„Ukochany przestrzegał biurowych zasad jak ksiądz 10 przykazań. Nawet w imię miłości nie zrzucił maski zimnego biurokraty”
„Ujął mnie spokojem, tajemnicą, uśmiechem. Nie wnikałam, gdzie znikał na kilka dni. Tłumaczył to projektami, unikał szczegółów. Myślałam, że to normalne. Chciałam wierzyć, że mnie kocha. Nie miałam pojęcia, jak bardzo się myliłam. Wszystko zaczęło się sypać od jednego spotkania w sali konferencyjnej”.

- Redakcja
Codzienność w marketingu miała swój rytm: poranna kawa, odprawa z Beatą, wieczne poprawki do prezentacji i ironiczne komentarze Darka. Mimo chaosu czułam się tam bezpiecznie. Z Łukaszem poznaliśmy się na szkoleniu – szybka chemia, kilka lunchów, wieczorne rozmowy. Po paru tygodniach byliśmy razem. Ujął mnie spokojem, tajemnicą, uśmiechem. Nie wnikałam, gdzie znikał na kilka dni. Tłumaczył to „projektami”, unikał szczegółów. Myślałam, że to normalne. Chciałam wierzyć, że mnie kocha. Nie miałam pojęcia, jak bardzo się myliłam. Wszystko zaczęło się sypać od jednego spotkania w sali konferencyjnej.
Chciałam rzucić czymś w ścianę
– Aniu, jutro o dziesiątej spotkanie strategiczne z zewnętrzną firmą – rzuciła Beata przy ekspresie do kawy. – Obecność obowiązkowa.
Wzruszyłam ramionami. Kolejna analiza, kolejna prezentacja, kolejne zawiłości w arkuszach. W sali konferencyjnej zebrało się nas siedmioro. Beata z notatnikiem, Darek z kawą w kubku z napisem „I hate Mondays”, reszta niepewna, półsenna. Zegar wskazywał 10:01, kiedy drzwi się otworzyły. Weszło troje ludzi. Dwie kobiety i… Łukasz. Mój Łukasz. W garniturze, z teczką, poważny, profesjonalny. Spojrzał gdzieś ponad moją głową. Ani cienia uśmiechu. Serce mi przyspieszyło.
– Dzień dobry – zaczął tonem, który znałam z naszych wspólnych wieczorów, choć teraz brzmiał chłodno. – Jesteśmy zespołem odpowiedzialnym za audyt strukturalny. Dziś przedstawimy wstępne wyniki i kierunki optymalizacji.
Nikt nie wiedział, że jesteśmy razem. Teraz czułam, jak moje policzki momentalnie robią się czerwone. Co on tu robi? Dlaczego nic nie powiedział?
– Proszę o pełną szczerość i współpracę z naszymi partnerami – dodała Beata, jakby wcale nie widziała, że właśnie tracę grunt pod nogami.
Darek nachylił się i szepnął:
– No to będzie ciekawie.
Nie odpowiedziałam. Gdy Łukasz mówił o „zbyt rozbudowanych strukturach marketingu”, miałam ochotę rzucić czymś w ścianę. Czy on mnie w ogóle uprzedził? Czy był gotowy ukrywać to aż do końca? Kiedy skończył mówić, a sala zapełniła się pytaniami, ja wciąż siedziałam nieruchomo. Nie wiedziałam, czy mam płakać, czy śmiać się z własnej naiwności.
Nie mogłam tego zrozumieć
Stał przy swoim czarnym SUV-ie, telefon przy uchu, wyprostowany jak na służbowym plakacie. Podeszłam szybko, nie dając mu szansy na ucieczkę.
– A więc tak to wygląda? – rzuciłam.
Zamarł. Schował telefon do kieszeni.
– Ania, to nie miejsce...
– Nie miejsce? A gdzie jest miejsce, żeby powiedzieć swojej dziewczynie, że przychodzi przeprowadzić audyt w jej firmie?
– Nie mogłem ci powiedzieć. Klauzula poufności. Znasz zasady.
– Przestań, błagam. – Czułam, jak ściska mnie w gardle.
– To nie takie proste. Naprawdę nie mogłem. Wiedziałem, że będzie trudno, ale...
– Trudno?! – głos mi się załamał. – Łukasz, to nie jest jakaś firma z kosmosu. To moja praca, moje życie. To ja siedzę tu po godzinach, ty o tym wiesz!
– Wiem.
Spuścił wzrok. Milczał.
– I co teraz? Mam ci jeszcze podziękować za profesjonalizm?
– Ania, nie chciałem cię skrzywdzić.
– Ale skrzywdziłeś. Tak po prostu. Bez ostrzeżenia. Bez uprzedzenia. Zostawiłeś mnie tam, samą z tym wszystkim.
Odwróciłam się, nie chcąc, żeby widział moje łzy. Ruszyłam w stronę tramwaju. Za plecami usłyszałam jeszcze cicho:
– Przepraszam.
Ale to było za mało. Za późno. I nie zmieniało już kompletnie nic.
Byłam sama przeciw wszystkim
Nie planowałam podsłuchiwać. Po prostu szłam korytarzem, jak zawsze z laptopem w dłoni, gdy usłyszałam znajomy głos. Drzwi do sali konferencyjnej były uchylone.
– Zespół marketingu będzie w pierwszym rzucie – mówił Łukasz.
Zatrzymałam się. Moje imię nie padło, ale wystarczyło.
– Rozumiem – odpowiedziała Beata. – Przygotuję plan komunikacyjny dla zespołu.
Zacisnęłam dłoń na obudowie laptopa. Weszłam. Głośno. Drzwi trzasnęły za mną jak wyrok.
– Więc to już nawet nie chodzi o tajemnicę, tylko o planowaną egzekucję?
Łukasz odwrócił się, zaskoczony.
– Ania… To nic osobistego.
– Nie? – uśmiechnęłam się krzywo. – To dlaczego tak boli?
Beata poprawiła marynarkę, jakby miało to cokolwiek zmienić.
– Ania, proszę, jesteśmy w pracy.
– A ty? Spokojnie pozwolisz, żeby on mnie zwolnił. A może to twój... chłopak? Czy może już eks?
– Nie jestem tu po to, żeby kogokolwiek zwalniać – odezwał się Łukasz. – Tylko wskazujemy, gdzie można wprowadzić zmiany.
– A ja jestem tu, żeby robić swoją pracę. Nie chodzić po polu minowym, które sam podłożyłeś.
– Naprawdę myślisz, że to ja decyduję? – spytał, z cieniem żalu w głosie.
– Nie obchodzi mnie to. Jesteś twarzą tego projektu. Dla mnie to wystarczy.
Chciałam wyjść, ale zanim to zrobiłam, spojrzałam Beacie prosto w oczy.
– Wiesz co? Spodziewałam się więcej po tobie. A może właściwie nie...
Zostawiłam ich w ciszy. Czułam, jak krew dudni mi w skroniach. Już nie chodziło tylko o Łukasza. Teraz byłam sama przeciwko wszystkim.
Nie umiałam już mu zaufać
Siedzieliśmy naprzeciwko siebie w moim mieszkaniu. Łukasz zdjął marynarkę, ale nadal wyglądał jak z innego świata. Zbyt poukładanego. Zbyt cudzego. Cisza między nami była lepka, jak kurz zalegający na półkach, których nie miałam siły sprzątnąć od tygodnia.
– Nie chciałem, żeby tak to wyglądało – odezwał się w końcu.
– A jak to miało wyglądać? Że nagle zrozumiem, że to wszystko to tylko przypadek?
– To nie była gra. Nigdy nie byłem z tobą dla projektu.
– Czyli kiedy mówiłeś, że mnie kochasz, już wiedziałeś, że zredukują mój dział?
– Nie wiedziałem, że to będzie twój dział…
– Ale wiedziałeś, że to może być moja firma. Że możesz być częścią decyzji, które mnie zranią. I mimo to przyszedłeś tu. Jadłeś z nami lunch. Opowiadałeś żarty z Darkiem. A potem rozłożyłeś nas na części pierwsze jak schemat.
Patrzył na mnie bez słowa. W jego oczach nie było już pewności, którą tak lubiłam. Może pierwszy raz naprawdę nie wiedział, co powiedzieć.
– Nie wiem, czy potrafię ci jeszcze ufać – dodałam ciszej.
– To było trudne również dla mnie.
– Ale nie na tyle, żeby się wycofać. Prawda?
Nie odpowiedział. To milczenie było bardziej wymowne niż jakiekolwiek słowa. Spojrzałam na niego. Na człowieka, z którym dzieliłam łóżko, plany, sobotnie poranki. Teraz czułam się, jakbym siedziała naprzeciwko obcego. Nasz związek był jak ten stół – chłodny, pusty i nagle za szeroki, żeby sięgnąć dłonią na drugą stronę.
Musiałam to zakończyć
W poniedziałek rano wręczyłam Beacie wypowiedzenie. Bez większych słów, bez tłumaczeń. Skinęła głową, jakby tego się spodziewała. Darek próbował zażartować, ale nawet on nie znalazł w sobie sarkazmu. Po południu spotkałam się z Łukaszem. Wiedział, że to będzie ostatnia rozmowa. Przyszedł punktualnie. Przyniósł mój ulubiony sernik z pobliskiej cukierni. Postawił go na stole, jakby to mogło coś naprawić.
– Wiesz… może i nie miałeś złych intencji – powiedziałam, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. – Ale wystarczyło, że nie miałeś dobrych.
– Żałuję, Ania. Naprawdę. Ale nie wiem, czy mogłem to rozegrać inaczej.
– Może właśnie dlatego to koniec – odpowiedziałam.
Patrzył na mnie długo. Z niepokojem, z bólem. Może tylko mi się wydawało. Już nie ufałam swoim odczuciom.
– Gdybyś mnie zapytał miesiąc temu, czy się rozstaniemy, powiedziałabym, że to niemożliwe – dodałam. – Ale teraz? Już nawet nie wiem, kim jesteśmy. Kim ty jesteś.
– Chciałem, żebyśmy przetrwali.
– Chciałeś, ale nie walczyłeś. Przeszedłeś przez nas jak przez projekt. Jak przez firmę.
Wstał. Przez moment myślałam, że mnie przytuli, że powie jeszcze coś, cokolwiek. Ale tylko skinął głową. Drzwi zamknęły się za nim bezgłośnie. Sernika nawet nie dotknęłam. Tego wieczoru po raz pierwszy od dawna zasnęłam spokojnie. Nie z ulgą. Z pustką. Ale czasem pustka jest lepsza niż niepewność.
Nie wiedziałam, co dalej
Pudełko z kubkiem, w którym parzyłam poranną herbatę. Notes z zakreśleniami, których nikt poza mną nie rozumiał. Dwie rośliny doniczkowe, lekko podsuszone – nikt nie podlewał ich poza mną. Patrzyłam na wszystko to jak na rekwizyty z życia, które właśnie się kończyło. Winda zjeżdżała wolno, zbyt wolno. Czułam, że jeśli nie wyjdę stąd natychmiast, rozpadnę się na kawałki. Pożegnanie z Darkiem było krótkie. Beata nie wyszła ze swojego gabinetu. Może nie miała odwagi. Może po prostu nie chciała.
Na ulicy było dziwnie jasno. Jakby świat nagle przypomniał sobie, że istnieje coś poza tym wszystkim. Nie miałam planu. Nie wiedziałam, co dalej. Może wyjadę na kilka tygodni. Do siostry, na południe. Może zapiszę się na jakiś kurs. Cokolwiek, byle nie wracać do rytmu, który tak łatwo pozwolił się zburzyć. O Łukaszu nie myślałam już jak o wrogu. Był kimś, kto mnie zawiódł. Jak wiele osób przed nim. Ale też kimś, kto pokazał mi, że nie mogę budować swojego spokoju na milczeniu, na półsłówkach, na udawaniu, że wszystko jest w porządku.
Wiedziałam, że jeszcze długo będę wracać do tamtej sali konferencyjnej. Do jego spojrzenia, które omijało mnie celowo. Ale też wiedziałam jedno – nigdy więcej nie usiądę po tej samej stronie stołu co ludzie, którzy nie wiedzą, czym jest lojalność. Wyszłam z budynku, zostawiając identyfikator na portierni. I po raz pierwszy od dawna nie obejrzałam się za siebie.
Ania, 31 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Robiłam soczyste i pulchne kotlety mielone, a mój mąż ględził, że mamusia robi lepsze. Dłużej nie dam się tak poniżać”
- „Żona siedzi w domu i nic nie robi, a nasza miłość umiera. Niech się lepiej łapie za mopa, zamiast za mój portfel”
- „Myślałam, że poznałam księcia z bajki. Czar szybko prysł, gdy się okazało, że zasiał nasionko w ogródku innej królewny”