedziałam w pokoju z książką, ale nie mogłam się skupić. Z kuchni dobiegł mnie cichy głos mamy. Rozmawiała przez telefon, sądząc, że jej nie słyszę.
– Tak, panie Jacku, wszystkie zebrali... nawet te z tyłu, pod starym płotem. Tak, na raz, cały transport... – Zamilkła na chwilę. – Pieniądze mam już, tak, gotówka. W kopercie. Spłacone, wszystko spłacone.
Zamarłam. Gotówka. Transport. Zebrane. O czym ona mówi? Podniosłam się cicho i ruszyłam na palcach do kuchni. Drzwi były uchylone.
– Dziękuję za pomoc. Naprawdę. Tylko niech Piotrek nikomu nie gada, dobrze? – powiedziała cicho. – Nie chcę, żeby Julka wiedziała...
Nie dokończyła, bo weszłam do środka.
– Mamo, słyszałam – powiedziałam spokojnie, choć w środku aż się gotowałam. – Co spłacone? Co zebrane?
Halina odwróciła się gwałtownie, jakby przyłapała ją na kradzieży. Trzymała w ręce telefon, ale od razu się rozłączyła.
– To nie twoja sprawa – rzuciła ostro.
– Ale chyba stało się moją sprawą, kiedy sprzedałaś coś, żeby spłacić moje długi, prawda? – podniosłam głos.
Milczała. W końcu usiadła przy stole i spojrzała na mnie zrezygnowana.
– Usiądź – powiedziała tylko. – I posłuchaj.
Zrobiłam to, ale ręce mi się trzęsły. Jeszcze nie wiedziałam, co mi powie, ale czułam pod skórą, że łatwo jej tego nie wybaczę.
Sprzedała czereśnie
– Pamiętasz działkę dziadków, tam za torami? – zaczęła, nie patrząc na mnie. – Leżała odłogiem od lat, ale co roku pielęgnowałam drzewa. Tylko czereśnia została. Stara, ale owocuje jak szalona.
Siedziałam nieruchomo, serce waliło mi jak młotem. Nie wiedziałam, dokąd zmierza.
– Na wiosnę poszłam tam z Piotrkiem, pamiętasz go? Twój kolega z liceum. Pomógł mi przyciąć gałęzie, ogarnąć teren. A potem znów – w czerwcu – zebrać owoce. Całe skrzynki.
– Ale po co? – spytałam w końcu.
– Bo zadzwoniłam do hurtowni. Zapytałam, czy byliby zainteresowani. Przyjechali. Wszystko wzięli. A ja... wzięłam pieniądze i poszłam do banku. Spłaciłam twoją pożyczkę. Ot, co!
Nie mogłam wydobyć z siebie słowa. Siedziałam jak sparaliżowana. Tyle miesięcy dławił mnie ten dług, czułam się przez niego jak śmieć, a moja matka... sprzedała czereśnie?
– Dlaczego mi nie powiedziałaś?
– Bo nie chciałam, żebyś się źle z tym czuła. Jesteś moją córką, nie, obciążeniem – odpowiedziała cicho.
Zacisnęłam dłonie w pięści. W jednej chwili miałam ochotę rzucić się jej na szyję i jednocześnie uciec z tego domu.
– Muszę się przejść – powiedziałam tylko. Wstałam, nie czekając na odpowiedź. Przeszłam przez próg, czując, że świat wiruje.
A czereśnia? Ta cholerna czereśnia pewnie znowu będzie owocować.
Chciałam tylko zrozumieć
Znalazłam go na podwórku obok starego warsztatu. Siedział na ławce z kubkiem kawy, zapatrzony w niebo, jakby nie miał nic lepszego do roboty.
– Cześć – rzuciłam, a on podniósł wzrok.
– O, Julia. Myślałem, że jeszcze jesteś zła – powiedział z lekkim uśmiechem.
– Nie jestem zła na ciebie. Chciałam tylko zrozumieć, dlaczego... dlaczego w ogóle jej pomogłeś?
Wzruszył ramionami.
– Twoja mama to silna babka. Zadzwoniła do mnie pewnego dnia, zapytała, czy nie pomogę jej ogarnąć działki. Powiedziała, że to ważne. Nie tłumaczyła, po co. Po prostu... nie mogłem odmówić. A potem już było za późno, żeby pytać.
– I nic za to nie chciałeś?
– Julka, nie wszystko robi się dla zapłaty. Czasem robi się coś, bo... bo to ma znaczenie. Dla kogoś.
Usiedliśmy razem. Wiatr poruszał liście, pachniało letnim wieczorem i przesiąkniętą ziemią. Spojrzałam na Piotrka inaczej niż przez ostatnie lata – nie jak na sąsiada z przeszłości, ale na człowieka, który wiedział, kiedy milczeć, a kiedy być obok.
– Mama powiedziała, że nie chciała, żebym czuła się źle – szepnęłam. – A ja przez cały czas czułam się jak kula u nogi.
– Może najwyższy czas przestać – odpowiedział spokojnie. – Ona nie widzi cię w ten sposób. I ja też nie.
Siedzieliśmy tak jeszcze chwilę, bez słów. Nie trzeba było mówić więcej. W tej ciszy było wszystko, czego potrzebowałam.
Poczułam, że muszę coś zmienić
Wróciłam późnym wieczorem. Mama siedziała przy stole i czytała gazetę w starych okularach, które wiecznie zsuwały się jej z nosa. Kiedy weszłam, podniosła wzrok, ale nic nie powiedziała. Zamiast tego zapytała, czy chcę herbaty.
– Tak, poproszę – odpowiedziałam cicho i usiadłam naprzeciw niej.
Milczałyśmy chwilę. Nie było między nami napięcia, tylko jakaś nowa cisza – lżejsza, ale pełna niedopowiedzeń.
– Przepraszam, że nie mówiłam – powiedziała w końcu. – Bałam się, że się obrazisz, albo... że cię to zaboli.
– A mnie bolało to, że nie wiedziałam – odpowiedziałam szczerze. – Ale teraz... teraz już rozumiem.
Zaparzyła mi herbatę i podała kubek, jakby to był najcenniejszy dar. Patrzyłam na jej zmęczone dłonie, na zmarszczki wokół oczu, które pojawiły się przez ostatnie lata. Poczułam, że muszę coś zmienić. Nie wiem, jak to wszystko naprawić. Ale wiem, że będę próbować.
Nazajutrz wzięłam komputer, usiadłam w pokoju i zaczęłam pisać CV. Nie miałam planu idealnego, ale miałam cel – znaleźć pracę, odciążyć mamę, odzyskać kontrolę nad życiem. Nie dla niej. Dla nas obu. Dla siebie. Nie jesteśmy idealne. Ale jesteśmy rodziną. A czereśnie? Może za rok sama je zbiorę.
Julia, 31 lat
Czytaj także:
- „Mój były mąż jada francuskie pasztety, a ja w lodówce mam tylko światło. Nie interesują go nawet własne dzieci”
- „Koleżanka z biura perfidnie kopała pode mną dołki. Poczułam, że muszę uciec z firmy i to najlepiej asap”
- „Zawsze czułam, że jestem w rodzinie na drugim planie. Testament matki dobitnie pokazał, gdzie moje miejsce”