„Nienawidziłam towarzystwa Anki. Tylko jęczała i narzekała, a w tym czasie jej bachory robiły, co chciały”
„Przed moimi oczami rozgrywały się iście dantejskie sceny. Małe dziewczynki wyły i krzyczały, nie chciały się kąpać, podczas gdy Ania na nie wrzeszczała. Starsza natychmiast ruszyła siostrze z pomocą i uderzyła swoją matkę w kostkę. Jak można mieć takie dzieci?”.
- Eliza, 30 lat
Zrobiłam to dla mamy
To moja mama mnie przekonała, żebym zaprosiła do siebie swoją kuzynkę Anię z jej małymi córeczkami.
– Ona jest tak wyczerpana. A jej mąż Emil znowu nie dostał wolnego... Przygarnij ją do siebie na wieś, niech trochę odpocznie.
– No... Nie jestem pewna, mamo. Nie jesteśmy blisko. Właściwie to nawet za sobą nie przepadamy – opierałam się, bo nie miałam ochoty na inwazję kuzynostwa.
Byłam wdzięczna, że nie żyję nad morzem ani w górach, tylko na „nudnej” wsi w Wielkopolsce, bo w wakacje znajomi i rodzina zwalaliby się do mnie jak lawina. Fakt, czasami ktoś marzył o weekendzie na wsi, więc musiałam się mocno wysilić, aby uniknąć takich wizyt.
– Czy pamiętasz, jak ciotka mówiła kiedyś, gdy układała pasjansa, że my z Anią do siebie nie pasujemy? Mówiła, że powinnyśmy trzymać się od siebie z daleka, bo skończy się to wielkim konfliktem w rodzinie.
Zobacz także
– Kochanie, nie powtarzaj tych bzdur. Przecież kiedy to mówiła, byłyście jeszcze małymi dziewczynkami, więc naturalne, że czasami się kłóciłyście. Poza tym ciotka, mimo że ją szanujemy, zaczęła trochę dziwnie się zachowywać na starość i wydawało jej się, że potrafi przepowiadać przyszłość. I na koniec, jesteście przecież kuzynkami, jesteście rodziną, a w rodzinie powinno się sobie pomagać.
– Na pewno ją znudzi pobyt u mnie na wsi – próbowałam ostatnim argumentem.
– Wcale nie! To ona sama proponowała, żeby do ciebie przyjechać!
– Aha, a więc to tak... No cóż.
Cholerka. Skoro ta franca sama tego chce, to wyjdę tylko na jeszcze gorszą od niej, jeśli odmówię.
– W porządku, niech przyjedzie. Zaproszę ją na tydzień, w pierwszej połowie września, kiedy będę miała wolne.
– A może na dwa tygodnie? Dziewczynkom na pewno posłuży świeże, wiejskie powietrze.
– Mamo, nie przesadzaj!
– Dobrze, dobrze – odpuściła, ale z teatralnym westchnieniem.
Zadzwoniłam więc do Anki i zaprosiłam ją do mojego domu. Była bardzo szczęśliwa i serdecznie mi podziękowała.
– Będziemy się świetnie bawić, zobaczysz! W końcu będziemy mogły spokojnie porozmawiać.
Zgrzyty pojawiły się bardzo szybko
Nie byłam zbyt pozytywnie nastawiona. Naprawdę nie dogadywałyśmy się za dobrze. Ania non stop gadała o członkach swojej rodziny, co nie było dla mnie zbyt interesujące. Ale jej małe dziewczynki, w wieku pięciu i sześciu lat, zawsze wydawały mi się słodkie jak aniołki i uwielbiałam się z nimi bawić podczas rodzinnych spotkań. Tłumaczyłam sobie, że jakoś to przeżyję. W końcu to tylko tydzień, a nie cały miesiąc...
Początek wizyty był miły: były objęcia, radosne powitania, zachwyty i podarunki. Ale pierwsza niezręczność pojawiła się już po kwadransie. Moja mała suczka Nela bardzo spodobała się dziewczynkom. Przytulały ją, głaskały, wieszały się na jej karku. Nela zachowywała się spokojnie, więc nie interweniowałam. Jestem zwolenniczką poglądu, że dzieci i zwierzęta potrafią samodzielnie nawiązać porozumienie, bez naszej ingerencji. Ale wygląda na to, że dziewczynki trochę przesadziły z głaskaniem, bo w pewnym momencie Nela zawarczała.
– Wredny pies! – krzyknęła Anka.
– Niegrzeczny pies, zmykaj! – przegoniła moją suczkę klepiąc ją w zad zrolowaną gazetą.
– Co ty wyrabiasz? – zdenerwowałam się.
– Zawarczała na moje dzieci!
– I prawidłowo. Zwierzę w ten sposób sygnalizuje, że ktoś narusza jego terytorium. Nie można karać psa za warczenie!
– Niektórzy bardziej cenią psy niż dzieci... – skomentowała Anka chłodno.
– To jest ważne dla dzieci, w ten sposób uczą się, w jaki sposób obchodzić się ze zwierzętami.
– Bardzo dziękuję za tę lekcję.
Miałam już na końcu języka ostry komentarz, ale mała nagle zaczęła płakać, a druga dziewczynka zażądała:
– Przestańcie się kłócić!
Przygarnęłam więc małe dziewczynki do siebie i zmieniłam temat:
– A może po obiedzie wybierzemy się na plażę przy jeziorze?
– Ooo, tak! – odpowiedziały mi jednym głosem trzy osoby.
Miałyśmy inne spojrzenie na życie
Na twarzy Ani zagościł uśmiech, nie była już zła. Spór został zakończony. Kiedy dotarliśmy na miejsce, kuzynka rozłożyła się z książką na kocyku, a ja opiekowałam się jej córkami. Po powrocie dziewczynki wciąż chciały ze mną się bawić. Tańczyły hawajskie tańce, udawały piratów, robiły za Elsę z „Krainy Lodu”, gotowały zupę z błota...
Po trzech godzinach byłam wykończona. Dodatkowo, ciągłe zrzędzenie Anki mnie przytłaczało: „nie rób tego”, „robisz to źle”, „dziewczynki nie powinny tego robić”. Co zabawne, nie mogłam dać im po kawałku czekolady (bo jest kaloryczna i niszczy zęby), ale ona bez żadnych skrupułów podała córkom przed obiadem batoniki czekoladowe: jako nagrodę za dobre zachowanie przez cały dzień. Czyli co matka może, to ciotka już niekoniecznie...
Gdy skończyłyśmy jeść, Anka postanowiła, że dziewczynki muszą się umyć. Zaczęło się coś na kształt scen z horroru, na które patrzyłam z przerażeniem. Dziewczynki płakały i krzyczały, że nie chcą się myć, a Anka odpowiadała im jeszcze głośniejszym krzykiem i groźbami.
– Będziecie miały próchnicę i zęby wam wypadną! Tego chcecie? Naprawdę?!
– Jesteś głuupia! Zostaw mnie w spokoju! – krzyknęła Ela, zasłaniając twarz rękoma.
– Koniec tego dobrego – Anka złapała Elkę za rękę i zaczęła wlec ją do łazienki, a mała starała się uciec i piszczała.
Wtedy zobaczyłam, jak Ewelinka podeszła do swojej siostry i kopnęła swoją mamę w nogę. Za to dostała klapsa. Patrzyłam na to wszystko i nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Byłam zdziwiona, zszokowana i wstrząśnięta. Nie wiedziałam czy powinnam coś zrobić. Przecież to się działo u mnie w domu. Ale przecież to ona była ich matką.
Po czterdziestu minutach hałasu, dziewczynki w końcu poszły spać bez mycia. Po czym Anka, jakby wiedziała, co myślę, rzuciła mi:
– Patrz i ucz się. To jest macierzyństwo. Żadna kobieta, która nie ma dzieci, nigdy nie zrozumie, jak wielkie to jest poświęcenie.
Przez chwilę zastanawiałam się, czy zapytać moją kuzynkę, czy wszystkie matki robią z siebie takie cierpiętnice, czy tylko te, które nie radzą sobie z wychowaniem, ale ostatecznie nie zadałam jej tego pytania. Zapytałam ją o coś innego:
– Chcesz drinka?
– Och, tak!
Piłyśmy wódkę z sokiem z pomarańczy, ciesząc się spokojem. Ale nagle Anka zaczęła plotkować o naszej wspólnej kuzynce.
– Spotkałam ją ostatnio na weselu Aśki. Przyszła bez partnera, uwierzysz?
– No i co z tego?
– To przecież nie w porządku, że poszła na wesele sama!
– Czy ja wiem...
– Ona jest totalnie na dnie! Ma trzydzieści dwa lata, nie ma męża ani dzieci.
– Ja też nie.
– No, ale nie osiągnęłaś jeszcze trzydziestki, więc jest szansa, że kogoś spotkasz. A przecież czasem miewasz jakichś gachów.
– Miewam... gachów? – wycedziłam. – Co to właściwie oznacza?
– No miewasz jakieś przelotne romanse. Z tego nie wyjdzie małżeństwo, ale przynajmniej dostarczają ci rozrywki. Nie martw się, nie oceniam cię, ja jestem nowoczesna.
– Rozrywki? Miałam już dwa poważne związki. Nie bawię się ludźmi, jeśli o to ci chodziło!
– No, no, nie musisz mi się tłumaczyć, jesteś przecież dorosła – powiedziała Anka, uśmiechając się do mnie z wyrozumiałością.
Szybko skończyłam swojego drinka. Oznajmiłam, że jestem zmęczona i poszłam do łóżka.
Anki nie było osiem godzin!
Następnego dnia podczas śniadania pojawił się kolejny problem. Nela siedziała niedaleko stołu i patrząc, jak jemy, piszczała z błagalnym wzrokiem.
– Czemu ten pies tak prosi o jedzenie? To jest nie do wytrzymania! – Anka się zdenerwowała.
– Prosi, bo nie jest nauczony lepszego zachowania – odpowiedziałam. – A dlaczego Ela i Ewelina rozmawiają z pełnymi ustami? – odparłam.
– To zupełnie coś innego – powiedziała wyniośle moja kuzynka, choć słabo ją słyszałam, bo... miała w buzi duży kawałek bułki z dżemem.
Z trudem powstrzymałam śmiech. Ale już po kilku minutach przestało mi być do śmiechu...
– Idę się opalać nad jezioro, opiekuj się dziewczynkami – rzekła Anka.
Dała mi polecenie, a nie prosiła! Powinnam była jej powiedzieć, żeby spadała na drzewo, ale zdecydowałam, że już lepiej zostać samej tylko w towarzystwie dziewczynek niż spędzać z nią kolejne godziny. Nie cierpiałam jej towarzystwa.
– Nie ma mowy o oglądaniu bajek, graniu na tablecie czy jedzeniu słodyczy – pouczała mnie przed wyjściem bezczelnie. – I nie spuszczaj ich z oczu ani na sekundę!
Udało mi się powstrzymać narastające westchnienie.
– Poradzimy sobie, nie przejmuj się. Idź sobie nad jeziorko i się relaksuj – odparłam z ukrytym przekąsem.
Oczywiście, łatwo powiedzieć, a trudniej zrobić. Dziewczynki ani myślały podążać za zasadami, które wyznaczyła im matka. Jeszcze na początku były dość grzeczne. Dość, czyli przez pierwsze kilka godzin tylko kilkakrotnie się pokłóciły i raz zrobiły awanturę, bo absolutnie musiały zobaczyć bajkę. Ale udało mi się uporać z tym problemem. Dziewczynki szybko zdały sobie sprawę, że kiedy mówię „nie”, to na pewno oznacza „nie”. Ale po sześciogodzinnym opiekowaniu się nimi, miałam ich już po kokardę.
Były bardzo rozpuszczone, nie umiały ani na chwilę zająć się same sobą, żebym mogła usiąść i w spokoju odpisać na wiadomości w telefonie. A przecież miały już pięć i sześć lat, nie były niemowlakami!
– Muszę przygotować kolację. Rysujcie teraz, dobrze?
– Dobrze, ale ty też z nami rysuj!
– Muszę zrobić coś innego, kochanie, naprawdę. Mama chyba nie bawi się z wami non stop, co nie?
– Nie, mama włącza nam kreskówki i sobie idzie!
„A to ciekawe...”, pomyślałam ze złością.
Nie dość, że kuzynki nie było przez prawie cały dzień, to zaraz po powrocie zrobiła dokładnie to, czego mnie nie pozwoliła: usadziła dziewczynki przed tabletem i dała im po batoniku czekoladowym. Musiałam mocno zacisnąć usta, żeby nie powiedzieć, co o tym sądzę.
Miałam tego wszystkiego serdecznie dosyć.
Liczyłam minuty do ich odjazdu
Kiedy nadszedł kolejny dzień, zaraz po tym jak zjadłam śniadanie, oznajmiłam Ance, że muszę się udać na pocztę, do biblioteki i odwiedzić znajomą. Widziałam, że już się namyśla, w jaki sposób mogłaby mi pokrzyżować plany, dlatego pospiesznie zebrałam rzeczy i zostawiłam ją samą w kuchni.
– Baw się dobrze – rzuciłam jej w drzwiach i szybko wsiadłam na rower, żeby na pewno nie zdążyła mnie zatrzymać.
Nie pojechałam ani na pocztę, ani do biblioteki. Zdecydowałam się po prostu na bardzo długą, odprężającą przejażdżkę rowerową, by trochę odpocząć od gości, którzy dawali mi się już coraz bardziej we znaki. Jeździłam leśnymi drogami, wdychałam zapach drzew i cieszyłam się cudownym spokojem.
Gdy wróciłam do domu, zobaczyłam Ankę, która spokojnie leżała na leżaku. Jej dziewczynki natomiast bawiły się z Nelą, biegając za nią z wiaderkami i polewając ją wodą. W momencie, gdy otwierałam furtkę, Ela właśnie oblała psa wodą.
– Co tu się wyrabia!? Co wy wyprawiacie?!
– Bawimy się z pieskiem!
– Ale Neli się to nie podoba! Nie widzicie tego? Anka, dlaczego pozwalasz dzieciom dręczyć psa?
– Nie przesadzaj, nic złego mu nie zrobiły.
Tego już było za wiele! Wyrwałam małej kubek pełen wody i wylałam go prosto na głowę mojej kuzynki.
– Aaaaaaaa! – wrzasnęła i zerwała się z hamaka.
– Bez przesady, przecież nie zrobiłam ci niczego złego – odparłam z uśmiechem.
– Jesteś nienormalna! Jak można tak traktować gości?! Dziewczynki, proszę się pakować! Nie zamierzamy tu spędzić ani minuty dłużej! – krzyknęła Anka, choć zawiesiła się na chwilę, tak jakby liczyła na moje przeprosiny. Ale nic z tego.
– No dobrze, wcale was nie zmuszam, żebyście zostały. Sprawdzę w sieci, o której odjeżdża wasz pociąg powrotny – wzruszyłam ramionami i oddaliłam się z uśmiechem na ustach.
Tego samego dnia kuzynka wyjechała z mojego domu i zabrała swoje rozwydrzone dzieci, chaos i bezczelne żądania. Nie byłam tym zmartwiona, wręcz odetchnęłam z ulgą. Choć, tak jak przewidywała już nieżyjąca ciocia, doszło do kłótni na całą rodzinę, nie przejmowałam się tym. Niektóre osoby powinny trzymać się od siebie na odległość. Nawet, jeśli mają wspólnych dziadków...