Reklama

Nigdy bym nie pomyślał, że na moim własnym weselu spotka mnie coś podobnego. Oglądając zdjęcia z tej uroczystości, wracały do mnie same miłe chwile. Całość wypadła świetnie – goście się bawili, potrawy smakowały, kapela grała jak należy... Jednak w jednej chwili ten piękny dzień zamienił się w istny horror. No, albo przynajmniej w niezły cyrk.

Reklama

Atmosfera się zmieniła

Stałem przed ołtarzem przepełniony radością, nie mogąc się doczekać tej wyjątkowej chwili. Moja ukochana Karolina prezentowała się niczym księżniczka z bajkowych opowieści. Jej welon i suknia lśniły delikatnym blaskiem, a na twarzy gościł promienny uśmiech, który nie znikał ani na moment. Wszyscy zaproszeni bawili się coraz lepiej z każdą mijającą chwilą, wirując na parkiecie w rytm muzyki i delektując się pysznościami, które wypełniały weselne stoły.

Kiedy zapadł zmrok, atmosfera na przyjęciu zaczęła gęstnieć. W rogu pomieszczenia siedziała ciotka Barbara, która po paru lampkach szampana rozpuszczała różne ploteczki, bacznie śledząc każdy ruch obecnych osób. Mój kuzyn Robert paradował po sali w typowy dla siebie sposób – napuszony i zarozumiały, a jego nieodpowiedzialne zachowanie i zaczepki wzbudzały mój niepokój. Co jakiś czas dostrzegałem też dziwne spojrzenia, jakie Agnieszka wymieniała z Karoliną. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że tego wieczoru wyjdzie na jaw sekret, który wystawi nasze rodzinne więzi na ciężką próbę.

Czułem, że coś jest nie tak

Moja żona wprost jaśniała radością. Widziałem w niej dokładnie to, o czym marzy każdy facet w dniu swojego ślubu – czystą ekscytację i szczęście malujące się na twarzy. Kiedy tak patrzyłem jak się bawi, tańczy i wznosi kolejne toasty, czułem jak moje serce przepełnia duma i radość. Ale w pewnym momencie coś się zmieniło. Dostrzegłem to w jej oczach – drobną różnicę, którą tylko ja mogłem wychwycić, bo nikt nie znał Karoliny tak dobrze jak ja.

Zaniepokojony jej zachowaniem, poczekałem na odpowiedni moment, by porozmawiać z nią w cztery oczy.

– Wszystko w porządku? – zapytałem łagodnie, chwytając jej rękę.

Karolina przez chwilę milczała, rozglądając się niespokojnie po pomieszczeniu pełnym ludzi

– Chodzi o Agnieszkę, mam takie dziwne przeczucie... – wyznała. – Wydaje mi się, że może być jakiś problem, że zaraz zacznie awanturę.

Relacja między Agnieszką a Karoliną nigdy nie był prosta. Siostra mojej wybranki zdawała się mieć problem z każdym sukcesem, który osiągnęła Karolina, a szczególnie z naszymi zaślubinami.

– To pewnie przez nerwy, wiesz? W końcu to wyjątkowa chwila dla każdego z nas – próbowałem rozładować napięcie, choć sam czułem niepokój. – Nie dajmy się wyprowadzić z równowagi.

Na twarzy Karoliny pojawił się uśmiech, ale widać było w nim nutę zmartwienia. Przyrzekliśmy sobie, że ten dzień będzie wypełniony wyłącznie radością. Nie spodziewałem się wtedy, jak trudno będzie dotrzymać tej obietnicy.

Gdzie się podziała koperta?

W samym środku weselnej zabawy, kiedy wszyscy tańczyli i bawili się świetnie, ja czułem, że lepiej już być nie może. Do momentu, gdy musiałem zabrać prezenty do pokoju. Wtedy dotarło do mnie, że jedna z pękatych kopert, wypełniona pieniędzmi od weselników, przepadła bez śladu. Mimo dokładnych poszukiwań nie udało mi się jej znaleźć. Problem w tym, że każdy z gości mógł się dostać do prezentów. Zacząłem się zastanawiać – czyżby któryś z nich...?

Lodowaty pot wystąpił mi na czoło. Zerknąłem w stronę Roberta, który wodził oczami po pomieszczeniu. Jego mina mówiła wszystko – dokładnie taką samą miał wtedy, gdy wciągnął mnie w feralną inwestycję, przez którą omal nie straciłem wszystkiego. Kusiło mnie, żeby podbiec i wyjawić wszystkim prawdę o nim. Jednak wiedziałem, że rzucanie oskarżeń bez konkretnych dowodów mogłoby zaszkodzić tak samo mocno jak jego przekręt. Miałem mętlik w głowie.

Widząc, że nie mogę się skupić, Karolina zbliżyła się do mnie ostrożnie.

– Wszystko w porządku? – zapytała z troską w głosie.

Przez moment zastanawiałem się, czy powinien ją niepokoić, ale w końcu zdecydowałem się powiedzieć:

Nie mogę znaleźć koperty z pieniędzmi.

Patrzyłem, jak jej twarz traci wyraz radości. Stała bez słowa. Napięcie związane z tą sytuacją było prawie namacalne. Czułem, że muszę coś zrobić, ale bez pochopnych decyzji. Nie chciałem, by ten radosny wieczór przekształcił się w festiwal wzajemnych podejrzeń.

Ciocia sporo widziała

Z każdą chwilą atmosfera robiła się coraz bardziej nerwowa, jakby ktoś powoli spuszczał powietrze z balonów na weselu. Wiedziałem, że nie mogę dłużej siedzieć bezczynnie. Podszedłem do cioci Barbary, która była krewną Karoliny, licząc na to, że może coś wie. Wszyscy wiedzieli, że Barbara to prawdziwa kopalnia rodzinnych historii i tajemnic, więc jej spostrzeżenia mogły być teraz na wagę złota.

– Może ciocia zauważyła dziś coś dziwnego? – zapytałem ostrożnie, próbując ukryć swoje zdenerwowanie.

– Wiesz co, Tomasz, u nas w rodzinie ciągle są jakieś dramaty. Widzę, że Agnieszka chodzi jak na szpilkach, a Robert to dla mnie podejrzany typ – rzuciła wprost. – Mam przeczucie, że jedno z nich knuje coś niedobrego... Choć sama nic takiego nie dostrzegłam.

Starałem się dojść do prawdy, ale nasza wymiana zdań szybko przerodziła się w awanturę. Na początek padło na Roberta, następnie Agnieszka znalazła się pod ostrzałem, aż w końcu nikt nie był bez winy. Wieść o zaginięciu koperty z kasą rozniosła się już po całej sali. Kiedy Barbara rzucała kolejne oskarżenia, ludzie zaczęli się nam coraz bardziej przyglądać. Na początku tylko szeptali między sobą, ale wkrótce rozpętała się prawdziwa burza wzajemnych oskarżeń. Nagle wypłynęły dawne urazy i wszystkie tłumione przez lata konflikty.

Złodziej sam się przyznał

Wśród całego tego zamieszania niespodziewanie zbliżył się do naszej grupy mało mi znany gość – Mirek. Był drugim mężem ciotki Basi.

– Przyznaję, że to ja zabrałem tę kopertę – oznajmił bez ostrzeżenia, wpatrując się we mnie.

Nikt z nas nie był w stanie się ruszyć. Nawet ciotka Barbara przestała mówić, a ja stałem kompletnie osłupiały, nie mogąc pojąć tego, co właśnie usłyszałem.

– Dlaczego to zrobiłeś? – tylko tyle byłem w stanie z siebie wydusić, choć miałem w głowie mnóstwo innych pytań.

Goście weselni zaczęli szeptać między sobą i wymieniać uwagi. Na sali, gdzie jeszcze moment temu panowała wesoła zabawa, nagle zapanowała atmosfera pełna napięcia i niedowierzania.

Patrzył na nas wszystkich wujek Mirek - drugi małżonek cioci Basi. Zawsze wydawał mi się spokojnym facetem, który trzyma się na uboczu. A teraz stał ze zmiętym listem, wodząc oczami po twarzach zebranych.

– Te pieniądze... miały mi pomóc spłacić zadłużenie. Sam już nie wiem, co mi strzeliło do głowy...

Zapanowała kompletna cisza, a atmosfera stała się bardzo krępująca. Mirek cały czas unikał kontaktu wzrokowego, ale kiedy w końcu wyznał prawdę, jego twarz pokazywała, że jest mu jednocześnie wstyd i lżej na duszy.

– Pożyczki? – nie mogłem uwierzyć w to, co słyszę.

Zawsze myślałem, że Mirek świetnie sobie radzi z finansami.

– Naprawdę musiałeś to zrobić akurat w dniu, kiedy braliśmy ślub?

Mirek pochylił głowę, podczas gdy jego oczy zaszły łzami.

– Wybaczcie, Tomku i Karolino. Problemy mnie przytłoczyły i nie znalazłem lepszego rozwiązania. Myślałem też... że tego nie zauważycie.

Nie wiedziałem, co zrobić

Patrzyłem na twarz Karoliny, po której teraz spływały smutne łzy. Cała radosna atmosfera gdzieś uleciała, a jej miejsce zajęło przytłaczające uczucie, że najbliższa nam osoba mogła dopuścić się takiej zdrady. Najbardziej bolało to, że zawiodła mnie krew z mojej krwi.

Znieruchomiałem, nie mogąc znaleźć odpowiednich słów. Wśród weselnych gości dało się wyczuć zakłopotanie. Zastanawiałem się, czy można wybaczyć coś takiego Mirkowi i jak daleko powinniśmy się posunąć w okazywaniu rodzinnego współczucia. Miałem mieszane uczucia. Część mnie chciała go ukarać, ale jednocześnie żal mi było patrzeć na rozpacz cioci Baśki.

Spotkanie z Mirkiem kompletnie wytrąciło mnie z równowagi. Trudno było znieść to, że członek rodziny zdradził nas przy wszystkich krewnych. Pod koniec przyjęcia, gdy atmosfera się uspokoiła, a kolejni goście weselni zbierali się do wyjścia, wreszcie mogliśmy z Karoliną pobyć razem. Usiadłem przy niej, obserwując jej wykończoną twarz.

– Jak sobie z tym poradzimy, Tomek? – zapytała, patrząc na mnie z niepokojem.

– Damy radę to przetrwać – powiedziałem, starając się podnieść na duchu nas oboje. – Każdy może się pomylić, nawet rodzina. Dobrze, że prawda wyszła na jaw.

– Może kiedyś uda nam się zapomnieć, co zrobił Mirek... – powiedziała cicho moja kochana małżonka.

– Też bym tego chciał – odpowiedziałem, wiedząc jednak, że droga do przebaczenia będzie długa i trudna. – Ale chyba już więcej nie zaprosimy wujka na żadną rodzinną uroczystość. Tak dla świętego spokoju... i ciotki Baśki też.

Reklama

Tomasz, 31 lat

Reklama
Reklama
Reklama