Reklama

Obserwowałam, jak moje kumpele i starsze siostry wstępowały w związki małżeńskie, zostawały mamami, a ich rzeczywistość zaczynała kręcić się wyłącznie wokół dzieci, porządków domowych i przyrządzania posiłków. One po prostu przepadały gdzieś w tym wszystkim.

Reklama

One wszystkie gadały o jednym

– Kasiu, pogadajmy o czymś innym niż potomstwo albo co jutro na obiad – zwróciłam się do przyjaciółki, która zaprosiła mnie do siebie na kawusię, a od prawie godziny opowiadała mi o ciuszkach dla swojego berbecia, różnych modelach wózków, pościeli do kojca oraz zachwalała przepisy na pyszne, a jednocześnie zdrowe dania obiadowe.

– Ale o czym dokładnie? – wybałuszyła oczy ze zdumienia.

– Choćby o tym, jaka lektura ostatnio wpadła ci w ręce, jaki film obejrzałaś, gdzie wybrałaś się na weekendowy wypad, co ciekawego widziałaś. A może odwiedziłaś już ten nowy gabinet kosmetyczny? Słyszałam, że mają tam znakomite zabiegi na odświeżenie skóry, a tobie… chyba by się przydało – dokończyłam z nutą złośliwości.

Kasia obrzuciła mnie zdziwionym i „dotkniętym” spojrzeniem. Natomiast ja odczułam osobliwą satysfakcję, że nie tkwię w zmienianiu pampersów oraz podskakiwaniu wokół małżonka.

Im dłużej o tym myślałam, tym bardziej byłam pewna swojego postanowienia

– Nigdzie się nie wybieram, Marcel ma zaledwie roczek – rozpoczęła swoje wyjaśnienia. – Wciąż go karmię piersią, wolę przy nim zostać. Zresztą kiedy miałabym znaleźć na to chwilę? W mieszkaniu ciągle jest masa roboty.

– Taaa… – wymamrotałam – choćby zaserwowanie posiłku dorosłemu chłopu, przepranie jego skarpet, ogarnięcie bałaganu po nim – wymieniałam.

– Daj spokój… – Kasia sprawiała wrażenie dotkniętej. – Słuchaj, chyba zwyczajnie mi zazdrościsz.

– Kto, ja? – parsknęłam śmiechem. – A czego konkretnie miałabym ci zazdrościć? Tego, że jesteś czyimś popychadłem?

Tamtego dnia widziałyśmy się po raz ostatni. No cóż, tak bywa. Ona poczuła się urażona, a ja nie widziałam powodu, by ją przepraszać.

Przez lata prowadziłam własne życie w otoczeniu przyjaciół, którzy, podobnie jak ja, skupiali się głównie na karierze i cieszyli beztroskim życiem bez większych zobowiązań. Czas leciał, a ja wciąż głęboko wierzyłam, że zamążpójście, zakładanie rodziny i posiadanie dzieci nie jest dla mnie. Nie wszystkie kobiety muszą zostać matkami.

Nie każdy musi mieć dzieci

Instynkt macierzyński nie budzi się u każdej, choć niewiele jest takich jak ja. Gdy przekroczyłam 35. rok życia z zaskoczeniem spostrzegłam jednak, że grono moich znajomych singli mocno się skurczyło. Większość naszych ziomków się ustatkowało i pozakładało familie, niektórym już nawet dzieciaki się porodziły…

W sumie z całej naszej paczki tylko ja z Kubą ostaliśmy się jako skaliste bastiony singielskiego życia. Przez parę dobrych lat regularnie chodziliśmy na browce, niekiedy też organizowaliśmy jakieś wypady w plener albo skoczyliśmy na seans do kina.

– Kobiety to istne utrapienie – żalił się Kuba, popijając piwko. – Wyłudzają od chłopaków hajs, podstępnie zachodzą w ciążę i przymuszają ich do stanu małżeńskiego. A później zamieniają w tyrających wołów i żywe banki na dwóch nogach.

– Mężczyźni wcale nie okazują się lepsi – odparłam. – Traktują babki jak służki. Piorą, sprzątają i gotują w jednym. Harują jak niewolnice zarówno w robocie, jak i w domu.

Koniec końców zawsze stwierdzaliśmy, że pozostanie singlem jest dla nas najlepszym wyjściem.

Właśnie z tego powodu totalnie mnie zamurowało, kiedy pewnego wieczoru Kuba odwołał nasze cotygodniowe piwko w knajpie.

– Wybacz, Monia, ale idę na randkę – oznajmił z entuzjazmem.

– Że co? – myślałam, że się przesłyszałam.

– Spotkałem najbardziej niesamowitą laskę na świecie – zwierzył się. – Nie mogę teraz rozmawiać, bo zaraz nie zdążę. Cześć.

Odłożył słuchawkę, a ja zastygłam w bezruchu. Nie chodziło o to, że jako zagorzali single nie umawialiśmy się na spotkania ani nie skakaliśmy ze sobą do łóżka. Byliśmy całkiem zwyczajni, ale umawianie się z innymi nie było sensem naszego życia i nie oddziaływało na nasze zamierzenia.

– Wielkie mi halo! – mruknęłam cicho pod nosem.

Co on sobie myśli?

Że niby jakaś panna rzuci się na niego? Facet po czterdziestce z brzuszkiem jak piłka? Jestem pewna, że to będzie jakaś gówniara, która obedrze go z oszczędności, a potem kopnie w tyłek. A Kuba będzie miał następny pretekst do marudzenia. No i przyjdzie mu pozbierać roztrzaskane serce. Chwyciłam za komórkę. Musiałam z nim pogadać, dać mu ostrzeżenie. Odebrał, zanim zdążył wybrzmieć trzeci dzwonek.

– Zwariowałeś? Jeszcze niedawno twierdziłeś, że kobiety to wcielone zło!

– Słuchaj, Monia, serio nie mogę teraz gadać – rzucił i się rozłączył.

Totalnie mnie zaskoczył. Zupełnie jak to, że nagle zabrakło mu czasu na rozmowę ze mną.

– Sorry, Moniczka, pewnie jeszcze nie kumasz o co chodzi – parsknął śmiechem, kiedy wreszcie znalazł chwilę, żeby ze mną pogadać. – Wolne ptaszki to spoko sprawa, ale prędzej czy później każdy dorośnie, zmieni podejście, doceni to, co ważne w życiu.

– Zaraz, że jak? – zacięłam się, brakło mi słów, nie wiedziałam co odpowiedzieć. Czy on sugerował, że jestem jakąś smarkulą?

– Lepiej sobie kogoś znajdź, póki masz czas – rzucił radą.

Tego dnia upiłam się w samotności, pogrążona w smutku. Niedługo potem mój kumpel Kuba stanął na ślubnym kobiercu, a ja pożegnałam ostatniego wolnego przyjaciela. Nie było już nikogo, z kim mogłabym wyruszać na eskapady czy wyskoczyć na piwo. Zostałam sama z robotą, pustymi czterema ścianami, stosem książek do czytania i okazjonalnymi, zdawkowymi pogaduszkami z ludźmi z bloku albo ekspedientkami w osiedlowym sklepie.

Nie miałam też nikogo, komu mogłabym się wyżalić, bo albo sama odpychałam potencjalnych słuchaczy, albo oni stronili ode mnie. A z zamężnymi siostrami nie szło się dogadać jak człowiek z człowiekiem. Ciągle skarżyły się na swoich facetów, a jednocześnie non stop dopytywały, kiedy w końcu przestanę być singielką. Masakra. To ich wieczne zrzędzenie wcale nie zachęcało do stanięcia na ślubnym kobiercu.

Za to mama niepokoiła się o swoją córeczkę

– Wiesz co, a gdybyś tak znalazła sobie kogoś bliskiego? Nie mam na myśli ślubu, bo w twoim wieku i z twoimi nawykami to nie byłoby proste – oznajmiła któregoś dnia, patrząc na mnie z niepokojem w oczach. – Myślę raczej o jakimś przyjacielu, kimś do towarzystwa, rozumiesz? Żebyś na starość nie została zupełnie sama.

Stałam przed lustrem w swoim mieszkaniu, wpatrując się we własne odbicie. Patrzyła na mnie zadbana i szykowna kobieta, całkiem ładna, ale… z odrobiną smutku w oczach. Kąciki moich ust zaczynały opadać, a wokół oczu pojawiła się subtelna pajęczynka zmarszczek. Samo spojrzenie też było jakieś inne.

I co teraz? Mam zacząć na siłę szukać faceta? Ale gdzie niby? W sieci? Poza tym faceci i tak wolą te młodsze, naiwne dziewczyny, które będą wokół nich skakać. Nie, dzięki wielkie. Nie robiłam tego jako dwudziestoparolatka, to tym bardziej nie mam zamiaru zaczynać teraz, kiedy przywykłam już do swojego singielskiego życia i nawyków.

Nadgodziny stały się moim nawykiem – wszystko byle tylko uniknąć przebywania w samotności w moim mieszkaniu. Czy rzeczywiście popełniłam błąd, upierając się przy samodzielnym życiu? Moi kumple, kiedyś zagorzali single, z czasem zmiękli, znaleźli miłość i porzucili swobodę na rzecz rodzinnej rutyny.

Jednak gdy przypadkiem wpadałam na nich na mieście i rozmawialiśmy chwilę, wcale nie wyglądali na nieszczęśliwych. Więc o co chodzi? Czy to ze mną jest coś nie tak? Nigdy nie byłam na tyle zakochana, żeby zaryzykować? Nigdy nie dałam sobie szansy na takie uczucie, bo urywałam znajomość, zanim zaczynała mnie krępować?

Nie wyglądało to różowo…

Starość nadchodziła ponuro. Czyżby z powodu samotności?

– Mamuś, czy nigdy ci nie doskwierało bycie służką? – zdobyłam się na odwagę, by zapytać.

– Jaką służką? – jej oczy zrobiły się okrągłe ze zdumienia.

– No wiesz, taką… – zaczęłam nieśmiało. – Zajmowanie się domem, dzieciakami, gotowanie, pranie, sprzątanie, latanie wokół tatusia…

– Skąd ci przyszło do głowy, że to służba? – mama sprawiała wrażenie bardziej zaskoczonej niż dotkniętej. – Moja droga… Przecież ja was wszystkich uwielbiam. Ciebie, ojca, nasze rodzinne gniazdko, to dbanie o was… Jasne, czasem marudzę, podobnie jak twoje siostrzyczki, ale żadna z nas nie żałuje. Cieszymy się z takiego życia.

Nigdy wcześniej nie przyglądałam się roli kobiety i matki z takiej perspektywy. Nie jako osoba z zewnątrz, nie jako zatwardziała singielka, ale jako ktoś, kogo ta kwestia bezpośrednio dotyczy.

– Moje obecne życie, dom, rodzina, to wszystko daje mi poczucie spełnienia i szczęścia – mama delikatnie dotknęła moich włosów, zupełnie jak w dzieciństwie. – Jak wy, młodzi, to teraz określacie? Spełniam się jako żona i matka.

– I nie masz żalu, że nie zrobiłaś wielkiej kariery zawodowej?

– Niektórzy chcą się wspinać po szczeblach kariery, inni wolą odnaleźć sens życia gdzie indziej. Są tacy, którzy uwielbiają zagłębiać się w lekturze, inni realizują się przez malowanie, a jeszcze inni odnajdują pasję w przyrządzaniu rosołów. Czy mam ci wyjaśniać, że każdy z nas jest inny? Przecież to oczywiste, zwłaszcza dla kogoś w twoim wieku. Wszyscy samodzielnie podejmujemy decyzje. I mamy pełne prawo, by zmienić zdanie, kiedy poczujemy taką potrzebę… – jej spojrzenie mówiło samo za siebie.

Czy przypadkiem nie postąpiłam źle?

Słowa mojej mamy skłoniły mnie do głębokiej refleksji. Zaczęłam się przyglądać sobie i temu, co jest dla mnie najważniejsze. Przypomniałam sobie, co kiedyś powiedział mi Kuba – życie singla ma swoje plusy, ale w pewnym momencie człowiek dojrzewa, przechodzi przemianę i zaczyna doceniać zupełnie inne rzeczy.

Wygląda na to, że moje dojrzewanie nastąpiło w dość zaawansowanym wieku. Na tyle późno, że choć pod względem fizjologicznym ciągle istnieje taka możliwość, to jednak nie zdecyduję się już na macierzyństwo. Prawdę mówiąc chyba nigdy nie miałam odpowiedniej konstrukcji psychicznej do bycia mamą, więc w sumie nie odczuwam z tego powodu żalu. Nie ma obowiązku, aby każda z kobiet zostawała matką.

Choć bycie singlem było dla mnie do tej pory całkiem OK, doszłam do wniosku, że czas na zmiany. Zdałam sobie sprawę, że brakuje mi bliskości drugiej osoby. I nie mam na myśli byle kogo, a faceta. Chciałabym mieć kogoś, z kim mogłabym iść na przechadzkę albo na zakupy, ot tak, trzymając się za ręce. Kogoś, kogo mogłabym cmoknąć, gdy mam na to ochotę i do kogo mogłabym się przytulić, gdy gaśnie światło. Fajnie byłoby też czasem zaskoczyć go pysznym obiadkiem albo wyprać mu ciuchy…

I może nie byłoby to jak pełnienie roli służącej, ponieważ przecież zrobiłabym to – nie obawiajmy się tego określenia – z uczucia. A on następnie pozmywałby gary i wyrzucił śmieci, i również zrobiłby to chętnie, nie z obowiązku. No cóż, aktualnie poszukuję osoby, z którą mogłabym dzielić wolne chwile.

Być może później wyniknie z tego coś większego. Być może moje serce po długim czasie zabije dla kogoś silniej. Być może w końcu się zakocham na tyle, żeby mieć odwagę wstąpić w związek małżeński albo chociaż z kimś zamieszkać razem pod jednym dachem.

Wiem, że lata lecą, ale przecież nie potrzebuję jakiegoś gówniarza do łóżka, a raczej kogoś, kto będzie przy mnie na co dzień. Planeta nie jest zamieszkana tylko przez wypicowanych i gładkich. Bardziej leciwi również łakną czułości i przytulenia, choćby uświadomili to sobie w średnim wieku.

Reklama

Monika, 41 lat

Reklama
Reklama
Reklama