Reklama

Życie ze Zbyszkiem było jak powtarzający się rytuał, którego nie mogłam już dłużej znieść. Co miesiąc, w każdy drugi weekend, pakował swoje rzeczy i wyruszał na te tajemnicze "wyjazdy służbowe". Początkowo nie zwracałam na to większej uwagi. Każdy potrzebuje czasem zmienić otoczenie, oderwać się od codzienności. Ale z czasem te niedziele stały się dla mnie powodem do niepokoju. Obserwując, jak nasza relacja z każdym miesiącem staje się bardziej napięta, a rozmowy mniej szczere, zaczęłam czuć się jak obca w swoim własnym małżeństwie. Coś się zmieniało, coś, co czułam, ale nie potrafiłam jeszcze nazwać.

Reklama

Często łapałam się na tym, że staram się zrozumieć jego zachowanie. Zbyszek, mężczyzna, którego kiedyś uważałam za duszę towarzystwa, powoli zaczął zamykać się w sobie. Jego oczy, kiedyś pełne pasji, teraz skrywały coś, co z trudem mogłam zidentyfikować. Czy to był smutek? A może tajemnica, którą nie chciał się ze mną podzielić?

Czułam, że narasta we mnie rozdrażnienie. Nasze rozmowy stały się powierzchowne, a te wyjazdy, z początku mało istotne, teraz kłuły mnie w oczy. Kolejny zbliżał się nieubłaganie, a ja czułam, że muszę coś zrobić. Nie mogłam dłużej żyć w takiej niepewności. Zaczęłam mieć niejasne przeczucia, które nie dawały mi spokoju, niczym ciemne chmury unoszące się nad naszym związkiem. Może to wszystko było tylko wymysłem mojej wyobraźni? A może nie?

Chciałam wydobyć z niego prawdę

– Zbyszek, ja dłużej tak już nie mogę – wypaliłam, kiedy siedzieliśmy przy kolacji. Starałam się, aby mój głos brzmiał spokojnie, choć wewnętrznie aż kipiałam od emocji.

Spojrzał na mnie z lekkim zdziwieniem, odkładając widelec na talerz.

– Z czym jeśli wolno spytać? – odpowiedział, ale w jego głosie wyczułam nutę napięcia.

– Chodzi o te twoje wyjazdy... – zaczęłam ostrożnie, unikając bezpośredniego oskarżania. – Co drugi weekend znikasz. Zastanawiam się... Co właściwie robisz podczas tych wyjazdów?

Zbyszek odwrócił wzrok, jakby szukał odpowiedzi na suficie. Przez chwilę panowała cisza, która zdawała się ciągnąć w nieskończoność.

– To tylko sprawy służbowe. Nic wielkiego – odpowiedział w końcu, ale jego słowa brzmiały płytko, jakby mówił tylko po to, by zamknąć temat.

– Ale Zbyszek, co to za sprawy? Dlaczego nigdy nie możesz mi powiedzieć więcej? – naciskałam, czując, że muszę wydobyć z niego prawdę.

– Po prostu muszę jechać. Takie mamy życie. Wiesz, jak jest w pracy – rzucił wymijająco, wzruszając ramionami.

Nie odpowiedziałam. Próbowałam przetrawić jego słowa, ale w głowie huczało mi tylko jedno pytanie: dlaczego? Co się za tym kryje? Wiedziałam, że nie wytrzymam długo tej niepewności, która zaczynała przeradzać się w coś bardzo dręczącego. Nocą leżałam obok niego, wpatrując się w sufit. Moje myśli krążyły wokół tych niedziel. Czułam, że muszę działać, muszę poznać prawdę, zanim nasze małżeństwo zatonie w jakichś niedomówieniach i kłamstwie.

Bałam się strasznie tego, co odkryję

Postanowiłam, że muszę dowiedzieć się, co naprawdę kryje się za tymi wyjazdami. Nie mogłam już dłużej czekać, a jego nieobecność mnie po prostu wykańczała. Planowanie rozpoczęłam od razu. Wiedziałam, że muszę być ostrożna i działać z rozwagą. Zbyszek nie mógł się dowiedzieć o moim zamiarze. Cały tydzień spędziłam, analizując każdy szczegół, każdą możliwość, co mogłoby pójść nie tak. Miałam zamiar śledzić go przy najbliższej okazji. Serce biło mi szybciej na samą myśl, co mogłabym odkryć. Mimo że bałam się, czułam też dziwną ekscytację – w końcu dowiem się, na czym stoję.

W piątkowy poranek wszystko było gotowe. Czekałam na odpowiedni moment, kiedy Zbyszek zaczął szykować się do wyjścia. Wyczekiwałam, aż opuści dom. Widziałam, jak zapina płaszcz i wychodzi, nieświadomy mojego czuwania. Kilka minut później wsiadłam do samochodu, starając się nie wzbudzać podejrzeń. Podążałam za nim w bezpiecznej odległości, z sercem podchodzącym do gardła. Po raz pierwszy w życiu czułam się jak bohaterka thrillera, ale to nie była fikcja. To była moja rzeczywistość. Gdzieś w środku bałam się tego, co mogę odkryć. Co, jeśli moje przypuszczenia okażą się prawdziwe? Co, jeśli nasze życie, które zbudowaliśmy przez te lata, było jednym wielkim kłamstwem? Mimo tych myśli nie mogłam się zatrzymać. Musiałam doprowadzić to do końca, niezależnie od konsekwencji.

Mój świat rozpadł się na kawałki

Śledziłam Zbyszka przez całe miasto, aż dotarliśmy do spokojnej dzielnicy na obrzeżach, której wcześniej nie znałam. Czułam, jak moje dłonie zaczynają się pocić, a serce niebezpiecznie przyspiesza. Zbyszek zatrzymał się przed zwykłym domem – żadnych szczególnych oznak, żadnych wyróżniających się detali. Wpatrywałam się w scenę przed sobą, już przeczuwając, że mój świat zaczyna się rozpadać na kawałki. Wszedł od środka. Chwilę później przez okno dostrzegłam go, jak z uśmiechem na twarzy bawi się z małym dzieckiem. Dziecko śmiało się radośnie, a Zbyszek wydawał się pełen czułości, jakiej u niego od dawna nie widziałam.

Obok, w drzwiach, stała nieznajoma kobieta, obserwując ich z ciepłym spojrzeniem. Poczułam, jak lodowate dreszcze przebiegają wzdłuż mojego kręgosłupa. Było coś intymnego w tej scenie, coś, czego nie chciałam widzieć, ale nie mogłam już odwrócić wzroku.

– Kochanie, wróciłem – usłyszałam ledwie słowa Zbyszka, które uderzyły mnie jak piorun prosto w serce.

Wstrząśnięta, schowałam się za rogiem domu, czując, jak łzy napływają do moich oczu. Nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie zobaczyłam. Wszystkie moje obawy i przypuszczenia okazały się prawdziwe. Miałam ochotę podejść do drzwi, wyrzucić z siebie wszystko, co czułam, ale coś mnie powstrzymywało. Wzięłam głęboki oddech, starając się uspokoić, choć wiedziałam, że nie ma odwrotu. Zmusiłam się do opanowania, wsiadłam z powrotem do samochodu i odjechałam. Pozostawiłam za sobą obraz, który na zawsze miał zmienić moje życie.

Czułam się zdradzona i oszukana

Wróciłam do domu, ale wszystko wydawało się inne. Każdy mebel, każda pamiątka, wszystko przypominało mi o nas, o tym, co straciłam w ciągu jednego dnia. Czułam się jak w transie, jakbym poruszała się w obcym świecie, którego nigdy wcześniej nie znałam.

– Dlaczego? – pytanie to kołatało mi w głowie niczym niechciany gość. Dlaczego on to zrobił? Jak długo to trwało? Czy ktoś jeszcze oprócz mnie tym wiedział?

Zamknęłam się w sypialni, próbując poukładać myśli. Łzy same spływały po policzkach, a ja nie miałam już siły ich powstrzymywać. Czułam się zdradzona, oszukana, tak jakby ktoś nagle wyrwał mi kawałek serca.

Wiedziałam, że muszę podjąć decyzję, ale nie mogłam się zebrać na odwagę. Czy powinnam teraz porozmawiać o tym ze Zbyszkiem? A może lepiej milczeć, czekając na właściwy moment? Próbowałam sobie wyobrazić, jak wyglądałaby ta rozmowa, ale każda wizja kończyła się tak samo — awanturą i łzami. Z drugiej strony, czy mogłam dalej żyć w tym kłamstwie? Udawać, że wszystko jest w porządku, kiedy tak naprawdę nic nie było na swoim miejscu? Rozważałam każdą możliwość, analizowałam konsekwencje, ale nie mogłam znaleźć odpowiedzi, która przyniosłaby mi spokój. Ostatecznie, musiałam zdecydować, co jest najważniejsze dla mnie. Czy to był czas, by walczyć o nasze małżeństwo, czy może czas, by pójść inną drogą? Niezależnie od wyboru, wiedziałam, że nie mogę dłużej ignorować tego, co się stało.

Nie mogłam tak już dłużej

Leżałam w łóżku, wpatrując się w sufit, a w mojej głowie toczył się chaotyczny dialog. Jak mam dalej żyć z tą wiedzą? Moje serce i umysł były w stanie nieustannego konfliktu, każdy pomysł zdawał się równie niewłaściwy.

Muszę to przerwać – mówiłam do siebie na głos, próbując w jakiś sposób uporządkować myśli. – Nie mogę tak dłużej...

Każda część mnie chciała natychmiastowych odpowiedzi, ale wiedziałam, że nie będzie to takie proste. Mogłam stanąć oko w oko ze Zbyszkiem, ale co by mi to dało? Czy nie zyskałabym tylko więcej bólu, odkrywając kolejne szczegóły jego zdrady? Z drugiej strony, jeśli miałam coś zmienić, musiałam zacząć działać. Myślałam o tym, jak będzie wyglądać moje życie bez niego. Bez jego uśmiechu, bez jego obecności. Był częścią mnie przez tak długi czas, że teraz nie mogłam sobie wyobrazić dnia, w którym go nie ma...

– Czy to naprawdę koniec? – zastanawiałam się, czując, jak jakiś ciężar spada na moje barki.

Wiedziałam, że to pytanie musi mieć odpowiedź, ale każda możliwa opcja była przerażająca. Musiałam wybrać. Moje własne szczęście? A może próba naprawienia tego, co się stało, bez względu na cenę? Przyszłość wydawała się niepewna, ale wiedziałam, że muszę stanąć twarzą w twarz z rzeczywistością. Rozważałam, czy mam prawo do szczęścia, do życia bez lęku i bólu, który teraz wypełniał każdy mój dzień. Decyzja nie była łatwa, ale czułam, że nadszedł czas, aby zrobić krok naprzód, niezależnie od konsekwencji.

Maria, 35 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama