„Nie robię tajemnicy z tego, że poderwałam chłopaka córki. On szukał prawdziwej kobiety, a nie jakiejś smarkuli”
„– Dobrze się bawiłaś? – burknęła z niezadowoleniem. Instynktownie wyczułam jej zazdrość. Czy jej całkiem odbiło? Szymon był przecież od niej starszy o jakąś dekadę. Po chwili jednak pomyślałam, że równie dobrze może być o dekadę młodszy ode mnie. Żeby nie denerwować córki, próbowałam trzymać się z dala od Szymona”.
- Listy do redakcji
W bardzo młodym wieku, tuż po egzaminie dojrzałości, zostałam mamą. Wtedy do uczennic w ciąży nie odnoszono się zbyt pozytywnie. Miałam jednak to szczęście, że trafiłam na cudowną wychowawczynię, która mnie wsparła. Dzięki jej pomocy udało mi się zdać maturę, będąc w szóstym miesiącu ciąży.
Moja córeczka, Zuzia, przyszła na świat pod koniec września. To moi kochani rodzice zabrali nas do domu po wyjściu ze szpitala. Tata małej, Kuba, dość szybko zasugerował mi, że nie czuje się jeszcze gotowy do bycia tatą. Jego zamożni rodzice zorganizowali mu naukę za granicą w Berlinie, byleby go trzymać z dala ode mnie.
– Będą płacić na nasze maleństwo – zapewniał Kuba, ale poprosiłam go, aby im przekazał, że poradzimy sobie bez ich wsparcia finansowego.
Łączyłam studia z pracą
Byłam świadoma, że studia dzienne są poza moim zasięgiem. Konieczne było podjęcie pracy, aby zapewnić byt sobie i małej Zuzi. Rodzice bardzo nas wspierali, jednak ich zarobki były skromne, a musieli jeszcze łożyć na moje młodsze siostry i braci. Udało mi się znaleźć zatrudnienie w recepcji w sporej firmie zajmującej się sprzedażą komputerów. Po przeciwnej stronie drogi mieścił się żłobek.
Od dziecka miałam smykałkę do liczb, więc zaczęłam rozważać informatykę jako kierunek studiów. Marzenia udało mi się spełnić po trzech latach. Zuzia chodziła już wtedy do przedszkola. Moja siostra Agata właśnie zdała egzamin dojrzałości. W weekendy, kiedy ja byłam na uczelni, ona opiekowała się moją córeczką. Nie mając innego wyjścia, od samego początku zabierałam Zuzię wszędzie, gdzie tylko mogłam.
Faceci ode mnie uciekali, ale do czasu
Moja córeczka skończyła sześć miesięcy, kiedy zdecydowałam się zabrać ją ze sobą na spotkanie towarzyskie u przyjaciół. Malutka spała spokojnie w swoim wózeczku, który umieściłam w osobnej sypialni. Niektórzy z uczestników imprezy nawet nie zdawali sobie sprawy z obecności bobasa. Podczas rozmowy z nowymi znajomymi płci przeciwnej od razu wspominałam o fakcie bycia mamą. W takich sytuacjach, zdecydowana większość panów czym prędzej się ulatniała. Krzysztof okazał się być pierwszym facetem, który nie stchórzył na wieść o dziecku.
– Cześć, czy mogę potowarzyszyć ci w drodze do domu? – zagadnął, gdy impreza studencka dobiegała końca, a ja akurat tego wieczoru byłam bez Zuzi, nad którą opiekę sprawowała Agata.
– Nie ma problemu. Ale raczej nie wejdziesz ze mną na górę, ponieważ śpi tam moja mała, czteroletnia córeczka. I jak, nadal masz ochotę mnie odprowadzić? – odparłam żartobliwie.
– A co mi tam, czemu nie.
Dla mojej córeczki był on pierwszym tatą, jakiego kiedykolwiek miała okazję poznać. Nie chciałam jej jednak okłamywać. Zdawałam sobie sprawę, że nasze drogi mogą się rozejść. Wolałam, aby mała wiedziała, jak sytuacja wygląda naprawdę. Zwracała się do niego per "wujku". Nasza relacja zakończyła się w przyjacielskiej atmosferze. Po prostu między nami nie było chemii.
– Zdaję sobie sprawę, że formalnie nie jestem z nią w żaden sposób związany, ale czy będziesz miała coś przeciwko, żebym od czasu do czasu mógł się z nią widywać? – zwrócił się do mnie z pytaniem.
Przystałam na to. Znajome twierdziły, że popełniam błąd. Ja jednak miałam przeczucie, że postępuję słusznie. I faktycznie się nie pomyliłam. Zuzanna do tej pory świetnie dogaduje się z Krzysztofem. Ostatnio nawet wyznała, że kiedy będzie wychodzić za mąż, to marzy o tym, by właśnie on poprowadził ją do ołtarza. Po rozstaniu z Krzysztofem spotykałam się jeszcze z paroma facetami, ale z żadnym nie chciałam już tworzyć wspólnego gospodarstwa domowego. Głównie przez wzgląd na Zuzię. Byłam świadoma, że to nie są relacje na całe życie i wolałam oszczędzić córce kolejnych przywiązań, takich jak to do Krzysztofa.
Jakoś wszystko się poukładało
Zatrudniłam się w niewielkim przedsiębiorstwie zajmującym się IT. Poznałam tam świetnych ludzi, z którymi bardzo się zżyłam. Choć wielu z nich już dawno odeszło z tej pracy, wciąż pozostajemy w bliskim kontakcie. To właśnie z nimi spędzam wolne dni i jeżdżę na urlopy. Zuzia przez długi czas była jedynym dzieckiem w naszej paczce, więc każdy traktował ją jak prawdziwą księżniczkę.
Przyznam, że trochę się obawiałam, że za bardzo ją rozpieszczamy. Nieraz zdawałam sobie sprawę, że powinnam ostrzej zareagować na jej wybryki, tak jak przystało na matkę. Ale jakoś nie potrafiłam. Próbowałam raczej wszystko rozwiązywać poprzez rozmowę zamiast stosować kary. Moje sposoby wychowawcze wcale nie wyszły jej najgorzej. Zuzia wyrosła na odpowiedzialną młodą dziewczynę.
Kiedy skończyła 17 lat i wracała z imprez, zdawałam sobie sprawę, że piła alkohol. Ale nie robiłam z tego tragedii. Byłoby to nie fair – bo sama w jej wieku robiłam dokładnie to samo. Po prostu ją prosiłam, żeby uważała na siebie. Żeby nie przyjmowała drinków od nieznajomych i nie przesadzała z piciem. Zdecydowałam się też wcześniej poruszyć z nią temat antykoncepcji.
Córka się zakochała
Kiedy Zuzia była na pierwszym roku studiów, wyznała mi, że wpadła po uszy i czuje, że to ten moment na jej „pierwszy raz".
– Spokojnie, nie przejmuj się, wszystko przemyślałam! – powiedziała, zanim zdążyłam o cokolwiek zapytać.
Nie chciałam, żeby przeżyła to samo, co ja. Zależało mi, aby uniknęła moich błędów. Parę tygodni po tym wydarzeniu Zuzia przedstawiła mi swojego chłopaka, Kornela
Był to miły facet noszący okulary. Para była ze sobą aż do zakończenia nauki na uczelni. Następnie Kornel zdecydował się na wyjazd, aby kontynuować edukację na studiach podyplomowych. Mimo podjętych prób, związek na odległość okazał się zbyt trudny i ostatecznie się rozpadł. Zuzia, pomimo osiągnięcia już dorosłości, wciąż chętnie spędzała czas w moim towarzystwie. Często towarzyszyła nam podczas weekendowych wypadów.
Wyjechałyśmy na weekend
W końcówce września zeszłego roku towarzyszyła mi w wyjeździe na wieś, gdzie mieszka moja przyjaciółka Tamara. Kiedy dojechaliśmy na miejsce, okazało się, że jej mąż, Jacek, również zaprosił swoich znajomych. Zrobiło się całkiem spore towarzystwo. Przedstawiliśmy się sobie i każdy zajął się tym, na co miał ochotę. Część ekipy ruszyła na przejażdżkę łódką, a pozostali postanowili pojeździć na dwóch kółkach. Gdy nastało popołudnie, rozłożyłam się wygodnie na sofie w salonie, żeby poczytać książkę. Zrobiło się dość chłodno, więc wpadłam na pomysł, żeby rozpalić w kominku. Ale coś mi to nie wychodziło.
– Cześć, przydałaby ci się pomoc? – w progu pojawił się kumpel Jacka.
Nie byłam pewna, czy mam do czynienia z Pawłem, czy Szymonem.
– No pewnie, nie pogardzę.
Po chwili płomienie radośnie trzaskały w palenisku.
– Szymon, zgadza się? – strzelałam.
– We własnej osobie – gość wyszczerzył zęby w uśmiechu.
– Jestem Marta – powiedziałam.
Szymon poszedł sobie, zostawiając mnie samą, jednak zamiast zagłębić się w lekturze, moje myśli krążyły wokół niego. Próbowałam odgadnąć jego wiek. Sprawiał wrażenie odrobinę młodszego od Jacka, lecz o ile dokładnie lat? Ja niedawno świętowałam swoje czterdzieste trzecie urodziny. Do tej pory specjalnie się tym nie przejmowałam, ale teraz nagle poczułam ciężar swojego wieku. Potem zmorzył mnie sen.
Nie podobało mu się to
Kiedy się obudziłam i w końcu dotarłam na miejsce, zabawa integracyjna była już w pełnym rozkwicie.
– Patrzcie, kto postanowił do nas dołączyć, nasza śpiąca królewna! – rzuciła Tamara na mój widok.
Odwróciłam głowę, lustrując otoczenie. Myślami odpłynęłam do Zuzi, zastanawiając się, co porabia. Od kiedy tu przyjechałyśmy, poświęcałam jej zdecydowanie za mało czasu i sumienie nie dawało mi spokoju. Nagle dotarł do mnie jej radosny chichot. Gawędziła z jakimś chłopakiem w bluzie, który naciągnął kaptur na głowę. Skąd ona go wytrzasnęła? Przecież do tej pory w okolicy nie było żadnych dzieciaków w jej wieku. Zrobiłam parę kroków w ich stronę.
– Mamo, no nareszcie wstałaś. Już miałam lecieć cię budzić, bo wiem, że byś mi łeb urwała, jakbyś przegapiła taką bibę.
– O rany, to ty jesteś córką Marty? W sumie mogłem się kapnąć. Jesteście do siebie łudząco podobne – koleżka Zuzi odwrócił się i poznałam, że to Szymon.
Niestety, kompletnie bez sensu zdenerwowałam się na Zuzannę. Ten chłopak na pewno uzna teraz, że jestem stara i mogę zapomnieć o jakiejkolwiek romantycznej przygodzie. A ja w wyobraźni już ostro się na niego szykowałam. Złośliwie wykrzywiłam usta w uśmiechu i zamierzałam dołączyć do reszty, kiedy ponownie usłyszałam głos Szymona.
– Świetnie, że tu jesteś, czekaliśmy właśnie na ciebie. Jackowi wpadł do głowy pomysł wyścigu kajakami. Będziesz moją partnerką? Tamara twierdzi, że masz talent do wiosłowania.
Córka była zazdrosna
Zuzanna pewnie miała ochotę wykrzyczeć, że ona również daje radę, ale Szymon zdążył już zniknąć. Mrugnęłam porozumiewawczo do swojej pociech y i popędziłam jego śladem. Zwyciężyliśmy w zawodach, jednak to nie miało znaczenia. W trakcie jazdy trochę porozmawialiśmy. Szymon coraz bardziej przypadał mi do gustu. Obok ogniska stała nadąsana Zuzia.
– Dobrze się bawiłaś? – burknęła z niezadowoleniem.
Instynktownie wyczułam jej zazdrość. Czy jej całkiem odbiło? Szymon był przecież od niej starszy o jakąś dekadę. Po chwili jednak pomyślałam, że równie dobrze może być o dekadę młodszy ode mnie. Żeby nie denerwować córki, próbowałam trzymać się z dala od Szymona. Na moje szczęście, zniknął mi z oczu. Pomyślałam, że poszedł się położyć. Zuzia chyba też to dostrzegła, bo oznajmiła, że kładzie się spać. Po jakimś czasie siedziałam przy ognisku sama.
– Nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli się dosiądę? – z ciemności wyłonił się Szymon.
Jego włosy ociekały wodą.
– Byłem popływać. Uwielbiam chłodną wodę. W zimie zdarza mi się czasem morsować – dodał na usprawiedliwienie.
Znalazł mnie
Wrzucił kolejny kawałek drewna w ogień i przysiadł obok.
– Sorry, że tak prosto z mostu, ale tak z ciekawości, w jakim ty właściwie jesteś wieku? – wyrzuciłam z siebie.
– Ha, ciekawy sposób na rozmowę – na twarzy Szymona pojawił się uśmiech. – Zresztą nieskomplikowane pytanie. 36 wiosen. Pasuje?
– Może być – odparłam. – Nawet nie licz na to, że ja też będę musiała ci powiedzieć, ile mam lat. Nie ma mowy!
– Daj spokój, nie ma takiej potrzeby. Wiem od Zuzi, że masz 43 lata.
No to mnie zdradziła ta mała cwaniara! – przeszło mi przez myśl. Niezły numer, nie ma co.
– No ok, to już wyjaśnione – wykrzywiłam usta w niewyraźnym uśmiechu.
Pomyślałam sobie, że jeśli on zna mój wiek i wciąż ze mną gada, to chyba mam jakieś szanse, nie? Przecież dzieliło nas raptem siedem lat. Nasze pogaduchy trwały praktycznie do bladego świtu.
Byłam zazdrosna
Spałam jak suseł niemalże do południa. Po przebudzeniu zauważyłam, że w domu panowała głucha cisza. Gros gości wylegiwało się na leżakach, łapiąc promienie słońca. Ani widu, ani słychu Zuzi i Szymona.
– Udali się na przejażdżkę rowerami – zakomunikowała mi Tamara. – Mają wrócić dopiero na obiad.
Starałam się cieszyć imprezą, ale mój nastrój był totalnie zepsuty. Zuzia i Szymon zjawili się z powrotem około godziny czwartej po południu. Oboje byli uśmiechnięci.
– Ta mała to ma energię – wykrzyknął Szymon. – Jak wracaliśmy, to ledwo za nią nadążyłem!
Udawałam, że go nie słyszę. Wieczorową porą Tamara wpadła na pomysł potańcówki.
– Dziewczyny wybierają chłopaków – ogłosiła i po chwili Zuzia już kręciła piruety z Szymonem.
Szymon miał swój plan
Minęło zaledwie piętnaście minut, a ja już zmierzałam w stronę wyjścia. Nagle poczułam, jak czyjaś dłoń chwyta mój nadgarstek.
– Zatańcz ze mną do tej piosenki – usłyszałam cichy głos Szymona tuż przy moim uchu.
Leciał właśnie romantyczny przebój sprzed kilkudziesięciu lat. Wiedziałam, że powinnam odmówić, ale on nie czekał na moje pozwolenie. Przycisnął mnie do siebie i ruszyliśmy w takt muzyki.
– Czemu milczysz? Myślałem, że mnie lubisz? – zagadnął.
– Ty chyba bardziej lubisz moją córkę... – powiedziałam.
– Rany, jesteś o nią zazdrosna? No bez przesady, to jeszcze mała dziewczynka. Bardzo sympatyczna, ale dzieciak. Wpadłem na pomysł, że jak chcę zdobyć przychylność mamci, to muszę najpierw zjednać sobie córeczkę.
– Dzieciak? – wykrzyknęłam zszokowana, robiąc krok w tył. – Masz klapki na oczach? Nie dostrzegasz, jak na ciebie patrzy?
Szymon sprawiał wrażenie totalnie zaskoczonego.
– Daj spokój, to absurdalne. Pogadam z nią następnego dnia. Ale daj mi słowo, że umówimy się, kiedy wrócimy do miasta. Błagam.
Córka się obraziła
Jednak rezultat okazał się przeciwny do oczekiwanego. Moja pociecha spakowała manatki i poleciła Jackowi, żeby podwiózł ją na dworzec. Ze mną nawet nie chciała pogadać. Kiedy wróciłam do domu, dumałam nad tym, czy umówić się z Szymonem. Pomyślałam sobie, że Zuzia ochłonie, wszystko jeszcze raz przemyśli i przestanie być zazdrosna. Gdzie tam, nic z tego. Kilka tygodni później wyniosła się do swojej koleżanki.
– Nie mam zamiaru ci zawadzać – tyle tylko usłyszałam na odchodne.
W tamtym momencie byłam już totalnie zakochana. Strasznie się obawiałam, że stracę kontakt z Zuzią, ale z drugiej strony nie potrafiłam odpuścić sobie Szymona. Ciągle mam nadzieję, że lada chwila Zuzia zakocha się w jakimś chłopaku i niedługo będziemy wspólnie śmiać się z tej naszej dziwnej sytuacji. Z Szymonem układa mi się super, ale coraz częściej myślę o tym, czy podjęłam słuszną decyzję.
Marta, 43 lata