„Mąż działał mi na nerwy, ale nie chciałam robić afery przy stole. Gdy zobaczyłam zdjęcie w telefonie, nie wytrzymałam”
„Wszystko szło gładko. Do momentu, w którym mąż sięgnął po telefon. Zwykle to ignoruję. Jednak tym razem ekran rozświetlił się zdjęciem. Ręka kobiety na jego kierownicy. Czerwone paznokcie i jego zegarek w tle”.

- Redakcja
Nie planowałam awantury. Naprawdę. Wprost przeciwnie — ubrałam się ładnie, zrobiłam lekki makijaż, a nawet upiekłam sernik. Chciałam, żeby było miło, rodzinnie, spokojnie. Żeby dzieci nie kręciły nosem, żeby teściowa nie patrzyła z ukosa, szukając we mnie jakiegoś błędu do skomentowania.
Wszystko miałam zaplanowane: zupa krem z dyni, pieczone udka, ziemniaczki z koperkiem, sałatka z rukolą. Nawet kieliszki na wino wypolerowałam tak, że aż lśniły. A potem wystarczył jeden moment. Jedno spojrzenie. Jeden gest. I wszystko się posypało.
Naprawdę się starałam
Zaczęło się od jego spóźnienia. Miał wrócić na piętnastą, a zjawił się dwadzieścia po. Oczywiście bez słowa przeprosin.
– Były korki – rzucił, całując mnie w policzek, jakby to miało cokolwiek załatwić.
– Zawsze są – mruknęłam pod nosem, układając serwetki na stole.
Nie chciałam zaczynać od uszczypliwości. Naprawdę się starałam. Dzieci już siedziały przy stole, teściowa komentowała, że pachnie „jak u mamy”, a mój mąż zdążył już wypić dwa łyki wina. Wszystko szło gładko. Do momentu, w którym mąż sięgnął po telefon. Zwykle to ignoruję. Jednak tym razem ekran rozświetlił się zdjęciem. Nie zdążył zablokować. Zobaczyłam je kątem oka. Nie byłam pewna, co widzę, ale miałam złe przeczucia.
– Dasz mi swój telefon? – spytałam cicho.
– Po co? – udawał zdziwienie.
– Chcę coś sprawdzić. Proszę.
Przez chwilę się zawahał, ale podał. Zbyt pewny siebie. Gdy otworzyłam galerię, zdjęcie było pierwsze. Ręka kobiety na jego kierownicy. Czerwone paznokcie i jego zegarek w tle.
– Co to ma być? – zapytałam, trzymając telefon nad stołem.
– Nie teraz, proszę cię... – szepnął błagalnie.
– Teraz. Bo właśnie teraz udajemy, że wszystko jest w porządku. A nie jest. Ty nie jesteś w porządku.
Zrobiło się cicho. Dzieci patrzyły z szeroko otwartymi oczami. Teściowa zamarła z widelcem w ręce. A ja? Ja tylko czekałam, co powie. Co wymyśli tym razem.
Nie miałam siły udawać
– Proszę cię, nie przy dzieciach – powiedział, wciąż z tym swoim błagalnym tonem, jakby to ja robiła coś nieodpowiedniego.
– A może właśnie przy dzieciach? – odparłam chłodno. – Skoro mają widzieć ojca tylko w wersji „weekendowy bohater”, to niech wiedzą, że ich matka nie jest idiotką.
– Co się dzieje? – zapytała nasza córka, Julka, marszcząc brwi. – Mamo?
– Nic, kochanie. Tatuś po prostu ma zbyt wiele przyjaciółek – odpowiedziałam z wymuszonym spokojem.
– Przestań! – syknął przez zęby. – To zwykłe zdjęcie od koleżanki z pracy. Robiliśmy kampanię do social mediów. Iwona zrobiła zdjęcie, wysłała mi, żebym sprawdził, czy może iść na profil firmy.
– Aha – kiwnęłam głową. – I dlatego jej paznokcie są na twojej kierownicy?
– To był żart. Przesadziła. Chciała tylko...
– Żart? – przerwałam mu. – To teraz tak się żartuje? Przykro mi, ale nie bawi mnie to. I nie przekonuje.
Teściowa odchrząknęła, próbując przywrócić kontrolę nad sytuacją.
– Może nie teraz, dzieci naprawdę... – zaczęła.
– Mamo, ty się nie wtrącaj – rzucił ostro mój mąż.
– Nie mów tak do niej! – podniosłam głos. – Wszyscy tu coś udajecie. Że rodzina, że normalność. A ja mam dość. Chcesz wiedzieć, co jest żałosne? Że nawet nie masz odwagi porządnie skłamać.
Zapanowała cisza. Tylko widelec Julki upadł na talerz. Mój mąż patrzył na mnie jak na kogoś, kogo pierwszy raz widzi. Może faktycznie — pierwszy raz powiedziałam to wszystko głośno.
Bałam się
Wstałam od stołu. Wiedziałam, że jak zostanę choćby minutę dłużej, wybuchnę albo się rozpłaczę. A tego nie chciałam. Nie przed nimi.
– Proszę cię, usiądź – powiedział, wstając za mną.
– Nie, dziękuję. Naprawdę nie mam apetytu na te twoje „kampanie marketingowe”.
– Przestań robić scenę – wysyczał cicho, łapiąc mnie za łokieć.
– A ty przestań mnie dotykać – odparłam zimno, strącając jego dłoń.
Wtedy odezwał się nasz syn, Michał. Pierwszy raz od początku kolacji.
– Tato... Ty naprawdę kogoś masz? – zapytał cicho.
Miał dopiero trzynaście lat, ale brzmiał, jakby był starszy ode mnie. Zamarliśmy wszyscy. To pytanie nie padło z pretensją. Było raczej jak mała, bolesna igła.
– To nie tak – próbował tłumaczyć mój mąż. – Mama się myli. Przesadza. Czasem jak człowiek coś źle zinterpretuje…
– Przestań! – nie wytrzymałam. – Zawsze to samo. Kiedy cię złapię, „to nie tak”. A jak zapytam, to „znowu wymyślam”. Może tym razem okażesz mi odrobinę szacunku i powiedziesz prawdę.
Zamilkł. Odwrócił wzrok. Teściowa powoli wstała od stołu.
– Może już pójdę – powiedziała cicho, patrząc na mnie z czymś między litością a zakłopotaniem.
– Nie, zostań – powiedziałam gorzko. – Ktoś musi dokończyć ten nieszczęsny sernik.
Zostawiłam ich. Nie dlatego, że nie chciałam rozmawiać. Bałam się, że jak zacznę, to powiem wszystko. Absolutnie wszystko.
Parsknęłam śmiechem
Zamknęłam się w łazience. Nie płakałam. Przez chwilę po prostu siedziałam na krawędzi wanny, słuchając przytłumionych głosów z jadalni. Potem zapadła cisza. W końcu usłyszałam pukanie.
– Mogę wejść? – zapytał przez drzwi.
– Nie – odpowiedziałam od razu. – Możesz mówić. O ile masz coś do powiedzenia.
Zawahał się.
– To wszystko cię przerosło. Wiem. Dużo pracuję, nie jestem obecny. I rozumiem, że możesz czuć się... zaniedbana.
Parsknęłam cicho śmiechem. Naprawdę myślał, że to ja czuję się zaniedbana? Że to o mnie chodzi?
– Chcesz wiedzieć, co mnie przerosło? Te wszystkie noce, kiedy wracałeś i mówiłeś, że byłeś „u klienta”. Te maile na służbowym koncie, których niby przypadkiem nie wylogowałeś. A teraz ta kobieta na zdjęciu. Ile ich jeszcze było?
– To nie tak – znów to samo. – Nic się między nami nie wydarzyło. Przysięgam.
– Nie wydarzyło się? A co, czekacie na odpowiedni moment? Czekasz, aż dzieci dorosną, aż się wyprowadzę?
Zamilkł. Wiedziałam, że trafiłam. Westchnął tylko ciężko.
– Próbowałem to zakończyć – powiedział w końcu. – Ale...
– Ale co? Jest młodsza? Łatwiejsza? Nie patrzy na ciebie z wyrzutem, kiedy w nocy śmierdzisz cudzymi perfumami?
– Błagam…
– Nie. Nie błagaj. Nie masz już o co.
I wtedy wreszcie poczułam ulgę.
Byłam matką
Wyszłam z łazienki. W korytarzu stały torby dzieci. Córka siedziała na schodach, skulona.
– Julka?
Spojrzała na mnie. Miała oczy czerwone od płaczu.
– Mamo… czy wy się rozstajecie?
Usiadłam obok niej. Nie odpowiedziałam od razu.
– Nie wiem – przyznałam w końcu. – Wiem, że nie chcę już być tą, która milczy. Która udaje, że wszystko jest dobrze. Bo nie jest.
– Nie chcę, żeby u nas było jak u Zosi z klasy… U niej też rodzice się rozwiedli.
– Kochanie… jeśli zostaniemy razem, tylko po to, żeby nie było „jak u Zosi”, to też nie będzie dobrze. Bo ja nie potrafię już udawać. A tata sam musi zdecydować, kim chce być. I z kim.
– Czyli on naprawdę…? – zawahała się.
– Tak. I nie wiem, czy to koniec. Wiem tylko, że jeśli będziemy mieli być rodziną, to tylko szczerą. Albo żadną.
Julka wtuliła się we mnie. Cicho, bez słów. I pierwszy raz od miesięcy, miałam wrażenie, że powiedziałam coś mądrego. Nie jako żona. Jako matka.
Nie płakałam
Dwa dni później mąż się spakował. Bez dramatu. Bez tłumaczeń. Przytulił, mnie próbował pocałować w policzek – odsunęłam głowę. Wyniósł walizkę do samochodu i odjechał. Tak po prostu. Nie płakałam. Nie miałam już z czego. Wieczorem Julka zapytała:
– Mamo, to już na zawsze?
– Nie wiem – odpowiedziałam szczerze.
– A on? – zapytała.
Wzruszyłam ramionami.
– On musi sobie odpowiedzieć, kim właściwie jest. I czy to, co robił, to był błąd… czy wybór.
Zamknęłam drzwi sypialni i opadłam na łóżko. Nie było mi lżej, ale przynajmniej pierwszy raz od dawna nikt nie kłamał. Nikt nie udawał. Nazajutrz rano wysłał mi SMS-a. Tylko jedno zdanie:
„Zrozumiałem wszystko, jak już było za późno”.
Zaparzyłam kawę. Spojrzałam przez okno. Liście spadały z drzew. Cicho, spokojnie, bez rozgłosu. Może i czasem trzeba pozwolić pewnym rzeczom odejść. Nie wiem, co będzie dalej. Może wróci. Może nie. Ale jedno wiem na pewno – już nigdy nie będę milczeć, kiedy ktoś mnie rani. Nigdy.
Ilona, 41 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Teściowa dała nam dach nad głową, ale zabrała prywatność. Grzebała w koszu z brudną bielizną, jakby szukała skarbu”
- „Na imieninach wujka dziadek przypadkiem wygadał rodzinny sekret. To, co powiedział, rozbiło rodzinę na pół”
- „Teściowa nazwała mnie leniem przy całej rodzinie. Ale szybko zmieniła śpiewkę, gdy zabrakło jej do pierwszego”