Reklama

Tegoroczne wakacje miałam spędzić na działce pod Żywcem, która należała do Lucyny. Nigdy nie przepadałam za wiejskimi klimatami i zazwyczaj trzymałam się od nich z daleka. Niestety, mój budżet już nie pozwalał na zagraniczne wyjazdy jak kiedyś. Na szczęście okazało się, że widoki w okolicy zapierały dech w piersiach, a mały domek był naprawdę przytulny. Na górze, na poddaszu, dostałam od Lucyny swój kącik z wielkim łóżkiem z sosny i starą komodą.

Reklama

Świetnie się tam czułam

– Uprzedzam, żebyś się nie zdziwiła, gdy usłyszysz rano różne odgłosy, bo to nie to samo co w mieście – ostrzegła mnie koleżanka, gdy siedziałyśmy wieczorem na werandzie. – Stawiają mi właśnie budynek gospodarczy, a ekipa górali rozpoczyna robotę wraz ze wschodem słońca.

No i się sprawdziło – wcześnie rano wyrwały mnie ze snu odgłosy rozmów i melodia lecąca z samochodu z otwartymi drzwiami.

Lucka, dałabyś radę zaparzyć nam kawkę? – odezwał się jeden z robotników. – Tak jak zwykle, z dodatkiem mleka i słodką!

Zeszłam na dół po tym, jak się ubrałam. W kuchni krzątała się Lucyna, podczas gdy na zewnątrz pracowali górale. Całe podwórze pokrywały drewniane deski.

– Zaniesiesz im to? – spytała Luśka, podając mi tacę z parującymi kubkami kawy. Przy jasnym stole z dębu siedziała szóstka uśmiechniętych, ogorzałych od słońca chłopaków.

– To ty musisz być znajomą Lusi, prawda? – odezwał się któryś z nich. – Mieszkasz w Katowicach jak ona?

Jego oczy emanowały ciepłem, a na twarzy malowały się typowo męskie cechy. Pod T–shirtem nie dało się nie zauważyć dobrze wyrzeźbionych mięśni.

Znamy się jeszcze ze szkoły średniej – rzuciłam szybko i ruszyłam w kierunku mieszkania. Praktycznie stamtąd wybiegłam.

Dopiero po wyjściu zorientowałam się, że moja zwiewna sukienka jest dość wyzywająca. Nagle dotarło do mnie, że wokół jest pełno facetów.

– Ten Waldek, z którym przed chwilą gadałaś, to porządny gość – wtrąciła znienacka Luśka. – Prowadził własną drukarnię, ale kiedy interes nie wypalił, musiał ją zamknąć. Teraz pracuje z tatą przy budowlance.

Przyjaciółka chciała mnie wyswatać

Po śniadaniu wybrałyśmy się na spacer. A po powrocie, na miejscu zastałyśmy górali, którzy właśnie kończyli robotę.

– Szefowo, kończymy na dziś. Desek i tak zabrakło – powiedział któryś z robotników.

– Należy się wam odpoczynek! – Luśka odkrzyknęła i ruszyła w stronę Waldka, który samotnie układał sprzęt w aucie, z dala od innych.

Macie jakieś tajemnice? – spytałam później, umierając z ciekawości, jakie tajemnice przekazał jej ten przystojniak.

– Jest tego mnóstwo – zaśmiała się w odpowiedzi. – Powiedziałam mu, żeby wpadł na grilla wieczorem. Michał, mój mąż, będzie na weekend, a oni świetnie się dogadują. Słuchaj, jestem pewna, że... Waldek wpadnie ci w oko!

– Słuchaj no, Luśka, chyba nie próbujesz mnie tu watać? – spojrzałam na nią podejrzliwie.

Zamiast odpowiedzi dostałam tylko zawadiacki uśmiech, po czym ona poszła wyciągnąć mięso z zamrażarki.

– A może zrobimy pyszne szaszłyki? – sprytnie zmieniła temat.

Akurat kończyłyśmy rozpalanie sporego grilla, kiedy pojawił się jej chłopak. Zaraz za Michałem wpadł też Waldek. Muszę przyznać, że zrobił na mnie wrażenie – miał na sobie eleganckie lniane ciuchy, które świetnie do siebie pasowały. Wyglądał o niebo lepiej niż wtedy, gdy widziałam go przy pracy.

Było bardzo przyjemnie

Chłopcy zajmowali się grillowaniem pysznych dań i dolewaniem nam świetnego wina. Ten wieczór miał w sobie coś wyjątkowego, a ja się doskonale bawiłam.

– Nie będziecie mieć nic przeciwko, jak zabiorę Miśka na małą wycieczkę po placu budowy? – spytała w pewnej chwili Luśka, kiedy zbliżyła się do swojego przyszłego męża.

Skinęłam głową na znak zgody, bo po paru lampkach wina czułam się już rozluźniona i bardzo dobrze. Skupiłam się na pogawędce z Waldkiem. Zrobił na mnie wrażenie kogoś zwyczajnego i miłego... Co ciekawe, otwarcie przyznawał się do swoich porażek w prowadzeniu drukarni. Spodobało mi się to, bo wiem, że facetom często trudno jest mówić o własnych niepowodzeniach. On się wyróżniał.

Spędzony z nim czas był naprawdę przyjemny i szczerze mówiąc, zrobiło mi się trochę przykro, gdy Michał i Lucyna tak wcześnie wrócili ze spaceru. Następnego dnia niedziela ciągnęła się w nieskończoność. Nie mogłam się powstrzymać przed myśleniem o poniedziałku i kolejnym spotkaniu z Waldkiem.

Miał już swoje plany

Jednak nie przyszedł. Nie ciągnęłam Luśki za język w tej sprawie, a tym bardziej nie miałam zamiaru wypytywać jego ojca – nie chciałam wyjść na natręta. Każdego kolejnego dnia wyglądałam go z rosnącym niepokojem, mając nadzieję, że w końcu pojawi się u Lucyny na działce. W czwartek nareszcie się doczekałam – Waldek przyszedł i wytłumaczył, że ostatnio był zajęty, bo pomagał kuzynowi przy budowie. Waldek namówił mnie na przechadzkę wzdłuż strumienia.

– Mam wrażenie, że nie odnajduję się w tym miejscu. Nie czuję się tu komfortowo – powiedział otwarcie. Kompletnie inaczej patrzę na świat niż tata i moi bracia, którzy znaleźli tu swoje szczęście... Marzę o tym, żeby wyjechać, bo wiejskie życie po prostu nie jest dla mnie – powiedział ze smutkiem.

Obiecałam sprawdzić u koleżanki, czy nadal chce wynająć to mieszkanie. Waldek marzył o przeprowadzce, ale kompletnie nie wiedział, od czego zacząć. Pomyślałam, że mogłabym mu w tym pomóc.

– Wcześniej, nim pojawiłaś się w moim życiu, bałem się zrobić krok naprzód. Ale dziś dokładnie wiem, do czego dążę – szepnął, nie puszczając mojej dłoni. Znaczysz dla mnie naprawdę wiele.

Moje serce drgnęło

Waldek nie krył zadowolenia, kiedy dowiedział się, że lokal jest wolny i może się wprowadzić od zaraz. Od tej pory spotykaliśmy się każdego dnia, a ja czułam, że z każdą chwilą odkrywam go na nowo. Zaimponował mi swoim wykształceniem i błyskotliwością, a jego żarty zawsze poprawiały mi humor. Nim skończyło się lato, zdałam sobie sprawę, że Waldek stał się dla mnie kimś naprawdę ważnym – nie zwykłym kolegą, ale osobą, która zawładnęła moim sercem. Po prostu się w nim zakochałam.

Powiedz mi szczerze, czy coś was łączy? – zagadnęła Luśka, obserwując, jak układam ubrania w walizce.

– Kto wie... – odparłam wymijająco z delikatnym uśmiechem. Nie potrafiłam określić charakteru naszej relacji. Byłam pewna tylko własnych uczuć.

To była niespodzianka dla wszystkich

Po pewnym czasie Waldek przeprowadził się do Katowic, gdzie mieszkam od urodzenia. Na początku miał wynająć kawalerkę od mojej koleżanki – tak się wcześniej umówiliśmy. Jednak zmieniliśmy plany i od razu wprowadził się do mnie. Pomyśleliśmy, że skoro i tak chcemy być razem non stop, to bez sensu płacić za dwa lokale. Uznaliśmy, że te pieniądze można lepiej spożytkować, na przykład zainwestować w biznes, którym Waldek planował się zająć.

– Ha, daj spokój! Nie mogę uwierzyć! Ja odkładam kasę przez cały rok, żeby polecieć do Miami, snuję wielkie plany, wyobrażam sobie wszystkie niesamowite przygody i ludzi, których poznam, a ty? Jedziesz sobie do jakiejś dziury w górach i wpadasz na kogoś takiego jak Waldek! – zaśmiała się Beata, z którą razem pracuję. – Nawet nie próbuj mi wmówić, że życie jest fair!

– No widzisz, po co latać aż do Miami! Prawdziwe uczucie czeka czasem tuż za rogiem – mówię z uśmiechem, wpatrując się w czekoladowe spojrzenie mojego wyjątkowego ukochanego.

– Za kilka miesięcy bierzemy ślub w górskim lokalu. Liczymy, że zaszczycisz nas swoją obecnością...

Renata, 30 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama