„Nasze konto świeciło pustkami. Bałam się, że będziemy gryźli ściany i wylądujemy na ulicy. Los miał dla mnie niespodziankę”
„Sen z powiek spędzała mi kolejna rata za mieszkanie, którą mieliśmy zapłacić tuż po powrocie. Nasze konto świeciło pustkami, oszczędności się skończyły, bo mimo że staraliśmy się żyć oszczędnie, to jednak trzeba było za coś jeść i płacić na bieżąco rachunki”.
- Maria, 36 lat
Dlaczego nie przyznaliśmy się przed naszą rodziną, że Rafał stracił pracę? Bo nie chcieliśmy ich martwić, a poza tym było nam jakoś głupio... W końcu mówiliśmy przez cztery lata, że czekamy ze ślubem, aż osiągniemy stabilizację, no i proszę! W dwa miesiące po weselu mój mąż wylądował na zasiłku.
W głębi duszy liczyliśmy na to, że szybko znajdzie inną robotę. W końcu jest handlowcem, a podobno w sieci jest aż trzy tysiące ofert pracy dla ludzi z taką specjalnością.
Ładne mi oferty! Przeważnie call center, w którym nie dostaje się żadnej umowy, bo pierwszy tydzień jest niby „na próbę”. Oczywiście po tym tygodniu oświadczają człowiekowi, że nie wyrobił normy, więc się nie nadaje do tej roboty. Ląduje więc na bruku, a jego miejsce zajmuje inny frajer. Przemiał mają taki, że się im nie opłaca montować drzwi wejściowych, bo i tak cały czas byłyby otwarte.
Rafał już od wielu miesięcy był bez pracy, kiedy dostaliśmy od rodziców prezent na pierwszą rocznicę ślubu. Sylwester w Egipcie! Wydali na niego prawie cztery tysiące złotych, które bardzo by nam się przydały w gotówce! Kiedy to zobaczyłam, aż jęknęłam. Tymczasem mama nieświadoma mojej rozpaczy, powiedziała:
– Jesteście tak przemęczeni pracą, kochani, że przyda się wam wypoczynek.
Jacy tam przemęczeni! Zasłanialiśmy się robotą, żeby do nich za często nie jeździć. Nie chcieliśmy, żeby nas wypytywali, jak to rodzice mają w zwyczaju. Im mniej okazji do kłamania, tym lepiej. Zresztą w końcu któreś z nas by się sypnęło o bezrobociu Rafała i tyle by było z zachowania tajemnicy i nie denerwowania rodziców.
Zobacz także
– Słuchaj, a może spróbujemy sprzedać ten wyjazd na jakimś portalu aukcyjnym, a potem zamkniemy się w domu i będziemy udawali, że wyjechaliśmy?
Tylko co z opalenizną?... – zasępił się mój mąż.
– Kupię samoopalacze – odparłam.
Konto świeci pustkami, a na głowie kredyt
Pomysł był świetny, gorzej z realizacją. Ludzie, mimo wystawionej atrakcyjnej ceny, o 30 procent niższej niż w biurze podróży, dzwonili z idiotycznym ofertami. Chcieli zapłacić jeszcze mniej, a najlepiej polecieć zupełnie za darmo.
– No, bo jeśli państwo nie możecie skorzystać, to po co taki fajny wyjazd ma się zmarnować? – proponowały nam obłudnie zupełnie obce osoby!
– Jakbym chciała oddać te bilety, to mam komu! Rodzinie, przyjaciołom!
Niestety, im bliżej wyjazdu tym gorsze były propozycje. Nie pozostało nam więc nic innego, jak spakować walizki i lecieć. I tak w środku polskiej zimy wylądowaliśmy w egzotycznym Egipcie. Pamiętam, kiedy przyjechałam do niego po raz pierwszy, trzy lata temu. Byłam zachwycona! Te palmy i plaża! Piękny hotel i magiczna rafa! Wiedziałam, że będę chciała tu kiedyś wrócić. Moje pragnienie spełniło się. Tylko co z tego? Sen z powiek spędzała mi kolejna rata za mieszkanie, którą mieliśmy zapłacić tuż po powrocie. Nasze konto świeciło pustkami, oszczędności się skończyły, bo mimo że staraliśmy się żyć oszczędnie, to jednak trzeba było za coś jeść i płacić na bieżąco rachunki.
W dodatku pobyt w Egipcie rozpoczął się od kłopotów. Wylądowaliśmy bowiem nie w tym hotelu, w którym mieliśmy być. Od razu to zauważyłam, lecz było mi wszystko jedno. Ale nie Rafałowi. Natychmiast ruszył do rezydentki, która kwaterowała turystów i poprosił ją o rozmowę.
– Nie ten hotel? – zdziwiła się nieszczerze. – No, to ja teraz nic nie mogę z tym zrobić, bo mam innych gości do rozwiezienia. Ale wrócę tutaj, jak tylko zwolnię autokar i wtedy załatwimy sprawę. A tymczasem proszę wziąć klucze do pokoju.
Udawała, że chce dla nas jak najlepiej. Jednak nie z Rafałem takie numery! Uśmiechnął się grzecznie, po czym krótko wyjaśnił rezydentce, że nigdzie nie pójdzie, jeśli jego sprawy nie załatwi tu i teraz.
– Akurat by wróciła! – powiedział później. – Zostalibyśmy z ręką w nocniku, a potem by nam wmawiała, że przecież się zgodziliśmy, bo wzięliśmy klucze!
– Ten hotel jest lepszy od tego, który państwo wykupiliście! – zaczęła rezydentka, próbując nas przekabacić inaczej.
– Może tak, może nie. Ale to tamten wybraliśmy i żądamy przewiezienia do naszego hotelu – twardo stwierdził Rafał.
– No... ja to oczywiście rozumiem – rezydentka pojęła, że nie pójdzie jej z nami tak łatwo. – Ale tamten hotel został zamknięty na mały remoncik – przyznała się w końcu, nie patrząc nam w oczy.
– Doprawdy? W takim razie liczę, że pani nam zrekompensuje tę niedogodność – uśmiechnął się słodko mój mąż.
Mój kochany mąż i jego talent do negocjacji
Następnie w pół godziny wynegocjował dla nas dwupokojowy apartament z widokiem na morze i wycieczkę fakultatywną do delfinarium zupełnie za darmo! Rezydentka na wszystko się zgodziła. Wychodząc, miała minę pokonanego. Kiedy zobaczyłam nasz apartament byłam w szoku! Musiał kosztować chyba ze 100 dolarów za dobę, albo i więcej! W życiu by nas nie było na niego stać, nawet gdyby Rafał wciąż miał pracę.
„Zapowiada się jednak miły pobyt” – pomyślałam, starając się wyrzucić z głowy czarne myśli. W końcu za kilka dni Nowy Rok. Może on będzie szczęśliwszy!
– Z pani męża jest twardy negocjator! – powiedziała potem jedna z pań z grupy, która słyszała rozmowę z rezydentką.
– Tak, jest świetny! – przyznałam.
Zapoznałyśmy się. Pani Jagoda była w Egipcie z mężem, sympatycznym, chociaż nieco flegmatycznym, panem Edkiem. Od razu było widać, że da się nabrać na najprostsze sztuczki Egipcjan w rodzaju: „Ten kurs taksówką będzie kosztował 20 funtów!”. Wszyscy myślą, że egipskich, a na miejscu okazuje się, że kierowca chce funtów... brytyjskich. I nagle opłata za głupią jazdę wynosi tyle, ile w Londynie.
Jagodzie było więc na rękę, że zakolegowaliśmy się i wszędzie, także na zakupy, jeździliśmy razem. Nam także, bo cena taksówki rozkładała się na dwie rodziny. A poza tym Rafał był w swoim handlowym żywiole! Szalał w egipskich sklepach zbijając ceny nawet dziesięciokrotnie. My wprawdzie nie kupowaliśmy żadnych pamiątek, ale Jagoda była w siódmym niebie.
– Jeszcze nigdy nie udało mi się kupić tak tanio ręczników! – zachwycała się. To samo było z perfumami czy przyprawami. A już przy kupowaniu naczyń z alabastru, oczywiście po „bardzo okazyjnej cenie tylko dla nas, bo jesteśmy dzisiaj pierwszymi klientami”, mój Rafał popisał się prawdziwym talentem. Słysząc od sprzedawcy, że alabaster jest autentyczny, na jego oczach odwrócił wazonik do góry dnem i... wyjął z kieszeni scyzoryk!
– Co robisz? – wydarł się przerażony sprzedawca łamanym angielskim.
– Sprawdzam, czy to nie podróba. Jeśli prawdziwy alabaster, to go za nic w świecie nie zarysuję – odparł spokojnie mąż.
Nawet nie zdążył dotknąć naczynia ostrzem, kiedy Arab wyrwał mu je z ręki i mamrocząc coś gniewnie w swoim języku... przyniósł zupełnie inne!
– No, teraz to będzie prawdziwy alabaster! – roześmiał się mąż.
Oprócz talentu trzeba mieć odrobinę szczęścia
Jagoda spojrzała na niego z podziwem, a tego samego dnia, gdy siedziałyśmy tylko we dwie przy basenie, pijąc drinki, zagadnęła mnie niespodziewanie:
– Musisz być dumna z męża. Z takimi talentami handlowymi i podejściem do ludzi robi pewnie prawdziwą karierę!
Już chciałam kiwnąć głową, że owszem, robi karierę, trzymając jak zwykle fason, ale... Nagle zwyczajnie puściły mi nerwy! Musiałam się przed kimś wygadać...
– Rafał od miesięcy nie ma pracy... – powiedziałam, a głos lekko mi się załamał.
– Jak to? – zdziwiła się. – Nie szuka?
– Ależ szuka! Tylko wiesz, jak to dzisiaj jest... – opowiedziałam jej o wielu perypetiach męża. Miałam wrażenie, że słucha mnie uważnie, a potem pokiwała głową.
– No tak... W życiu już tak jest, że oprócz talentu trzeba mieć odrobinę szczęścia.
Najwyraźniej nas szczęście opuściło...Żeby się dostać, trzeba przejść trudną rekrutację. Kilka dni później okazało się jednak, że nie do końca. Kiedy żegnaliśmy się z Jagodą i jej mężem, nasza nowa znajoma wcisnęła Rafałowi do ręki jakąś karteczkę.
– To telefon do mojego brata – mruknęła. – Zadzwońcie do niego, może będzie miał jakąś zawodową propozycję.
Byliśmy oboje bardzo zaskoczeni! A Rafał zdziwił się jeszcze bardziej, kiedy skontaktował się z tym facetem i okazało się, że jest on dyrektorem w znanej korporacji!
– Aby dostać tam stanowisko, trzeba przejść wieloetapową rekrutację, a ja zostałem zaproszony na rozmowę ot tak, po pierwszym telefonie! – emocjonował się.
Od brata Jagody usłyszał:
– Moja siostra twierdzi, że jest pan świetny, a ja cenię sobie jej zdanie.
Rafał został zatrudniony na trzymiesięczny okres próbny i w tym czasie dał z siebie wszystko! Zostało to docenione i podpisano z mężem stałą umowę.
Byliśmy w siódmym niebie! Mąż posłał Jagodzie kosz pełen kwiatów. Usłyszał, że tak naprawdę to ona jest jego dłużniczką, bo pomagał jej w zakupach w Egipcie. A z tym Egiptem to wyszła śmieszna sprawa, bo dopiero po powrocie zobaczyliśmy w papierach, że rodzice kupili nam tę wycieczkę z opcją zwrotu 80% kosztów w momencie rezygnacji z wyjazdu. Bo w końcu mogliśmy nie dostać urlopów... Nie musieliśmy więc wystawiać biletów na aukcję internetową, wystarczyło pojechać do biura podróży... A jednak dobrze się stało, że o tym nie wiedzieliśmy. Kto by pomyślał, że ten wyjazd odmieni nasz los? Dzięki niemu Nowy Rok rozpoczął się dla nas naprawdę szczęśliwie!