„Nienawidziłam byłej teściowej za to, co zrobił mi jej syn. Skoro trzyma jego stronę, to o wnukach może zapomnieć”
„Czułam złość na Michała, że zniknął z naszego życia. Czułam złość na jego matkę, Zofię, która kiedyś była dla mnie jak druga mama, a potem odwróciła się, gdy najbardziej jej potrzebowałam. A może ona nadal gdzieś była, dzwoniła, pytała – ale ja się odcięłam. Bo jak można kochać kogoś, kto przypomina ci o tym wszystkim, co cię zraniło?”.

- Redakcja
Nie pamiętam, kiedy ostatni raz naprawdę odetchnęłam z ulgą. Odkąd zostałam sama z Antkiem, życie zamieniło się w niekończącą się listę zadań – pranie, zakupy, opłaty, obiady, przedszkole, zdalna praca. A między tym wszystkim? Złość.
Złość na Michała, że zniknął z naszego życia tak, jakbyśmy byli jakimś dodatkiem, który można odhaczyć i wyrzucić do kosza. Złość na jego matkę, Zofię, która kiedyś była dla mnie jak druga mama, a potem odwróciła się, gdy najbardziej jej potrzebowałam. Może nie dosłownie – może ona nadal gdzieś była, dzwoniła, pytała – ale ja się odcięłam. Bo jak można kochać kogoś, kto przypomina ci o tym wszystkim, co cię zraniło?
Tego się nie spodziewałam
Dziś miał być zwykły dzień – 1 czerwca, Dzień Dziecka. Wstałam za późno, Antek krzyczał, że zgubił swoją ulubioną bluzę z dinozaurem, a kawa rozlała się na kuchenny blat, zostawiając brązową plamę.
– Mamo, co będzie na obiad? – zapytał Antek, kręcąc się w kółko jak bączek.
– Coś się wymyśli, skarbie – odpowiedziałam, przysięgając w duchu, że jak jeszcze raz usłyszę pytanie o obiad, to chyba wyjdę z siebie i stanę obok.
Włożyłam buty, by wyjść do pracy, otworzyłam drzwi i wtedy to zobaczyłam – paczka. Leżała pod drzwiami, starannie owinięta kolorowym papierem. Serce podskoczyło mi do gardła. Na etykiecie napisane było starannym, znajomym pismem: „Dla Antka”.
Zamarłam. Patrzyłam na tę paczkę, a w głowie kotłowały mi się myśli – kto to zostawił?
– Mamo, to dla mnie? – zapytał Antek, z błyskiem w oczach.
– Nie ruszaj! – syknęłam, aż się wzdrygnął.
Stałam nad tą paczką jak nad bombą, nie wiedząc, czy lepiej ją otworzyć, czy wyrzucić przez okno. Co powinnam zrobić?
Byłam wściekła
– Mamo, mogę ją otworzyć? – Antek zerkał na mnie niepewnie, a jego paluszki już zaczynały drgać, jakby zaraz miały rozedrzeć kolorowy papier.
– Czekaj… – szepnęłam, patrząc na paczkę jak na coś niebezpiecznego.
Przez kilka sekund trwała cisza. Czułam, jak serce wali mi w piersi, a gardło mam ściśnięte, jakby ktoś zacisnął na nim sznur. Odetchnęłam głęboko i westchnęłam, bardziej do siebie niż do Antka:
– Otwórz, zobaczymy, co to jest.
Antek momentalnie się rozpromienił. Rozerwał papier z takim entuzjazmem, że aż poczułam ukłucie w sercu. W środku był pluszowy miś – miękki, nowy, pachnący… dzieciństwem. I samochodzik. Czerwony, błyszczący, taki, jaki Antek zawsze chciał. Do tego pudełko czekoladek.
– Mamo! Zobacz, jaki super miś! I autko! – Antek skakał w miejscu, szczęśliwy, że Dzień Dziecka jednak go zaskoczył.
A wtedy znalazłam ją – karteczkę. Małą, złożoną na pół, z odręcznym, dobrze mi znanym pismem. „Dla mojego wnuczka. Zawsze będę o Tobie pamiętać – Babcia Zosia”. Przytrzymałam kartkę tak mocno, że prawie ją zgniotłam. Pismo było jak cios prosto w serce. Poczułam, jak złość wypełnia mnie po same końce palców.
– Mamo, kto to napisał? – zapytał Antek, patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami.
– Nikt ważny – powiedziałam cicho, choć głos mi drżał.
Telefon zadzwonił. Magda, moja siostra. Odebrałam od razu.
– Wiesz, co się stało? – zapytałam bez przywitania. – Zofia podrzuciła Antkowi prezent.
– Może… odpuść? To tylko prezent – powiedziała Magda ostrożnie.
Ale dla mnie to nie był „tylko prezent”. To było naruszenie granicy. Miałam ochotę zniszczyć tego misia. Jednak Antek tulił pluszaka, a ja wiedziałam, że to jeszcze nie koniec tej historii.
To było skomplikowane
Zamknęłam się w łazience z telefonem w ręku, a palce drżały mi tak, że ledwo trzymałam aparat. Wzięłam głęboki oddech, próbując zapanować nad myślami, które kotłowały się w mojej głowie. W końcu wystukałam wiadomość do Zofii. Krótko, zwięźle, z całym gniewem, jaki we mnie wrzał:
„Proszę więcej nie kontaktować się z moim synem. Ani z nim, ani ze mną. To nie jest pani rodzina. Nie ma pani prawa wchodzić w nasze życie”.
Wysłałam. I zaraz potem poczułam, jak łzy cisną mi się do oczu. Cholera, dlaczego to wszystko musi być takie skomplikowane? Minęło może dziesięć minut, kiedy telefon zawibrował. Odpowiedź od Zofii. „Karolina, wiem, że masz prawo być zła. Ale Antek to też mój wnuczek. Proszę, nie odcinaj mnie od niego. Tylko o to proszę”.
Zamarłam. To jedno zdanie było jak cios. Czułam, jakby wbijała mi szpilki prosto w serce, a ja nie miałam siły się bronić.
Usiadłam na podłodze, opierając się plecami o szafkę, i ukryłam twarz w dłoniach. Czy naprawdę powinnam ją tak traktować? Czy mam prawo trzymać Antka z dala od babci, tylko dlatego, że jego ojciec – mój były – zachował się jak drań?
Ale przecież… Zofia zawsze stawała po stronie Michała. Kiedy się rozstawaliśmy, nie zadzwoniła, nie zapytała, jak się czuję. A teraz… teraz nagle sobie przypomniała, że ma wnuka?
– Mamo, co robisz? – Antek stał w progu, trzymając misia w jednej ręce, a autko w drugiej. Patrzył na mnie tymi swoimi wielkimi oczami, a ja czułam, że to ja jestem teraz mała, zagubiona i bezbronna.
Nie odpowiedziałam. Tylko wstałam, przyciągnęłam go do siebie i mocno przytuliłam. Wtedy zrozumiałam, że to nie jest prosta sprawa. To wojna między moim poczuciem bezpieczeństwa a jego szczęściem.
Nie umiałam wybaczyć
Wieczorem zebrałam się w sobie. Wzięłam telefon i zadzwoniłam. Zofia odebrała niemal od razu.
– Karolina? – jej głos był cichy, jakby nie chciała mnie wystraszyć.
– Spotkajmy się. Jutro. Na ławce obok placu zabaw, o siedemnastej.
– Dobrze – powiedziała tylko, a potem cisza.
Następnego dnia, kiedy Antek bawił się z dziećmi w piaskownicy, ja siedziałam na ławce i czekałam. Zobaczyłam ją z daleka – drobną, pochyloną postać, jakby starszą niż ją zapamiętałam. Szła powoli, niosąc w rękach siatkę.
Usiadła obok mnie. Czułam, jak moje ciało napina się od środka.
– Dziękuję, że się zgodziłaś – zaczęła.
– Nie trzeba. Przyszłam, żeby zrozumieć, dlaczego… po tylu latach… – urwałam, bo głos mi zadrżał.
Zosia odetchnęła głęboko, patrząc na Antka, który śmiał się przy zjeżdżalni.
– Bo tęsknię – powiedziała w końcu. – Bo każdego dnia myślę, jak on rośnie, jak wygląda, co mówi, czego się uczy. I wiesz co? Nigdy nie miałam żalu do ciebie. Tylko… sama nie wiedziałam, jak to naprawić.
Patrzyłam na nią z mieszaniną złości i współczucia.
– Nie byłaś przy mnie, kiedy Michał mnie zostawił. Zniknęłaś.
– Karolina… ja byłam pośrodku. Mój syn, moja synowa, moje serce… Nie chciałam się wtrącać. Myślałam, że to wy musicie poukładać swoje sprawy.
– Poukładać?! – wybuchłam, a ludzie na ławce obok spojrzeli w naszą stronę. – Michał odszedł, a ty nic! Ani telefonu, ani „jak się czujesz”, ani „czy potrzebujesz pomocy”. A teraz… teraz przychodzisz z misiami i prezentami?!
Zosia spuściła głowę.
– Karolina… ja tylko chcę być babcią. Proszę. Nie odbieraj mi tego.
Nagle Antek podbiegł, trzymając zabawkę.
– Mamo! Zobacz, jakiego mam misia! – krzyknął, uśmiechnięty, nieświadomy ciężaru tej rozmowy.
Spojrzałam na niego, potem na Zofię. I coś we mnie pękło.
Musiałam podjąć decyzję
Leżałam w łóżku, patrząc w sufit, a w głowie wciąż dudniły słowa Zofii: „Nie odbieraj mi tego”. Nie mogłam zasnąć. Co chwila przewracałam się z boku na bok, a w myślach widziałam jej smutną twarz, Antka tulącego misia i jego oczy, w których było to czyste, dziecięce szczęście.
Złość we mnie już nie płonęła jak wcześniej – teraz tliła się cicho, przygaszona przez coś, czego nie chciałam nazwać. Czy to była wina? Poczucie, że robię coś złego?
Zerknęłam na telefon. Nie miałam wiadomości, ale czułam, że Magda czeka na wieści. Wybrałam jej numer.
– I co, pogadałyście? – zapytała cicho, jakby nie chciała mnie spłoszyć.
– Tak. I… nie wiem. Przysięgam, że nie wiem, co robić.
– Nie musisz decydować od razu.
– Ale czas ucieka – westchnęłam. – Antek ją kocha. Ona go kocha. A ja… jestem w tym wszystkim i nie wiem, jak się zachować.
– Może po prostu boisz się, że stracisz kontrolę.
– Boję się, że ona mu coś powie. Że Michał wróci. Że znowu będzie chaos.
– Karola… a może Antek powinien mieć prawo do tej relacji, niezależnie od tego, co ty czujesz?
Zamilkłam. Magda miała rację, ale słowa, które padły, rozdzierały mnie od środka.
Spojrzałam na Antka, który spał obok mnie, wtulony w swojego nowego misia. Uśmiechał się przez sen. Zanim zasnął, cicho szeptał:
– Babcia…
Poczułam, jak coś ściska mnie w gardle. Zacisnęłam powieki, żeby powstrzymać łzy. Nie wiedziałam, czy to, co zrobię, będzie dobre. Ale wiedziałam jedno – to nie jest już tylko moja decyzja.
To nie było dla mnie łatwe
Kilka dni później, kiedy odebrałam Antka z przedszkola, przy drzwiach czekała na mnie Zofia. Stała w cieniu drzewa, skulona, jakby bała się podejść. Antek, na jej widok, uśmiechnął się szeroko i pomachał energicznie rączką.
– Mamo, to babcia! – zawołał radośnie, wyrywając się z mojej dłoni.
– Antek, wróć tutaj – powiedziałam cicho, ale on już biegł w jej stronę.
Zofia przyklęknęła, rozłożyła ramiona, a on rzucił się w jej objęcia, jakby to był najpiękniejszy dzień jego życia. Patrzyłam na to z boku, czując, jak ściska mnie w środku. Byłam jak widz w teatrze, który nie ma wpływu na scenariusz.
Podeszłam powoli.
– Karolina… chciałam tylko... dać mu tę książeczkę – powiedziała, podnosząc torbę, w której leżała kolorowa książeczka z naklejkami. – Nic więcej. Nie chcę się wtrącać.
– Zofia, posłuchaj – przerwałam jej, zanim zdążyła dokończyć. – To nie jest takie proste. Nie możesz po prostu się pojawiać, zostawiać paczek, książeczek, prezentów… A potem znikać.
– Wiem. I nie chcę już więcej tak robić – jej głos drżał. – Proszę cię o jedno: pozwól mi być w jego życiu. Może… spotykalibyśmy się od czasu do czasu? Na kawę? Na spacer? Nie wtrącałabym się. Nie pytałabym o Michała.
Spojrzałam na Antka, który siedział na trawie, przeglądając książeczkę, jakby cały świat zniknął poza tym momentem.
– Nie wiem – powiedziałam szczerze. – Muszę to przemyśleć.
Zofia skinęła głową.
– Czekam na twoją decyzję. Choć wiem, że to twoje życie, to on… on też jest moją rodziną.
Odwróciłam się i odeszłam, czując jej spojrzenie na plecach. A w sercu miałam chaos.
Muszę spróbować
Siedziałam przy kuchennym stole, patrząc na Antka, który przyklejał naklejki w nowej książeczce, uśmiechając się pod nosem. Mój telefon leżał obok, milczący. Decyzja wisiała nade mną jak ciężka, szara chmura. Mogłam wybrać bezpieczeństwo – odciąć Zofię na zawsze, zablokować numery, nie odbierać, izolować Antka tak, jak dotąd. I pewnie… tak byłoby prościej. Spokojniej. Moje zasady byłyby jasne, granice nienaruszalne.
Ale patrząc na Antka, widziałam coś więcej niż tylko mojego syna. Widziałam dziecko, które miało prawo do miłości, nawet jeśli ta miłość była skomplikowana. Widziałam, jak przytula misia, jak uśmiecha się, mówiąc o babci. Jak cieszy się z rzeczy, których ja nigdy nie mogłam mu dać – z tej namiastki rodziny, którą tak brutalnie mu odebrałam, broniąc siebie.
Czy to był mój obowiązek – ochraniać go przed wszystkim, nawet przed możliwością kochania? A może… powinnam dać mu wybór?Westchnęłam ciężko. Wzięłam telefon do ręki.
– Karolina, nie musisz teraz decydować – powiedziała mi Magda, kiedy wcześniej rozmawiałyśmy. – Ale wiesz, że każda twoja decyzja będzie miała swoje konsekwencje.
Patrzyłam na Antka, na jego niewinny uśmiech, i czułam, że wybór już został podjęty. Może nie dziś, może nie jutro, ale… dam Zofii szansę. Małą, ostrożną, z nieufnością w tle – ale szansę.
Nie wiem, czy postępuję właściwie. Ale wiem jedno: nie chcę, żeby Antek dorastał w świecie, w którym miłość odbiera się za karę, za cudze błędy. Chociaż tak bardzo się boję, spróbuję.
Karolina, 32 lata
Czytaj także:
- „Moja synowa jest moją powiernicą. Tak obgadywałyśmy naszych facetów, że mężowie wręczyli nam tajemnicze koperty”
- „Zięć to takie lelum polelum, że musiałem mu pokazać, jak być twardzielem. Córka przestanie patrzeć na niego jak na Boga”
- „Dałam córce piękną lalkę na urodziny i sprawiłam jej tym przykrość. Koleżanki z niej szydzą, że ma zabawki z bazaru”