„Nie chciałam takiego zięcia, postawiłam więc warunek: albo ja, albo on. Chyba przesadziłam, bo teraz nie mam córki”
„Córka odsunęła się ode mnie. I to, niestety, moja wina. Nie ukrywam, że mam jeszcze nadzieję, że coś się zmieni. Dlatego piszę te słowa. Może Ania je przeczyta i odezwie się do mnie”.
- Bożena, 59 lat
Codziennie rano budzę się i od razu sięgam po komórkę. Niestety, telefon milczy. No, ale w sumie nie powinnam się temu dziwić. W końcu to ja kazałam się mojej córce wyprowadzić. To ja powiedziałam, że ma mi się nie pokazywać na oczy. Często człowiek powie coś w złości, choć wcale tak nie myśli. Nie przypuszczałam, że Ania weźmie sobie te słowa tak do serca. Nic zresztą na to nie wskazywało. Wysłuchała mnie z kamienną twarzą. Zawsze była bardzo skryta. Może rzeczywiście nie potrafiłam do niej dotrzeć...
To było niecały rok temu. Wtedy jeszcze pracowałam, dorabiałam sobie do mojej niewielkiej emerytury, żeby jakoś związać koniec z końcem. Również z myślą o Ani. Przez całe życie była moim oczkiem w głowie. I nagle wszystko runęło. Tak bardzo mi jej teraz brakuje. Nawet nie wiem, co się z nią dzieje. Została mi tylko wyrwana z notesu kartka. Czekała na mnie na stole, gdy wróciłam wieczorem z pracy:
„Wyjeżdżam, tak jak chciałaś, nie szukaj mnie. Kocham Cię, ale Rafała również. I wiem, że on też mnie kocha. Chcemy się pobrać i mieć dziecko. Wolałabym nie wybierać, ale skoro Ty za nas wybrałaś, podporządkuję się. Żegnam! Ania”.
To było straszne! Gdy dotarło do mnie, co zrobiłam, było już za późno. Nie zliczę wylanych łez. Wcześniej też często się kłóciłyśmy, zawsze potem się godziłyśmy i wszystko było jak dawniej. Ale nie tym razem... Dla mnie Ania zawsze była i będzie małą dziewczynką. Być może popełniłam błąd.
Sądziłam, że będzie przyjeżdżał, a potem się ze mną ożeni
Jestem prostą kobietą, skończyłam tylko zawodówkę i nawet chciałam się dalej uczyć, ale zaszłam w ciążę. Nikt mnie nie uprzedził, że tak się może stać. W moim domu rodzinnym nie rozmawiało się na te tematy. Matka długo chroniła mnie przed ojcem, bała się, że mi coś zrobi. Kiedyś były inne czasy. Ojciec nie zniósłby bękarta w swoim domu. Musiałam wyprowadzić się do babki. Nikt mi nie pomógł. Byłam zdana tylko na siebie i jeszcze musiałam pomagać leżącej babce. W dziewiątym miesiącu ciąży dźwigałam leżącą kobietę, by nie miała odleżyn.
– Dobre z ciebie dziecko – mówiła w podzięce.
To były jedyne ciepłe słowa, które słyszałam.
Moja matka bała się ojca i nie śmiała się mu sprzeciwić. Ojciec był panem i władcą, a to, co powiedział, było święte. Wymagał bezwzględnego posłuszeństwa. Nieraz dal mi popalić, gdy byłam niegrzeczna. Nie potrafiłam się zbuntować. Wolałam siedzieć cicho.
Mirka widziałam tylko raz w życiu. Przyjechał do naszej wioski na przepustkę z wojska. Kolegował się z takim Gwidonem, który chodził z moją koleżanką Izą. To ona poprosiła mnie, żebym zgodziła się spotkać z Mirkiem. Organizowano akurat potańcówkę. Ojciec by mnie nie puścił, więc nic nikomu nie powiedziałam, tylko wymknęłam się potajemnie, gdy rodzice myśleli, że już śpię. Na tej potańcówce całowałam się pierwszy raz w życiu. Potem Mirek odprowadził mnie do domu. Noc była ciepła. Czułam się szczęśliwa.
– Kocham cię, Bożenko – szeptał mi do ucha.
Chyba potrzebowałam tych słów, nawet jeśli niewiele miały wspólnego z prawdą. Oto ktoś okazał mi serce. To nic, że tego kogoś znałam zaledwie kilka godzin. Naprawdę nie wiedziałam, że od jednego razu mogę zajść w ciążę. Ale chciałam tego jednego razu, oddałam się Mirkowi z pełną świadomością. Oczywiście, liczyłam na coś więcej. Sądziłam, że będzie przyjeżdżał, a potem się ze mną ożeni. Nie przyjechał już nigdy.
A potem, gdy już było widać brzuch, ja wyjechałam do babki. Nauczyłam się radzić sobie sama. Miałam gdzie mieszkać i miałam pracę, to najważniejsze. Całe szczęście, że kiedyś przynajmniej z pracą nie było problemów. Z moimi rodzicami straciłam całkowicie kontakt. Matka nigdy nie przyznała się ojcu, co było przyczyną mojego wyjazdu. Okłamała go, że nie wie, gdzie jestem. Wyznała mi to po latach w liście. Bała się, że ojciec ją zabije, że nie umiała mnie wychować. Takie to były czasy.
Nie miałam czasu na okazywanie uczuć
Zostałam samotną matką. Kto tego nie przeżył, nie wie, co to znaczy. Musiałam zapewnić mojej córeczce wszystko. I byłam zdana tylko na siebie. No i trochę na babkę, ale ona szybko umarła i potem było jeszcze gorzej. Borykałam się z wiecznym brakiem pieniędzy, nie miałam czasu na bzdury, czyli okazywanie uczuć. Teraz wiem, że nie były to bzdury. Tak po prostu zostałam wychowana. Jeśli miałam co jeść, oznaczało, że mam wszystko. Tak też wychowałam moją córeczkę Anię.
Nie pamiętam, czy choć raz powiedziałam jej, że ją kocham. Ważniejsze dla mnie było okazywanie uczuć niż słowa. Nie chciałam, żeby Ania powtórzyła moje błędy. Za wszelką cenę pragnęłam ją przed tym uchronić. Toteż gdy dowiedziałam się, że chodzi z Rafałem, kazałam jej natychmiast z nim zerwać. Ania próbowała mi coś tłumaczyć, chciała mi przedstawić swojego chłopaka, ale ja nawet nie chciałam o tym słyszeć.
– Ja nie miałam warunków, żeby się uczyć, ale ty je masz – powiedziałam. – Na miłość przyjdzie czas.
Tłumaczyłam, przekonywałam, wszystko na próżno. Ania była uparta. Stwierdziłam, że mnie okłamuje i że mimo mojego zakazu spotyka się z Rafałem. Dobrze zdała maturę i chciałam, żeby poszła na studia. Miała spełnić moje niezrealizowane marzenia. Nie chciała. Była bardziej stanowcza niż ja. W końcu nie wytrzymałam:
– Albo ja, albo on! – krzyczałam.
– Nie masz sumienia, dziewczyno! Ja dla ciebie poświęciłam wszystko. Wyszłaś na ludzi! Skorzystaj z szansy, którą ci daję!
Coś tam jeszcze krzyczałam, nie pamiętam. W każdym razie kazałam jej się wynosić, jeśli nie zerwie z Rafałem.
No i się wyniosła
Nawet nie wiem, co się z nią dzieje, nie wiem, gdzie mieszka i czy wyszła za mąż. Może już jestem babcią...? Nigdy do mnie nie zadzwoniła, a ode mnie telefonów nie odbiera. Jestem starą zgorzkniałą kobietą. Nic mnie już nie cieszy. Nie wyobrażam sobie samotnych świąt. Do tej pory spędzałam je razem z Anią. Moje serce krwawi z bólu.
Wyrządziłam jej wielką krzywdę, chociaż wcale nie o to mi chodziło. Bóg mi świadkiem, że chciałam dla niej jak najlepiej. Teraz wiem, że powinnam pozwolić jej iść własną drogą i kochać, kogo chce! Wybacz mi, Aniu...