Reklama

– Słyszałaś już? – koleżanka z pracy przybiegła do mnie z niewyraźną miną.

Reklama

Wyczułam, że coś jest nie tak. Okazało się, że firma, w której byłyśmy zatrudnione, przegrała przetarg na sprzątanie w urzędzie marszałkowskim. Podobno konkurencja zaproponowała lepszą, również pod względem finansowym, umowę. Nie mogłam w to uwierzyć. Pracowałam tu od piętnastu lat. Ciekawe, gdzie ja sobie teraz znajdę robotę? Muszę się przecież jakoś utrzymywać, bo jestem sama. Rozwiodłam się z mężem, a córka od lat pracuje w Anglii jako kelnerka w hotelowej restauracji.

Wściekła i rozgoryczona wróciłam do pustego domu. Już po mnie! Z tego zdenerwowania zabrałam się do sprzątania mieszkania. Choroba zawodowa! Wieczorem nie mogłam zasnąć. Postanowiłam zadzwonić do córki, żeby się jej wyżalić. Marysia nie mogła uwierzyć w to, co się stało. Była zła – podobnie jak ja. Powiedziała, że nie zasłużyłam sobie na to, żeby kilka lat przed emeryturą martwić się o pracę.

Nie chciałam jechać za granicę, bałam się

Następnego dnia szef przyjechał do urzędu marszałkowskiego, żeby ze mną pogadać. Powiedziałam, że o wszystkim już wiem, a on zaczął mnie pocieszać, że będą starali się wziąć udział w innym przetargu. Dodał od razu, że może to trochę potrwać. Nie mogłam czekać na bezrobociu! Poprzednia umowa była ważna jeszcze tylko do końca tygodnia. Zostały trzy dni… Postanowiłam nie tracić motywacji. Nawet jeśli to już koniec, w urzędzie musi być czysto. Nie zostawię po sobie złego wrażenia.

Z przykrością opuszczałam znane mi mury. Lubiłam tę pracę, znałam w tym urzędzie każdy kąt. Na szczęście nie miałam zbyt dużo czasu na rozważania, bo już w piątek wieczorem zadzwoniła do mnie córka z propozycją. Była podekscytowana.

Zobacz także

– Mamo, zapytałam dyrektorkę naszego hotelu, czy nie potrzebują doświadczonej pokojówki. Powiedziała mi, że z nieba jej spadłam, bo właśnie jedna z pań sprzątających zaszła w ciążę. Co ty na to?

– Ja? Mam jechać za granicę? Przecież nie znam języka! Nie dogadam się! – byłam naprawdę przerażona wizją potencjalnej pracy.

Córka jednak upierała się. Przekonywała, że zamieszkamy razem i we wszystkim mi pomoże. Ciężko było mi podjąć decyzję, ale w końcu postanowiłam spróbować. Może dam radę przez kilka miesięcy. W końcu Marysia będzie na miejscu, w tym samym hotelu. Jakby co, pomoże mi się porozumieć z przełożonymi. A jak będzie źle, to przecież zawsze mogę wrócić.

Marysia przekazała szefowej, że będę w poniedziałek i zarezerwowała mi lot na następny dzień. Trochę bałam się podróży, ale całe szczęście przebiegł bez komplikacji i już po kilku godzinach zobaczyłam córkę, która na mnie czekała. Była podekscytowana i szczęśliwa, że mnie widzi. Przytuliłam ją mocno, szczęśliwa, że będę ją znów mieć blisko siebie. Bardzo mi jej brakuje na co dzień. Rozmawiamy często przez telefon, ale to zupełnie coś innego, niż być blisko siebie. Może to jest ten plus utraty pracy? Mam niepowtarzalną okazję, by po wielu latach ponownie zamieszkać z moim ukochanym dzieckiem.

Wynajmowane mieszkanko mojej córki znajduje się w szeregowcu. Jest skromne, ale czyste, córka też chyba ma to sprzątanie w genach. Przegadałyśmy cały pierwszy wieczór, ciesząc się swoim towarzystwem. W poniedziałek rano Marysia kazała mi się elegancko ubrać.

– Zwariowałaś? Idę sprzątać! Po co mi biała koszula? – zapytałam.

– Na rozmowę z szefową pokojówek. Wierz mi. Nie przyjmie cię, jeśli nie będziesz schludnie ubrana.

Wzruszyłam ramionami, ale zrobiłam tak, jak kazała. Pojechałyśmy razem do hotelu, jednego z najlepszych w Anglii, oznaczonego pięcioma gwiazdkami. Weszłyśmy do ogromnego holu wyłożonego czarnymi, błyszczącymi kaflami. Nad nami wisiał kryształowy żyrandol, w lobby stały białe, skórzane sofy, szklane stoliki, a recepcja była elegancka i tak wypolerowana na wysoki połysk, że strach było czegokolwiek dotknąć. Po chwili podeszła do nas posągowa, elegancka kobieta w doskonale skrojonej garsonce. Powiedziała po angielsku, że ma na imię Susan i podała mi rękę. Przywitałyśmy się.

Marysia poszła w stronę kuchni, pokazując, że trzyma kciuki, ja ruszyłam za piękną szefową. Szła na obcasach wyprostowana jak struna, a ja cieszyłam się, że córka kazała mi założyć tę koszulę, bo faktycznie wyglądałabym jak ostatni obdartus. Susan mówiła po angielsku, ale jednocześnie wszystko mi pokazywała, więc rozumiałam, o co jej chodzi. Zamierzała zaprezentować mi na przykładzie jednego pokoju, jak należy sprzątać.

Pokój, który otworzyła, był najbardziej eleganckim wnętrzem, jakie widziałam w życiu. Przestronny, jasny, miał gigantyczne łóżko, na którym było tyle warstw pościeli, jakby miała tam spać księżniczka na ziarnku grochu. Kołdra, narzuta, pled, koc, a do tego ze cztery rodzaje ozdobnych poduszek! Było też dębowe biurko z elegancką papeterią, zabudowana szafa, puszyste dywany, eleganckie tapety, łazienka z toaletką i wielką wanną, puszyste białe ręczniki. Nie było tu czego sprzątać, więc domyśliłam się, że to mój wzór do naśladowania. Nie dość powiedzieć, że było tam czysto, tam było po prostu nieskazitelnie.

Susan coś intensywnie tłumaczyła, pokazując mi na kartce jakąś tabelę. Oczywiście nic nie rozumiałam, ale potakiwałam za każdym razem, gdy na mnie spoglądała. Nieważne, co tam gada – potrafię sprzątać! Weszłyśmy do kolejnego pokoju, gdzie od razu otworzyła okno, po czym zaprezentowała mi, jak się ścieli to niebotycznych rozmiarów łoże. Jednym ruchem zarzuciła jedno prześcieradło, po chwili nieco niżej drugie i z każdej strony równiuteńko wsunęła je pod materac, ryzykując swój manikiur. Bardzo sprawnie zmieniła poszewki na nowe, wszystko wyrównała i przystąpiła do układania dekoracyjnych narzut i poduszek, wciąż coś tłumacząc, pokazując i poprawiając.

Miałam wrażenie, że nic nie dzieje się tu przypadkowo, dlatego starałam się wszystko zapamiętać. Kiedy skończyła, dała mi do podpisania kartkę z tabelą. Podpisałam i odebrałam od niej wózek pełen środków czyszczących, miotełek, gąbek i szmatek. Jeszcze tylko pokazała mi szafkę z pościelą i ręcznikami, i uścisnęła mi dłoń. No… to chyba było po szkoleniu.

Wzięłam klucz z wózka i otworzyłam kolejny pokój. Zaczęłam ścielić łóżko. Nie było to łatwe, bo materac był strasznie ciężki, więc wciskanie pod niego prześcieradeł było prawdziwym koszmarem. Kołdra też do lekkich nie należała. Spociłam się strasznie, a i tak miałam wrażenie, że łóżko nie wygląda tak dobrze jak wzorzec. Ale co tam! W końcu dopiero zaczynam. Reszta pokoju wyglądała dość schludnie, więc odkurzyłam, przetarłam łazienkę, wymieniłam ręczniki i wyszłam. Wzięłam kolejny klucz, ale nagle usłyszałam za moimi plecami Susan, która najwyraźniej już się o coś zdążyła wkurzyć. Zrozumiałam tylko, że mam wrócić.

Szkolenie Susan trwało bardzo krótko

Wskazała mi na listę i zaczęła po kolei podchodzić do kolejnych miejsc: podniosła siedzisko fotela i wskazała na jakieś dwa okruszki, które tam zostały. Po chwili otworzyła szafę i pokazała, że jeden ze szlafroków nie wisi na wieszaku, a suszarka nie ma zwiniętego kabla. Następnie wskazała na zaschnięte kropelki na szklance do płukania zębów, nie do końca wypolerowaną klamkę, a na koniec zostawiła sobie łóżko, przy którym krzyczała coś długo i sugestywnie.

Starałam się kiwać głową ze zrozumieniem, ale szczerze mówiąc, uważałam ją za wariatkę. Zostawiła mnie w pokoju, żebym poprawiła te niedociągnięcia, a ja ciężko westchnęłam. Siedziałam w pokoju i starałam się doprowadzić go do stanu nieskazitelności, ale po dziesięciu minutach wpadła i znów spojrzała na mnie zdenerwowana. Co znowu?! Wskazała na zegarek. No, nie! Jeszcze liczy mi czas.

Ruszyłam do kolejnego pokoju. Zaczęłam sprzątać, a ona stała nade mną, tupała nogą i kręciła głową. Język ciała miała opanowany do perfekcji. Nie musiała nic mówić, żebym wiedziała, że nie jest zadowolona.

W południe ogłosiła przerwę na obiad. Odetchnęłam z ulgą, bo ledwo zipałam. Zeszłam na dół do restauracji i spotkałam się z Marysią.

– I jak? – zapytała, a ja pokręciłam głową. Powiedziałam, że nie nadążam za wymaganiami Susan.

Inna pokojówka z Polski, która siadła obok, zapytała mnie, ile pokoi już posprzątałam, a gdy odpowiedziałam, że trzy, aż parsknęła. Dowiedziałam się, że do przerwy trzeba zrobić osiem, a po południu jeszcze sześć. Zamurowało mnie. Niby jak mam to zrobić, skoro ona ciągle każe mi wracać i bez przerwy coś poprawiać?

– Musisz pamiętać o minutach na zadania. Popatrz! – Beata wskazała na moją kartkę z tabelą. – Na łóżko masz pięć minut. Na resztę salonu cztery. Na łazienkę trzy. I na ostateczne dopracowanie niedociągnięć – jedną minutę. Razem trzynaście – wytłumaczyła mi.

– Na cały apartament? Przecież samo łóżko zajmuje mi pół godziny. Potrzebuję czasu, żeby się wszystkiego nauczyć – powiedziałam, ale ona pokręciła tylko głową.

– Jak przyprowadzi ci Amira, wiedz, że to twoja ostatnia szansa.

Spojrzałam na nią przerażona. Nie miałam pojęcia, że praca pokojowej w takim hotelu jest tak stresująca. Beata spojrzała wystraszona na zegarek i powiedziała, że musimy już wracać. Co prawda jeszcze nie zjadłam, ale za nic nie chciałam się spóźnić! Postanowiłam zabrać się ostro do roboty i trochę nadrobić stracony czas. Wiedziałam już, że muszę bardziej się sprężać, mam w końcu doświadczenie w tej pracy. Nie dam się tak łatwo!

Kiedy Susan weszła do pokoju, który właśnie skończyłam sprzątać, czekałam na pochwały. Ona jednak spojrzała znowu z wyrzutem i wskazała na papeterię i ołówek, który leżał z logo odwróconym w dół zamiast w górę, a następnie weszła do łazienki i pokręciła głową, jakbym złamała jej serce. Wyglądało na to, że nigdy nie przestanie się czepiać.

Zadzwonił mój szef, miał dobre wieści

Susan wyszła na korytarz i krzyknęła do Hindusa, który biegł korytarzem z wózkiem do sprzątania. O nie! Tylko nie Amir! Mężczyzna wszedł i spojrzał na mnie wzrokiem wystraszonego królika, a ona pokazała na moją czystą łazienkę. On tylko skinął głową, ja miałam się cofnąć. Myślałam, że coś mi grozi, ale nie, po prostu zaczynał się show! Amir nalał do miski środek czyszczący i wodę, a gdy na jej powierzchni pojawiła się gęsta piana, zaczął w tempie błyskawicy rozprowadzać ją po całej łazience. Piana była wszędzie – na wannie, toalecie, armaturze, podłodze, a nawet na kaflach, które pokrywały ścianę. Łazienka już po chwili wyglądała tak, jakby wybuchła w niej gaśnica, a on z ogniem w oczach machał gąbką, żeby nie ominąć żadnego fragmentu.

Po chwili wziął słuchawkę prysznica i zaczął zmywać pianę, pod którą wszystko lśniło. Następnie wytarł całość szmatką na sucho i wypolerował chromowane elementy na wysoki połysk. Na koniec pozbył się odcisków palców z lustra, szkieł i słuchawki prysznica, którą miał w ręce. Wszystko to zajęło mu półtorej minuty. Wziął głęboki oddech i spojrzał na mnie, a ja przełknęłam ślinę. Nie wiedziałabym, co na to powiedzieć, nawet gdybym znała język angielski. Po prostu odebrało mi mowę. Wygląda na to, że są na świecie standardy czystości, którym nigdy nie będę w stanie sprostać. Nawet nie jestem pewna, czy chciałabym.

Wróciłam do domu obolała i wykończona. Marysia patrzyła na mnie ze współczuciem. Chyba nie w ten sposób wyobrażała sobie pracę pokojówki. Ona też miała ciężko, ale może w jej wieku człowiek jest nieco bardziej odporny na krytykę i nie ulega tak łatwo presji. Czułam, że nie dam rady, że to nie jest praca dla mnie.

Nagle na moim telefonie wyświetliło się imię mojego byłego szefa. Czyżby już się za mną stęsknił?

– Pani Aniu, mam dobre wieści. Okazało się, że firma, która wygrała przetarg, nie wzięła pod uwagę wszystkich kosztów. Wygląda na to, że wracamy do gry! Oczywiście nie biorę pod uwagę nikogo innego poza panią! Kiedy może pani wrócić do pracy? – zapytał uradowany.

– Mogłabym zacząć w przyszłym tygodniu – odpowiedziałam, bo chciałam jeszcze kilka dni spędzić z córką.

Reklama

Zgodził się bez wahania. Marysia od razu zadzwoniła do Susan, żeby poinformować ją, że nie będę mogła kontynuować współpracy. Byłam pewna, że się ucieszy, ale powiedziała Marysi, że to wielka szkoda, bo sprawiałam wrażenie bardzo dobrze rokującego pracownika. Oj, chyba jestem już za stara, żeby tak rokować na co dzień. Co za ulga, że mogę wrócić na stare śmieci, do mojej dawnej pracy.

Reklama
Reklama
Reklama