Reklama

Tego dnia pracowałam w domu, bo w biurze mieliśmy remont. Właśnie chciałam sobie zrobić przerwę na kawę, gdy zadzwonił domofon. Byłam pewna, że to listonosz, więc wpuściłam go bez pytania. Chwilę potem rozległ się dzwonek do drzwi. Otworzyłam i zmartwiałam, bo na progu stał groźnie wyglądający mężczyzna.

Reklama

Z zasady nie jestem taki nieprzyjemny

– Czy tu mieszka Antoni K? – zapytał z mocą.

– Nie! – odparłam.

– Ale jest tu zameldowany?

– Już nie jest. Od dwóch lat mój były mąż ma inny adres – stwierdziłam.

Zobacz także

– Powie mi pani, jaki? – facet nadal był obcesowy, ale chyba nadrabiał miną. Miał takie dobre, łagodne oczy...

– Niestety nie, bo go nie znam. Nie po to się z tym panem rozwiodłam cztery lata temu, aby śledzić, dokąd się w końcu wyprowadził z mojego mieszkania. Ledwo udało mi się go pozbyć i teraz jestem bezgranicznie szczęśliwa, że zniknął z mojego życia! – odparłam spokojnie.

Facet wyraźnie się zmieszał.

– Przepraszam, z zasady nie jestem taki nieprzyjemny – mruknął. – Pan K. wystawił nam niekompletną fakturę. Mimo wielokrotnych monitów nie zrobił korekty, więc miałem nadzieję, że…

– Pan z firmy X? – skojarzyłam.

– Dokładnie! Coś pani jednak wie na ten temat! – ucieszył się.

– Tylko tyle, że pana listy przychodzą na ten adres. Nie odbierałam ich na poczcie, skoro nie były do mnie, ale skojarzyłam nazwę – przyznałam.

– Ach, tak – ton jego głosu był już łagodniejszy. – Jestem właścicielem firmy, nazywam się Igor P.

– Karolina P. – skinęłam głową.

Jego nazwisko wydało mi się przez chwilę znajome…

– To ja już nie będę pani niepokoił – stwierdził. – Życzę pani miłego popołudnia, do widzenia – powiedział.

– Do widzenia – z ociąganiem zamknęłam za nim drzwi.

„Przystojny był” – pomyślałam „Chętnie bym go zaprosiła na kawę, ale…. Niby pod jakim pretekstem?”.

Bilecik z przeprosinami

Fałszywe faktury, finansowe przekręty… Jakież to podobne do mojego byłego męża! Przez pięć lat naszego małżeństwa widziałam niejedno. A nasza sprawa o podział majątku trwała dwa lata, bo chciał mnie ograbić ze wszystkiego, także z kawalerki, którą dostałam przed ślubem.

„Swoją drogą, ciekawe, czym zajmuje się ta firma X”| – zastanawiałam się. Sprawdziłam to następnego dnia w pracy, wpisując zapytanie do Internetu. Sprzedaż sprzętu elektronicznego. „Hm… W sumie przydałby mi się nowy komputer, bo mój stary laptop ostatnio częściej lądował w naprawie, niż był w domu” – pomyślałam, wiedząc doskonale, że sama sobie wynajduję preteksty, aby jeszcze raz zobaczyć pana Igora.

Zanim jednak zdecydowałam się zadzwonić do firny X w sprawie nowego laptopa, pod moimi drzwiami stanął goniec z wielkim bukietem kwiatów.

– To dla mnie? – oczy mi rozbłysły jak małej dziewczynce.

– Jeśli nazywa się pani P., to jak najbardziej – powiedział goniec.

Do kwiatów był dołączony bilecik z przeprosinami od pana Igora za wczorajsze najście. Oczywiście, od razu do niego zadzwoniłam.

– Naprawdę, nie trzeba było… – stwierdziłam.

– Ale to dla mnie prawdziwa przyjemność obdarować panią kwiatami – usłyszałam i zrobiło mi się jeszcze milej.
Były mąż nigdy nie kupował mi kwiatów, bo uważał, że to strata pieniędzy.

Porozmawialiśmy z panem Igorem przez chwilę o tym, jak nam obojgu minął dzień. Odkładając słuchawkę, miałam wrażenie, że nie jest to nasza ostatnia rozmowa. Tym bardziej, że wspomniałam mu o swoich kłopotach z komputerem. Tak niby przypadkiem…

Faktycznie, nie zawiodłam się, bo zadzwonił po kilku dniach z wiadomością, że akurat przyszły do jego firmy świetne laptopy po naprawdę promocyjnych cenach. Trochę mi było głupio go tak wykorzystywać, ale jeszcze bardziej chciałam go znowu zobaczyć. Kiedy zaproponował, że przywiezie mi komputer następnego dnia wieczorem, wprost nie mogłam usiedzieć w pracy. Umówiłam się po południu do fryzjera, aby odświeżyć farbę. Mimo że miałam dopiero 34 lata, to już zaczynałam siwieć. Ciężkie przeżycia z dzieciństwa pozostawiły swój ślad nie tylko w mojej psychice…

Co by było, gdyby...

Kiedy miałam pięć lat, zmarła moja mama. Była jedyną osobą na świecie, którą obchodził mój los. Ojciec zniknął z naszego życia chwilę wcześniej, podobno stwierdził, że małżeństwo i ojcostwo nie są dla niego. Wtedy pewnie mama była z tego zadowolona, bo lubił zaglądać do kieliszka, a pijany robił w domu burdy. Pamiętam te awantury, chociaż byłam wtedy taka mała. Mocno wryły się w moją psychikę. Niestety, kiedy trafiłam do domu dziecka, z powodu żyjącego gdzieś tam ojca, mającego nieograniczone prawa rodzicielskie, nie mogłam zostać adoptowana.

Szczególnie zapadła mi w pamięć jedna para, która często odwiedzała sierociniec. Dość pulchna pani miała cudowny uśmiech. Do dziś pamiętam smak i zapach ciasteczek, które mi przynosiła i które wcześniej sama piekła. A jej wysoki, zawsze lekko zgarbiony mąż rozmawiał ze mną jak z dorosłą. Czułam się tym wyróżniona i marzyłam o tym, aby mnie wzięli ze sobą do domu. Kilka lat później dowiedziałam się, iż bardzo zabiegali o to, aby mnie adoptować, ale niestety, prawo było bezlitosne. Miałam już ojca. Cóż z tego, że nieobecnego?

Ci państwo adoptowali więc inne dziecko. A ja zostałam w bidulu i dopiero, gdy byłam już dorosła, odniosłam niewielką korzyść z tego, że P. był moim biologicznym tatą. Po jego śmierci odnalazł mnie bowiem adwokat – wykonawca jego testamentu. Okazało się, że odziedziczyłam kawalerkę. Tę samą, którą dziesięć lat później usiłował mi odebrać po rozwodzie mój były mąż. On także, niestety, niezmiernie przyczynił się do powstania mojej siwizny.

Wielokrotnie zastanawiałam się, jak potoczyłoby się moje życie, gdybym jednak została wtedy adoptowana. Gdybym miała rodziców, którzy dbaliby o mnie, kochali mnie... Czy wtedy potrafiłabym dostrzec, że Antek to drań? Czy przybrany ojciec uratowałby mnie przed jego rękoczynami? No i ciekawe, co teraz by powiedzieli o Igorze…?

W końcu będę musiała wyznać mu prawdę

Tamtego wieczoru przyszedł, skonfigurował mi laptopa i spędziliśmy miłe chwile na rozmowie przy herbacie. A kiedy wychodził, zapytał, czy poszłabym z nim do kina... I tak zaczęliśmy się umawiać. Mijały tygodnie, a ja po raz pierwszy w życiu cieszyłam się, że były mąż podczas swojego kolejnego przekrętu podał mój adres. Dzięki temu przecież spotkałam Igora.

Było nam ze sobą bardzo dobrze. Igor okazał się opiekuńczy i czuły. Utwierdzał mnie w przekonaniu, że jestem wartościową osobą i okazywał, jak bardzo mnie pokochał. Powoli się przed nim otwierałam, ale nie byłam jeszcze gotowa wyznać, że dzieciństwo spędziłam w domu dziecka. Bałam się, że to go może do mnie zrazić. Przekonałam się wiele razy, że ludzie z reguły nie reagują dobrze na taką informację, jakby dzieci z sierocińca były same sobie winne, że spotkał je taki los. Nie kłamałam, ale też i nie wyprowadzałam go z błędu, gdy sądził, że wychował mnie ojciec w którego domu teraz mieszkałam.

Z drżeniem serca jednak myślałam o tym, że nasz związek staje się coraz poważniejszy i w końcu będę musiała wyznać mu prawdę. „Jak na to zareaguje?” – zadręczałam się. „No i jak przyjmą tę informację jego rodzice, których niedługo miałam poznać?”.

Przed wizytą w rodzinnym domu Igora byłam spięta jak nigdy. Z moimi byłymi teściami za nic nie mogłam się dogadać, zawsze tworzyli jeden front z Antkiem, opowiadając się za nim nawet w wypadku jego najgorszych występków. Jak będzie tym razem?

Jestem zupełnie inny, bo…

Igor także wydawał się być nieco zdenerwowany. Kiedy podjeżdżaliśmy pod jego rodzinny dom, stanął przy krawężniku, po czym odwrócił się do mnie z tak rzadką dla niego poważną miną.

– Zastanawiałem się… – zaczął. – To znaczy… Uważam, że powinnaś o czymś wiedzieć… – zająknął się.

– O czym, kochanie? – spytałam.

– Może ci się wydać dziwne, że nie jestem za bardzo podobny do moich rodziców. Prawdę mówiąc, to jestem zupełnie inny, bo… Zostałem przez nich adoptowany, gdy miałem osiem lat – wyrzucił w końcu z siebie.

Patrzyłam na niego zdumiona. Chyba źle odczytał moje spojrzenie, bo zaczął się tłumaczyć.

– Przepraszam, że do tej pory ci tego nie powiedziałem…

– Nie przepraszaj! – przerwałam mu gwałtownie. – Przecież nie ma za co! Ja… też muszę ci coś wyznać. Jako dziecko wcale nie mieszkałam z ojcem. Prawdę mówiąc, to prawie go nie znałam, bo zostawił nas, gdy byłam mała. Po śmierci mamy trafiłam do domu dziecka – powiedziałam. – Ty miałeś więcej szczęścia, masz przybranych rodziców. Mój ojciec nie chciał się mną opiekować, ale i nie zrezygnował ze swoich praw. Nie miałam szansy zobaczyć, jak wygląda prawdziwy rodzinny dom.

– Och, skarbie! – Igor przytulił mnie mocno. – Jestem teraz pewny, że moi rodzice ci się spodobają. A oni na pewno cię pokochają, to wspaniali ludzie – zapewnił mnie, wzruszony.

Usiłowałam się jakoś pozbierać

I tak z lżejszym sercem stanęłam przed drzwiami jego domu. I pierwszą rzeczą, która do mnie dotarła, zanim jeszcze otworzyły się drzwi, był słodki zapach ciasteczek…

A potem na progu stanęła niewysoka pulchna kobieta o ciepłym uśmiechu. A za jej plecami zobaczyłam lekko zgarbionego pana. Poznałam ich! I z wrażenia po prostu straciłam głos. Oni, oczywiście, nie mieli pojęcia, kim jestem, minęło przecież dwadzieścia siedem lat od momentu, gdy mnie widzieli ostatni raz. Usiłowałam się jakoś pozbierać, a oni oczywiście wzięli moje zmieszanie za tremę przed poznaniem przyszłych teściów i za wszelką cenę starali się mnie uspokoić. W końcu przy kawie ojciec Igora, aby podtrzymać rozmowę, nagle stwierdził:

– Pawińska… Znaliśmy kiedyś jedną dziewczynkę o takim nazwisku…

– Wiem… – szepnęłam, a w moich oczach błysnęły łzy, których już nie mogłam powstrzymać.

– Karolcia? – spytała ze zdumieniem pani Olga.

Tylko pokiwałam głową. Wzruszenie znowu odebrało mi mowę.

– To niesamowite, naprawdę niezwykłe! – powtarzał potem pan Tomasz, a mama Igora opowiadała mi, jak bardzo żałowali, że nie mogli mnie adoptować.

– Chcieliśmy chociaż cię nadal odwiedzać, ale pani psycholog z domu dziecka powiedziała, że to by tylko mogło pogorszyć sytuację. Bardziej byś cierpiała…

– Co za bzdura! – zmartwiałam.

Jakaś obca baba w ten sposób bezlitośnie skazała mnie na samotność!

– Ale przynajmniej ty miałeś dzięki temu normalne dzieciństwo i kochających rodziców – szepnęłam do poruszonego Igora.

– Ty także już masz kochających rodziców – pani Olga przytuliła mnie mocno. –

Widzisz, co jest gdzieś tam zapisane w gwiazdach, wcześniej czy później musi się wydarzyć. Marzyliśmy o tobie z Tomaszem i w końcu jesteś z nami.

Ja także nie mogłam sobie wymarzyć lepszych rodziców niż oni. Dzisiaj jesteśmy już z Igorem po ślubie, a do moich ukochanych teściów mówię „mamo” i „tato”.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama