„Nie potrafiłam trzymać gęby na kłódkę i plotłam, co mi ślina na język przyniesie. Raz niemal doprowadziłam do tragedii”
„Niestety, nie zawsze udaje mi się powstrzymać i potem mam wyrzuty sumienia. Kiedy wypowiem jakieś złe życzenie w stosunku do osoby znajomej, to widzę, że działa. I nawet nie chcę sobie wyobrażać, co się dzieje z ludźmi, których mijam na ulicy. Dopiero uczę się panować nad tym, co mówię”.
- Agata, 37 lat
Wykorzystała moją nieobecność
Na początku, za pierwszym razem, gdy się to zdarzyło, byłam przekonana, że to przypadek. Pamiętam dokładnie, pokłóciłam się z koleżanką z pracy, byłam na nią wściekła. W naszej firmie, co roku przyznawane są talony, które uprawniają do zniżek w biurach podróży. Nasza firma ma umowy z kilkoma z nich – wiadomo, że najlepsze oferty biorą dla siebie prezes i cała góra, ale i to, co trafia do nas, jest atrakcyjne.
System przyznawania talonów jest w miarę sprawiedliwy – co roku zostaje wybranych 10 osób, w zależności od stażu i wyników w pracy. Wiedziałam, że tym razem jest moja kolej – po pierwsze, wcześniej nie korzystałam z talonów. Po drugie – z tych najdłużej pracujących już tylko ja zostałam bez bonusa. A po trzecie – sama wspominałam szefowej, że w tym roku planuję wyjazd za granicę, po raz pierwszy w życiu, więc taki talon by mi się przydał.
Niestety bony były rozdawane w czasie, gdy byłam chora i leżałam z gorączką w łóżku. Gdyby nie to, upomniałabym się o swoje, ale kompletnie nie miałam do tego głowy. Kiedy wróciłam, dowiedziałam się od szefowej, że mój talon wzięła… Kaśka.
– Pamiętałam o tobie, chciałam zachować go dla ciebie – powiedziała zmartwiona, gdy zapytałam, dlaczego dała go mojej koleżance, która ma o wiele krótszy staż od mojego. – Kiedy Kaśka się zgłosiła, powiedziałam jej, że przecież teraz twoja kolej i że planujesz wyjazd. Ale ona twierdziła, że rozmawiała z tobą i że ty przełożyłaś ten wyjazd na przyszły rok…
Chyba łatwo sobie wyobrazić, jaka byłam wściekła! Oczywiście, od razu pobiegłam do Kaśki.
Zobacz także
– No co, nie było cię, to skorzystałam – wzruszyła ramionami.
– Mógł na mnie poczekać, nie zepsułby się – myślałam, że ją uduszę.
– Sorry, kto pierwszy, ten lepszy – stwierdziła.
Byłam wkurzona. Talony podczas wręczania były podpisywane, więc ja już i tak nie mogłabym z niego skorzystać. A na kolejny musiałam czekać rok!
– Wiesz co, udław się tą wycieczką – wysyczałam ze złością. – Mam nadzieję, że dostaniesz parchów od słońca albo cię tam dopadnie jakieś choróbsko. Serdecznie ci tego życzę!
Kiedy kilka tygodni później Kaśka chwaliła się, że jedzie do Tunezji, udawałam, że tego nie słyszę. A dzień przed jej urlopem jeszcze raz życzyłam jej wszystkiego najgorszego.
– Ale ty jesteś zawistna! – skomentowała i wyszła.
O tym, że zachorowała już pierwszego dnia po przyjeździe na miejsce, dowiedziałam się dopiero dwa tygodnie później. Wróciła blada, wymizerowana i wychudła.
– No, to masz powód do radości – powiedziała. – Nawet jednego dnia nie spędziłam na plaży! Wydałam majątek na lekarstwa i przeleżałam cały urlop w łóżku, z miską pod twarzą. Cieszysz się?
– Przecież to nie moja wina – wzruszyłam ramionami. – Trzeba było patrzeć, co jesz.
Kolejna mnie wystawiła
Wtedy naprawdę nie sądziłam, że to ja ściągnęłam na nią chorobę. Dopiero drugi taki przypadek dał mi do myślenia. Zwłaszcza że zdarzył się niecały tydzień później. Umawiałam się z koleżanką, że pojedziemy na działkę do niej, jej samochodem. Ale ona dwa dni przed wyjazdem zadzwoniła i powiedziała, że zabiera ze sobą siostrę.
– Słuchaj, nie wiedziałam, że ona przyjedzie, nie wypada, żebym jej odmówiła – tłumaczyła się. – Ale ja cię nadal zapraszam, tylko sama musiałabyś dojechać…
– Przecież się ze mną umawiałaś – zaprotestowałam, patrząc na stos rzeczy, które przygotowałam na wyjazd. Jak miałam to tachać do autobusu?!
– No wiem, ale nie wiedziałam, że Monika też chce jechać – tłumaczyła się Iwona. – Ankę muszę zabrać, jedzie z dzieciakiem. No, tobie najłatwiej dojechać autobusem…
Zimno oznajmiłam, że się jeszcze zastanowię, a jednocześnie pomyślałam, że przecież jej siostra też mogła jechać autobusem! Zdrowa jest, młoda, a ja byłam wcześniej umówiona! Stwierdziłam, że mam je w nosie – niech jadą same, mam nadzieję, że po drodze złapią gumę, a na miejscu będzie cały czas lało.
Zapowiadali piękną pogodę, ale przyszło załamanie. W piątek wieczorem była burza, a potem przez całe dwa dni lało. A kiedy wieczorem w niedzielę zadzwoniła Iwona i powiedziała, że nie dość, że przemokli do suchej nitki, to jeszcze po drodze złapali gumę, dało mi to do myślenia.
Przecież tego im życzyłam! Żeby jeszcze chodziło o jakieś inne zdarzenia, gdyby na przykład, nie wiem, korek był, albo coś… Ale nie – przydarzyło im się dokładnie to, czego im życzyłam.
Musiałam uważać na słowa
Choć już wiedziałam, że coś jest nie tak ze mną, trzeciemu przypadkowi nie zdołałam zapobiec. Mój chłopak miał iść ze mną do klubu, mieliśmy rocznicę znajomości. On o niej zapomniał. Co gorsza, umówił się z kumplami tego dnia na oglądanie meczu. Wściekła oznajmiłam mu, że schrzanił mi wieczór i że życzę mu tego samego. I co? Spełniło się. Po 21.00 mój chłopak zadzwonił i powiedział, że byli w pubie i doczepiły się do nich jakieś typy. Pawłowi na szczęście nic się nie stało, ale kolega dostał w szczękę, i musieli pojechać z nim na ostry dyżur…
I wtedy naprawdę się już przestraszyłam. Wyglądało na to, że moje złorzeczenia się spełniają. I co gorsza, łatwo mi rzucić klątwę, ale nie potrafię jej cofnąć. Przecież jak tylko odruchowo życzyłam Pawłowi zepsutego wieczoru, natychmiast tego pożałowałam. Mimo to wszystko się spełniło.
Jeszcze tylko raz powiedziałam coś, co się później sprawdziło. W mojej klatce mieszka taka wredna baba, nikt jej nie lubi. Pani ma pieska, który, za przeproszeniem, robi gdzie popadnie, a pańcia po nim nie sprząta. Chodnik jest upstrzony kupami! W dodatku ta baba czepia się wszystkiego. Na przykład nie podoba się jej, że sąsiad wraca z drugiej zmiany wieczorem i hałasuje! Że dzieci słychać na placu zabaw. A już przegięła, kiedy nie zgodziła się na zlikwidowanie fragmentu trawnika, żeby zrobić wygodny chodnik dla naszego sąsiada, który jeździ na wózku.
No i kiedy znowu zrobiła mi awanturę, że rano trzaskam drzwiami – a wychodzę do pracy na szóstą, to powiedziałam sobie w duchu, żeby wyłysiała… Wiem, to okropne, ale mnie wkurzyła. A fryzura to coś, na co ten babsztyl zwraca szczególną uwagę. No i po kilku dniach zaczęła nosić chustkę! Dozorczyni powiedziała, że dostała jakiegoś łysienia plackowatego czy czegoś w tym rodzaju…
Może to był okrutny sprawdzian moich zdolności, ale nawet specjalnie nie miałam wyrzutów sumienia. Byłam już pewna, że muszę uważać na to, co mówię i myślę. I od tej pory zaczęło się piekło. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, ile razy w ciągu dnia zdarza mi się komuś źle życzyć. Pewnie nie tylko mi, tyle że inni mogą to robić bezkarnie, a ja ściągam na człowieka nieszczęście. Więc teraz milczę. Jakaś baba wepchnęła się przede mnie do kolejki do lekarza – już miałam jej wygarnąć, ale nie. A wyobrażacie sobie, co czuję, kiedy oglądam wiadomości?
Niestety, nie zawsze udaje mi się powstrzymać i potem mam wyrzuty sumienia. Kiedy wypowiem jakieś złe życzenie w stosunku do osoby znajomej, to widzę, że działa. I nawet nie chcę sobie wyobrażać, co się dzieje z ludźmi, których mijam na ulicy. Dopiero uczę się panować nad tym, co mówię. I cały czas się zastanawiam nad dwoma rzeczami. Po pierwsze, ile razy dziennie zdarza mi się pomyśleć nieżyczliwie o kimś i co potem się z nim dzieje. A po drugie, od kiedy umiem rzucać klątwy? Jak byłam mała, mój brat złamał rękę zaraz po tym, jak zabrał mi sanki i sam zaczął na nich zjeżdżać. Czy to już wtedy się zaczęło?
Bardzo mnie to męczy. Najchętniej w jakiś sposób pozbyłabym się tej swojej niezwykłej zdolności, tylko jak? Paweł, któremu powiedziałam o wszystkim i który mi uwierzył, twierdzi, że to fajne mieć taką władzę nad ludźmi. Ale ja wiem, że to naprawdę nie są żarty. Bo trudno jest zapanować nad złymi emocjami. Nie chcę, żeby przeze mnie doszło do prawdziwego nieszczęścia…