„Natalia się bała, ale nie mogłam pozwolić, by stała się jej krzywda. Do każdego warto wyciągnąć pomocną dłoń”
„– Są ośrodki opiekuńcze – bąknęłam. – Tego właśnie Natalka boi się jak ognia, dlatego nie przyznaje się do choroby. Jak jej się coś pokręci, to stoi jak słup soli i czeka. – Na co? – zdziwiłam się. – Aż jej się cokolwiek przypomni”.

- Justyna, 45 lat
Odpoczywałam w pokoju pielęgniarek po porannych wizytach u pacjentów. W pewnym momencie moją uwagę przykuł podniesiony głos rejestratorki Steni. Zdarzali się gorzej słyszący pacjenci, ale żeby tak krzyczeć? Ciekawość kazała mi wyjrzeć z pokoju.
– Rozumie pani? To nie dziś. Jest pani zapisana na czwartek, czyli jutro – Stenia mówiła głośno i wyraźnie, wpatrując się w stojącą nieruchomo kobietę.
– Mogę w czymś pomóc? – spytałam.
Była taka zagubiona
Kobieta, na oko po czterdziestce, posłusznie przeniosła na mnie wzrok. Drgnęłam. W jej oczach była panika. Patrzyła na mnie nierozumiejącym wzrokiem, jak zaszczute zwierzątko.
– Usiądźmy – poprowadziłam ją do stojących pod ścianą krzeseł. Poszła ze mną jak dziecko. – Pomyliła pani dni, jest pani zapisana na jutro. Każdemu może się zdarzyć – przemawiałam spokojnie.
– Każdemu – powtórzyła bezbarwnie.
Nagle zrozumiałam. Powinnam była wcześniej dostrzec symptomy, ale zmylił mnie jej młody wiek.
– Jest pani w przychodni. Wszystko w porządku, zaopiekujemy się panią.
Chciałam ją uspokoić, ale osiągnęłam przeciwny efekt.
– Ja sama. Daję sobie radę, niczego mi nie trzeba – powiedziała wzburzona.
Nie mogłam jej tak zostawić
Wstała i szybkim krokiem skierowała się do wyjścia. Złapałam po drodze płaszcz i pobiegłam za nią. Nie mogłam jej puścić w tym stanie, była mocno zdezorientowana.
– Proszę poczekać, pójdę z panią – zawołałam za nią.
– Ja sama – powtórzyła kobieta, nie zatrzymując się.
– Wiem, ale jest mi po drodze, a w towarzystwie zawsze przyjemniej – gawędziłam. – Nie lubię sama spacerować. Wraca pani do domu?
– Pomyliłam się, każdemu może się zdarzyć – kobieta powtórzyła moje słowa jak spóźnione echo.
– Oczywiście – przyświadczyłam, zastanawiając się, dokąd ona zmierza.
Szła pewnie, nie zastanawiając się, widać znała drogę i wiedziała, co robi. Pomyślałam, że będę musiała porozmawiać z jej lekarzem. Wygląda na to, że pacjentka cierpi na zaburzenia podobne do demencji. Bardzo wczesnej, zważywszy na jej wiek. Na pewno bierze lekarstwa, ale co z opieką? Weszłyśmy razem do bramy kamienicy.
Nie miała zaufania do nikogo
– Dzień dobry, Natalko, byłam u ciebie, ale cię nie zastałam – starsza pani wyjrzała czujnie z mieszkania, gdy wspinałyśmy się po schodach. – O, siostra! Dobrze, że pani jest. Miałam zawiadomić, ale Natalka tak płakała… Ona się boi, że ją zabierzecie.
– Dokąd? – zdumiałam się.
– Do wariatkowa, przecież jej się w głowie pokręciło – odparła.
– Proszę tak nie mówić – rozgniewałam się. – Kim pani jest? Rodziną pacjentki?
– Siostra mnie zna, kilka lat temu opiekowała się moją kuzynką, raz nawet rozmawiałyśmy – starsza pani spuściła z tonu. – Mieszkam tuż obok i czasem zaglądam do Natalki, bo ona nikogo nie ma.
– Nie potrzebuję pomocy, ja sama – Natalia powtórzyła swoją mantrę.
– O, słyszy siostra? Ona do nikogo zaufania nie ma – powiedziała sąsiadka.
– Bo ją pani straszy – nie wytrzymałam.
– Ja? – obraziła się. – Człowiek chce pomóc i co go w zamian spotyka? Czarna niewdzięczność.
W czasie gdy rozmawiałam z sąsiadką, Natalia weszła do mieszkania i zamknęła drzwi. Usłyszałam, jak przekręca zasuwę i zakłada łańcuch.
– Teraz pani nie wpuści – powiedziała z satysfakcją staruszka.
– A ja taka zmęczona jestem, dość się dziś nabiegałam – jęknęłam z premedytacją.
Skorzystałam z zaproszenia
– To może siostra usiądzie u mnie i herbatki się napije? – starsza pani była odrobinę bezmyślna, ale na ludzką biedę reagowała prawidłowo i bez zastanowienia.
– Chętnie, dziękuję – weszłam i usiadłam, szykując się do wywiadu środowiskowego.
– Dawno zna pani Natalię?
– Od dziecka. To była piękna dziewczyna. I mądra, magistra zrobiła, a potem dali jej tytuł doktorski.
– Ma stopień naukowy?
– A jakże, cała rodzina na uczelni pracowała. Jej ojciec nawet książki dla studentów pisał. W grobie się teraz przewraca, jak widzi, co się z jego córką stało.
– Od dawna Natalia jest w tym stanie?
– Nie wiem, zorientowałam się, jak zaczęła mnie wypytywać, jaki mamy miesiąc. Zdziwiłam się, że nie wie, bo można zapomnieć, jaki mamy dzień tygodnia, ale żeby miesiąc? Natalia nie wygląda na chorą, radzi sobie. Czasem nawet do rzeczy mówi, szczególnie o książkach. Bo ona była literaturoznawcą. A teraz co? Momentami jak dziecko. Mało z domu wychodzi, ale na szczęście jak pójdzie, to i wróci. Nie zgubi się – powiedziała staruszka.
Sąsiadka dużo wiedziała
Kiwnęłam głową. Wczesna demencja różnie wygląda. Być może Natalii pozostała odruchowa orientacja w terenie.
– Ma kogoś do opieki? – spytałam.
– Sama jest jak palec. Rodzice ją odumarli, rodzeństwa nie miała, za mąż nie wyszła. Są dalsi krewni, ale nie utrzymują z nią kontaktu, nie ma po co ich zawiadamiać. Nie przyjdą.
– Mogłabym jednak spróbować.
– Szkoda zachodu, siostro. Kto poświęci życie na prowadzenie za rękę takiej… nieprzystosowanej osoby? Natalia jakoś sobie radzi. Co dzień zaglądam do niej, powiem, która godzina, jaki dzień i miesiąc, bo to ją najbardziej interesuje. Dziwne, co? Jakby się bała, że ucieka jej czas, którego nie wykorzystała. Bo ona prawie wcale nie żyła, całe lata trzymała nos w książkach, aż w końcu została sama, pod opieką sąsiadki. A ja nie jestem wieczna, siostro. Co będzie z Natalką, jak zamknę oczy? Kto jej powie, jaki mamy miesiąc?
– Są ośrodki opiekuńcze – bąknęłam.
– Tego właśnie Natalka boi się jak ognia, dlatego nie przyznaje się do choroby. Jak jej się coś pokręci, to stoi jak słup soli i czeka.
– Na co? – zdziwiłam się.
– Aż jej się cokolwiek przypomni. Czasem to działa, ale zdarzało się, że pomagali jej ludzie. Na naszej ulicy wszyscy się znają, jak nie osobiście, to z widzenia, tutaj Natalka nie zginie. Gorzej, jak wypuści się dalej.
– Będę musiała pomyśleć, jak jej pomóc – siorbnęłam gorącej herbaty. – A co ze znajomymi Natalii? Chyba nie żyła na pustyni? Miała przyjaciół?
Starsza pani tylko pokiwała głową.
A jednak ktoś był w jej życiu
– Naiwna siostra jak dziecko. Nawet jeśli, to co? Nikt się nie podejmie. Chyba żeby Paweł. Ale nie, to głupie. Nawet szkoda języka strzępić, tyle lat już minęło. Z dziesięć, albo i piętnaście.
– Proszę powiedzieć, o co chodzi, nie możemy zaniedbać żadnej możliwości – ożywiłam się.
– Ano, był taki jeden. Pawełek, tak do niego pieszczotliwie mówiła. Aż przyjemnie było popatrzeć, tak się kochali. Zawsze mówię, jak się ludzie zejdą w dojrzalszym wieku, to i rozum jest inny. Natalia i Paweł spotkali się po trzydziestce, wiedzieli, czego chcą od życia.
– Mówi pani o narzeczonym Natalii?
– Pierścionków nie wymieniali, ale co to była za miłość! Ja się na tym znam, siostro. Pasowali do siebie.
– I co się stało?
– Nie udało mi się dowiedzieć, chociaż próbowałam – westchnęła z żalem sąsiadka. – Z dnia na dzień zerwali, Natalia chodziła nieprzytomna z żalu.
– Zapytam ją o Pawła, co mi szkodzi. Natalia ma jutro wizytę u lekarza, poczekam na nią w ośrodku. A na razie załatwię jej opiekunkę społeczną, lepsze to niż nic.
Tym razem nie była taka wystraszona
Zaczaiłam się na Natalię pod drzwiami gabinetu. Gdy wyszła, przypomniałam, kim jestem. Wyglądała dziś lepiej. Nikt niewtajemniczony nie pomyślałby, że jest chora.
– Pamięta pani Pawła?– zaryzykowałam. – Chciałabym do niego zadzwonić.
Natalia podniosła czujnie głowę. Oczy miała całkiem przytomne.
– Jaki mamy miesiąc?
– Październik.
– Już prawie pół roku minęło, zawsze liczę – westchnęła.
Czekałam, nic nie mówiąc.
– Zerwałam z nim w maju, miesiącu zakochanych. Ironia losu, prawda?
Mówiła o Pawle?
To była smutna historia
– Musiałam. Nie mogłam go sobą obarczać. Czułam, że dzieje się ze mną coś złego, zapominałam słów, twarzy znajomych. Potem wszystko wracało, a czarna dziura przenosiła się w inne rejony. Czasem było dobrze, czasem źle. Tak jest do dzisiaj.
– On nie wie, dlaczego został porzucony? Byłoby mu łatwiej, gdyby zrozumiał – postanowiłam skorzystać z chwili jasnego rozumowania Natalii.
– Nie może mu pani powiedzieć – przeraziła się kobieta. – Niech pani obieca, że będzie milczeć. Nie chcę, żeby zobaczył mnie taką… inną.
Musiałam jej przysiąc, że Paweł się nie dowie, dopiero wtedy się uspokoiła.
– To jest wszystko, co mi zostało. Wspomnienie miłości. Ale ono się zatrze, zapomnę o moim Pawełku, prawda?
– Niekoniecznie – pocieszyłam ją.
– Już wielu rzeczy nie pamiętam. Jaki mamy miesiąc? – spytała.
– Październik.
– To już pół roku, odkąd go nie ma.
Natalia zapadła się w sobie, światełko zgasło. Mogłam się założyć, że teraz w jej oczach jest tylko pustka.