Reklama

Żona przekonuje mnie, że nie powinienem się tym przejmować, bo dziś miłości w moim życiu jest aż nadto – przecież kocha mnie ona i dwie nasze śliczne córeczki. Uśmiecham się wtedy, bo wiem, że ma rację, ale poczucie krzywdy i tak pozostaje.

Reklama

Mój tata zmarł, gdy poszedłem do ósmej klasy. Zawał. Mama zarabiała niewiele, a renta po ojcu też nie była duża. Od pierwszej klasy liceum musiałem więc dorywczo pracować. Zbierałem truskawki, lutowałem płytki w magazynie firmy elektronicznej i nosiłem cegły na budowie… Było tego sporo, ale nigdy się od pracy nie wykręcałem. Nawet, kiedy mama znalazła sobie drugiego męża, czyli mojego ojczyma.

Facet nie należał do najgorszych, ale też trudno było go uznać za nowego tatę. Po prostu mnie tolerował. Nie próbował wychowywać, karmił i ubierał, ale nic więcej. Nasze stosunki były powściągliwie koleżeńskie. „Co tam u ciebie w szkole? Masz dziewczynę? Grasz w ataku czy obronie? Lubisz panią od polskiego?” – gadka szmatka. Nigdy mnie nie przytulił, nie pochwalił, a wszelkie życzenia i gratulacje kończyły się uściskiem dłoni.

– Najlepszego, młody – tak właśnie zwracał się do mnie w każde urodziny.

Jacuś jest ważniejszy niż wszystko inne na świecie

Nasze relacje nigdy nie były serdeczne, a już zupełnie się ochłodziły, kiedy mama w wieku czterdziestu jeden lat urodziła mu syna. Ojczym uznał mnie wtedy za konkurenta, a matka za wszelką cenę próbowała udowodnić nowemu mężowi, że ich wspólny potomek jest dla niej oczkiem w głowie. Że Jacuś jest ważniejszy niż wszystko inne na świecie. Łącznie z jej pierwszym synem.

Zobacz także

Rok po jego urodzeniu oboje uznali, że mieszkanie jest za małe na naszą czwórkę. Myślałem, że kupują nowe lokum, żebyśmy mieli z bratem osobne pokoje, ale się rozczarowałem. A właściwie to ojczym mnie rozczarował.

– Słuchaj, Bartek… – westchnął, biorąc mnie na stronę. – Czas się usamodzielnić. Masz dziewiętnastkę na karku, maturę. Trzeba znaleźć robotę i wyfrunąć z domu – powiedział, a ja zastanawiałem się, czy mama wie, co on do mnie mówi. Zapytałem ją o to, gdy tylko skończył tłumaczyć mi, dlaczego powinienem się wyprowadzić.

– Nikt cię nie przepędza – odpowiedziała. – Ale pomyśl, synku, jak się mieszka z takim maluchem. Będzie ci tylko przeszkadzał i zawracał głowę. A tak wynajmiesz sobie coś i będziesz żył w spokoju jak dorosły człowiek.

Znalazłem więc pracę i pokój do wynajęcia. Nie było łatwo, ale dałem radę. Tym bardziej że szybko poznałem Beatę. Razem zaczęliśmy układać sobie życie. Prędko wzięliśmy ślub, ale obyło się bez wesela, bo matka z ojczymem nie mieli pieniędzy na jego urządzenie. Pogodziłem się z tym.

Bez przerwy chwalili się jego sukcesami, a był zwykłym obibokiem

Kupiliśmy z żoną dwa pokoje z kuchnią. Wzięliśmy kredyt na trzydzieści lat, a na wkład własny dostaliśmy pieniądze od jej rodziców. Teściowe są naprawdę wspaniali i w najtrudniejszych chwilach zastępowali mi rodziców – gdy urodziły nam się dzieci, gdy Beata straciła pracę i gdy ja miałem problemy ze zdrowiem, bo wysiadł mi kręgosłup i trzeba było go operować. Pomagali nam, bo widzieli, że moja mama i ojczym niespecjalnie się nami interesują. Nawet wnuczki niewiele ich obchodziły.

Żonę bardzo irytowało, że ciągle gadają o Jacku. Bez przerwy chwalą się jego sukcesami. Jakby cały świat był dla niego konkurencją – jakby chcieli wszystkim udowodnić, że mają w domu najwspanialsze i najmądrzejsze dziecko. A prawda była taka, że Jacek był niezłym obibokiem i łobuzem. Tylko w sporcie mu szło. Resztę przedmiotów w szkole zawalał.

– Jacek znowu wygrał zawody w biegu na setkę – mówił ojczym z dumą.

– A jak jego matma? Zda? – pytałem bez ceregieli.

– Zda na pewno. Miałby i czwórkę, tylko nauczycielka się na niego uwzięła – dodawała zatroskana mama.

Broniła go przy każdej okazji. Nie można było o nim nic złego powiedzieć. Nawet gdy my opowiadaliśmy o córkach, mama zaraz wspominała pierwsze sukcesy Jacka. Że chodził, zanim skończył rok, że sam jadł, gdy miał półtora, i najlepiej śpiewał piosenki w przedszkolu. Każda rozmowa o dzieciach zamieniała się w licytację i w końcu moja Beata przestała w ogóle rozmawiać z moją matką.

A Jacek? Jacek dorastał, przysparzając mnóstwa problemów. Ciągle wpadał w kłopoty i miał wszystko w nosie. Mimo to był mi jednak bratem. Regularnie do siebie dzwoniliśmy, co jakiś czas mnie odwiedzał, a czasem nawet zostawał u nas na noc. Jego towarzystwo zawsze było jednak trochę męczące, nigdy nie było wiadomo, czego się po nim spodziewać. Kiedyś nawet uderzył moją córkę w głowę, bo grzebała mu w plecaku. Nic się nie stało, tylko ją wystraszył, ale była z tego niezła awantura. Odwiozłem go wtedy do domu i dopiero po tygodniu przyjąłem przeprosiny. Wybaczyłem mu, bo miałem wobec niego sporo ciepłych uczuć. Ale to było kiedyś, dawno temu…

Dziewczyna zamieszkała u nich i urządziła w domu piekło

Mama z ojczymem każdego roku dokładali starań, by zepsuć go jeszcze bardziej. Gdy miał osiemnaście lat, kupili mu samochód. Nie zważali na to, że w szkole idzie mu naprawdę kiepsko i ledwo zdaje z jednej klasy do drugiej. Jacuś – chyba w ramach podzięki – dwa razy auto rozbił, a oni naprawiali je na swój koszt.

– Uczy się jeździć – przekonywał ojczym, choć wszyscy wiedzieliśmy, że ten pajac urządza sobie rajdy po mieście.

Jacek wkrótce poznał dziewczynę. Kompletną wariatkę, do której nawet ojczym z matką nie mieli zaufania. Próbowali mu wyperswadować tę znajomość, ale on miał ich w nosie. Do tego stopnia, że zrobił jej dziecko po trzech miesiącach znajomości! To był pierwszy z jego wielkich numerów. Dziewczyna zamieszkała u nich i urządziła w domu piekło. O wszystko się awanturowała, nic jej nie pasowało, a większość obowiązków wynikających z opieki nad dzieckiem zrzucała na moją mamę.

Po roku odeszła od Jacka i zabrała dziecko do swoich rodziców. Mama była załamana, ale mojemu bratu nawet nie przeszło przez głowę walczyć o synka. Zostawił go tej wariatce, a alimenty płacili za niego rodzice. Tak właśnie skończył się jego pierwszy poważny związek z dziewczyną.

Matka nie chciała mi nic zostawić? Jej sprawa, jej pieniądze…

Drugi związek Jacka był już bardziej udany. Trafiła mu się nieco lepsza kobieta i tym razem to on wprowadził się do niej. Miała na imię Milena i mieszkała w domu na peryferiach miasta. Jej rodzice już dawno nie żyli, a chałupa należała do jej babci. Zamieszkali razem z nią i po dwóch latach urodziły im się bliźniaki. Ojczym z matką znów wyczyścili konto i zakasali rękawy, bo trzeba było ten dom wyremontować. Chociaż trochę, choć z grubsza, bo był naprawdę zaniedbany.

Ledwo skończyły się prace remontowe, ojczym zmarł. Dostał wylewu i pożegnał się z tym światem. Myślę, że gdyby nie ekscesy, które fundował mu Jacuś, chłop by jeszcze pożył, ale nerwy zrobiły swoje. Czy po śmierci ojca Jacek się trochę ogarnął? Można powiedzieć, że tak, bo znalazł sobie nareszcie stałą pracę w warsztacie samochodowym. Jego żona została z dziećmi w domu, a moja mama tęgo do nich dokładała, bo z jednej pensji Jacka nie starczało im do pierwszego. Pakowała w nich niemal całą emeryturę po ojczymie, a ja na urodziny dostawałem od niej skarpetki.

Największe zaskoczenie spotkało mnie, kiedy mama ogłosiła, że się do Jacka przeprowadza. Idzie do syna na stałe i sprzedaje swoje mieszkanie.

– Musisz mnie, Bartuś, zrozumieć. Nie mogę zrobić inaczej… – broniła swojej decyzji. Postanowiła bowiem wszystkie pieniądze ze sprzedaży dać Jackowi! Z tej kasy mój brat miał już do końca wyremontować dom i zaopiekować się mamą.

– Nie będę się z tobą wykłócał o pieniądze, ale przecież ja też jestem twoim dzieckiem. Nie uważasz, że to trochę krzywdzące tak zupełnie mnie pominąć? – pytałem.

– Może i tak, ale zrozum, proszę, w jak trudnej sytuacji jest twój brat. Dopiero zaczyna życie zawodowe, płaci alimenty i ma bliźniaki na wychowaniu. Ty w porównaniu z nim jesteś już ustawiony… – wyjaśniała mi z nerwowym uśmiechem na twarzy.

– Jak ustawiony, mamo? Jak ustawiony?! Przecież my z Beatą spłacamy kredyt na mieszkanie. Ty wiesz, że rata wynosi nas prawie dwa tysiące złotych miesięcznie?

– Ale w pracy cię szanują. Studia inżynierskie zrobiłeś zaocznie. Twoja przyszłość wygląda bezpiecznie. A jego? Co będzie, jak mnie zabraknie?

– Mamo, ja cię najmocniej przepraszam, ale kto mu bronił się uczyć. Dlaczego ja mam być gorzej traktowany, skoro to on wszystko w życiu olewał?

– Nie mów tak, nie bądź wredny! – zaczynała się irytować, bo naskoczyłem na jej Jacusia.

– Nie jestem. I w nosie mam twoje pieniądze, nic od ciebie nie chcę. Boli mnie tylko, że jak zwykle traktujesz mnie gorzej od niego!

– Zawsze byłeś o niego zazdrosny, zupełnie bez powodu!

To była nasza pierwsza i ostatnia rozmowa na ten temat. Nie miałem zamiaru się targować. Nie chciała mi nic zostawić – jej sprawa, jej pieniądze. Poza tym byłem już przyzwyczajony do takiego traktowania i szybko przełknąłem tę gorzką pigułkę.

Nawet im trochę przy sprzedaży mieszkania pomogłem. Nie miałem wyjścia, bo ten gamoń o niczym nie miał pojęcia, a mama nie była już w stanie udźwignąć ciężaru takiej transakcji. Dostaliśmy ponad trzysta tysięcy złotych i wszystkie pieniądze trafiły do Jacka. Co z nimi zrobił? Owszem, wyremontował do końca dom, ale za osiemdziesiąt tysięcy kupił sobie taką furę, że oczy stawały w słup. Żeby jeszcze było to auto rodzinne, ale gdzie tam! To był samochód sportowy, fura do szpanu.

– Przecież mnie też będzie tym autem woził! – broniła go mama.

Broniła go też, gdy zrobili z niej służącą

Musiała im gotować, prać, sprzątać, a do tego zostawiali jej pod opieką dzieci. Żona Jacka poszła do pracy, a mama harowała przy bliźniakach od świtu do nocy. Po dwóch latach takiej harówy ledwo zipała, choć ciągle przekonywała mnie, że musi Jacusiowi pomagać, bo on się dorabia.

– To są moje wnuki. Kto ma się nimi zająć, jak nie ja?

– Rodzice, mamo.

– Przecież oni zasuwają od rana do wieczora! Ja ciebie już nie rozumiem. Jak twój brat nie pracował, to wypominałeś, że jest darmozjadem. A jak oboje z żoną poszli do pracy, to masz pretensje, że ja im pomagam.

– Chodzi mi tylko o twoje zdrowie… Naszych dzieci nie wychowywałaś. Są przecież żłobki, przedszkola…

– Dam sobie radę. Jeszcze nie jestem taka stara.

Nie dała. Była już wtedy grubo po sześćdziesiątce i dwa lata z małymi dziećmi załatwiły ją zupełnie. Posypały jej się biodra i plecy, a do tego przyszła choroba wieńcowa. Któregoś razu zabrało ją pogotowie, bo ciśnienie skoczyło jej do ponad dwustu. Było tak wysokie, że mama nie wiedziała, gdzie jest i co się z nią dzieje. Po tym epizodzie lekarze zabronili jej ciężkiej pracy. Nie była już nawet w stanie wejść po schodach na piętro ich domu. Dzieciaki poszły do przedszkola.

Losu mojej mamy to już jednak nie odmieniło. Teraz ona wymagała opieki, ale Jacek z żoną nie zmierzali się nią zajmować. Mama co prawda się nie skarżyła, ale kiedy ich odwiedzałem, widziałem, w jakim jest stanie. Była zaniedbana, nie myła się, bo nie miała siły, by wejść do wanny, a Jacek ani jego żona nie chcieli jej pomóc. Chodziła w znoszonych ubraniach, była nieuczesana, bardzo schudła i zrobiła się szara na twarzy. Koszmar! Nadal jednak upierała się, że jej tu dobrze.

Któregoś razu nie wytrzymałem i wziąłem Jacka na bok.

– Co ty robisz, gnojku? Miałeś się mamą zaopiekować!

– I opiekuję. O co ci chodzi?

– Czy ty myślisz, że jestem głupi? Widzę przecież, jak ona wygląda.

– Nie mów tak do mnie! Nie jesteś moim ojcem.

– Nie jestem. Ale zrobię to, co twój ojciec powinien zrobić już dawno, a nigdy się jakoś nie zebrał – postąpiłem krok do przodu, a on się cofnął. Zawsze był tchórzliwy. – Mało wziąłeś pieniędzy od niej?! Mało?! Do końca życia żyłaby pod fachową opieką za tę kasę.

– Odwal się ode mnie. Ona nie narzeka, to po co się wtrącasz?

Nic nie mogłem zrobić, bo ona rzeczywiście nie narzekała. Broniła go cały czas i broni do dziś, choć wykręcił nam wszystkim taki numer, że ciągle nie mogę w to uwierzyć.

"Skoro uważasz, że nie umiem się nią zająć, to sam się nią zaopiekuj!"

Kilka tygodni temu mama przyjechała do nas na weekend. Braliśmy ją do siebie od czasu do czasu, żeby pobyła z wnuczkami, a przy okazji wykąpała się, najadła i doprowadziła z naszą pomocą do porządku. Jacek przywiózł ją do nas w sobotę rano, a miał zabrać w niedzielę wieczorem. Niestety, nie zjawił się o umówionej godzinie, a kiedy w końcu odebrał ode mnie telefon, powiedział tak:

– Skoro uważasz, że ja się nie umiem nią zająć, to sam się nią zaopiekuj!

– Co ty wygadujesz? – próbowałem zrozumieć, o co mu chodzi.

– Nic nie wygaduję. Mamusia zostaje u ciebie. Jak ją tak bardzo kochasz, to ją niańcz. Ja ci mogę resztę kasy z mieszkania przelać. Trochę jeszcze zostało. Teraz twoja kolej!

Myślałem, że mnie szlag trafi. Musiałem się jednak opanować, żeby nie wystraszyć mamy. Przy jej problemach taki stres mógł ją zabić. Oszukałem ją więc, że uzgodniliśmy razem z Jackiem, że zostanie u nas jeszcze na kilka dni. Miałem nadzieję, że w tym czasie mu przejdzie, że się gówniarz ogarnie, ale on nie odbierał już ode mnie telefonów. Kiedy pojechałem do niego, żeby pogadać w cztery oczy, nawet nie otworzył mi furtki.

– Nie mamy o czym rozmawiać. Wszystko powiedziałem ci przez telefon – krzyczał przez otwarte okno.

Dostałem takiej piany, że w szale zacząłem przełazić przez ogrodzenie. Przyznaję, że chciałem mu zwyczajnie dać mu w twarz, ale wtedy jego żona strasznie się rozwrzeszczała. Wołała na pomoc sąsiadów, a do tego wyszły za nią na ganek zapłakane dzieciaki, więc skapitulowałem. Zszedłem z płotu i pojechałem do domu. Mama już wtedy zrozumiała, co się stało.

– To nie mógł być on. To ona go przekonała, nastawiła przeciwko mnie… To ta Milena. To ona jest zła. Ty jej nie znasz, ale ja wiem, do czego jest zdolna! – płakała.

– A on? Mamo! Czy on nie ma swojego rozumu? Czy słucha jej rozkazów?

– Ona go zmanipulowała!

– To go nie tłumaczy! Rozsądny człowiek nie pozbyłby się matki na prośbę żony?! To zwykły gnojek! Nie rozumiesz?

– Nie mów tak. Nie mów! – płakała.

– Zawsze byłeś mu wrogiem! Nigdy nie zaznał od ciebie nawet cienia miłości. Może gdybyś go kochał, więcej z nim rozmawiał, to byłby inny. Zawiodłeś go, a teraz się na nim wyżywasz.

Reklama

Zostawiłem ją wtedy samą w pokoju, bo cóż mogłem więcej powiedzieć? Zamknąłem drzwi i popłakałem się z żalu nad nią i nad sobą. Nic już nie można dodać, nic już się nie zmieni. Ja już na zawsze jestem u niej przegrany. Nawet teraz, gdy ją po prostu porzucił, ona dalej go broni…
Na razie mama jest u nas i szukamy wyjścia z tej sytuacji. Kombinujemy z Beatą, jak by to wszystko poukładać, co zrobić, bo przecież u nas jest za ciasno. A Jacek wciąż się nie odzywa…

Reklama
Reklama
Reklama