„Nie uwierzyłem babci, gdy opowiadała mi o pewnym ważnym aniele. Przez swoją głupotę straciłem aż 10 lat z życia”
„Przegoniłem niepokojącą myśl o znakach od anioła. Odłożyłem notes, chwyciłem pierścionek i podążyłem za tym, co podpowiadało mi serce. Oliwka przyjęła oświadczyny, a potem stanęliśmy na ślubnym kobiercu. No i zaczęło się moje piekło na ziemi”.
- Listy do redakcji
Najsilniejsze więzi rodzinne łączyły mnie od najmłodszych lat z dziadkami, a nie z mamą i tatą. Rodzice często podróżowali po różnych zakątkach globu, prowadzili interesy, importowali i eksportowali towary. Starali się rekompensować mi swą nieobecność podarkami i pobłażaniem, ale babcia z dziadkiem trzymali mnie krótko i naprowadzali na odpowiednią ścieżkę. Wpajali mi, jak ważne są nauka i edukacja, szacunek do bliźnich, stawianie sobie celów i dążenie do ich osiągnięcia. Robili to, snując historie ze swojego życia, bo uważali, że najskuteczniej można się czegoś nauczyć na konkretnych przykładach.
Historia dziadków była nieprzewidywalna
Gdy skończyłem szesnaście lat i po raz pierwszy dopadła mnie miłość, dziadkowie zdecydowali się podzielić ze mną historią swojego uczucia.
– Aniela to była istna piękność – w tym momencie dziadek Poldek zakręcił wąsem – że panie, tylko tulić i całować. Ale wtedy o czymś takim nie mogło być mowy. Do takiej panienki trzeba było dojść niezliczoną ilością kroków. A straciłem dla niej głowę, kiedy przechodząc drogą, ujrzałem jej śliczną buzię wyglądającą przez okno żeńskiego liceum numer 3. Anielka, twoja ukochana babcia, przyjaźniła się wtedy blisko z Bogusią, były wręcz papużkami nierozłączkami. Ilekroć wpadałem z wizytą do Anielki, Bogusia zawsze witała mnie ciepło i serdecznie. Gawędziła ze mną sympatycznie, kiedy we trójkę chadzaliśmy czasem potańczyć albo do kina. No i wychwalała mnie pod niebiosa, gdy już byłem Anielki narzeczonym. Myślałem sobie wtedy, że ze świecą by szukać drugiej tak cudownej istoty i jakie to szczęście, że Bóg zesłał mojej przyszłej żonie takiego anioła stróża. Ale grubo się pomyliłem!
– Jak to? – zdziwiłem się.
– Pewnego słonecznego poranka wpadłem do domku mojej ukochanej Anielci, trzymając w dłoniach bukiecik dla jej mamy oraz pudełko ciastek na specjalnie dla mnie przygotowany obiadek. Na sam widok mojej lubej od razu wyczułem, że coś jest nie tak. Makijaż na jej buzi nie był w stanie ukryć zaczerwienionych policzków i opuchniętych od płaczu oczu. Gdy skończyliśmy jeść, poszliśmy do pokoju Anielci, rzecz jasna zostawiając uchylone drzwi, i wtedy dowiedziałem się, że Bogusia okazała się straszną zdrajczynią.
Nie wiedzieli, o co chodzi
W tamtej chwili historię zaczęła opowiadać babcia Aniela.
– Bogusia była przesympatyczną, czułą i wierną dziewczyną. Zawsze tak uważałam. Z tego powodu zaskakiwało mnie, że praktycznie od początku znajomości wyszukiwała w Poldku rozmaite mankamenty. Raz twierdziła, że ma kręcone włosy, a gdy komuś tak się układają, to oznacza pokrętny umysł. Innym razem, że zaczesuje się na gładko, a tacy ludzie zazwyczaj nie mają w sobie iskry i fantazji. Próbowała mnie przekonać, że Poldek chodzi niczym kaczka, co w jej mniemaniu sygnalizowało skłonność do nadmiernego spożywania trunków. Nie pamiętam ani jednego dnia, żeby nie znalazła jakiejś wady u twojego dziadka. Ale z drugiej strony, gdy tylko się pojawiał, to aż promieniała z radości. Odnosiłam wrażenie, jakby chciała mu usłać drogę płatkami róż, niczym księdzu proboszczowi kroczącemu na czele procesji. Oczywiście nie omieszkałam zapytać ją wprost, skąd bierze się ta rozbieżność w jej zachowaniu.
– No i jaka była odpowiedź? – niecierpliwiłem się, chcąc poznać wyjaśnienie.
– No i wtedy oznajmiła, że robi to wszystko dla mnie. „Przecież się przyjaźnimy, a przyjaciele powinni sobie wszystko mówić, nawet jeśli czasem prawda jest przykra. Ale gdy przychodzi pan Leopold, wypada mi być dla niego uprzejmą i miłą. I tu właśnie tkwi cały sekret”. Tamtego dnia jednak, gdy ryczałam jak bóbr, prawda wyszła na jaw. Pamiętam to jakby to było wczoraj, bo do dziś ściska mnie w dołku, jak o tym myślę. Bogusia wpadła do mnie jakoś przed jedenastą.
Moja koleżanka zapytała mnie, czy miałabym ochotę towarzyszyć jej oraz rodzicom w wyjeździe na zawody rowerowe. Niestety musiałam odmówić, ponieważ tego samego dnia na obiad miał wpaść Poldek. Bogusia opuściła moje mieszkanie trochę obrażona. Chwilę po jej wyjściu dostrzegłam, że zostawiła u mnie swoją torebkę. Chciałam ją dogonić, więc chwyciłam torebkę i ruszyłam w pośpiechu. Niestety wyślizgnęła mi się z rąk i upadła na podłogę. Zapięcie puściło, a ze środka wypadł jej pamiętnik, który otworzył się na jednej ze stron.
Miała jakby dwie osobowości
– I co, zajrzałaś do niego, babciu?
– Wiesz doskonale, że nie należę do osób, które czytają rzeczy nieprzeznaczone dla ich oczu. Ale przypomniałam sobie opowieść, którą dawno temu usłyszałam od mojej niani. Mówiła o Aniele Biblioteki, wysłanniku niebios, który niespodziewanie otwiera księgi lub podrzuca zapisane kartki, by przekazać ludziom ważne informacje. Dlatego zerknęłam do pamiętnika i przeczytałam tylko to, co widniało na tych dwóch kartkach. To mi wystarczyło, by pojąć, że Bogusia od długiego czasu darzyła uczuciem mojego narzeczonego. A ponieważ nie może go zdobyć dla siebie, życzy nam jak najgorzej.
W mojej głowie utkwiło jedno stwierdzenie: „Gdy tylko staną na ślubnym kobiercu, prędzej czy później dosięgnie ich moje przekleństwo. Jeśli nie teraz, to w kolejnym życiu”. Rzecz jasna, od razu zakończyłam przyjaźń z Bogusią, mimo że zaklinała mnie, żebym jej nie odtrącała, argumentując: „a kto ci uświadomi, jaki on jest naprawdę?”. Mocno mnie to dotknęło.
Gdy babcia skończyła opowieść, dziadek sięgnął po starą księgę ze zdjęciami i wskazał mi jedno z nich. Ujrzałem na nim roześmiane twarze moich dziadków w młodości, a obok nich pulchną buzię dziewczynki z gęstwiną kruczoczarnych loków. To była Bogusia. Na całe szczęście, złorzeczenia zawistnej koleżanki nie wpłynęły na pomyślność moich dziadków, którzy przeżyli długie lata w zdrowiu i wzajemnej adoracji. Aż wreszcie nadszedł kres ich dni, najpierw babci, a po upływie miesiąca również dziadka.
Jakoś ułożyłem sobie życie
Wprowadziłem się do ich mieszkania z trzema pokojami, w otoczeniu ich pamiątek. Wtedy właśnie ukończyłem studia i zacząłem pracę w biurze adwokackim. W tym miejscu los zetknął mnie z Oliwią.
Zdobycie jej serca zajęło mi sporo czasu, a dokładnie to parę dobrych lat. Oliwia stawiała przede mną niezliczone wyzwania i pragnęła realizować swoje pragnienia. Mimo to moja determinacja oraz uczucie, jakim ją darzyłem, w końcu zatriumfowały. W końcu zgodziła się wyjść ze mną na spotkanie. Sześć miesięcy później, gdy awansowałem w pracy, zdecydowałem się poprosić ją o rękę. Gdy wróciłem do mieszkania, wysunąłem szufladę wiekowego mebla, gdzie przechowywałem przepiękne kryształowe pudełeczko, należące niegdyś do babci Anieli, z jej kolekcją błyskotek. Owinięty jedwabną tkaniną spoczywał tam stary pierścień zaręczynowy, podarowany jej przez dziadka. Jej pragnieniem było, abym wręczył go dziewczynie, którą wybiorę.
Sięgając po telefon, moją uwagę przykuł pamiętnik babuni, leżący tuż obok. To w nim babcia notowała swoje przemyślenia, fragmenty książek, które ją poruszyły, a nawet tworzyła własne wierszyki. Na mojej twarzy pojawił się nostalgiczny uśmiech, gdy sięgnąłem po tę niewielką książeczkę. Otworzyłem ją na losowej stronie, a mój wzrok spoczął na słowach: „Gdy inni pragną, abyśmy dopasowali się do ich oczekiwań i stali się takimi, jakimi oni chcą nas widzieć, tak naprawdę zmuszają nas do porzucenia naszego prawdziwego ja”. Te słowa uderzyły mnie prosto w serce, wywołując ukłucie bólu.
Nie mogłem się pozbyć z głowy wzmianki babci o tajemniczym Aniele, jednak odrzuciłem tę natrętną myśl, zamykając notes. Chwyciłem pierścionek i podążyłem za porywem serca. Przegoniłem czającą się z tyłu głowy refleksję o wspomnianym przez babcię Aniele, odłożyłem notes, chwyciłem pierścionek i podążyłem za tym, co podpowiadało mi serce. Oliwka przyjęła oświadczyny, a w miesiąc po tym, jak skończyłem trzydzieści lat stanęliśmy na ślubnym kobiercu. No i zaczęło się moje piekło na ziemi.
Nic jej nie pasowało
Anioł z Biblioteki nie mylił się ani trochę. Cokolwiek bym nie zrobił, zawsze było nie tak. Zarabiałem za mało, nie zabiegałem o nią wystarczająco, przynosiłem za mało kwiatów, rzadko całowałem, skąpiłem prezentów. Mój śmiech był zbyt donośny, a moje komentarze mało błyskotliwe. Przy jedzeniu mlaskałem za głośno, a mój gust muzyczny pozostawiał wiele do życzenia. Jednym słowem, w ogóle nie byłem facetem, którego ona pragnęła.
– Ech, marzę, żeby wreszcie to zakończyć... – wykrztusiłem w końcu prosto do Oliwii.
– No i byłby wreszcie święty spokój – odparła jadowitym tonem.
Gdyby sytuacja wyglądała w ten sposób non stop, to raczej szybciutko machnąłbym na to ręką. Jednak najbardziej dobijał mnie fakt, że po paru dniach Oliwia znowu sprawiała wrażenie totalnie we mnie wpatrzonej i przez następne kilka dni było po prostu bosko. Później zołza wracała. Krótko mówiąc, moje życie przypominało jazdę na emocjonalnej kolejce górskiej. Kij i marchewka… a ja, niczym ten osioł, nawet nie myślałem o jakimkolwiek buncie.
– Sama nie wiem, co się ze mną wyprawia – przyznała moja połowica w przypływie miłości. – Momentami wydaje mi się, że bez ciebie wszystko traci sens. A już dzień później tobą pogardzam. Może powinnam odwiedzić psychiatrę?
Specjalista nie doczekał się jej wizyty, jednak po pewnym czasie definitywnie postanowiła się ze mną rozstać. W zwięzłej wiadomości oznajmiła, że związała się z kimś nowym, do kogo wreszcie pała głębokim uczuciem. Cóż, zebrałem wszystkie jej drobiazgi do paczki, żeby móc wysłać pod nowy adres, gdziekolwiek teraz przebywa.
Kiedy wyjmowałem z garderoby kartony należące do Oliwii, jeden z nich mi się wymknął. Z wnętrza wyleciały fotografie jej bliskich, część z nich pochodziła z zamierzchłych czasów. Osłupiałem na widok jednej z nich. Przedstawiała moją babcię w towarzystwie niesławnej Bogusi. Obie panie były nastolatkami, szeroko uśmiechniętymi, przytulonymi niczym najlepsze koleżanki. Nigdy wcześniej nie natknąłem się na tę fotografię. Zerknąłem na jej odwrocie. Wyblakły już napis głosił: „Mama z przyjaciółką Anielą, w stolicy, rok 1931”.
Bogusia była babcią Oliwii. To oznacza, że klątwa dosięgła już kolejne pokolenie. Ale kto wie, może to zwyczajnie los tak chciał? Trudno powiedzieć. Jedyne, co wiem na pewno, to że gdybym tylko uwierzył w to, co podpowiadał mi mój Anioł Biblioteki, to moje życie byłoby bogatsze o całą dekadę.
Piotr, 37 lat