Reklama

Gdybym potraktowała jej przeczucia poważnie, zdążyłabym się z nią pożegnać. Nie zrobiłam tego i dręczą mnie teraz potworne wyrzuty sumienia.

Reklama

Myślałam, że to bzdury

Był środowy poranek, równo trzy miesiące temu. Właśnie szykowałam się do pracy, kiedy odezwał się telefon. Dzwoniła babcia.

– Aniu, musisz do mnie jak najszybciej przyjechać. Dziś, jutro, najdalej pojutrze, kiedy możesz. To naprawdę bardzo ważna sprawa – usłyszałam w słuchawce.

– Coś się stało? Potrzebujesz pomocy? – przestraszyłam się.

– Nie, ze wszystkim sobie radzę. Po prostu chciałabym się z tobą pożegnać.

– Gdzieś wyjeżdżasz, babciu? Do sanatorium? – dopytywałam się.

– Nie, to nie to. Pewnie wyda ci się to niedorzeczne, ale czuję, że w najbliższą niedzielę umrę. Może nawet nie zdążę pójść na mszę…

– Co ty za bzdury opowiadasz, babciu? – przerwałam jej. – Będziesz żyć sto lat, a może nawet dłużej! Zapomniałaś już, co powiedział lekarz?

– Pamiętam, pamiętam. Ale od kilku tygodni czuję, że mój czas na tym świecie dobiega końca. To jak, Aniu, przyjedziesz? Tak bardzo chciałabym cię zobaczyć przed śmiercią.

– Postaram się. Obiecuję. A jak nie dam rady, to wpadnę w przyszłym tygodniu. Jestem pewna, że wtedy też nie będzie za późno – odparłam i zanim zdążyła odpowiedzieć, rzuciłam szybkie pa, pa i się rozłączyłam. Nie miałam czasu na dalsze dyskusje. Bałam się, że spóźnię się do pracy. Zegarek wskazywał ósmą, a ja ciągle nie byłam gotowa do wyjścia. A na dziewiątą szef zapowiedział ważne zebranie.

Odkładałam wizytę

Nie pojechałam do babci. Nie uwierzyłam w jej przeczucia. Prawdę mówiąc, śmieszyły mnie. Miesiąc wcześniej usłyszała od lekarza, że jak na swój wiek, czyli siedemdziesiąt siedem lat, ma żelazne zdrowie. I wyniki lepsze niż niejedna pięćdziesięciolatka. Dlaczego miałaby umierać?
Oczywiście chciałam ją odwiedzić, żeby sprawić jej przyjemność, ale jakoś się nie złożyło. Może gdyby mieszkała w tym samym mieście, to bym dała radę. Ale nie miałam czasu tłuc się w jedną stronę dwie godziny.

Do końca tygodnia harowałam jak wół po kilkanaście godzin dziennie. A gdy nadeszła sobota, myślałam tylko o spaniu i leniuchowaniu. W końcu zwlekłam się z łóżka, ale akurat wtedy wpadła koleżanka i wyciągnęła mnie do kina, a potem do kawiarni na ciacho. Na wizytę u babci było już za późno. Postanowiłam, że pojadę do niej w niedzielę. Kładąc się do łóżka, pomyślałam, że to nawet będzie zabawne, jak odwiedzę ją niby w dniu jej śmierci. I obie pośmiejemy się z jej niedorzecznego przeczucia. Gdy zasypiałam, do głowy mi nawet nie przyszło, że już za kilka godzin w ogóle nie będzie mi do śmiechu.

Babcia zmarła

O tym, że babcia nie żyje, powiadomiła mnie jej sąsiadka. Budząc telefonem w niedzielny poranek, przekazała tę potworną wiadomość. Opowiadała, że zapukała do niej, bo spodziewała się, że jak zwykle pójdą razem do kościoła na pierwszą poranną mszę. Babcia nie otwierała, więc weszła do mieszkania. Gdy ją znalazła, natychmiast zadzwoniła po policję. Gdy tego słuchałam, omal nie zemdlałam. Myślałam, że to zły sen. Szczypałam się boleśnie w rękę w nadziei, że się obudzę. Ale nic takiego się nie stało. Wykrztusiłam tylko, że postaram się jak najszybciej przyjechać i odłożyłam słuchawkę. Nie byłam w stanie dłużej rozmawiać. Miałam potworne wyrzuty sumienia. Babcia tak błagała mnie o spotkanie, a ja to zignorowałam.

Otrząsnęłam się dopiero następnego dnia. Wzięłam urlop w pracy i od razu pojechałam do zakładu pogrzebowego, który zabrał już ciało. Chciałam koniecznie zobaczyć babcię. Pożegnać się, pocałować i przeprosić, że nie przyjechałam.

Ona naprawdę to czuła

Jakiś mężczyzna zaprowadził mnie do kostnicy. Spojrzałam na staruszkę i oniemiałam. Była starannie uczesana i umalowana. Miała na sobie biżuterię, elegancką sukienkę, wyjściowe buty. Wyglądała tak, jakby wybierała się na jakieś przyjęcie.

– Och, widzę, że sąsiadka już dostarczyła państwu ubranie dla babci. To bardzo dobrze. Ja nawet bym nie wiedziała, którą sukienkę lubiła najbardziej – przyznałam.

Facet spojrzał na mnie zdziwiony.

– Nikt niczego nam nie dostarczał. Gdy przyjechaliśmy, pani babcia leżała na łóżku. Była przykryta kocem i dokładnie wyglądała tak jak teraz. Sama przyszykowała się na ostatnią drogę. Jakby była pewna, że akurat tego dnia umrze – powiedział.

Reklama

– Bo była… A ja, głupia, jej nie uwierzyłam. Nigdy sobie tego nie wybaczę – wykrztusiłam przez łzy.

Reklama
Reklama
Reklama