„Nie byłem w stanie zignorować uwodzicielskiej Idy. Myślałem, że nieszkodliwy flirt w biurze nie przysporzy mi problemów"
„Ona bez wahania podjęła kroki ku bliższemu kontaktowi. Kiedy dotykała moje udo pod stolikiem, nie pozostawiała miejsca na wątpliwości co do swoich zamiarów. Tę noc spędziliśmy w moim jeszcze nieurządzonym mieszkaniu, kochając się na rozłożonym łóżku”.
- Robert, 32 lata
Szybko się zbliżyliśmy
Gdy przed trzema miesiącami otrzymałem awans w pracy, przeniesiono mnie z Warszawy do mniejszego miasteczka, aby tam pokierować oddziałem firmy. Wydawało mi się, że wszystko idzie w dobrą stronę, bo moje ambicje zaczęły się realizować. Byłem szefem dla ponad trzydziestu ludzi, podwójnie zwiększyłem swoje zarobki i otrzymałem służbowe mieszkanie w centrum miasta. Od momentu, gdy prezes przekazał mi tę wiadomość, banan nie schodził mi z twarzy. Zawsze o tym marzyłem, poświęcając dla tego marzenia rodzinę, relacje i przyjaźnie. I teraz, w końcu, moje marzenie stało się rzeczywistością.
Po przeprowadzce nie mogłem pozbyć się wrażenia niepokoju. Przez kilka lat mieszkałem w zgiełku wielkiego miasta, więc przystosowanie się do życia w spokojnym, ale niewątpliwie rozwiniętym przemysłowo miejscu, było dla mnie wyzwaniem. Na dodatek zdarzyło mi się wpakować w romans w pracy. Ida, która pracowała w księgowości, przyciągnęła moją uwagę już podczas powitalnej imprezy. Jednak ze względu na obrączkę, którą miała na palcu, starałem się zachować dystans.
Z upływem czasu nasze rozmowy, podczas załatwiania formalności urzędowych, stawały się coraz dłuższe. W końcu zdecydowaliśmy się na spotkanie po godzinach w przytulnym pubie. Liczyłem na to, że wypijemy parę piw i miło spędzimy czas. Jednak to ona bez wahania podjęła kroki ku bliższemu kontaktowi. Kiedy dotykała moje udo pod stolikiem, nie pozostawiała miejsca na wątpliwości co do swoich zamiarów. Tę noc spędziliśmy w moim jeszcze nieurządzonym mieszkaniu, kochając się na rozłożonym łóżku.
– Jesteś nieszczęśliwa z mężem? – zapytałem, kiedy leżeliśmy obok siebie, spoceni i zmęczeni.
Jak dotąd nie padało z jej ust ani jedno słowo o nim, więc ja także nie poruszałem tego tematu. Jednak teraz pomyślałem, że powinienem zapytać.
– Skąd takie przypuszczenia? – wyraz twarzy zdradzał jej zdziwienie. – Dobrze nam razem.
– Ma kogoś innego i to coś w rodzaju zemsty?
– O ile mi wiadomo, nie. I zanim cokolwiek powiesz: nie, nie bije mnie, nie jest wobec mnie obojętny i wyjeżdża podróże służbowe tylko sporadycznie. Dzisiaj na przykład. Po prostu poczułam, że muszę iść do łóżka z tobą. Tyle. Nie da się uniknąć pewnych rzeczy.
Taki stan rzeczy mi odpowiadał
Nie szukałem głębszych odpowiedzi. Nasza konwersacja i tak nie prowadziła do żadnej konkluzji. Skoro ona nie miała z tym kłopotu, przekonywałem siebie, że ja również nie powinienem się tym zamartwiać. Przecież od dawna z nikim nie byłem. Ciężar jej nagiego ciała na moim ciele, czułości, pocałunki – to wszystko była miłą zmianą od nieustannego pędu za karierą i siedzenia w pracy do późna. Bliskość... Tak, tęskniłem za bliskością drugiej osoby.
Spotykaliśmy się regularnie – za każdym razem, gdy mąż Idy wyjeżdżał w sprawach służbowych. Nie czułem z tego powodu dumy. Ciągle miałem wątpliwości, czy powinienem angażować się w związek z mężatką, ale nasz romans, gorący i nieco ryzykowny, był zbyt kuszący. No i jedyne, co nas łączyło, to intymność fizyczna; bez żadnych zobowiązań czy wyzwań, które zwykle stoją przed parą. Ida podchodziła do całej sytuacji z takim luzem, że wkrótce ja również zepchnąłem wszelkie obawy w zakamarki umysłu i poddałem się namiętności. I przez pewien czas naprawdę było miło.
Zauważalne dziwactwa w moim domu pojawiły się po raz pierwszy mniej więcej miesiąc później, pod koniec marca. Wszedłem rano do kuchni, nastawiłem wodę na kawę i chwyciłem jedną z bułek, które kupiłem dosłownie poprzedniego dnia. Niestety, kiedy ją przekroiłem, była całkowicie spleśniała. Nie była twarda ani czerstwa, ale pokryta szarością, która przylegała do noża. Zirytowałem się i przekląłem sklep sprzedający taki badziew. Pomyślałem, że kupię coś w drodze do biura. Jako szef, nie byłem zmuszony do pośpiechu, aby zdążyć na konkretną godzinę. Mogłem równie dobrze przyjechać po zjedzeniu dwudaniowego lunchu, późnym popołudniem, i nikt by mi niczego nie zarzucił.
Te sytuacje spędzały mi sen z powiek
Ta sama sytuacja powtórzyła się kolejnego dnia, tym razem z jabłkami. Leżący na paterze kilogram moich ulubionych antonówek poczerniał i zagnieździły się w nim robaki. Nie do pomyślenia, aby gość z targu sprzedał mi coś tak zepsutego. No i w drodze powrotnej samochodem, zjadłem ze dwa czy trzy jabłka. Były one wówczas świeże i pełne soku. „O co tu chodzi? Czyżby w kuchni była zbyt duża wilgotność? Czy może zarodniki jakiegoś grzyba przeszły na jedzenie?”. Przeszukałem służbowe mieszkanie, ale nie odkryłem niczego, co mogłoby wyjaśnić psucie się produktów. Jaka więc była inna możliwość?
Nienajedzone duchy? Niby lepsze głodne zjawy, które powodują, że owoce i pieczywo się psują, niż krew spływająca po ścianach, ale mój niepokój zdecydowanie się pogłębił. Dlaczego w mym życiu, które stało się beczką miodu z łyżką dziegciu, nie mogło pojawić się coś normalnego? Wytrzymałbym łagodną chorobę czy hałaśliwych sąsiadów, ale zjawiska nadprzyrodzone były po prostu nie do zniesienia. Nie dla mnie.
Przez następne tygodnie starałem się funkcjonować tak normalnie, jak tylko potrafiłem. Zarządzałem działem firmy, podpisywałem papiery, spotykałem się z Idą. Parę razy próbowała mnie skusić w biurze. Nie jestem pewny, ale z jej oczu emanowało coraz większe pragnienie. Czy na pewno bliskości? Stopowałem ją, zanim do czegoś by doszło. Jeżeli by nas złapano, obydwoje znaleźlibyśmy się w trudnym położeniu. Ona była mężatką, a ja byłem jej szefem.
– Ale coraz rzadziej się spotykamy – narzekała podczas kolejnej próby sprowokowania mnie w biurze.
Odsunęła się na odpowiednią odległość, ale nadal kokieteryjnie dotykała mojego krawata, jakby liczyła na to, że w końcu ulegnę. Czułem, jakby mnie molestowała. Ona mnie, mimo różnic w naszym statusie zawodowym.
– Pragnę cię. Tu i teraz.
– Potem – przerwałem rozmowę. – Nie możemy...
– Chcę tylko zaoferować ci pomoc. Widzę, jaki ostatnio jesteś spięty. Poruszasz się sztywno jak maszyna – zrobiła kwaśną minę. – Czy stało się coś, o czym powinnam wiedzieć?
Nie odpowiedziałem na to pytanie. Nie chciałem jej przyznawać, że spędzałem wolne chwile na eksperymentach w moim domu. Kupowałem różnego rodzaju artykuły i testowałem jak będą się zmieniać, gdy zostawię je do kuchni. Efekty były zawsze identyczne: to, co było jadalne, stawało się w kuchni niejadalne. Masło zaczynało jełczeć, mleko gęstniało, tworząc odrażające białe grudki, mięso stawało się zielone i zaczynało wytwarzać larwy, a niewinne na pierwszy rzut oka jajka, po rozbiciu pokazywały czarne żółtka i na wpół wytworzone dzioby kurcząt. Okropieństwo.
Miałem serdecznie dość patrzenia, jak wszystko dookoła mnie popada w ruinę, rozkłada się i pokrywa pleśnią. Co takiego zrobiłem, że zasłużyłem na tak nieszczęsny los? Miałem odczucie, że duszący zapach rozkładu nieustannie mi towarzyszy. Kiedy jeździłem windą sam, zapach ten wypełniał do granic każdy centymetr metalowego pomieszczenia, jakbym to ja wydzielał tę straszliwą woń, jakbym niósł ją ze sobą, gdziekolwiek bym się udał. Nie mogę tego inaczej opisać. Na dodatek wszystko, co osiągnąłem, w ciągu zaledwie kilku tygodni straciło dla mnie jakąkolwiek wartość.
Nie byłem w stanie cieszyć się władzą, bogactwem i atrakcyjną kobietą, która za mną szalała, kiedy w moim nosie ciągle czułem ten paraliżujący smród. Kiedy czułem, że coś we mnie gnije, niszczeje. W najgłębszych zakątkach duszy chyba już rozumiałem, co to jest. I wiedziałem także, że nie będę w stanie kontynuować życia, jeśli tego nie usunę.
Nie mogłem tak dalej
Pod koniec kwietnia doszło do zakończenia mojej znajomości z Idą, równie niespodziewanie jak się rozpoczęła. Wydawało się, że ten fakt nie zrobi na niej większego wrażenia. Kiedy o tym wspomniałem – przypadkowo byliśmy w tym samym lokalu, do którego udaliśmy się na nasze pierwsze spotkanie – po prostu pochyliła się i dała mi pocałunek w usta, jakby to była wystarczająca forma pożegnania. A później, obserwując jak znika za drzwiami, poczułem jak ogromny ciężar ześlizgnął się z moich barków i zniknął w powietrzu.
Czy to możliwe, że mój romans z mężatką był tym przewinieniem, które nie dawało mi spokoju? W przeszłości nigdy nie podejrzewałbym się o takie etyczne rozterki. Niezależnie od wszystkiego, miałem poczucie, że podjąłem właściwą decyzję. Postanowiłem przedłużyć sobie majowy weekend i cały ten krótki wypoczynek przeznaczyłem na spędzenie czasu z rodziną. Moja dawno niewidziana siostra w międzyczasie zaręczyła się, co wcześniej jakoś przegapiłem.
Spotkałem kilku dawnych przyjaciół i z ulgą zauważyłem, że się nie zmienili. To ja oddaliłem się od nich, nie na odwrót. Goniony marzeniem o karierze, odciąłem się od mojej przeszłości. Teraz, kiedy osiągnąłem to, czego pragnąłem, nie planowałem powtórzyć tego błędu. Zorganizowałem spotkanie z rodziną i znajomymi na firmowym pikniku w czerwcu, a potem, czując się lepiej na duchu, wróciłem do mojego służbowego mieszkania. Od tamtej pory nie miałem już więcej problemów z zepsutym jedzeniem w kuchni. Smród zgnilizny zniknął, jakby nigdy nie istniał. Możliwe, że go faktycznie nie było, a był tylko wytworem mojej wyobraźni, wywołanym przez poczucie winy.
Jestem pewien jednego – każdy człowiek podąża inną drogą. Niektóre są dla niego właściwe, inne nie. Jeśli nie zauważy się na czas znaku ostrzegawczego, że idzie się w niewłaściwym kierunku, to można całkiem zbłądzić. Ciesze się, że tym razem do tego nie doszło.