Reklama

Pierwsze lata naszego małżeństwa z Bartkiem były pełne pasji, planów i wspólnych marzeń. Kochałam jego ambicję. Kiedy opowiadał o swoich pomysłach, jego oczy błyszczały, a ja czułam, że mogę zdobyć z nim cały świat. Jego praca była dla niego ważna, ale zawsze znajdowaliśmy czas na wspólne chwile. Z czasem jednak wszystko zaczęło się zmieniać. Bartek coraz częściej pracował wieczorami, a jego telefony nie przestawały dzwonić nawet w weekendy. Myślałam, że to tylko chwilowe, że to projekt, który kiedyś się skończy. Ale projekty zmieniały się w kolejne, a ja powoli znikałam z jego priorytetów.

Reklama

Brakowało nam wspólnego czasu

Każdy dzień wyglądał tak samo. Rano Bartek szybko wychodził do pracy, obiecując, że wróci na czas. Wieczorem wbiegał do domu z laptopem w ręku, rzucał mi szybkie „cześć” i siadał przy stole, kontynuując pracę. W weekendy, kiedy próbowałam zorganizować coś wspólnie, zawsze znajdował wymówkę.

Pewnego wieczoru, kiedy po raz kolejny usiadł do laptopa zaraz po wejściu do domu, postanowiłam spróbować porozmawiać.

– Bartek, może dziś zjesz kolację w domu? – zapytałam, siadając obok niego. – Dawno nie mieliśmy chwili tylko dla siebie.

Bartek nawet na mnie nie spojrzał.

– Kochanie, wiesz, że chciałbym, ale mam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia. Obiecuję, że jutro znajdę czas.

Westchnęłam ciężko, próbując ukryć swoje rozczarowanie.

Zawsze mówisz „jutro”. A jutro znowu pracujesz do późna – odpowiedziałam, starając się nie podnieść głosu.

Bartek w końcu spojrzał na mnie.

– Ewelina, robię to dla nas. Chcę, żebyśmy mieli stabilną przyszłość – odparł, jakby to miało rozwiązać wszystko.

– A co z teraźniejszością? – zapytałam cicho, ale on już wrócił do swoich maili.

Byłam zbyt zmęczona, żeby dalej dyskutować. Schowałam talerze do zmywarki i poszłam do sypialni.

Czułam się coraz bardziej samotna

Kolejne tygodnie mijały, a sytuacja się nie zmieniała. Wręcz przeciwnie, Bartek wydawał się coraz bardziej pochłonięty swoimi projektami. Telefon dzwonił nawet podczas niedzielnych śniadań, a ja przestałam liczyć na wspólne wieczory. W piątki wieczorem siadałam na kanapie z książką lub filmem, czekając, aż Bartek skończy swoje telefony. Ale kiedy to w końcu się działo, byłam już tak zrezygnowana, że marzyłam tylko o spokoju.

W końcu postanowiłam spróbować raz jeszcze.

Może w ten weekend wyjedziemy gdzieś razem? – zapytałam pewnego ranka, gdy jadł szybko przygotowane przeze mnie śniadanie. – Potrzebuję cię, chociaż na chwilę.

Bartek zmarszczył brwi, jakby nie rozumiał, o co mi chodzi.

– Wiesz, że teraz nie mogę – odpowiedział sucho. – Ten projekt jest kluczowy, jeśli chcemy, żeby wszystko poszło zgodnie z planem.

– Czyli co? Wszystko inne, tylko nie ja? – zapytałam, patrząc na niego z goryczą. – Czy ja w ogóle jestem częścią tego planu?

Bartek odłożył widelec i spojrzał na mnie, jakby dopiero teraz zauważył, że coś jest nie tak.

– Ewelina, nie dramatyzuj. Robię to dla nas.

Poczułam, jak coś we mnie pęka. Nie powiedziałam już nic więcej, ale wiedziałam, że nasza relacja powoli się rozpada.

W końcu nie wytrzymałam

Nie wytrzymałam podczas rodzinnego obiadu u teściów. Atmosfera była napięta od samego początku, a Bartek, jak zwykle, opowiadał o swoich projektach, zupełnie ignorując to, co działo się wokół niego.

– Bartek, może powiesz wszystkim, jak wygląda nasze małżeństwo? – powiedziałam nagle, przerywając jego monolog. – Jak praca jest dla ciebie ważniejsza ode mnie.

Teściowa spojrzała na mnie zaskoczona, a Bartek zamarł.

– Co ty wygadujesz? – zapytał zdenerwowany. – Przesadzasz, jak zwykle.

– Nieprawda? – rzuciłam z goryczą. – A ile razy w tym tygodniu spędziłeś ze mną więcej niż pięć minut? Nawet na kolację nie masz czasu!

– Pracuję dla nas! – uniósł głos. – Chcę, żebyśmy mieli wszystko, czego potrzebujemy.

Wiesz, czego potrzebuję? – zapytałam, patrząc mu prosto w oczy. – Ciebie. Ale widzę, że to zbyt wiele.

W pokoju zapadła cisza. Spojrzałam na twarze teściów i Bartka, ale nikogo nie obchodziło, jak bardzo mnie to wszystko boli.

Czy wreszcie to zrozumie?

Po obiedzie wróciliśmy do domu w milczeniu. Gdy tylko zamknęłam drzwi, Bartek próbował coś powiedzieć.

– Ewelina, przepraszam za to, co się stało – zaczął niepewnie.

– Nie chodzi o to, co się stało u twoich rodziców – przerwałam mu. – Chodzi o to, co dzieje się każdego dnia.

Bartek usiadł na kanapie, chowając twarz w dłoniach.

– Przecież wiesz, że cię kocham. Nie rozumiem, dlaczego tak to widzisz.

– Bo miłość to nie tylko słowa – powiedziałam z goryczą. – To czas, gesty, bycie obecnym. A ty ciągle jesteś gdzie indziej.

Bartek spojrzał na mnie z mieszaniną winy i zaskoczenia.

– Masz rację – przyznał w końcu. – Nie zauważyłem, jak bardzo cię raniłem.

– Bo nigdy nie patrzyłeś – odparłam cicho. – Nie chcę być w związku, w którym zawsze jestem na drugim miejscu.

Bartek wziął głęboki oddech.

– Muszę coś z tym zrobić – powiedział stanowczo. – Zanim będzie za późno.

Postanowił coś zmienić

Kilka dni później Bartek przyszedł do mnie z decyzją, której się nie spodziewałam.

Zrezygnowałem z dodatkowego projektu – powiedział z powagą. – Nie chcę, żeby praca była ważniejsza od ciebie.

Poczułam ulgę, ale też pewną nieufność.

– Dziękuję. Mam nadzieję, że to nie tylko chwilowa zmiana – odpowiedziałam spokojnie.

– Nie jest – zapewnił. – Chcę, żebyśmy znów byli szczęśliwi.

Pierwsze tygodnie były trudne. Bartek wciąż łapał za telefon, ale widziałam, że się stara. Powoli zaczęliśmy odbudowywać naszą relację. Kolacje znów stawały się wspólnym rytuałem, a weekendy – czasem dla nas.

– Nie zauważyłem, jak wiele nas kosztowała moja obsesja na punkcie pracy – powiedział pewnego wieczoru.

– Najważniejsze, że to zauważyłeś – odpowiedziałam.

Nasze życie wciąż nie jest idealne. Bartek ma przed sobą długą drogę, by nauczyć się równoważyć pracę i życie prywatne, ale teraz widzę, że naprawdę się stara.

Pewnego dnia, podczas spaceru, zatrzymał się i spojrzał mi w oczy.

– Zawsze myślałem, że praca to wyraz miłości – powiedział. – Ale dzięki tobie zrozumiałem, że miłość wymaga obecności.

Uśmiechnęłam się, czując, że nasza droga dopiero się zaczyna, ale teraz idziemy nią razem.

Reklama

Ewelina, 30 lat

Reklama
Reklama
Reklama