Reklama

Wnuczek był moim oczkiem w głowie

– Babciu, nieeeee! – głośny krzyk zabrzmiał tuż nad moim uchem.

Reklama

Tak się przestraszyłam, że wypuściłam z ręki łyżkę, która wpadła do stojącego przede mną talerza pomidorówki. Zanim zdążyłam się cofnąć, moja biała bluzka była cała w czerwonych plamach.

– Ojej, babciu, ja nie chciałem – powiedział mój wnuk Bartuś, obserwując z miną winowajcy, jak ścieram mokrą szmatką plamy z bluzki. – Po prostu przestraszyłem się, że babcia zje śmietanę, a to przecież chorestelor…

– Cholesterol – poprawiłam wnuczka łagodnie i dodałam tonem usprawiedliwienia: – To jest śmietana o obniżonej zawartości tłuszczu.

Uwielbiam swojego wnuczka. Bartuś ma osiem lat, ale zachowuje się często, jakby był o wiele starszy. Pomaga mi w zakupach i bardzo się troszczy o moje zdrowie. Ostatnio, po wizycie u lekarza, powiedziałam córce, że mam za wysoki poziom cholesterolu i powinnam schudnąć. Bartuś natychmiast sprawdził w internecie słowo „cholesterol” i opracował dla mnie specjalną dietę…

„No cóż, dobrze mieć u siebie anioła stróża, przynajmniej przez weekend” – pomyślałam, sprzątając naczynia ze stołu po kolacji. Wnuczek miał u mnie nocować przez dwa kolejne wieczory, ponieważ córka z mężem musieli wyjechać z miasta.

Przed dziesiątą położyłam wnuczka spać. Zamierzałam jeszcze zmierzyć sobie ciśnienie, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Zaniepokojona poszłam otworzyć. W progu stała pani Zofia – sąsiadka z drugiego piętra. Miała wypieki i wyglądała na bardzo zdenerwowaną.

– Co się stało? – spytałam.

– Kolejne włamanie – oznajmiła poważnym tonem.

– Co takiego? – zawołałam. – To już trzecie w tym tygodniu!

Robiło się niebezpiecznie

Parę tygodni wcześniej wzdłuż ścian naszego budynku robotnicy ustawili rusztowanie i zaczęli remont. Wkrótce potem w kamienicy doszło do serii włamań – bo teraz to już naprawdę była seria! Najpierw ktoś okradł samotną starszą panią w sąsiedniej klatce. Zabrali jej biżuterię i dwieście złotych. Potem sąsiadowi z tej samej klatki ukradli kamerę i aparat fotograficzny.

– Co się stało tym razem? – spytałam.

– Nie uwierzy pani – sąsiadka rozłożyła ręce w geście bezradności. – Wynieśli antyki!

– Antyki?

– Temu prawnikowi spod numeru dwadzieścia. Dwie godziny temu wyszedł z domu. Właśnie wrócił i zastał drzwi otwarte, a w mieszkaniu nie ma stołu, gablotki i krzeseł! Na dole jest policja!

– Ale jak to możliwe? Skąd złodzieje wiedzieli, że właściciela mieszkania nie ma w domu?

– Widocznie go obserwowali. Ciekawe na kogo teraz padnie?

– Najwyraźniej zabrali się za naszą klatkę – westchnęłam.

– Najlepiej nie ruszać się z domu – oznajmiła sąsiadka.

– Ale przecież czasem trzeba wyjść – zaprotestowałam.

– Ja tam będę mieszkania pilnować. Zakupy córka mi zrobi.

Pokiwałam głową. Sąsiadka pożegnała się i poszła do siebie, a ja zamknęłam drzwi na wszystkie zamki. Jakoś nie czułam się bezpiecznie. Ścieląc łóżko, myślałam o włamywaczach. Jakim cudem potrafili wynieść meble o takiej porze? Następnego dnia, zgodnie z obietnicą, zabrałam wnuczka do zoo. Wróciliśmy do domu zmęczeni i dotlenieni. Zasiadaliśmy właśnie do obiadu, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Była to sąsiadka.

– Co się stało? Kolejne włamanie? – spytałam.

– Nie, ale zaczynam podejrzewać, że to sprawka robotników.

– Robotników?

– Przecież im najłatwiej wejść do czyjegoś mieszkania przez otwarte okno.

– Hm, niby tak…

– Dziś rano weszłam do kuchni, a jeden z robotników stał za oknem i jakoś dziwnie mi się przyglądał…

– Moim zdaniem to nie robotnicy – odezwał się Bartuś, który stał za moimi plecami, przysłuchując się rozmowie.

– A ja myślę, że trzeba zawiadomić policję – upierała się sąsiadka.

– Najpierw trzeba mieć dowód – oznajmił Bartuś rzeczowo.

– Już ja ich przyłapię – powiedziała sąsiadka z zawziętą miną i poszła realizować swój plan.

Zastanawiałam się, co on wymyśli

Jak się okazało – mój wnuczek też miał plan. Postanowił udowodnić, że włamania w naszej kamienicy nie są sprawką robotników.

– No niech babcia na nich spojrzy – Bartuś wskazał okno, za którym ekipa wypełniała swoje zadania. Twarze mieli zmęczone. Jeden z nich podniósł nagle głowę i uśmiechnął się do Bartka. – Czy tak się zachowują złodzieje? – powiedział mój wnuk.

– Nie daj się zwieść pozorom – odparłam, chociaż tak naprawdę wątpiłam w to, co powiedziała sąsiadka. – Jest ich czterech. Mogli z łatwością wynieść meble z mieszkania sąsiada.

– I co by z nimi zrobili? Ja myślę, że sprawa jest bardziej skomplikowana – wnuczek spojrzał na mnie z powagą.

– To znaczy?

– To znaczy, że ktoś chce ich wrobić.

– Wrobić?

– Już niedługo będę miał na to dowód – oznajmił Bartuś.

Wieczorem, kiedy nakrywałam do kolacji, mój wnuczek wpadł do kuchni podekscytowany. Trzymał w ręku lornetkę, przez którą zwykle obserwował ptaki.

– Kto mieszka w tym mieszkaniu z balkonem? – Bartuś wskazał zasłonięte firanką okna mieszkania naprzeciwko.

– Pani Jola – opowiedziałam.

Panią Jolę znałam z „balkonowych pogawędek”. Sąsiadka, podobnie jak ja lubiła przesiadywać na swoim balkonie z kłębkiem wełny i drutami.

– Czy mąż pani Joli ma wąsy? – spytał Bartuś.

– Mąż? – zdziwiłam się. – O ile wiem, pani Jola jest wdową. Jej mąż zmarł rok temu…

– Przed chwilą widziałem w jej mieszkaniu mężczyznę z wąsami, który zasłonił firanki!

Wlepiłam wzrok w mieszkanie naprzeciwko i ogarnęło mnie złe przeczucie.

– Może to ktoś z rodziny? – powiedziałam. – Albo znajomy?

– Ale dlaczego zasłonił firanki?

Został bohaterem osiedla

W tym momencie na podwórku pojawiła się pani Jola. Niosła siatki z zakupami.

– Trzeba zawiadomić policję i ostrzec panią Jolę! – powiedziałam szybko.

Tymczasem Bartek przyłożył lornetkę do oczu.

– Złodziej wyjrzał właśnie przez okno – oznajmił. – Wie już, że pani Jola się zbliża i zaraz czmychnie!

Wnuczek rzucił lornetkę na stół i popędził w stronę korytarza. Usłyszałam, jak otwiera drzwi na klatkę.

– Niech babcia dzwoni na policję! – zawołał i zniknął.

Chciałam biec za Bartkiem i jednocześnie zobaczyłam, że pani Jola zdążyła już wejść na klatkę schodową. Złapałam komórkę i połączyłam się z policją. Opisałam całą sytuację, a potem zbiegłam szybko na dół. Moje serce biło jak szalone. Bartka nie było na podwórku. Zawiadomiłam panią Jolę, że ktoś obcy był w jej mieszkaniu i kazałam jej czekać na policję.

Sama ruszyłam na poszukiwania wnuka. Obeszłam blok i jeszcze raz przeszukałam podwórko. I nagle zobaczyłam Bartka – stał przy bramie wejściowej razem z policjantami i machał do mnie z zadowoloną miną!

– Dzięki temu młodemu człowiekowi złapaliśmy przestępcę – oznajmił jeden z policjantów i wskazał radiowóz, w którym siedział mężczyzna z wąsami.

Chwilę później dowiedziałam się, co się wydarzyło. Bartek przewidział, że złodziej ucieknie z mieszkania sąsiadki przez okno. Kiedy wąsacz znalazł się na ulicy, mój wnuczek już tam czekał. Złodziej zaczął iść przed siebie szybkim krokiem, pewien, że nikt go nie widział. Bartuś szedł za nim. Kiedy na ulicy pojawił się samochód policyjny, wnuczek zamachał na policjantów i dzięki niemu złapano przestępcę.

Reklama

– Dość wrażeń na dziś – podsumował Bartuś. – Chodź, babciu, trzeba zmierzyć ciśnienie!

Reklama
Reklama
Reklama