„Nie wierzyłem w ani jedno słowo tarocistki i żartowałem z jej wróżb. A jednak pewna kobieta była mi przeznaczona”
„– Więc to nie lipa? Te sukcesy artystyczne, podróże, wybranka… – Ależ nie, Siódemko Karo. Chyba że wolisz: Olku – zaśmiała się. Zdębiałem. Teraz naprawdę zrobiło mi się trochę nieswojo. Przecież nie przedstawiałem się”.

- Aleksander, 34 lata
Było to po czwartym roku studiów. Z kolegą i koleżanką pojechaliśmy nad morze autostopem. Wtedy tak się podróżowało: darmowy przejazd, spanie w przydrożnych snopkach i dopiero za pole namiotowe na wybrzeżu trzeba było zapłacić. Jak co roku postanowiliśmy zatrzymać się w Gdańsku. Jarmark Dominikański był okazją do dreptania po starym mieście, oglądania stert antyków i ich podróbek, a dla nas, studentów Akademii Sztuk Pięknych, sposobność popatrzenia na piękną architekturę.
Chciałem chwilę odpocząć
Do Olsztynka jechaliśmy ciężarówką z butlami gazowymi. Potem zabrała nas nysa z nadleśnictwa Ostróda, a od Elbląga do Gdańska trafił się nam elegancki wartburg z przemiłym kierowcą, który dowiózł nas nad samą Motławę. Było wczesne popołudnie, kiedy stanęliśmy na starówce. Agata i Adam, moi przyjaciele, najwyraźniej chcieli pobyć trochę razem, więc zaproponowali rozdzielenie naszej grupki. Rozstaliśmy się przy Zielonej Bramie i tu umówiliśmy się za trzy godziny. Oni poszli Długim Targiem w stronę ratusza, a ja wybrałem spacer Pobrzeżem Rybackim nad rzeką.
Doszedłem do słynnego żurawia i postanowiłem odsapnąć – nigdzie mi się nie spieszyło, a turystyczne bambetle swoje ważyły. Rozejrzałem się, szukając wygodnego miejsca dla siebie, plecaka i namiotu.
– Można? – spytałem kobietę, która siedziała na niskim stołeczku przy turystycznym stoliku; obok niej było trochę wolnego chodnika.
– Oczywiście – odpowiedziała.
Zrzuciłem z siebie graty, usiadłem i oparłem się o murek, szczęśliwy, że siedzę i jest mi lekko. Nagle kobieta zwróciła się do mnie, wskazując na drugie krzesełko.
– Zapraszam – powiedziała.
Rozbawiło mnie to
Odwróciłem głowę w stronę miłej pani. Przy stoliku siedziała kolorowa jak papuga Cyganka. Kobieta miała zawiązaną na głowie wielką chustę, spod której wystawały czarne jak węgiel włosy. Biała bluzka, czarny serdak przypominający gorset, szeroka i długa do samej ziemi spódnica w wielkie kwiaty. Naprawdę trudno było powiedzieć, ile ma lat – makijaż starannie ukrywał wiek, mocno karminowe usta świeciły jak neon, a solidne kreski podkreślały oczy i brwi. Tylko głos świadczył, że to bardziej dziewczyna niż nestorka rodu.
– Powróżyć? – spytała z nieco zalotnym uśmiechem.
– Że co? – zgłupiałem. – Mnie?
– Karty prawdę mówią…
– Jasne, nawet dwie…
– Połóż pieniążek, a zobaczymy, co cię czeka – kusiła dziewczyna.
Trzeba przyznać, że była w tym kuszeniu naprawdę sympatyczna. No i zaprosiła mnie na krzesełko, więc nie wypadało odmówić. Z kieszeni koszuli wyjąłem poskładane w kostkę dwadzieścia złotych.
– Mam tyle… – powiedziałem.
– Mały pieniądz, mała wróżba…
Dziewczyna postawiła m tarota
Cyganka uśmiechnęła się i położyła karty na banknocie. Podniosła je, ale pieniędzy już na stoliku nie było. Sprawnie przetasowała talię.
– Twój ulubiony kolor? – spytała.
– Błękitny.
– W kartach – parsknęła śmiechem.
– Aaa! Karo.
Cyganka rozłożyła na stole dwadzieścia cztery karty, grzbietami do góry. Rzędami odkrywała je i z każdą następną – coraz bardziej się dziwiła.
– Żadnego kara… – szeptała i odwracała następne karty.
Wreszcie, jako przedostatnia, pokazała się siódemka z czerwonym diamentem. Dziewczyna spojrzała mi głęboko w oczy.
– Jesteś kimś wyjątkowym… – powiedziała poważnym tonem.
– Mhm, akurat… – nie uwierzyłem.
– Tak, jesteś. Jedno karo wśród 24 kart, i to na dodatek jedyna karta poza figurami, która jest asymetryczna.
– Jak to?
– Normalnie: pozostałe kara możesz dowolnie odwracać i wyglądają tak samo. Tylko siódemka ma „górę” i „dół” – jeszcze raz spojrzała na mnie, a potem z uwagą na stół.
Nie wierzyłem w to
– Przed tobą życie pełne niezwykłych wydarzeń, sukcesów. Wiele podróży. I w trakcie jednej z nich spotkasz tę jedyną. Tyle mówią moje karty.
– A ty? Dodasz coś od siebie?
– Nie mogę, to przeznaczenie układa karty – zastrzegła.
– Nie chcę cię urazić, ale… ja zupełnie nie wierzę we wróżby.
Cyganka uśmiechnęła się szczerze, z lekkim pobłażaniem.
– Nie trzeba wierzyć w przeznaczenie, ale ono i tak działa. I to przecież los zdecydował o tym, że to ty dźwigasz namiot…
Miała rację.
– Nie jesteś prawdziwą Cyganką… – patrzyłem w jej brązowe oczy i bardziej twierdziłem niż pytałem.
– Nie jestem. Charakteryzacja pomaga zarabiać w wakacje. Ale nie trzeba być Cyganką, żeby umieć czytać z kart.
– Więc to nie lipa? Te sukcesy artystyczne, podróże, wybranka…
– Ależ nie, Siódemko Karo. Chyba że wolisz: Olku – zaśmiała się.
Zdębiałem. Teraz naprawdę zrobiło mi się trochę nieswojo. Przecież nie przedstawiałem się… Dziewczyna zauważyła moją zaskoczoną minę.
– Nie, to nie magia – zaśmiała się, nachyliła się do mnie i ściszyła głos do szeptu: – Przez kieszonkę prześwituje ci legitymacja studencka…
Oboje parsknęliśmy śmiechem.
Musiałem iść
– Rany, zasiedziałem się – powiedziałem. – Muszę już iść. A twoje karty nie mówią przypadkiem, czy się jeszcze spotkamy?
Uśmiechnęła się. Wyjęła z talii siódemkę karo i położyła na stoliku. Potasowała resztę kart, wyjęła jedną i nie odkrywając, położyła obok.
– Ja jestem dziewiątką pik – powiedziała. – Odwróć… – zachęciła.
Delikatnie uniosłem kartę: obok mojej asymetrycznej siódemki leżała dama trefl.
– Sam widzisz – powiedziała dziewczyna. – Pamiętaj: uważaj na szatynki, szczególnie podczas podróży. Udanych wakacji, Siódemko!
Zabrałem plecak i namiot, spojrzałem na kobietę z kartami. Nie zwracała już na mnie uwagi. Mimo to pomachałem jej na pożegnanie. Nie podnosząc głowy znad stołu, zamachała do mnie jedną kartą. To był kierowy as. Ciekawe, co oznaczał… Wieczorem, kiedy siedzieliśmy na wydmie, opowiedziałem przyjaciołom o przygodzie z wróżbą niby-Cyganki. Śmiali się oboje i za nic nie chcieli uwierzyć, że dałem się naciągnąć tylko na dwie dychy.
– Przyznaj, że ci się podobała – nabijała się Agata. – Trzeba było po prostu zaprosić ją na lody, na wino.
– Kasa, Agatko. Kasa… – odparowałem ze śmiechem. – A poza tym, Cyganki nie są w moim typie. To raz. A dwa – nie wierzę w te wszystkie przepowiednie, przeznaczenie.
– No i słusznie – rzucił Adam. – Kowalem swego losu każdy jest sam!
– I tego się trzymajmy! – zakończyłem rozmowę i szybko zapomniałem o zabawnej historyjce.
Szczególnie że następnego dnia na kempingu poznaliśmy dwie przemiłe dziewczyny. Wakacje zaczęły się wprost rewelacyjnie.
Minęło kilka lat
Siedziałem w paryskim hotelu „M” i czekałem na nową panią kurator mojej kolejnej wystawy w Galerie Univer, z którą współpracowałem od lat. Wernisaż nazajutrz, a ja przyleciałem ledwie godzinę temu i chciałem wiedzieć, jak wygląda plan dnia. Czekałem w miłym barku i gapiłem się na kapitalny wystrój wnętrza: na białych ścianach wisiały wielkie, nowoczesne w formie karty do gry. Dokładnie naprzeciw mnie była siódemka karo. I wtedy przypomniała mi się tamta historyjka sprzed lat. Uśmiechnąłem się na wspomnienie tamtej przepowiedni dziewczyny przebranej za Cygankę.
– Dobry wieczór, panie Aleksandrze! Witam w Paryżu – ciepły kobiecy głos wyrwał mnie z zadumy. – Jestem Ewa N..
Poderwałem się i zobaczyłem bardzo atrakcyjną szatynkę. Ucałowałem jej dłoń i usiedliśmy. Przedstawiła mi dość bogatą agendę następnego dnia.
– Proszę się nie martwić – mówiła uspokajającym tonem. – Przyjadę po pana o 10 rano i porwę na cały dzień oraz wieczór, okej?
– Jasne, spokojnie oddam się cały w pani ręce – odpowiedziałem.
– Świetnie. Proszę się nie gniewać, że się tak rządzę – uśmiechnęła się uroczo. – No ale takie są damy treflowe… – zaśmiała się radośnie.
– Wierzy pani w przeznaczenie?
– Absolutnie nie, panie Olku! To wierutne bzdury. Co innego karty… – mrugnęła porozumiewawczo.
– Trudno się z panią nie zgodzić – odparłem. – Karty to zupełnie coś innego.