Reklama

Wszystko zaczęło się od drobiazgów, które później rosną do rangi katastrofy. Gdyby ktoś mi wtedy powiedział, że wpakuję się w romans z facetem mojej młodszej siostry, parsknęłabym śmiechem. Ja?! Przecież zawsze byłam tą rozsądną, opanowaną, z dystansem do romantycznych dramatów. A jednak. Zadziało się to, czego się najmniej spodziewałam – zakochałam się. Z początku wcale nie wiedziałam, co to za uczucie. Było w nim coś absurdalnego i niepokojącego, coś, co wbijało mi się pod skórę jak drzazga, której nie da się wyjąć. I chociaż próbowałam to w sobie stłumić, wypierać, to nie pomogło. Nie planowałam tego. Serio. Ale emocje rzadko pytają o zgodę, a prawda... prawda wyszła na jaw w najmniej spodziewanym momencie. I uwierz mi, nie było to nic, co można by opowiedzieć przy kawie.

Poczułam, że coś się zaczęło

To był niedzielny obiad u rodziców. Klasyka – rosół, schabowy i sernik, który mama robiła tylko wtedy, gdy miała gości. Siedziałam naprzeciwko nich: mojej siostry i jej narzeczonego. Ona cała w skowronkach, rozpromieniona, pokazywała zdjęcia sali weselnej, a on… cóż, siedział obok i dłubał widelcem w ziemniakach.

– No i co, Agata? Ładna ta sala, nie? – zapytała mnie siostra, wciskając telefon w moją dłoń.

– Mhm… bardzo elegancka – przytaknęłam, nie odrywając wzroku od ekranu.

– A ty? – dodała z uśmiechem. – Powiedz Agacie, jak ci się tam podobało!

– No, sala jak sala… Będzie gdzie tańczyć – wzruszył ramionami, nie podnosząc wzroku.

– Ty to masz podejście – westchnęła i wróciła do opowieści o fontannie z czekolady.

Wtedy Michał spojrzał na mnie. Takim spojrzeniem, które się czuje aż w żołądku. Odwróciłam wzrok. I wtedy poczułam, że coś się zaczyna. Coś, czego nie powinno być.

W co się ubierzesz na wesele? – zapytał nagle, lekko przechylając głowę. Zbyt lekko.

– Jeszcze nie wiem. Może czarną sukienkę? – odpowiedziałam cicho.

– W czerni wyglądasz niepokojąco dobrze – rzucił półgłosem.

Zamarłam. A potem się uśmiechnęłam. Wbrew sobie.

Spojrzałam na niego ostrożnie

Spotkaliśmy się przypadkiem. Przynajmniej tak to wyglądało. Stałam w kolejce po kawę w galerii, przeglądając coś bezmyślnie na telefonie, gdy nagle usłyszałam znajomy głos za plecami.

– Czarna, prawda?

Odwróciłam się.

– A ty co tu robisz? – zapytałam, starając się, by mój głos brzmiał obojętnie.

– A ty? – odpowiedział pytaniem. – Zgubiłaś się wśród wyprzedaży?

Przyszłam kupić prezent dla siostry – skłamałam. – A ty?

– Miałem zebranie w pracy obok. Pomyślałem, że warto się napić kawy. Ale chyba jednak dobrze trafiłem.

Spojrzałam na niego ostrożnie.

To nie jest dobry pomysł.

– Żeby kupić kawę?

– Żeby tak stać i… flirtować.

Uśmiechnął się, jakby to było śmieszne. Nie było.

Flirtujesz ze mną?

– To ty zacząłeś.

– Może. Jednak nie uciekasz.

I wtedy to do mnie dotarło. Rzeczywiście – nie uciekłam. Przeciwnie, stałam tam, czując się jednocześnie zażenowana i… podekscytowana.

– Chcesz usiąść? – zapytał cicho, wskazując stolik w rogu.

– Michał…

– Po prostu kawa. Nie planuję cię porwać.

Usiadłam. Wbrew rozsądkowi. Wbrew lojalności. Wbrew wszystkiemu. I tak to się zaczęło.

Nie mogłam w to uwierzyć

Od tej kawy wszystko zaczęło się sypać. Powoli. Zaczęliśmy ze sobą pisać. Niewinnie. Najpierw jedno „dzięki za kawę”, potem „widziałaś to?” z linkiem do jakiegoś mema. Aż w końcu zaczęło być więcej Michała w moim telefonie niż w życiu mojej siostry.

„Dzisiaj znowu robisz za jej powierniczkę?”, zapytał raz przez wiadomość, kiedy napisałam, że spotykam się z siostrą.

„Tak, wybieramy zaproszenia. Pół wieczoru gadamy o czcionkach”, odpisałam.

„Dobrze, że nie o kolorach serwetek. Nie wiem, jak ty to znosisz”.

„Bo nie mam wyjścia. Jestem druhną, pamiętasz?”.

Odpisał tylko: „Szkoda, że to nie ty jesteś panną młodą”.

Zamknęłam wiadomość i odłożyłam telefon. I wtedy zadzwoniła siostra.

– Gdzie jesteś?

– Tak, coś mi wpadło… do głowy. Już idę.

Przy stole pokazywała mi złote litery, a ja udawałam skupienie. Bo wiedziałam, że jedno z tych zaproszeń trafi do mnie. A ja już nie byłam pewna, czy powinnam je przyjąć. Gdy wracałam do domu, zadzwonił Michał.

– Przepraszam, wiem, że nie powinienem pisać tego, co wcześniej…

– To prawda – przerwałam mu. – Nie powinieneś. Ale...

Ale?

– Ale to było miłe. I to jest właśnie najgorsze.

Pocałował mnie

Nie pamiętam dokładnie, kto zaproponował to spotkanie. Tego wieczoru padał deszcz. Zdecydowaliśmy się spotkać w barze. Michał czekał już przy stoliku, gdy weszłam.

– Przyszłaś – powiedział, gdy usiadłam.

Miałam nie przychodzić? – udawałam chłód, ale byłam roztrzęsiona.

– Miałem nadzieję, że przyjdziesz.

Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy. Deszcz bębnił w szyby, bar był półpusty. Jakby cały świat naprawdę przestał istnieć.

– Nie wiem, co z nami jest – powiedział nagle. – Nie przestaję o tobie myśleć.

Zamarłam. Mogłam wstać. Wyjść. Powiedzieć, że to chore, że krzywdzimy ją, moją siostrę. Nie zrobiłam nic.

Wiem – szepnęłam.

Popatrzył na mnie. Inaczej. Głęboko. Tak, jak się patrzy, gdy już nie ma odwrotu.

– Agata… – zaczął, ale nie skończył.

Po prostu mnie pocałował. Bez pytania. I ja mu pozwoliłam. Odpowiedziałam. Potem wróciłam do domu i stałam pod prysznicem zbyt długo, jakby gorąca woda mogła coś ze mnie zmyć. A gdy następnego dnia zadzwoniła siostra z pytaniem, czy pomogę jej wybrać welon, powiedziałam:

– Oczywiście. Jak zawsze.

Zamarłam

Wesele miało być za trzy tygodnie. Suknia gotowa, zaproszenia rozdane, wieczór panieński zaplanowany. A ja? Ja byłam wrakiem człowieka. Michał coraz rzadziej odzywał się do siostry. Ona myślała, że to stres. Że mężczyźni tak mają przed ślubem.

– Michał się denerwuje, prawda? – zapytała mnie któregoś dnia, gdy mierzyła welon w przymierzalni.

Każdy by się denerwował… – odpowiedziałam, patrząc na jej odbicie w lustrze, a nie w oczy.

– Ale on jest jakiś nieobecny. Jakby go nie było, jakby… – urwała. – Ty z nim rozmawiasz częściej niż ja ostatnio. Powiedz mi szczerze – jest coś na rzeczy?

Zamarłam. Cisza była tak długa, że sama udzieliła sobie odpowiedzi.

– Nie rób mi tego. Proszę cię, nie mów, że to ty.

Złapałam się za brzeg blatu. Czułam, że ziemia się pode mną usuwa.

– To był błąd… – wyszeptałam. – To nigdy nie miało się zdarzyć.

– Ale się zdarzyło! – krzyknęła, zrywając welon z głowy. – Jak mogłaś?!

– Ja... Nie wiem – byłam bliska płaczu, ale wiedziałam, że nie mam prawa płakać. – To się po prostu wydarzyło.

– Nic się nie „wydarza”! To się robi. Świadomie! Ty mi to zrobiłaś.

Wybiegła z pokoju, a ja zostałam. W pustym lustrze nie poznałam swojej twarzy.

Było mi wstyd

Wesele się nie odbyło. Rodzice nie pytali o szczegóły – mama płakała, tata klął pod nosem, ale nikt niczego nie wypowiedział wprost. Michał próbował dzwonić. Do mnie, do niej. Bez skutku.

To wszystko twoja wina – usłyszałam od mamy. – Ona ci ufała. Zawsze ci ufała.

Zamknęłam się wtedy w mieszkaniu na tydzień. Nie wychodziłam, nie jadłam. Czekałam, aż ten wstyd spłynie ze mnie jak deszcz z okien. Nie spływał. Michał przyszedł pewnego wieczoru.

– Agata, otwórz. Porozmawiajmy.

– Nie ma o czym – powiedziałam przez drzwi.

– Przecież oboje wiemy, że to nie był tylko przypadek. Że to było coś. Że nadal...

– Przestań – przerwałam mu. – Nie mów nic. To już nie ma znaczenia.

– Kocham cię.

Parsknęłam śmiechem. Żałośnie. Z goryczą.

– To dobrze. Będziesz miał co wspominać. Tylko nie próbuj mnie już więcej szukać. Nie pisz, nie dzwoń. Nie byłeś tego wart. I ja też nie.

Odszedł. I dobrze. Moja siostra wyjechała za granicę. Nie odezwała się do mnie od dnia, w którym prawda wyszła na jaw. I pewnie się nie odezwie. Może to i lepiej.

Agata, 37 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama