„Nazywali ją królową, a ona pragnęła tylko jednego - żeby jej córka miała lepsze życie. Niestety sprawy się skomplikowały”
„Skończyła właśnie trzydziestkę. Marysia miała czternaście lat. Trzeba było wziąć sprawy w swoje ręce. Odkładała każdy grosz. Szukała w ogłoszeniach, czy ktoś się nie chce pozbyć starej pralki automatycznej, lodówki albo telewizora. Ludzie tyle dobrych i sprawnych rzeczy wyrzucają, można sobie dom umeblować, nie wydając ani złotówki”.
- Maja, 32 lata
Spotkałam ją w pociągu z Warszawy. Zazwyczaj nie wdaję się w dyskusje z nieznajomymi, jednak ona wyglądała na taką, która musi się wygadać. Wszystko mi powiedziała jak na spowiedzi. Wyglądała całkiem zwyczajnie.
Okazało się, że to tylko pozory…
W dzień nosiła porozwlekane koszulki i dresowe portki z lumpeksu. Za to wieczorem z szarej ćmy zmieniała się w kolorowego motyla. Lateksowe, obcisłe legginsy, topy z cekinami, ostry makijaż, kolczyki do ramion i wysokie szpilki… Stała za barem w knajpie pana Arka. Na jej zmianie zawsze było pełno ludzi. W lustrach odbijał się jej pełny, kształtny biust.
– Naturalny – podkreślała z dumą. – Żadna tam sztuczna ściema!
Kiedy przez chwilę robiło się pusto, wystarczyło, że postukała czerwonymi tipsami w lśniący blat – a mężczyźni natychmiast zamawiali kolejne drinki, piwo, wino lub zwykłą gorzałę.
Pan Arek bardzo ją cenił. Nie dzieliła się z nim swoimi napiwkami. Ona jedna miała taki przywilej! Mówili o niej „Królowa Nocy”. Kiedy przyszła do pana Arka w poszukiwaniu pracy, nie była już taka młodziutka. Miała tylko nieukończoną zawodówkę, więc myślała o zmywaku albo jakimś sprzątaniu na zapleczu, lecz pan Arek błyskawicznie ocenił jej urodę i zaproponował:
– Szybko się przyuczysz. Na razie siedź i patrz. Zobaczymy, co zapamiętasz. Przeegzaminuję cię na górze…
Gdyby nie była przyciśnięta do muru, pewnie by się nie zgodziła
Jednak parę dni wcześniej wezwała ją wychowawczyni jej córki Marysi i powiedziała:
– Dziewczynka jest bardzo zdolna. Musi iść do liceum, a później na studia! Czy pani wie, że najtrudniejsze zagadnienia z fizyki i chemii ona chwyta w lot? To nie wszystko! Humanistycznie też jest utalentowana, pięknie pisze… Jej wypracowania czytamy głośno w klasie. Pani nie może jej zmarnować! Zasługuje na wykształcenie.
– Ale pani profesorko, ja ją sama chowam – tłumaczyła. – Zarabiam marne grosze, nie stać mnie na takie wydatki!
– Więc chce pani, żeby córka miała takie samo życie? Co z pani za matka?
Co robić? Przypomniała sobie, że w knajpie na wylotówce wisi ogłoszenie: „Młodą, ładną zatrudnię”. Poszła…
– Kokosów mieć nie będziesz – pan Arek od razu postawił sprawę jasno. – Ale możesz sobie dorobić. Na górze są pokoje dla gości, klucz wisi w portierni… Kiedy, z kim i po co tam pójdziesz, nie moja sprawa. Pod warunkiem, że dla mnie zdejmiesz majtki na każde skinienie! Rozumiesz?
Rozumiała. Skończyła właśnie trzydziestkę. Marysia miała czternaście lat. Trzeba było wziąć sprawy w swoje ręce.
Odkładała każdy grosz. Szukała w ogłoszeniach, czy ktoś się nie chce pozbyć starej pralki automatycznej, lodówki albo telewizora. Ludzie tyle dobrych i sprawnych rzeczy wyrzucają, można sobie dom umeblować, nie wydając ani złotówki.
Są ciucholandy, przecenione produkty spożywcze z krótkim terminem ważności, jest tyle towarów za grosze… Na siebie nie wydawała prawie nic, za to Marysia miała wszystko, co najlepsze.
I szkołę jej znalazła prywatną, z dużym czesnym, ale i dobrą opinią, daleko od domu. To był podstawowy warunek!
– Ty tutaj nie przyjeżdżaj – zapowiedziała. – Nie masz do kogo i czego. Ja sama będę ciebie odwiedzała. Nawet tak wolę, bo się przynajmniej na chwilę wyrwę z tej dziury i zobaczę trochę świata.
– A wakacje? – dopytywała Marysia.
– Też nie! Po co? Lepiej ci załatwię jakiś obóz językowy czy kursy zagraniczne. Poznasz innych ludzi, otrzaskasz się, będziesz jeszcze mądrzejsza niż teraz…
Tak manewrowała, żeby każdą wolną chwilę zająć córce nowym wyjazdem
Hiszpania, Grecja, Włochy, Portugalia... Znajdowała w biurach podróży ciekawe oferty i cieszyła się, że młoda już tyle wie i widziała. Dzięki niej była światową dziewczyną. Studia wymyśliła w Szkocji…
– Stać mnie na to! – mówiła córce. – Mam cię jedną, nie będę ci żałować!
Zbliżała się do czterdziestki, ale nadal była piękna. Żadna nie miała przy niej szans. Klienci przyjeżdżali z sąsiednich województw, taka była sławna! Szef wołał ją coraz rzadziej, też się starzał, miał kłopoty z prostatą, chorował na nadciśnienie. Czasami tylko leżeli obok siebie i opowiadali o swoich dzieciach, bo i on miał jedynaka, z którym wiązał wielkie plany.
– Tylko charakter ma miękki, po matce – zwierzał się. – Jakieś romantyczne fiu bździu mu w głowie, ale ja go wyprostuję… Będzie chodził jak w zegarku!
Po dwóch tygodniach zadzwoniła: jest super, a ona się zakochała. To była bardzo dobra wiadomość! Królowa Nocy zaczynała się już niepokoić, bo jej córka zajmowała się tylko nauką.
– Nie na tym życie polega – tłumaczyła. – Wszystkiego trzeba posmakować.
Próbowała się dowiedzieć więcej, ale słyszała tylko: „Przywiozę go i zobaczysz”. Więc czekała, choć dręczył ją niepokój.
– Po co ona go tutaj ciągnie? – pytała pana Arka. – Ludzie mają złe i długie ozory, zawsze ktoś coś wychlapie…
– Wrzuć na luz – uspokajał ją pracodawca. – Przyjadą, pojadą… Nawet jakby gadali, to taki cudzoziemiec nawet języka za bardzo nie zna, a może wcale! Zresztą, co złego robiłaś? Wszystko to dla dziecka, każdy to zrozumie. Nie martw się.
Wzięła w knajpie tydzień urlopu i właśnie kończyła ostatnią zmianę, kiedy Marysia stanęła w drzwiach baru. Śliczna, roześmiana, modnie ubrana, wpatrzona jak w obrazek w… syna pana Arka!
Tworzyli piękną parę, tak na pierwszy rzut oka rozkochaną, że tchu jej zabrakło. I nagle zapadła taka cisza, że było chyba słychać, jak głośno wali serce barmanki… Pan Arek, jak zwykle siedzący przy służbowym stoliku, powoli się podniósł.
Dotarło do niego, co się dzieje…
Zrobił się purpurowy, na czole pulsowała mu gruba żyła, jak zwykle przed atakiem wściekłości. Jednym susem dopadł swego potomka, wyszarpnął go z uścisku Marysi i wepchnął do pokoiku za barem. Nie było w nim drzwi, tylko zasłona
z paciorków. Wszyscy wszystko słyszeli.
– Z kim ty się szlajasz, do jasnej cholery?! – to było pierwsze pytanie tatusia…
Potem obecni w knajpie ludzie dowiedzieli się, że „Jak stara dziwka, to młoda na pewno też, bo jabłko się nie różni od jabłoni, a i geny robią swoje!” Dalej wrzeszczał, że matka, największa k…a w okolicy, że na tyłku wykształciła córunię, która korzystała z łajdactwa, więc jest taka sama!
I że on nie pozwoli, aby byli rodziną!
– Za kudły ją wywlokę z mojego domu! – darł się jak opętany.
Wtedy Marysia uciekła…
Nie patrzyła na nią. Bała się. Chwilę po jej wyjściu zabrała wszystkie swoje rzeczy z zaplecza. Przetarła bar, ustawiła czyste kieliszki i wyszła stamtąd na zawsze.
Pracowała prawie dwanaście lat. Dużo zarabiała. Nigdy nie zastanawiała się, czy robi dobrze, czy źle. Nikt jej złego słowa nie powiedział przez cały ten czas, więc czemu miała się zastanawiać. Skończyło się! Wiedziała, że nie zastanie córki w domu, więc się tam nie spieszyła. Miała dużo czasu; mogła iść, gdzie chciała, ale okazało się, że nie ma dokąd. Wróciła do siebie. Postanowiła, że później pomyśli, co dalej.
Leżała, drzemała, chodziła od drzwi do okna…
Miała dwie komórki, tę „służbową” i tę tylko dla Marysi. Pierwsza odzywała się bardzo często. Nie odbierała. Setki razy próbowała skontaktować się z córką. Telefon Marysi nie odpowiadał. Wyglądało na to, że zmieniła numer…
Zaczęła trochę wychodzić: do sklepu, na spacer, bez celu… Ludzie milkli na jej widok, spuszczali wzrok, Powinna się stąd wynieść, ale myślała: „Jeśliby Marysia przyjechała, to jak się wtedy odnajdziemy?…”.
Dawny klient zapytał, czy jej córka wróciła do Polski, bo chyba ją widział w Warszawie. Była mocno umalowana, podpita, siedziała przy barze z jakimś gachem.
– Podobna do twojej córki i niepodobna – mówił. – Wyglądała jak luksusowa prostytutka. Chyba nie poszła w twoje ślady?
– Jesteś pewien, że to ona? – pytała.
– Nie, nie jestem. Może tylko podobna… – wzruszył ramionami.
Postanowiła, że pojedzie do Warszawy, odszuka tę knajpę i się przekona. Zwierzyła mi się w pociągu, w drodze powrotnej. Nie znalazła córki. Płakała. Spytałam, czy mogę wszystko opisać. Może Marysia to przeczyta i odezwie się w końcu do matki. Zgodziła się.
– Niech wie, że czekam – powiedziała.