Reklama

Od kilku miesięcy widziałem w oczach Alicji coś, czego wcześniej tam nie było. Smutek. Zmęczenie. Moja córka, zawsze pełna energii, teraz wyglądała, jakby ktoś wyssał z niej życie. Nie odzywała się tak często jak kiedyś, unikała dłuższych rozmów. A gdy pytałem, co się dzieje, tylko się uśmiechała i mówiła, że wszystko jest w porządku.

Reklama

Nie byłem głupi

Znałem ją jak własną kieszeń. Kiedyś potrafiłem wyczytać z jej twarzy każdą emocję, nawet wtedy, gdy jeszcze jako mała dziewczynka próbowała ukryć coś przede mną i matką. Teraz też czułem, że coś było nie tak.

Obserwowałem ją coraz uważniej. Była cichsza, mniej się śmiała. Częściej wzdychała i jakby przygasła. Mimo że pracowała na pełen etat, zaczęła wyglądać na jeszcze bardziej zajętą, wiecznie w biegu. Nawet w weekendy, zamiast odpoczywać, gnała gdzieś, jakby próbowała nadgonić czas.

Nie wytrzymałem. Pewnego wieczoru, gdy przyszła nas odwiedzić, usiedliśmy w kuchni, a ja postawiłem przed nią kubek herbaty.

– Alicja, powiedz mi szczerze. Co się dzieje?

Spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem, ale nie była to ta sama dziewczyna, którą znałem.

– Tato, nic się nie dzieje. Po prostu mam teraz dużo pracy.

– Nie kłam – przerwałem jej od razu. – Widzę, że coś jest nie tak. Jesteś przemęczona, przygaszona. Damian?

Drgnęła. Ledwo zauważalnie, ale wystarczyło.

– Tato, naprawdę…

– Alicja – powiedziałem spokojnie, ale stanowczo. – Znasz mnie. Wiesz, że nie odpuszczę, dopóki mi nie powiesz prawdy.

Przyznała się

Opuściła wzrok. Przez chwilę bawiła się łyżeczką, jakby chciała odwlec rozmowę.

– Damian… – zaczęła cicho. – On od jakiegoś czasu nie pracuje.

Czułem, jak robi mi się gorąco. Zacisnąłem dłonie w pięści pod stołem.

– Jak długo? – spytałem, starając się utrzymać spokojny ton.

– Pół roku – wyszeptała.

Pół roku. Pół roku siedział w domu, a ona harowała, żeby utrzymać ich oboje?

– Szuka czegoś?

Zawahała się.

– Mówi, że tak…

Westchnąłem ciężko. Już wiedziałem, jak to wyglądało.

– A ty go utrzymujesz – stwierdziłem, a nie zapytałem.

Alicja pokiwała głową.

Czułem, jak we mnie narasta wściekłość. Moja córka zaharowywała się na śmierć, a ten darmozjad siedział w domu i „szukał pracy”. Znałem takich jak on. Odkładają wszystko na później, zawsze mają jakąś wymówkę, zawsze czekają na „lepszą okazję”. A w międzyczasie korzystają z dobroci innych ludzi.

Nie mogłem na to pozwolić

Następnego dnia nie mogłem już myśleć o niczym innym. W pracy ledwo panowałem nad sobą, w domu kręciłem się niespokojnie, a moja żona Ania tylko na mnie patrzyła i wzdychała.

– Roman, proszę cię, tylko nie rób awantury – powiedziała w końcu, kiedy trzeci raz tego wieczoru przewróciłem stronę gazety, nie czytając ani jednego słowa.

– Nie zrobię awantury – odparłem, ale sam nie wierzyłem w to, co mówię.

Damian nigdy mi się nie podobał. Od początku widziałem w nim cwaniaka. Z tych, co potrafią ładnie mówić, ale jak przychodzi co do czego, to wolą siedzieć i czekać, aż ktoś im coś poda na tacy. Alicja była dobra, za dobra. Zawsze wierzyła w ludzi, chciała pomagać, nie potrafiła powiedzieć „nie”. A on to wykorzystywał.

Postanowiłem działać. Następnego dnia zadzwoniłem do Damiana i zaprosiłem go na rozmowę.

– Spotkajmy się, chciałbym pogadać – powiedziałem krótko.

– Okej, a o co chodzi? – zapytał, przeciągając słowa, jakby właśnie się obudził. Była jedenasta rano.

– Dowiesz się na miejscu.

Miałem propozycję

Umówiliśmy się w moim biurze. Chciałem, żeby poczuł, że to ja tutaj rządzę, że nie jesteśmy kumplami przy piwie. Damian zjawił się spóźniony o piętnaście minut, ubrany w luźny sweter i spodnie dresowe. Wszedł, jakby nigdy nic, nawet nie przeprosił.

– No to o co chodzi, teściu? – zapytał, rozsiadając się wygodnie w fotelu.

Zacisnąłem zęby.

– Powiedz mi, co ty właściwie robisz ze swoim życiem?

– W sensie? – Uniósł brwi, jakby kompletnie nie rozumiał pytania.

– W sensie, że od pół roku siedzisz w domu, a moja córka zasuwa, żebyście mieli z czego żyć. Parsknął śmiechem.

– Teściu, spokojnie. Szukam pracy, ale nie chcę brać byle czego. Nie po to studiowałem, żeby teraz tyrać za grosze.

– A niby co studiowałeś? – syknąłem.

Machnął ręką.

– Marketing i zarządzanie, ale wiesz, jak jest. Bez znajomości ciężko się przebić.

Oparłem się o biurko i zmierzyłem go wzrokiem.

– A gdybym ci dał pracę? U mnie w firmie.

Wyśmiał mnie

Zmarszczył brwi.

– U ciebie?

– Tak. Przydałby mi się ktoś do zarządzania zespołem. Dobre pieniądze, uczciwa praca.

Przez chwilę wyglądał na zbitego z tropu. Potem nagle wzruszył ramionami i uśmiechnął się kpiąco.

– Dzięki, ale nie będę się zniżał do takiego poziomu.

Zrobiło mi się gorąco.

– Jakiego poziomu? Chcesz powiedzieć, że uczciwa praca jest poniżej twojej godności?

Damian westchnął i przewrócił oczami.

– No weź, Roman, ty mi proponujesz robotę w jakiejś produkcji, a ja się nadaję do większych rzeczy.

Poczułem, jak coś we mnie pęka.

– Większych rzeczy?! Człowieku, ty od pół roku nie zarobiłeś złotówki! Żyjesz na koszt mojej córki!

Wzruszył ramionami.

– To chyba jej wybór, nie?

Był bezczelny

Przez moment nie wierzyłem, że naprawdę to powiedział.

– A ty myślisz, że to normalne? Że facet siedzi na tyłku, a kobieta tyra na dwa etaty?

Podniósł się z fotela i rozłożył ręce.

– Teściu, luz. Alicja się nie skarży, więc o co ten dramat?

Patrzyłem na niego i już wiedziałem. On nigdy się nie zmieni. Nigdy nie weźmie odpowiedzialności za cokolwiek.

– W takim razie znajdź sobie kogoś, kto będzie cię utrzymywał – powiedziałem zimno.

– Ej, ej, a co ty mi tu będziesz życie układał? – zaśmiał się, ale widziałem, że go to ukłuło.

Dwa dni później zaprosiłem na rozmowę ich oboje. Sięgnąłem do szuflady, wyjąłem kopertę i położyłem ją na biurku.

– To dla Alicji. Żeby miała za co się urządzić. Wraca do domu.

Damian spojrzał na kopertę, potem na mnie.

– Chyba sobie żartujesz.

– Wcale nie. To jej decyzja, ale jeśli zostanie z takim darmozjadem jak ty, będzie w tym sama.

Zacisnął zęby, ale nic nie powiedział. Wiedział, że właśnie skończyłem z nim dyskusję. Alicja musiała teraz podjąć decyzję. Długo milczała. Widziałem, jak walczy sama ze sobą. W końcu podniosła na mnie wzrok.

– Tato… ja…

– Nic nie musisz mówić. Po prostu pomyśl o sobie.

Podjęła decyzję

Następnego dnia spakowała rzeczy i wróciła do domu. Damian nawet nie próbował jej zatrzymać. Kiedy w progu spojrzała na mnie z wdzięcznością, poczułem ulgę. Wreszcie odzyskałem moją córkę. Minęły dwa tygodnie. Alicja powoli wracała do siebie. Coraz częściej się uśmiechała, miała więcej energii, a w jej oczach znów pojawił się dawny blask.

Pewnego wieczoru usiedliśmy razem w kuchni.

– Tato… – zaczęła cicho. – Miałeś rację. Przez tyle czasu oszukiwałam samą siebie.

Położyłem dłoń na jej ręce.

– Ważne, że się obudziłaś. A ja zawsze będę przy tobie.

Uśmiechnęła się lekko. Wtedy wiedziałem, że poradzi sobie, że już nigdy nie pozwoli, by ktoś traktował ją jak bankomat.

Reklama

Roman, 57 lat

Reklama
Reklama
Reklama