Reklama

Zawsze myślałem, że po czterdziestce wszystko się uspokaja – emocje, serce, potrzeby. Że człowiek po rozwodzie nie ma już siły ani odwagi, by znowu ryzykować. A jednak dałem się namówić. Aplikacja randkowa. Kilka przesunięć palcem, zdjęcie, krótki opis. Potem rozmowa, wymiana wiadomości. Ktoś mnie zaciekawił – w profilu miała tylko jedno zdjęcie, w kapeluszu, z lekkim uśmiechem. Nie widziałem dobrze twarzy, ale coś mnie tknęło. Umówiliśmy się w restauracji. Przed wyjściem poczułem niepokój. Jakby coś mi mówiło: „Adam, lepiej dziś zostań w domu”.

Reklama

Nie wiem, co mnie przekonało

Wszedłem do restauracji punktualnie, bo zawsze byłem z tych, co nie lubią się spóźniać. Rozejrzałem się po sali, szukając znajomego kapelusza albo uśmiechu z profilu. I wtedy ją zobaczyłem. Siedziała przy stoliku w rogu, jakby nigdy nic. Magda. Moja była żona.

To jakiś żart? Ty?! – wypaliłem głośniej, niż zamierzałem. Goście odwrócili głowy.

– Nie żart, tylko przeznaczenie. Widziałam twoje zdjęcie i pomyślałam, że to znak – powiedziała z taką lekkością, jakbyśmy rozstali się wczoraj w zgodzie.

– To raczej koszmar – syknąłem, ale nie ruszyłem się z miejsca. Stałem nad nią jak idiota.

Wzruszyła ramionami.

– Usiądź. I tak już jesteś.

Nie wiem, co mnie przekonało. Może szok. Może naiwna ciekawość. Usiadłem. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Ta sama twarz, te same oczy. Ale coś w niej było innego. Spokojniejsza?

– Długo się zastanawiałam, czy kliknąć „lubię to” – powiedziała. – Ale stwierdziłam, że los czasem wie, co robi.

– A ja stwierdziłem, że chyba straciłem rozum – mruknąłem.

Magda zaśmiała się cicho, jakby właśnie o to chodziło.

– To co, zamawiamy?

Powiedziała, po co to wszystko

– Może czerwone? – zapytała, nie czekając na moją odpowiedź. Dała kelnerowi znak ręką, jakby to był nasz cotygodniowy rytuał, a nie przypadkowe spotkanie po trzech latach milczenia. Kelner skinął głową i oddalił się z kartą, której nawet nie dotknąłem.

– Magda, po co to wszystko? – spytałem w końcu, siląc się na obojętność.

– Bo może jeszcze nie wszystko straciliśmy – odparła, spokojna jak nigdy. – Może po prostu wtedy nie umieliśmy.

– Nie umieliśmy? – parsknąłem. – Ty nie umiałaś. Ja próbowałem.

– Wiem – skinęła głową. – Dlatego tu jestem.

Kelner przyniósł zamówienie. Powinienem wstać i wyjść. Ale zostałem.

Może to dziwne, ale wciąż o tobie myślę – powiedziała cicho.

– Myślisz? Po tym wszystkim, co było?

– Może właśnie dlatego. Chciałam spróbować naprawić.

Wszystko smakowało dobrze, ale nie miało to żadnego znaczenia. Patrzyłem na kobietę, która była moją największą miłością i największym błędem.

– I myślisz, że kolacja to załatwi? – spytałem.

– Nie. Ale może to początek. Nie chcę cię odzyskać. Chcę, żebyś wiedział, że rozumiem.

Zmarszczyłem brwi. To nie brzmiało jak Magda. Nie ta Magda, którą znałem.

– Dlaczego teraz?

Wzruszyła ramionami.

– Bo nie potrafię dalej żyć, udając, że cię nie było.

Patrzyłem na nią długo. Wtedy właśnie poczułem to znajome ukłucie. Nostalgia. Ale zaraz potem przyszła frustracja. I wina.

To pułapka

– Magda, przestań – powiedziałem. – Nie udawajmy, że to zwykła rozmowa. To pułapka. Zawsze umiałaś to robić – owinąć wszystko w ładne słowa i udawać, że nic się nie stało.

– To nie tak… – zaczęła.

– A jak? – wszedłem jej w słowo. – Zdrady też były „nie tak”? Krzyki, oskarżenia, ciągłe awantury – to wszystko też można zamieść pod dywan?

Magda spoważniała. Oparła się o krzesło, skrzyżowała ramiona.

– Nie zdradzałam cię z zemsty. Robiłam to, bo czułam się sama. Bo byłeś zimny, zamknięty, nieobecny.

– Aha, czyli wszystko moja wina? – głos mi zadrżał. – Wróciłem późno z pracy, więc poleciałaś w cudze ramiona?

– Nie szukałam ich – powiedziała. – Po prostu przestaliśmy być dla siebie ważni.

– Rozwiedliśmy się, bo zniszczyłaś mnie od środka! – uderzyłem pięścią w stół, aż kieliszek się zachwiał.

– Nie, rozwiedliśmy się, bo bałeś się żyć! Wszystko musiało być pod linijkę! Każde uczucie, każda rozmowa. Kontrolowałeś każdy mój krok! – jej głos był już głośniejszy.

– Nie wierzę, że znów tu siedzę i słucham tego samego! – krzyknąłem.

– To może wyjdź! – warknęła. – Ale przynajmniej powiedz to wprost. Że nie potrafisz mi wybaczyć. Bo ja już ci wybaczyłam.

Ludzie w restauracji patrzyli. Kelner udawał, że poleruje szklanki. A ja… ja czułem, że się trzęsę. Ze złości. Z żalu. I z tej przeklętej bezradności, którą Magda zawsze we mnie wywoływała.

I znów zostałem sam

Magda podniosła torebkę z podłogi i wstała gwałtownie, przewracając przy tym krzesło.

– Szkoda czasu. Nie potrzebuję twojej litości – rzuciła przez zaciśnięte zęby.

Nie odpowiedziałem. Zamilkłem, jak wtedy, gdy wychodziła z naszego mieszkania po raz ostatni. Tak samo zadzierała brodę, tak samo kłamała, że to już jej nie rusza. Wtedy też milczałem. Zawsze byłem dobry w milczeniu.

Powodzenia, Adam. Ale nie oszukuj się. Przeszłość i tak cię dopadnie – dodała cicho, już przy drzwiach.

Odwróciła się na pięcie i wyszła, zostawiając po sobie zapach perfum, który kiedyś kojarzył mi się z domem, a dziś – z polem minowym.

Zostałem sam. Jedzenie wystygło, kelner nieśmiało się zbliżył.

– Czy mam zapakować resztę do domu? – zapytał, patrząc gdzieś ponad moją głową.

– Nie, proszę to wyrzucić. Tak będzie najlepiej – odparłem gorzko.

Kelner skinął głową i odszedł. Oparłem łokcie o stół i wpatrywałem się w puste miejsce naprzeciwko. Nie wiem, jak długo tak siedziałem. Zniknęła z mojego życia już dawno, a jednak jej obecność znów wyciągnęła rękę, żeby mnie udusić.

Nie powinienem był przychodzić. Ale przyszedłem.

Nie powinienem był z nią rozmawiać. Ale rozmawiałem.

Wyszła, jak zwykle zostawiając za sobą bajzel emocjonalny, który to ja miałem potem sprzątać. I znów zostałem sam.

I znów nie wiedziałem, co z tym wszystkim zrobić.

Magda miała rację

Kiedy wróciłem do mieszkania, zapaliłem światło w przedpokoju i rzuciłem klucze na półkę. Cisza powitała mnie jak stary znajomy. Zdjąłem płaszcz, usiadłem na kanapie i sięgnąłem po telefon. Aplikacja randkowa nadal była otwarta – uśmiechnięte twarze, filtry, opisy pełne „pasji do życia” i „miłości do kotów”.

Przesunąłem kilka profili bez większego zainteresowania. Każda z nich była jak widmo, które mogłoby się okazać kolejną Magdą. Albo, co gorsza, kimś zupełnie obojętnym. Patrzyłem na ekran, ale myślami byłem w tamtej restauracji. Magda miała rację – przeszłość i tak mnie dopada. W kółko. Zawsze pod inną postacią, ale z tym samym skutkiem.

Wyłączyłem aplikację. Przez chwilę siedziałem w ciszy, a potem, bez większego namysłu, nacisnąłem „usuń konto”. System zapytał: „Na pewno chcesz usunąć profil?”

– Tak – szepnąłem.

Telefon zgasł. Uczucie ulgi było krótkie, ale prawdziwe. Nie jestem gotowy. I może długo jeszcze nie będę. Zanim znów się otworzę, muszę najpierw poukładać w sobie to, co rozbiło się dawno temu. I co, jak się dziś okazało, wcale nie zniknęło.

Nie tęsknię za Magdą. Tęsknię za sobą – za tym, kim byłem, zanim to wszystko się posypało.

Podszedłem do lustra w łazience. Przez chwilę patrzyłem na siebie bez słowa. Potem zgasiłem światło.

Zacznę od siebie. I może to wystarczy.

Adam, 43 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama