Reklama

Z każdą minutą moje szanse malały. Czułam, że od kobiety z agencji wieje chłodem. Nie podobałam jej się. Rozmowa o pracy szła w złym kierunku. Wreszcie usłyszałam:

Reklama

– Odezwiemy się, ale proszę sobie nie robić dużych nadziei. Mamy mnóstwo świetnych kandydatów.

Dlatego mocno się zdziwiłam, kiedy po paru dniach zadzwoniła.

– Możemy się spotkać? – zapytała, a ja, że oczywiście, zaraz przyjadę do firmy.

Nie, nie – powiedziała. – Spotkajmy się nieoficjalnie. Zna pani kawiarnię… – tu podała nazwę modnej i drogiej knajpy.

Zobacz także

– Znam – odparłam zdziwiona.

– Więc czekam za godzinę.

Dopiero wtedy, oko w oko, zobaczyłam, jaka jest piękna ta headhunterka

Bez wieku, chociaż pierwszą młodość miała za sobą, świetnie ubrana, z genialną fryzurą i makijażem. Jednym słowem – gwiazda!

Głupio się poczułam w swoim lichym sweterku i źle dopasowanych dżinsach. Co z tego, że miałam dwadzieścia dwa lata, długie nogi i biust DD, kiedy wyglądałam jak sierotka przy królowej?

W dodatku na czole wyskoczył mi paskudny syf, jak zwykle podczas miesiączki. Od razu to zauważyła.

– Ma pani dobrą cerę – uśmiechnęła się. – Ale mimo wszystko przydałoby się parę zabiegów w profesjonalnym salonie kosmetycznym. Co pani na to?

– Jak na lato! – zawołałam. – Z tym że ja mam ledwie parę groszy do pierwszego. Nie stać mnie na takie luksusy.

Zamówiła kawę.

Wypiła łyk, pomilczała i wypaliła:

– Mam dla pani ofertę pracy. Dobrze płatnej, niespecjalnie męczącej. Dostanie pani pensję plus bonusy.

– To znaczy?

– No wiadomo, fryzjer, kosmetyczka, ciuchy, elektroniczne gadżety i, jeżeli się dogadamy, a interes wypali, okrągłą sumkę ekstra na koniec.

– To oficjalna praca?

– Noo nie… – zacukała się lekko. – Na razie proponuję umowę ustną. Jestem solidną firmą, nic pani nie ryzykuje.

– Oprócz wpadki w urzędzie skarbowym! – uśmiechnęłam się krzywo.

– Po co od razu zakładać najgorsze? Zresztą, jeśli się dogadamy, spiszę z panią umowę, ale z niewielkimi pieniędzmi, bo pomoc domowa nie dostaje kokosów.

– Miałabym sprzątać?

– Miałaby pani robić coś zupełnie innego. To byłaby tylko taka ściema dla ludzi i urzędów – kobieta zniżyła głos.

– Więc o co chodzi?

Wtedy mi powiedziała…

W pierwszej chwili chciałam ją wyśmiać i zwiać, ale już w drugiej pomyślałam: „Ej, a właściwie dlaczego nie?”.

Zachowywała się zupełnie inaczej niż na tamtej rozmowie kwalifikacyjnej. Była miła, podkreślała, że zrobiłam na niej dobre wrażenie, i że szkoda mnie do roboty w korporacji, która mnie wyssie i wypluje.

– Zawsze pani zdąży dać się przemielić – tłumaczyła. – Ja oferuję dużo lepsze warunki właściwie za nic!

– Chciałabym jednak wiedzieć, dlaczego właśnie mnie pani wybrała? – zapytałam.

– To bardzo proste. Jest pani dokładnie w typie mojego męża. Świeża, młoda, jeszcze niezmanierowana, bardzo seksowna… O to mi chodzi!

– Co miałabym zrobić?

– Nic trudnego! Trzeba uwieść mojego męża, dać mi mocne dowody jego zdrady i zeznawać w sądzie. Wszystko.

– Mąż panią zdradza? Jeśli tak, to po co ja jestem potrzebna? Wystarczy detektyw!

– Od razu wiedziałam, że nie jesteś głupia – kobieta przeszła na ty. – Chwytasz w lot! Nie, nie zdradza mnie w tym sensie, o jakim myślisz. A jeśli nawet, to jest sprytny jak lis. Nie da się złapać w sidła!

– Jeżeli jest taki wierny, to skąd pewność, że mnie się uda?

– Nie ma, ale warto spróbować.

To był piękny facet o zimnym spojrzeniu

Opowiedziała, że wyszła za mąż dziesięć lat temu. On był bardzo bogaty, ona biedna jak kościelna mysz. Zgodziła się na przedślubną intercyzę, która na wypadek rozwodu nie gwarantowała jej materialnego zabezpieczenia, chyba że małżonek dopuściłby się ewidentnej, udowodnionej zdrady. Wtedy miała prawo do połowy majątku i dodatkowej sumy za cierpienia moralne. A było o co walczyć!

Zapytałam, czy nie może z nim normalnie żyć? Po co ten rozwód? Na pierwszy rzut oka widać przecież, że nie brakuje jej ptasiego mleka! Nawet chyba pracować zawodowo by nie musiała.

– Nie musiałabym – odpowiedziała – ale chcę. Lubię swoją pracę. Czasami mam wrażenie, że pracuję w teatrze i reżyseruję jakąś sztukę. Ode mnie zależy, co się dalej stanie z aktorami. Dostaną nowe role do zagrania, czy pójdą z kwitkiem.

– Jak ja?

Jak ty. Ale dla ciebie miałam inną propozycję. Lepszą. Zgadzasz się?

Powiedziałam, że chcę zobaczyć jej męża. Bałam się, że to może jakiś odrażający, tłusty facet, i że za żadne pieniądze nie przełamię fizycznego wstrętu. No więc pokazała mi jego zdjęcie…

Zamarłam ze zdumienia.

Był zabójczo przystojny!

– Widzisz – uśmiechnęła się. – To może być nawet przyjemne, pod warunkiem że się nie zakochasz.

– Nie ma obawy!

Długo patrzyła mi w oczy.

– Ostrzegam cię – powiedziała. – Nie pakuj się w miłość, bo będzie bolało. Możesz mi wierzyć, malutka!

Tego dnia zaczęła się moja przemiana.

Najlepsi styliści i wizażyści byli do mojej dyspozycji. Masaże, koloryzacja włosów, kosmetyki i ciuchy, o jakich do tej pory mogłam tylko pomarzyć, znajdowały się w zasięgu mojej ręki.

Z poczwarki zmieniałam się w pięknego motyla!

Ewa, moja zleceniodawczyni i opiekunka, ciągle jednak nie była zadowolona. Nieustannie szukała braków i niedoróbek, twierdząc, że trafię na znawcę, który nie zadowoli się byle czym.

– Nie jestem byle co! – złościłam się.

– Nie. Ale do ideału ci daleko. A mój mąż to koneser. Zna się na kobietach.

Kiedy wreszcie uznała, że może mnie pokazać, wyglądałam lepiej niż niejedna gwiazda z okładek kolorowych pism.

Byłam sobą zachwycona! Teraz chodziło o to, żeby mnie jakoś wprowadzić do ich domu, i żeby to wiarygodnie wyglądało. Ewa wymyśliła, że przedstawi mnie, jako córkę przyjaciółki jej zmarłej matki. Niby przyjechałam do miasta szukać swojego miejsca w życiu, bo na głębokiej prowincji nie było dla mnie pracy ani perspektyw. Miałam u nich zamieszkać, dopóki się jakoś nie ustawię… Mąż Ewy uśmiechał się ironicznie, kiedy mu sprzedawała tę bajeczkę. A był naprawdę super. Wysoki, piękny facet o zimnych, przenikliwych oczach. Obejrzał mnie od stóp do czubka głowy.

– Niezła – powiedział. – Postarałaś się.

Nie zrozumiałam, o co chodzi. Dopiero po jakimś czasie zaczęłam kumać rzeczywistość. Na początku żyło mi się u nich bajkowo. Miałam własny pokój z łazienką tylko do mojej dyspozycji, w pokoju wielki telewizor plazmowy, laptop, ogromną, wygodną kanapę i szafę z ciuchami, jakie do tej pory oglądałam tylko w butikach… Co wieczór przed zaśnięciem dziękowałam losowi, że mi się tak poszczęściło!

Zapisałam się na kurs językowy. Postanowiłam, że pójdę za ciosem i od nowego semestru zacznę zaoczne studia. Wydawało mi się, że wszystko mam w zasięgu ręki. Wtedy do mnie przyszedł. Wcale nie czekał na noc. Wszyscy byli w domu, Ewa oglądała telewizję, pani od sprzątania myła okna w drugim salonie. Kompletnie mu to nie przeszkadzało!

– Rozbieraj się – powiedział.

W ogóle nie byłam na coś takiego przygotowana. Ale nie przeszkadzało mi to. Był przystojny, co mi tam jeden numerek.

Drzwi do mojego pokoju były uchylone. Musiało być słychać, co się dzieje, ale Ewa nie zareagowała, nie przybiegła, nie zaczęła robić zdjęć, nie chwyciła kamery do ręki. Miała taką świetną okazję, żeby udowodnić swojemu mężowi zdradę, a nie kiwnęła palcem w bucie. Byłam w szoku.

Jednak najgorsze zdarzyło się potem.

– Myślałaś, że nie wiem? Przecież świadomie grasz w te klocki! Ewa ci płaci. Masz lepiej niż w luksusowej agencji. Odkładasz sobie kasę na czarną godzinę.

– Ale pana żona nie tak mi przedstawiła to wszystko… – zaczęłam.

– Znowu coś wymyśliła? Ona lubi tak kombinować, ale mnie to nie interesuje.

– Nie chcę!

– To się wynoś!

Przez cały wieczór nie wychodziłam z pokoju. Następny dzień też tam spędziłam. Nikt do mnie nie zaglądał, nie interesował się, czy żyję. Dopiero głód i pragnienie wypędziły mnie do kuchni. Piłam drugą kawę, kiedy Ewa otworzyła drzwi i stanęła w progu.

– Pani mnie okłamała – zaczęłam, lecz ona nie pozwoliła mi dokończyć.

– Powiedzmy, że nastąpiła zmiana planów! To się zdarza.

Ta bogata, wyrafinowana, podła baba manipulowała mną, jak tylko chciała. Miała pieniądze, wydawało się jej, że może mnie kupić. W sobie tylko wiadomych celach podsuwała mnie swojemu mężulkowi, prowadząc jakąś ohydną grę z nim, ze mną, z całym światem. Rozgrywała mną jak pionkiem swoją partię na szachownicy. Nagle poczułam dziką satysfakcję, że mogę jej to wszystko, ten misterny plan popsuć, chociażby na chwilę, że nie ma nade mną takiej władzy, jak myśli. Strasznie ją zwymyślałam. Nawet nie wiedziałam, że znam takie słowa, ale były naprawdę mocne, bo w miarę jak krzyczałam, Ewa robiła się biała i czerwona na przemian. Już nie wyglądała tak ładnie.

Kazała mi się natychmiast wynosić.

Powiedziałam, że oczywiście, kiedy się tylko spakuję… Wrzeszczała, że nie wolno mi zabrać ani jednego wacika, bo mnie oskarży o kradzież. Ale ja zabrałam wszystko, nawet pastę do zębów i szczoteczkę.

– Wzywaj policję – blefowałam. – Mam dowody, co się tutaj wyprawia. Chętnie o tym opowiem, gdzie trzeba.

Jasne, że nic nie miałam, ale ona się faktycznie zamknęła. Widocznie nie zależało jej na publicznym praniu brudów. Z torbami pełnymi ubrań, bielizny, kosmetyków i wszystkiego, co dostałam w ramach naszej umowy, zainstalowałam się na razie w tanim hotelu. Szukam mieszkania i pracy. Mam trochę pieniędzy, część prezentów sprzedam, musi mi na razie wystarczyć. Ciągle myślę, jak mogłam być taka głupia! Przecież to na kilometr pachniało przekrętem. Tylko że jak się ma kryzys finansowy, jak się nie ma pracy, człowiek traci refleks. Trzeba za to potem drogo zapłacić.

Reklama

Ja do dzisiaj czuję na sobie łapy tego drania, który wziął to, co mu podsunęła wyrafinowana żonka. Powinnam go oskarżyć, ale nie mam szans na udowodnienie prawdy. Nienawidzę gnoja! Czasami tylko przypominam sobie słowa Ewy: „Nie pakuj się w miłość, bo będzie bolało…”. Jeśli ona to wszystko robiła z jakiegoś obłąkanego uczucia, to trzeba jej jednak trochę współczuć. Niech moja historia będzie przestrogą. Na szczęście miałam dość siły, żeby stamtąd uciec. Dużo kobiet jest w takich pułapkach–klatkach, bo albo nie wiedzą, jak się z nich wydostać, albo nie mają na to siły. A przecież czasami wystarczy tylko mocno kopnąć w drzwi!

Reklama
Reklama
Reklama