Reklama

Pracuję jako specjalistka ds. marketingu w dużej korporacji, w dziale kreatywnym. Jeśli ktoś z zewnątrz spojrzy na moje życie, zobaczy kobietę na dobrej drodze zawodowej – zdeterminowaną, pomysłową, dobrze zorganizowaną. Taką, która wie, czego chce. Ale prawda jest inna. W środku jestem rozbita. Pogubiona. I – tak, wiem, jak to zabrzmi – samotna.

Z Tomaszem pracowałam od dwóch lat. Był starszy ode mnie o siedem lat, przystojny, błyskotliwy, z nieodłącznym uśmiechem. Taki typ faceta, który zawsze wie, co powiedzieć. Początkowo traktowałam go jak każdego innego kolegę z pracy – śmialiśmy się razem na korytarzu, czasem zamienialiśmy parę zdań przy ekspresie do kawy. A potem… coś się przesunęło. Wystarczyło jedno spojrzenie, trochę dłuższe niż powinno. Jeden lunch, który przeciągnął się do dwóch godzin. Jeden dotyk, niby przypadkowy, a jednak… mocniejszy niż jakikolwiek pocałunek.

Nie szukałam romansu. I wiem, że to brzmi jak typowe tłumaczenie, ale naprawdę – nie szukałam. On powiedział, że jego małżeństwo to już tylko formalność. Że nie ma w nim miłości, tylko obowiązki. A ja? Uwierzyłam. Bo chyba bardzo chciałam w to uwierzyć. Czułam się pożądana. Zauważona. Ważna. Dla kogoś. Nie mogłam przestać, to było jak nagłe uniesienie po miesiącach szarości. Tylko że coś takiego nigdy nie kończy się dobrze, prawda? Dziś, kiedy zamykam oczy, wciąż widzę ją – jego żonę – stojącą przy moim biurku. Trzymającą w dłoni te przeklęte wydruki. A ja, głupia, siedziałam tam jak sparaliżowana, z sercem bijącym jak młot pneumatyczny. I wtedy zrozumiałam wszystko. Za późno. Ale od początku.

Serce zabiło mi mocniej

Był piątkowy wieczór, a my utknęliśmy w korku, jadąc do małej włoskiej restauracji, którą Tomasz wybrał „dla klimatu”. Serce waliło mi tak, że bałam się, że usłyszy je przez głośnik samochodu.

– Karolina… – zaczął, jakby chciał coś powiedzieć, ale zawahał się. – Wiesz, ja… – przerwał i spojrzał na mnie tymi swoimi ciemnymi oczami, w których błyszczało coś, czego nie potrafiłam nazwać.

– Może powinniśmy… – urwał, a ja poczułam, jak cała moja pewność siebie ulatuje.

– Powinniśmy? – wyszeptałam, udając spokój, choć dłonie miałam spocone.

– Nic konkretnego… – uśmiechnął się krzywo. – Po prostu… chcę, żebyś wiedziała, że coś z tym zrobię. Kiedyś… wiesz. Z Moniką. To tylko kwestia czasu.

Serce zabiło mi mocniej. Chciałam wierzyć w jego słowa, w obietnice, że kiedyś będziemy razem, że nie jestem tylko kolejną chwilową przygodą. A jednak w środku czułam niepokój. Czy naprawdę mogę ufać komuś, kto ukrywa przed całym światem swoje życie? W restauracji byliśmy sami, ale wciąż czułam, że ktoś nas obserwuje. Tomasz położył rękę na mojej – ciepła, pewna.

– Karolina, wszystko będzie dobrze – mruknął. Chciałam w to wierzyć.

Następnego dnia w biurze poczułam pierwsze oznaki, że ktoś coś podejrzewa. Marta, moja koleżanka z działu, rzuciła komentarz pod nosem, kiedy przechodziłam obok:

– W co ty się wpakowałaś? Myślisz, że jego żona to idiotka?

Serce mi zamarło. Spojrzałam na nią, próbując zachować spokój. Tego dnia zrozumiałam, że romans, który wydawał się niewinnym uniesieniem, wymyka się spod kontroli. A ja, zakochana i pełna nadziei, zaczęłam zdawać sobie sprawę, że mogę nie być jedyną, która w tym układzie cierpi.

Czułam narastający lęk

Od rana czułam, że atmosfera w biurze jest inna. Ludzie szeptali przy ekspresie do kawy, kręcili się w pobliżu mojego biurka, wymieniając spojrzenia, które przeszywały mnie jak zimne igły. Każdy dźwięk telefonu, każdy krok w korytarzu wywoływał we mnie przyspieszone bicie serca. Marta podeszła do mnie z zaskakującą stanowczością.

– Karolina, musimy pogadać – powiedziała cicho, wchodząc za mną do pustej sali konferencyjnej. – W co ty się wpakowałaś? Myślisz, że jego żona to idiotka?

– Marta… – zaczęłam niepewnie, a głos mi drżał. – Nie rozumiem, o czym mówisz.

– Nie udawaj – prychnęła. – Ludzie gadają. Żona Tomasza chyba coś podejrzewa. Lepiej, żebyś przygotowała się na najgorsze.

Przeszło mnie zimno. Nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. W głowie kołatały mi scenariusze, każdy bardziej przerażający od poprzedniego. Co jeśli Monika dowie się wcześniej niż powinna? Co jeśli okaże się, że Tomasz nigdy nie miał zamiaru odejść od żony? Poczułam, że świat wiruje wokół mnie, a ja nie mam gdzie się schować. Marta spojrzała na mnie z wyraźnym współczuciem, ale i lekkim oskarżeniem.

– Karolina… naprawdę myślałaś, że to wszystko nigdy się nie wyda?

Nie odpowiedziałam. Milczałam, wciąż czując ciężar narastającej paniki. Każdy uśmiech Tomasza z ostatnich dni, każde jego zapewnienie, że „wszystko będzie dobrze” – teraz brzmiały fałszywie, jak echo w pustym pomieszczeniu. Wiedziałam, że nadchodzi moment, w którym romans, który wydawał się niewinnym uczuciem, może eksplodować publicznie. I byłam przerażona tym, że nie mam na to żadnego wpływu.

Nie miałam siły na nic

To był zwykły wtorek, dopóki drzwi mojego biura nie otworzyły się z hukiem. Stała w nich Monika – żona Tomasza – pewna siebie, ale w oczach miała ogień. W dłoniach trzymała kopertę pełną dokumentów: wydruki maili, zdjęcia z monitoringu, wszystko, co mogło świadczyć o moim, naszym (!), romansie.

– Ty naprawdę myślałaś, że się nie dowiem? – zaczęła, głos twardy, pełen pogardy. – Że jesteś lepsza, bo jesteś młodsza?

Zamarłam. Każde słowo wbijało mnie w fotel. Serce waliło mi jak młotem, a w głowie kołatały pytania. Co teraz powiem? Jak wytłumaczę to wszystko?

– Monika… – próbowałam zacząć, ale słowa ugrzęzły w gardle.

Szefowa weszła do sali, próbując opanować sytuację.

– Proszę o spokój… – mówiła, ale Monika była nie do powstrzymania. – Każdy w biurze widział, każdy wie, co się dzieje. To nie są tylko prywatne sprawy.

Czułam na sobie spojrzenia całego zespołu. Każdy z nich patrzył z mieszanką zdziwienia, obrzydzenia i ciekawości. Tomasz się w ogóle nie pojawił. Zostałam sama – z oskarżeniami, z pogardą w oczach współpracowników, z moją własną bezsilnością.

– Chciałam ci dać szansę, żebyś się przyznała… – Monika mówiła dalej, a ja czułam, że każda jej sylaba odbija się echem w mojej głowie. – Ale nie, wolałaś to ciągnąć w nieskończoność. Myślałaś, że uda ci się ukryć swoje brudne gierki?

Stałam tam, nieruchoma, z uczuciem wstydu, które paliło mnie od środka. Nie wiedziałam, czy bardziej boli mnie gniew Moniki, czy świadomość, że straciłam kontrolę nad własnym życiem. Gdy Monika wreszcie wyszła, pozostała cisza. Każdy patrzył na mnie, a ja nie miałam siły na nic. Romans, który wydawał się niewinnym uczuciem, właśnie zniszczył moją codzienność i reputację w jednej chwili.

Czułam się zbrukana i samotna

Wróciłam do domu w stanie totalnego szoku. Każdy krok po schodach był ciężki, jakbym niosła na sobie cały ciężar świata. Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie plecami, czując, że kolana uginają mi się pod ciężarem wstydu i upokorzenia. Usiadłam na kanapie, patrząc w pusty pokój. Myśli kłębiły się w mojej głowie, a każde wspomnienie z biura paliło jak świeca. Dzwoniłam do Tomasza, ale on nie odbierał. Każda próba kontaktu kończyła się milczeniem, które wwiercało się we mnie niczym nóż.

W końcu napisałam do niego długą wiadomość – wszystko, co czułam: złość, ból, poczucie zdrady, mieszankę wstydu i potrzeby bliskości. Wiedziałam, że on tego nigdy nie przeczyta. Wyszłam na długi spacer, czując chłodne powietrze na twarzy, próbując choć na chwilę oderwać się od chaosu w głowie. Myślałam o pracy, o biurze, o spojrzeniach współpracowników, które teraz wywoływały we mnie wstyd i poczucie winy. Nie wiedziałam, jak wrócić. Każda ścieżka w mojej głowie prowadziła do poczucia klęski.

– To przecież nie ja byłam tą, która przysięgała. To nie ja miałam dzieci. To nie ja kłamałam przez lata… – myślałam, a słowa brzmiały jak echo mojego własnego oskarżenia.

Czułam się zbrukana, samotna, zagubiona. Romans, który miał być ekscytującą przygodą, stał się źródłem mojej największej porażki. Każdy oddech przypominał mi, że wszystko, co budowałam w pracy i w życiu, może runąć w jednej chwili. I nagle zrozumiałam, że muszę podjąć decyzję, czy zostać w miejscu, w którym każdy mój krok będzie obserwowany i oceniany, czy odejść i spróbować odbudować siebie od nowa.

Nie było już odwrotu

Minęło kilka dni od konfrontacji z Moniką. Każdy poranek budził we mnie mieszankę gniewu, tęsknoty i wstydu. W końcu zadzwonił – umówiliśmy się na spotkanie w małej kawiarni, gdzie nikt nas nie znał. Usiadłam naprzeciwko niego, próbując zachować spokój, choć znowu serce waliło mi jak młotem. Tomasz spojrzał na mnie tym swoim spokojnym, pewnym siebie wzrokiem, a ja poczułam, jak wszystkie emocje, które starałam się tłumić, wybuchają w środku.

– Karolina… – zaczął cicho, jakby szukał odpowiednich słów. – Przepraszam. Wszystko wymknęło się spod kontroli. Nie mogę zostawić rodziny. Monika… jest zbyt silna, bym mógł ją tak po prostu zostawić...

– Powiedz mi szczerze – przerwałam mu, głos drżał, a oczy piekły od łez. – Była chociaż jedna chwila, kiedy myślałeś, że będziemy razem?

Tomasz spuścił wzrok, milczał przez chwilę.

– Myślałem… Ale to było głupie. Naiwne. Chciałem spełnić marzenia, jak my wszyscy...

Poczułam, jak zimny dreszcz przebiega mi po plecach. Każde jego słowo wbijało się w moje serce. Chciałam krzyczeć, błagać, ale wiedziałam, że nie ma już odwrotu. Nasza relacja zakończyła się w tym momencie – na chłodnym pożegnaniu, bez obietnic i nadziei.

– Tomasz… – wyszeptałam, próbując złapać ostatnie resztki odwagi. – Czy kiedykolwiek mnie naprawdę kochałeś?

– Kochałem… na swój sposób. Ale nigdy nie mogłem cię mieć na zawsze – odpowiedział spokojnie. – Mam nadzieję, że kiedyś mi to wybaczysz...

Wstałam, czując, że powoli odzyskuję odrobinę kontroli nad sobą. Pożegnaliśmy się milczeniem. On odszedł w swoją stronę, ja w swoją. Romans, który miał być ekscytującą przygodą, skończył się nauczką, którą trudno będzie mi kiedykolwiek zapomnieć.

Karolina, 29 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama