Reklama

– Nie smuć się już. To był piękny dzień – Marek objął mnie ramieniem, kiedy w końcu usiedliśmy razem w hotelowym pokoju.

Reklama

Suknia ślubna nadal uwierała mnie w talii, a makijaż zdążył się rozmazać od łez, które starałam się ukrywać przez cały wieczór. Spojrzałam w lustro. Powinnam być szczęśliwa – przecież wyszłam za mąż za człowieka, którego kocham. Ale coś we mnie bolało tak bardzo, że nie umiałam tego zignorować. Pustka przy stole. Jedno krzesło więcej. To, na którym powinna siedzieć moja mama.

– Powiedz coś… – Marek ścisnął moją dłoń.

– A co mam powiedzieć? – wyszeptałam, jakby to była rozmowa, którą muszę prowadzić sama ze sobą. – Że wszystko jest dobrze? Nie przyszła.

Marek westchnął. Wiedział, że nie przekona mnie do uśmiechu. Nie dzisiaj. Leżąc potem samotnie w łóżku, patrzyłam w sufit, szukając odpowiedzi. Czy to ja ją odtrąciłam? Może to ja coś zrobiłam nie tak? A może… może ona po prostu nigdy mnie nie kochała?

Moje dłonie drżały z emocji

– Nie przyszłam się kłócić – zaczęłam ostrożnie, stając w progu jej mieszkania z zaproszeniem w dłoni. – Po prostu chcę ci to wręczyć osobiście.

Mama nawet nie spojrzała w moją stronę. Stała przy kuchennym blacie i kroiła marchewkę, jakby każdy plasterek był ważniejszy niż to, co miałam jej do powiedzenia.

– To zaproszenie ślub, mamo – kontynuowałam, podchodząc bliżej. – Mój ślub. Chciałabym, żebyś tam była.

Marek cię nie kocha – wypaliła nagle, beznamiętnie. – Widzę to w jego oczach.

– Co proszę?

– On cię wykorzysta. Jesteś za dobra, za miękka. Zawsze źle wybierałaś.

Poczułam, jak moje ręce zaczynają drżeć. Pamiętałam te rozmowy. Ten ton. Te słowa. Jednak zawsze miałam nadzieję, że kiedyś się to zmieni.

– Po prostu nie potrafisz nikogo zaakceptować, bo nikogo nie kochałaś naprawdę?

Zamarła. Nóż zatrzymał się w połowie warzywa.

Nigdy mnie nie słuchałaś.

– A ty nigdy nie próbowałaś mnie zrozumieć – wyrzuciłam z siebie. – Jeśli nie chcesz przyjść, to nie przychodź. Nie każ mi się z tego tłumaczyć przez resztę życia.

Rzuciłam zaproszenie na stół i odwróciłam się do wyjścia. W drzwiach jeszcze raz spojrzałam za siebie.

– Wiesz, co jest najgorsze, mamo? Że już nawet nie jestem zła. Po prostu przestałam wierzyć, że coś się jeszcze zmieni.

Zamknęłam za sobą drzwi z hukiem. A potem długo stałam na klatce schodowej, próbując nie płakać.

Straciłam nadzieję

Zatańczyłam pierwszy taniec. Uśmiechałam się do Marka, piłam toast z Pawłem, który wzruszony ściskał mnie serdecznie. Było pięknie, ale kiedy światła przygasły, a DJ puścił ulubioną piosenkę mamy, nie wytrzymałam. Wyszłam na zewnątrz.

– Julka? – dogoniła mnie Basia, koleżanka z pracy. – Wszystko okej?

– Tak, tylko… potrzebuję powietrza – skłamałam, choć serce biło mi jak oszalałe.

Stanęłam w cieniu, za salą, między zaparkowanymi samochodami. Zsunęłam buty z nóg i wzięłam głęboki wdech. To był najważniejszy dzień mojego życia. I najgorszy. Miejsce przy stole pozostało puste. Zostawiłam je dla niej. Z głupią nadzieją, że może jednak się zjawi. Nie przyszła. O północy Paweł wygłosił toast. Mówił o rodzinie, o miłości, o tym, że tata patrzy na mnie z góry, a mama… „gdziekolwiek jest, pewnie się cieszy”. Nagle zrobiło się cicho. Jakby wszyscy zamarli. Patrzyłam na kieliszek. I pomyślałam, że nie wypiję toastu. Bo nie mam za co.

Wszystko w porządku? – spytała ciocia Bożena, która siedziała najbliżej.

Nie – odpowiedziałam bezgłośnie.

Wstałam i poszłam do łazienki, gdzie wreszcie pozwoliłam sobie zapłakać. Nie dlatego, że nie przyszła. Dlatego, że już przestałam wierzyć, że kiedykolwiek przyjdzie.

Musiałam z nią porozmawiać

Czekałam trzy dni. Trzy długie, pełne ciszy dni. Zdjęłam suknię ślubną z wieszaka jak relikwię, chowałam ją do pokrowca z myślą, że może kiedyś... Nie wiem. Że może będzie komuś potrzebna. Może mojej córce. Może komuś, kto naprawdę będzie miał matkę obok. W końcu usiadłam na łóżku z telefonem w dłoni. Przejrzałam kontakt: „Mama”. Niby jedno słowo, a ważyło więcej niż wszystko, co kiedykolwiek mi powiedziała. Wybrałam numer. Po trzecim sygnale odebrała.

– Halo?

Jej głos był spokojny. Zbyt spokojny. Jakby rozmawiałyśmy o pogodzie.

To ja – powiedziałam tylko.

Chwila ciszy. Taka, która wbija się pod skórę.

– Wiem.

Nie przyszłaś – wypaliłam. – Po prostu nie przyszłaś.

Westchnęła.

– To nie było takie proste.

– Nie było proste?! – podniosłam głos. – Patrzyłam w stronę drzwi. Cały czas czekałam, aż się zjawisz.

Milczała. Jakby czekała, aż się wykrzyczę.

– Mogłaś napisać. Zadzwonić. Cokolwiek. Nie przyszłaś, jakby ten dzień nic dla ciebie nie znaczył. Jakby mnie nie było.

Bo nie mogłam – powiedziała cicho. – Ty nie wiesz wszystkiego.

– To mi powiedz! – krzyknęłam. – Powiedz mi w końcu, co się stało, że nawet w ten jeden dzień nie potrafiłaś być moją matką!

– Bo to, co się wydarzyło… To nie twoja wina. I nie jestem gotowa o tym mówić. Jeszcze nie teraz.

– A kiedy, mamo? Kiedy? Jak mnie już nie będzie obchodzić?

Cisza. I wreszcie:

– Kiedy przestaniesz pytać.

Rozłączyła się. Zostawiła mnie z tą ciszą. Jak zawsze.

Poznałam prawdę

– Rozumiem, że z mamą bywało różnie, ale to? Powiedziała ci, dlaczego nie przyszła? – brat spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

– Wiesz, co mi powiedziała przez telefon? – zapytałam, choć i tak nie czekałam na odpowiedź. – „Nie mogłam. Ty nie wiesz wszystkiego”. Jakbym miała się domyślić czegoś, czego nikt mi nigdy nie powiedział.

Paweł zamilkł. Zawsze bronił mamy, zawsze starał się być tym pomostem, który nas łączy. Teraz unikał mojego wzroku. W końcu wyjął coś z szuflady – stare zdjęcie. Mama, tata… i on.

– Paweł?

– Znalazłem to kilka lat temu. Było za szafą. Przypadkiem.

– A ja? Gdzie wtedy byłam? Dlaczego nie ma mnie z wami?

Paweł westchnął ciężko.

– Nie powinienem ci tego mówić, ale skoro mama nie potrafi... Mama miała kiedyś… romans. Nigdy nie mówiła o tym wprost…

– Mów.

– Myślę, że... Że tata nie jest twoim biologicznym ojcem.

Zamarłam. Miałam w ustach smak żelaza.

– A ty o tym wiedziałeś?

– Domyślałem się. Tata... kiedyś powiedział coś w złości. Mama się popłakała. A potem przez tydzień nie rozmawiali. A potem temat zniknął.

– I co? Uznała, że mnie oleje, bo jej całe życie było kłamstwem? – wyszeptałam. – I zamiast być… zamiast choć raz być matką, uciekła?

Następnego dnia stanęłam w jej drzwiach.

– Przyszłam zapytać tylko o jedno – powiedziałam. – To prawda?

Spojrzała na mnie. W oczach nie miała łez. Miała winę. Starą, dobrze znaną.

– Tak – odpowiedziała. – Jesteś owocem romansu.

Czułam się samotna

– Nic nie musisz z tym robić – Marek mówił spokojnie, trzymając moją dłoń, gdy siedzieliśmy w salonie. – Masz prawo czuć złość. Masz prawo jej nie wybaczyć.

– Tylko że ja nie wiem już, czego chcę – westchnęłam. – Niby wiem więcej, a czuję się tak samo samotna, jak wtedy, kiedy patrzyłam na puste krzesło.

Marek nie odpowiedział. Wiedział, że to nie był moment na rady. Po południu pojechałam do Pawła. Siedzieliśmy na balkonie, popijając herbatę. On pierwszy przerwał ciszę.

– Pamiętasz, jak mieliśmy jakieś osiem, czy dziesięć lat i mama zamknęła się w łazience na godzinę, bo dostała list?

– Z tym zdjęciem? – zapytałam cicho.

– Tak. Myślała, że nie słyszymy, jak płacze. A my siedzieliśmy przy drzwiach i trzymaliśmy się za ręce.

Przez chwilę nic nie mówiliśmy. Wtedy, jak dzieci, też nic nie mówiliśmy. Tylko czekaliśmy, aż drzwi się otworzą i znowu będzie normalnie.

Przełamałam lody

Otworzyłam drzwi do domu mamy bez pukania. Weszłam powoli, ostrożnie, jakby przeszłość miała mnie ugryźć w kostkę. W kuchni stał kubek po kawie. Zmywarka otwarta, talerze w połowie włożone. Na stole – okruchy po cieście. Życie, które toczy się dalej. Beze mnie. Znalazłam ją w salonie. Spała w fotelu, przykryta pledem, z gazetą na kolanach. Wyglądała starzej. Krucho. Bez tej maski chłodu, którą zawsze miała przy sobie jak torebkę. Chciałam się cofnąć. Zrobiłam krok. I kolejny.

– Mamo – powiedziałam cicho.

Otworzyła oczy. Zaskoczona, ale nie przestraszona. W jej spojrzeniu było coś, czego nie widziałam od lat. Niepewność.

– Nie wiem, po co przyszłam – przyznałam. – Może, żeby się upewnić, że to wszystko naprawdę się wydarzyło. I że to koniec.

Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie. A potem mama zrobiła coś, czego się nie spodziewałam.

Chcesz herbaty?

Nie odpowiedziałam. Usiadłam na kanapie. Po raz pierwszy od lat nie uciekłam. Nie wiem, co będzie dalej. Ale to z pewnością nie był koniec.

Julia, 29 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama