Reklama

Gdyby ktoś zapytał moich znajomych, pewnie powiedzieliby, że jestem rozsądny. Może nawet trochę nudny. Stabilna praca, własne mieszkanie, oszczędności. Nigdy nie podejmuję pochopnych decyzji. Ale wszystko się zmieniło, kiedy poznałem Sandrę. Zakochałem się jak głupi. Pamiętam ten wieczór, jakby to było wczoraj. Spotkaliśmy się u wspólnych znajomych. Była ubrana w czerwoną sukienkę, która przyciągała wzrok każdego faceta na sali. Ale to do mnie się uśmiechnęła. Nie mogłem w to uwierzyć. Przegadaliśmy cały wieczór. Miała w sobie taką energię, że człowiek od razu zapominał o całym świecie.

Reklama

Zaczęliśmy się spotykać. Z początku myślałem, że to przelotne zauroczenie, ale mijały miesiące, a ja nie potrafiłem bez niej funkcjonować. Była jak słońce w moim uporządkowanym, trochę zbyt spokojnym życiu. Po dwóch latach postanowiłem się oświadczyć. Sandra płakała ze szczęścia. Ślub był piękny. Skromny, ale dokładnie taki, jak sobie wymarzyliśmy. Wszystko wydawało się idealne. Ale zaledwie kilka dni po ślubie… coś zaczęło się psuć. A może po prostu zacząłem zauważać to, czego wcześniej nie chciałem widzieć.

W głowie miałem mętlik

Pierwszy niepokój poczułem już tydzień po ślubie. Wróciłem z pracy wcześniej niż zwykle — projekt, nad którym pracowałem, miał opóźnienie i postanowiłem zrobić sobie wolne popołudnie. W skrzynce znalazłem list. Zwykła biała koperta, ale od razu coś mnie tknęło. Adresowany na Sandrę. Z pieczątką firmy windykacyjnej. Wszedłem do mieszkania, czując, jak serce bije mi szybciej. Żona siedziała w kuchni z laptopem, popijała kawę. Uśmiechnęła się, gdy mnie zobaczyła.

– Coś przyszło do ciebie – powiedziałem, kładąc kopertę na stole.

Spojrzała na nią i nagle zeszło z niej całe życie. Twarz jej zbladła, uśmiech zniknął.

To pewnie jakaś pomyłka – rzuciła nerwowo i próbowała schować list do torebki.

– Ale… to wygląda poważnie – nie dawałem za wygraną. – Czemu nie chcesz tego otworzyć przy mnie?

– Bo nie ma o czym gadać, serio. Nie mam pojęcia, co to jest – mówiła szybko, zbyt szybko.

Patrzyłem na nią, próbując coś z niej wyczytać. Kiedyś potrafiłem ją czytać jak książkę. Teraz czułem nie byłem już tego taki pewny.

– To naprawdę nic ważnego? – zapytałem już spokojniej.

– Błagam cię… przestań robić aferę z niczego – powiedziała, a jej głos był o ton wyższy niż zwykle.

Nie ciągnąłem tematu, ale w głowie miałem mętlik. To nie była ona. Nie taka była moja Sandra. Albo po prostu… nigdy jej do końca nie znałem.

Chciałem poznać prawdę

To, co zobaczyłem w oczach Sandry, nie dawało mi spokoju. To nie był wstyd ani zakłopotanie. To był strach. A jeśli naprawdę coś ukrywała? Dwa dni później pojechałem do jej matki. Nie uprzedzałem, że wpadnę. Znała mnie, była zawsze chłodna, ale nasze relacje były poprawne. Kiedy mnie zobaczyła, przez chwilę milczała.

– Przepraszam, że bez zapowiedzi. Chciałem porozmawiać. O Sandrze.

Wpuściła mnie bez słowa. Usiedliśmy w ciasnym salonie, pełnym zdjęć i porcelanowych figurek. Cisza ciążyła jak kamień.

Coś się z nią dzieje złego? – zapytała w końcu, choć jej ton brzmiał, jakby znała odpowiedź.

– Znalazłem list od firmy windykacyjnej. Sandra mówi, że to pomyłka, ale… widzę, że coś jest nie tak. Proszę mi powiedzieć, czy powinienem się martwić?

Patrzyła na mnie długo. W końcu wzięła głęboki oddech.

– Moja córka zawsze była impulsywna. Robiła rzeczy… których później żałowała. Ale to nie ja powinnam ci o tym powiedzieć.

– Jeśli mnie kochała, dlaczego nie była szczera? – zapytałem, czując, że ściska mnie w gardle. – Nie chcę zostać oszukany. Nie zasłużyłem na to.

Milczała. A potem powiedziała tylko:

– Może po prostu nie jesteś gotów poznać całej prawdy.

To zdanie jeszcze długo dudniło mi w głowie.

Musiałem złapać oddech

Tego dnia wróciłem z pracy wcześniej. Zdejmowałem buty w korytarzu, gdy usłyszałem głos Sandry w salonie. Stała tyłem do drzwi balkonowych, z telefonem przy uchu.

– Proszę, dajcie mi jeszcze tydzień… On nic nie wie… Nie mogę mu teraz powiedzieć, właśnie się pobraliśmy…

Zamarłem. Głos miała zdesperowany, prawie szeptała, ale słyszałem każde słowo.

– Rozumiem, ale nie możecie teraz przychodzić… Nie przed nim… Błagam was…

Przez chwilę w głowie miałem tylko szum. Komornik. To był komornik. Domyśliłem się, zanim padło słowo. A kiedy już miałem się wycofać i udawać, że nic nie słyszałem – drzwi skrzypnęły. Sandra odwróciła się gwałtownie.

– Od jak dawna tu stoisz? – zapytała ze strachem w głosie.

– Wystarczająco długo – powiedziałem cicho, choć czułem, że wszystko we mnie wrze. – Z kim rozmawiałaś?

– To nie tak…

– A jak ? Bo wygląda na to, że coś przede mną ukrywasz. I to coś poważnego.

Zamilkła. Spojrzała w bok, jakby szukała ratunku gdzieś poza mną. W końcu wyszeptała:

Daj mi chwilę. Proszę.

Wyszedłem na balkon. Potrzebowałem powietrza. Widziałem, jak mój świat zaczyna się kruszyć, a ja nawet nie rozumiałem jeszcze, jak głęboko sięgam dna.

W głowie mi dudniło

Siedzieliśmy naprzeciwko siebie na kanapie. Sandra milczała dłuższą chwilę, jakby każde słowo miało ją zranić. W końcu zaczęła mówić.

– Te długi… one są ze mną od lat. Zaczęło się jeszcze zanim cię poznałam. Najpierw na meble, potem na wyjazdy, kosmetyki… Z każdym kolejnym było trudniej to ogarnąć.

Patrzyłem na nią bez słowa. Czułem, jak coś we mnie pęka. Nie sam fakt zadłużenia, ale to, że nie powiedziała mi nic. Że przez dwa lata budowaliśmy naszą relację na kłamstwie.

– Kiedy cię poznałam, naprawdę się zakochałam. Myślałam, że to wszystko się jakoś ułoży. Że zacznę z tobą nowe życie… I może jakoś, powoli, dam radę spłacić to wszystko…

– Czyli co? – przerwałem jej. – Uznałaś, że jak weźmiemy ślub, to wszystko magicznie zniknie? Że ja się dowiem i po prostu zapłacę?

– Nie! Nie chciałam cię wykorzystywać, naprawdę nie! Ale jak już się zaręczyliśmy… bałam się. Że odejdziesz. Że jak się dowiesz, to mnie zostawisz.

Zacisnąłem pięści. W głowie mi dudniło.

– Liczyłem na partnerski związek. A ty zrobiłaś ze mnie koło ratunkowe.

Zaczęła płakać. Ale nie podszedłem, nie objąłem jej.

Zostałem okradziony

Dwa dni po tamtej rozmowie zadzwoniłem do Mateusza. Spotkaliśmy się w knajpce niedaleko mojego mieszkania. Czekał na mnie, jakby przeczuwał, że sprawa jest poważna. Usiadłem ciężko i przez chwilę tylko patrzyłem w blat stołu.

– Co się dzieje? – zapytał bez owijania.

Sandra ma długi – wypaliłem. – Ogromne. Ukrywała to przede mną przez cały nasz związek.

Uniósł brwi, ale nie wyglądał na zaskoczonego.

– Wiedziałem, że coś może być nie tak. Unikała tematu pieniędzy. I twoje oczy, stary… zawsze jak o niej mówiłeś... Byłeś w niej zakochany.

Bo tak było – mruknąłem. – Czułem, że to wszystko jest zbyt idealne.

Mateusz spojrzał na mnie poważnie.

– Jesteś gościem, który żyje porządnie. A ona? Nie oceniam, ale… jeśli już na starcie cię okłamała, to co będzie dalej?

Pokręciłem głową, czując, że gardło mam ściśnięte.

Czuję się, jakby mnie ktoś okradł. Nie z kasy… tylko z życia, z przyszłości, którą sobie wyobrażałem.

– No to teraz pytanie: czy to była tylko iluzja, czy coś, co warto jeszcze ratować?

Zamilkłem. Bo nie znałem odpowiedzi.

Nie umiałem zaufać

Wróciłem do mieszkania późnym wieczorem. Sandra siedziała przy oknie, w dresie, z kubkiem herbaty. Patrzyła w pustkę, jakby liczyła, że noc zasłoni wszystko, co się wydarzyło. Usiadłem naprzeciwko niej. Cisza trwała długo, oboje baliśmy się słów.

Muszę się wyprowadzić na jakiś czas – powiedziałem w końcu. – Muszę zrozumieć, co się tu właściwie stało. I czy potrafię ci jeszcze ufać.

Sandra nic nie odpowiedziała. Przełknęła ślinę, jakby każdy dźwięk miał ją połamać od środka.

– Kocham cię – wyszeptała. – Wiem, że wszystko schrzaniłam. Ale to nie była gra. To wszystko… to była prawda. Miłość była prawdziwa.

– Może i tak – odparłem cicho. – Ale miłość to nie wszystko. Miłość bez zaufania… to tylko ładne słowo.

Spakowałem kilka rzeczy. Wyszedłem bez trzaśnięcia drzwiami. Nie dlatego, że byłem spokojny. Po prostu nie miałem już siły. Tamtej nocy spałem u Mateusza. Nie wiedziałem, co będzie dalej. Nie chciałem robić niczego pochopnie, bo już raz dałem się ponieść uczuciu.

Kamil, 30 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama