Reklama

Serce mi się krajało gdy widziałam, jak Bartuś cierpi z powodu swojej alergii. Żadne krople nie pomagały już na jego kaszel i katar sienny. Zresztą pani doktor ostrzegała, że nie powinno się ich używać dłużej niż pół roku, a mój synek potrzebował ich non stop. W zimie mocno reagował na kurz i roztocza, a wiosną i w lato na pyłki.

Reklama

– Syn musi wzmacniać swoją odporność! Wyjazd nad morze świetnie by mu zrobił – lekarka Bartka nie owijała w bawełnę, dając mi do zrozumienia, że powinnam zabrać go na wakacje, co znacząco złagodziłoby jego dolegliwości.

Był jednak jeden mały problem: skąd wziąć na to pieniądze? Poza tym, że to lekarskie zalecenie, taki wyjazd był również marzeniem naszego synka. Marzeniem, którego nie mogliśmy spełnić.

Ciągle brakowało pieniędzy

Niestety, nasza rodzina nie opływa w dostatki. Przez ostatni rok z trudem udawało nam się przeżyć od pierwszego do pierwszego, ponieważ straciłam pracę i nie potrafiłam znaleźć nowego zajęcia. Za każdym razem, gdy tylko dowiedzieli się, że mam małego synka, po wstępnej rozmowie już nikt się do mnie nie odzywał.

– Chyba lepiej będzie nie wspominać o Bartusiu, wtedy w końcu gdzieś mnie zatrudnią! – irytowałam się.

W naszym przypadku utrata comiesięcznego wynagrodzenia okazała się prawdziwym dramatem. Obecnie ceny wszystkiego poszybowały w górę... Co prawda, leki dla Bartka są częściowo refundowane, ponieważ pani doktor wypisywała recepty ze stosowną adnotacją o schorzeniu przewlekłym, jednak pozostałe wydatki były naprawdę wysokie! Specjalistyczna, pozbawiona glutenu żywność, ubrania, zabawki. Do tego dochodzą jeszcze artykuły codziennego użytku, bez których trudno się obejść...

– Szczerze mówiąc, kompletnie nie wiem, skąd wytrzaśniemy kasę na tę wycieczkę nad Bałtyk – denerwowałam się. – No bo przecież nie mamy już z czego odłożyć!

– To może mimo wszystko zdecydujemy się na pożyczkę? – spytał z niepokojem mój mąż.

– Nawet o tym nie myśl! – przeraziłam się nie na żarty. – Czyżbyś nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo są teraz wysokie odsetki? No bo wiesz, banki mają takie dwa okresy w ciągu roku, kiedy najlepiej im się udaje zbić majątek: Gwiazdkę i lato. Nie słyszałeś o tym?

Nagle mąż zdobył pieniądze

Opowiadałam Michałowi, że akurat w tym okresie ludzie dosłownie wariują i trwonią kasę bez opamiętania. Kasę, której tak naprawdę nie posiadają. W efekcie lecą do banku po pożyczkę, a spłacają ją później miesiącami, aż do następnych świąt, a czasem jeszcze dłużej.

Nie ma mowy, żebyśmy tak zrobili! Nie mamy na to kasy! – upierałam się.

– Racja, zdaję sobie z tego sprawę…

Przytaknął mi, ale widziałam w jego spojrzeniu, że wciąż nie może przeżyć, że nie mamy kasy na wakacje nad morzem, przez co jego kochany synek będzie cierpiał.

– Coś wymyślę – zadeklarował.

Szczerze powiedziawszy, nie zwróciłam uwagi na jego słowa; w końcu z pustego to i król Salomon nie naleje. Aż tu nagle, po miesiącu, mąż wbiegł do domu, krzycząc radośnie:

– Kochanie, już rezerwuj jakiś fajny nocleg, jedziemy nad Bałtyk!

Spojrzałam na niego jakby postradał zmysły. On zaś wymachiwał mi tuż przed twarzą naręczem banknotów o nominale dwustu złotych.

Skarbie, jesteśmy przy forsie! – oznajmił mi z przejęciem. – Czysty hajs, a co najlepsze, zero odsetek!

Pewnie oczekiwał, że od razu skoczę z radości, bo przyniósł do domu trochę szmalu i nie będę zadawać zbędnych pytań. Tyle że wtedy nie byłabym wierna samej sobie.

– Powiedz mi, skąd masz tyle pieniędzy. – przeszłam do ofensywy, sądząc, że w tak niedługim czasie nie był w stanie uzyskać gotówki legalnie.

– Spokojnie kochanie, nikogo nie okradłem – uroczyście zadeklarował Michał, wciąż nie chcąc ujawnić swojego sekretu. Nie poddawałam się jednak.

– Nigdzie się nie wybiorę, dopóki nie zdradzisz mi, za jakie pieniądze mam wyjeżdżać na wakacje – stanowczo stwierdziłam.

Nie podobało mi się to

W tym momencie małżonek – widząc moją determinację, by dowiedzieć się prawdy – w końcu zaczął wyjaśniać:

– Kojarzysz naszą rozmowę o braku gotówki i twój sprzeciw wobec wzięcia pożyczki z banku albo parabanku z uwagi na wysokie oprocentowanie?

– No tak – przytaknęłam.

– Długo łamałem sobie głowę nad rozwiązaniem, ale nic sensownego nie przychodziło mi do głowy. Pewnego dnia, gdy oglądałem telewizję, trafiłem na spot reklamowy jednej z dużych sieci handlowych. Promowali ofertę dość wysokiego kredytu z zerowym oprocentowaniem…

– Ale to chyba dotyczyło finansowania zakupu sprzętu AGD, a nie wakacyjnego wyjazdu! – zauważyłam.

– Mam tego świadomość – odparł uspokajająco Michał. – Niezależnie od tego, tamten spot reklamowy podsunął mi pomysł, w jaki sposób zdobyć żywą gotówkę… Mój znajomy jest zatrudniony w podobnym supermarkecie. Zadzwoniłem do niego z zapytaniem, czy w najbliższych dniach nie szykują jakiejś mega okazji na dowolny towar. Arek wspominał mi kiedyś, że raz na miesiąc organizują wyprzedaż różnych produktów w mega atrakcyjnych cenach. „Sęk w tym – wyjaśniał – że żeby sklep nie wyszedł na tym jak Zabłocki na mydle, to mają w ofercie tylko po parę sztuk takiego rarytasu. No i wtedy kto się pospieszy, ten ma!".

– Wciąż nie do końca łapię, o co chodzi – burknęłam lekko zirytowana.

– Daj mi skończyć, to wszystko zrozumiesz – zniecierpliwił się Michał. – Jak wspominał Arek, te promocyjne produkty są najczęściej rezerwowane dla podstawionych osób przez zatrudnionych w sklepie. Wtedy wpadłem na pomysł, żeby również to wykorzystać. Tak długo suszyłem Arkowi głowę, że w końcu się zgodził. No i dwa tygodnie temu dał mi cynk, że będzie można kupić telewizory po mega niskiej cenie.

Byłam coraz bardziej zaniepokojona

– Chwila moment, ale skąd ty wziąłeś kasę na nowy telewizor? – spytałam Michała z przerażeniem, bo przecież ledwo co odłożyliśmy parę groszy. – Zresztą, czy my w ogóle potrzebujemy następnego odbiornika w domu?!

– To nie było tak, że on miał trafić do naszego domu, głuptasku – wyjaśnił mi mój ukochany. – Posłuchaj mnie do samego końca! Chodziło o to, żeby wziąć telewizor nie za gotówkę, ale na raty bez oprocentowania! Załatwiłem to w sklepie bez żadnego problemu, pokazując tylko dokument tożsamości. A kiedy już był mój, zawiozłem go do moich rodziców, bo u nas i tak nie mielibyśmy miejsca na takie wielkie pudło. No i wystawiłem go na sprzedaż w sieci za całkiem niezłą sumkę. Poszedł jak świeże bułeczki! – Michał nie krył zadowolenia. – Dzięki temu mamy gotówkę, blisko dwa tysiaki, i to na zerowy procent! No po prostu geniusz ze mnie, co?

– Sorry, ale ja nadal nie rozumiem tego, co zrobiłeś – ciągle nie mogłam ogarnąć tego, co wymyślił.

– Słuchaj, przez najbliższe sześć miesięcy będę musiał oddawać kasę za telewizor, który wziąłem na raty w supermarkecie i już go sprzedałem przez net! A za tę forsę możemy zabrać Bartusia nad Bałtyk. Mówiąc krótko, załatwiłem pożyczkę na zero procent – wytłumaczył mi ponownie Michał.

Mąż nie widział problemu

Kiedy w końcu dotarło do mnie, co zrobił mój mąż, zakręciło mi się w głowie. W pierwszej chwili rzuciłam mu się na szyję i już chciałam rezerwować nocleg. Ale po chwili namysłu…

– Słuchaj Michał, boję się, że to co robisz, jest niezgodne z prawem – powiedziałam zaniepokojona. – Gdzieś wyczytałam, że sprzedając na portalach aukcyjnych w sieci, można uniknąć odprowadzania podatku tylko w przypadku swoich używanych przedmiotów, posiadanych powyżej pół roku. Ty natomiast wystawiłeś ten telewizor na licytację praktycznie od razu po wyjściu ze sklepu! Obawiam się, że przez to będziemy musieli zapłacić podatek i cały ten plan raczej nie wyjdzie nam na plus...

Jednak mąż zbagatelizował sprawę.

– E tam, kogo obchodzi jakiś tam podatek! – parsknął śmiechem. – Serio myślisz, że ktokolwiek będzie nas ścigał za jakieś marne pięć tysięcy? Jaka skarbówka w ogóle zwróci na nas uwagę? Przecież jesteśmy nikim w porównaniu z innymi. Oni biorą na celownik prawdziwych krezusów, bo niektórzy potrafią na takim portalu zgarniać dziesiątki, a czasem nawet setki tysięcy złotych!

Ciężko mi powiedzieć, czy Michał postąpił słusznie, ale niezależnie od tego, odczuwam niepokój, który nie daje mi w pełni bezstresowo delektować się urlopem.

Radość rozpiera moje serce na widok Bartusia, który znakomicie bawi się, budując zamki z piasku, ale… Rozmyślam o tym, kiedy faktycznie będziemy musieli uiścić należność za tę eskapadę. Rodzice od dziecka wpajali mi bowiem, że nieuczciwość ostatecznie nie prowadzi do niczego dobrego. A przecież sposób, w jaki Michał zdobył te pieniądze, był zwyczajnie nieuczciwy. To był grzech po prostu.

Reklama

Matylda, 33 lata

Reklama
Reklama
Reklama