Reklama

Byłam pod ogromnym wrażeniem tego, jak moja nastoletnia córka zajmowała się chorą babcią. Wstyd się przyznać, ale ja, dorosła kobieta, tak nie potrafiłam. Odkąd zamieszkała z nami moja teściowa, Kasia się zmieniła
– wydoroślała i spoważniała.

Reklama

To była jego decyzja

Kiedy analizuję zachowania i decyzje mojego męża oraz córki Kasi, uświadamiam sobie, że nie mam tej siły charakteru, co oni. Nigdy nie będę mogła się z nimi równać, bo jestem słaba i mam w sobie zbyt duże pokłady egoizmu. Poza tym wielu rzeczy się boję – starości, śmierci, chorób... Nie potrafię zająć się osobą chorą, nie mam do tego cierpliwości. Nie wiem, dlaczego tak jest. Chyba po prostu boję się problemów i sytuacji, na które nie mam wpływu. Historia, którą opowiem, doskonale ilustruje moje lęki.

Dziesięć lat temu zmarł mój teść. Teściowa bardzo ciężko zniosła tę stratę. Paweł, mój mąż bardzo się o nią martwił, tym bardziej, że mieszkaliśmy daleko. Zaproponował jej nawet, żeby się do nas przeprowadziła – mieliśmy duży dom z pięknym ogrodem – ale ona nie chciała się zgodzić. Kontaktowaliśmy się więc głównie przez telefon. Jednak po pewnym czasie teściowa zaczęła chorować, a na wizytę u lekarza nie sposób jej było namówić.

W końcu Paweł, nie bacząc na jej niechęć do służby zdrowia, zabrał ją na badania. Okazało się, że jej kłopoty ze zdrowiem nie są przejściowe. Teściowa miała raka trzustki. Wymagała leczenia i wsparcia najbliższych. Paweł zdecydował wtedy, że mama zamieszka u nas. Od jego decyzji nie było odwrotu. Nie spytał mnie nawet o zdanie. Wiedziałam, że był bardzo związany z matką, choć rzadko to okazywał.

Paweł nie należał do osób wylewnych, mimo to muszę przyznać, iż rodzina zawsze była u niego na pierwszym miejscu. Mnie jednak trudno było sobie wyobrazić, jak to nasze życie z chorą, starszą osobą będzie wyglądało. Mama mojej koleżanki chorowała na raka. W ostatnich miesiącach życia nie wstawała już z łóżka, wymagała ciągłej opieki. Oczywiście u nas nie musiało tak być. Teściowa mogła wyzdrowieć. „A co jeśli nie? Jak zniosą to dzieci?”. Wciąż zadawałam sobie te pytania.

Zobacz także

Ucieszyli się, że babcia będzie z nami

Bałam się tej nowej sytuacji. Szkoda mi też było dzieci, które będą musiały patrzeć na chorą babcię. Adaś miał dopiero sześć lat i był taki beztroski, a Kasia… No cóż… Kasia też była beztroska. Tylko w trochę inny, nie taki dziecięcy sposób. Prawdę mówiąc, od jakiegoś czasu mieliśmy z nią prawdziwy krzyż pański i zupełnie sobie nie radziliśmy. Córka właśnie skończyła siedemnaście lat i w ogóle się z nami nie liczyła, manifestując w ten sposób swoją niezależność.

Wagarowała, paliła papierosy, słuchała jakieś przygnębiającej, ciężkiej muzyki. A już najgorsi byli jej znajomi – nieprzystępni, poprzebierani w jakieś czarne ciuchy. Bałam się o nią. Trudno mi było wyobrazić sobie w tej sytuacji relacje wnuczki z chorą babcią. Kasia już mnie i męża traktowała jak intruzów. Z Adasiem też miała na pieńku. Pozostawało mi mieć tylko nadzieję, że jednak jakoś wszystko się poukłada.

O dziwo, dzieci przyjęły fakt o przeprowadzce babci nadspodziewanie dobrze. Adaś naprawdę się ucieszył, a i u Kasi nie zauważyłam jakichkolwiek oznak buntu. Tak więc teściowa zamieszkała z nami. Paweł woził ją na badania i na chemioterapię. Ja sama nie radziłam sobie z tą sytuacją. Nie wiedziałam, jak rozmawiać z chorą, jak jej umilić dzień. W rezultacie unikałam jej.

Zauważyłam natomiast, że Kasia ma z nią doskonały kontakt. Nawet nie wiem, kiedy zaczęły spędzać ze sobą coraz więcej czasu. Córka bardzo się zmieniła. Przestała się tak ostro malować, nie słuchała już głośno muzyki, dawno też nie widziałam jej dziwnych znajomych. Ze mną i z Pawłem nadal nie rozmawiała, ale z babcią i owszem. Przynosiła jej z kiosku gazety, pomagała wyjść na spacer do ogrodu. Nie wiem, o czym rozmawiały, ale Kasia potrafiła przesiadywać u niej całe popołudnie. Z pewnością miało to na nią dobry wpływ.

Kasia całkowicie się zmieniła

Teściowa była z nami dwa lata – do samego końca. Choroba postępowała stopniowo. Przerzuty, badania, nadzieje… Każdy, kto miał w domu chorą osobę, wie, jak to wygląda. Dla mnie to był koszmar. Bardzo ceniłam teściową jako człowieka. I może dlatego nie mogłam patrzeć, jak się męczy. Za to Kasia wykonywała praktycznie wszystkie czynności pielęgniarki.

Nawet rozmawiałam z Pawłem na ten temat – że może dziewczyna jest za młoda na tak bliskie obcowanie ze śmiercią. Mąż jednak nie śmiał się sprzeciwić córce. Widział, z jakim poświęceniem zajmuje się babcią. Dostrzegł też, jak bardzo wydoroślała. Oprócz zmiany wyglądu i zachowania, córka porzuciła beztroski tryb życia i wzięła się za naukę.

W maju teściowa zmarła. Akurat wtedy, gdy Kasia zdawała pisemną maturę, a przed nią były jeszcze egzaminy ustne. Nie wiedzieliśmy, jak jej przekazać tę wiadomość. Bałam się, że córka się załamie, ale jakoś to przyjęła. Co więcej, egzaminy poszły jej znakomicie. Gdy przyszły wyniki, choć w domu panowała żałoba, nie mogliśmy się z mężem nacieszyć i pękaliśmy z dumy, że Kaśka tak wzięła się w garść. Paweł planował nawet, że wyśle ją na jakieś prestiżowe studia. Z takimi ocenami mogła wszystko. Prawo, ekonomia, medycyna...

Kasia oświadczyła nam, że zamierza oczywiście podjąć studia, ale pielęgniarskie i decyzji nie zmieni. Wiedziałam, że praca pielęgniarki jest bardzo ciężka i niewdzięczna. Marzyłam o innej przyszłości dla córki. Myślałam, że pewnie podjęła taką decyzję pod wpływem ostatnich wydarzeń w naszej rodzinie. Próbowałam ją przekonać, żeby się jeszcze zastanowiła. Jednak sama przed sobą musiałam przyznać, że kto jak kto, ale Kaśka umie się zająć drugim człowiekiem i zrozumieć jego problemy.

Postanowiła pomagać całe życie

Od października Kasia rozpoczęła wymarzone studia. Przez pięć lat była wzorową studentką. Pracowała też jako wolontariuszka w Domu Pomocy Społecznej dla osób starszych. Tam też później znalazła zatrudnienie. Podopieczni ją uwielbiają, a ona jest szczęśliwa. Nigdy nie narzeka na trudy tej pracy. Widzę, że daje jej ona satysfakcję.

Reklama

Kiedy pomyślę, jak bardzo moja córka się zmieniła, na jak wspaniałego człowieka wyrosła, to dziękuję Bogu i Pawłowi, że teściowa trafiła do nas do domu. Ja pewnie umieściłabym ją wtedy w jakimś hospicjum. Taka jest prawda. Nie miałabym siły ani odwagi, żeby się nią zająć. Jednak, jak na ironię, straszna choroba, z którą zmagała się teściowa, pomogła mojej córce odnaleźć właściwą drogę w życiu.

Reklama
Reklama
Reklama