„Niewinny romans dał mi o sobie znać po 25 latach. Myślałem, że żona mnie przeklnie, ale jej reakcja była zaskoczeniem”
„Miała w sobie tyle niewinności, a jej oczy emanowały zaufaniem i dobrocią. Zdałem sobie sprawę, że już na zawsze pozostanę tatą mojej córki. Przegapiłem moment jej narodzin, ale teraz los dał mi szansę, by nadgonić te wszystkie utracone chwile”.
- Listy do redakcji
Wielokrotnie chciałem powiedzieć mojej żonie o tajemnicy, którą skrywałem głęboko w sercu. Jednak lęk przed tym, że ukochana mnie zostawi, zwyciężał za każdym razem i skutecznie blokował mi usta.
Zauważyła podobieństwo
Tylko moja siostra Marta zdawała sobie sprawę z tego, co się dzieje. Zresztą domyśliła się wszystkiego zanim zdążyłem jej powiedzieć, krótko po tym, gdy moja córka z nieprawego łoża wprowadziła się do mieszkania w naszej okolicy.
– Jesteś całkiem podobny do swojej córki, łysy czy nie, i nawet broda tego nie zmieni – odezwała się tamtego popołudnia, kiedy szła w moim kierunku. – Słyszałam, że masz dziecko i wiem, że chcesz utrzymywać z nim więź.
Jak naiwny dzieciak starałem się wmówić wszystkim, że zwyczajnie wspieram świeżo upieczoną sąsiadkę w zadomowieniu się w nowej okolicy. Insynuacje na temat domniemanego podobieństwa kwitowałem śmiechem. Żyłem w przekonaniu, że to nie rzuci się nikomu w oczy, i równocześnie oniemiałem, gdy okazało się, że Marta to wyłapała.
– Daj spokój! – zganiła mnie, gdy usiłowałem bagatelizować jej przypuszczenia. – Inni mogą tego nie dostrzegać, ale ona ma identyczne oczy jak nasza mama. Ta sama barwa, kształt, po prostu kropka w kropkę! No i ma twój podbródek, jeżeli ktokolwiek pamięta, jak wyglądałeś zanim zapuściłeś zarost. Jestem przekonana, że to twoje dziecko, więc skończ z tymi bujdami. Kiedy planujesz wyznać prawdę Joli? Nie zamierzam trzymać języka za zębami w nieskończoność!
Zobacz także
Zdawałem sobie sprawę, że to już koniec. Życie w zakłamaniu jest niemożliwe, jeśli darzy się drugą osobę uczuciem. Ja darzyłem uczuciem swoją małżonkę
Chciałem jej powiedzieć
Miałem również świadomość, że moja siostra jest z nią blisko. Były przyjaciółkami od momentu, gdy zaprosiłem Jolę do domu rodzinnego. Wówczas wszyscy troje chodziliśmy do liceum, mimo że każdy do innej szkoły. Moja sympatia i siostra były rówieśniczkami i od razu się dogadały.
Minęło sześć lat i stanąłem na ślubnym kobiercu z dziewczyną, która jako pierwsza skradła moje serce. Marta dumnie stała u naszego boku jako druhna. Do dziś mam w głowie jej słowa wypowiedziane tuż przed ceremonią:
– Słuchaj, to moja najlepsza koleżanka i mówię ci, że jak tylko zrobisz jej krzywdę, to będziesz miał do czynienia ze mną.
Parsknąłem śmiechem, ponieważ moje uczucie do Joli było tak silne, że perspektywa zrobienia jej jakiejkolwiek krzywdy wydawała mi się zupełnie niedorzeczna. Jednak Marta nie żartowała. Dotarło do mnie, że jeśli wpadnę na jakiś głupi pomysł, to nie tylko stracę ukochaną żonę, ale również siostrę.
Podjąłem decyzję, że stanę się wzorowym małżonkiem. Obiecałem sobie, że nigdy nie zdradzę, nie oszukam ani nie skrzywdzę kobiety, która mi zawierzyła. No i nie podpadnę też swojej porywczej siostrze.
Niemniej po ponad dwóch dekadach od tamtego zdarzenia znalazłem się w sytuacji bez wyjścia i musiałem wyznać żonie prawdę o mojej zdradzie. Nie mogłem dłużej zwlekać, gdyż owoc mojej niewierności zamieszkiwał niedaleko nas i lada moment Jolanta mogłaby nabrać podejrzeń.
Po co ją martwić?
– Wyznam jej wszystko… – wyszeptałem ledwo słyszalnie. – Daję słowo, nigdy nie planowałem takiego obrotu spraw. Nie wiedziałem, że doczekałem się potomstwa. To była krótka, nieprzemyślana przygoda podczas urlopu, dawno temu. Wtedy z Jolą kłóciliśmy się bez przerwy, jak dwa rozjuszone psy. Ale nigdy nie zamierzałem jej porzucać! – uzupełniłem pospiesznie, widząc dezaprobatę na twarzy mojej siostry.
Nie miałem wtedy pojęcia, co robić. Potrzebowałem się wyszaleć, a ta dziewczyna tak bardzo różniła się od Joli. Doszedłem jednak do wniosku, że powiedzenie prawdy żonie nie ma sensu. Czemu miałbym ją dobijać, skoro tamta historia definitywnie się zakończyła i w gruncie rzeczy była bez znaczenia?
– Szkoda tylko, że rzeczywistość wygląda inaczej – warknęła Marta. – Wychodzi na to, że doczekałeś się córki. I ciążą na tobie ogromne obowiązki związane z tym faktem. Ona nie ponosi żadnej winy za tę sytuację. Więc postaraj się, żebyś nie zranił następnej niewinnej istoty!
Musiałem przyznać jej rację. Nie było opcji, żebym wyparł się tego, że to moje dziecko. I nawet przez myśl mi to nie przeszło. Oboje z Jolą marzyliśmy o dzieciakach, ale los chciał inaczej. Rozważaliśmy opcję adopcyjną, ale ostatecznie zrezygnowaliśmy z tego pomysłu, ponieważ Jola nie była w stanie sprostać wymogom procesu adopcyjnego. Była przygnębiona, drażliwa i powtarzała, że najwyraźniej nie jest stworzona do bycia mamą. Odpuściliśmy i próbowaliśmy mimo wszystko czerpać radość z życia.
Odnalazła mnie po latach
Udało się nam – nasz związek przetrwał ten trudny okres i stał się jeszcze silniejszy. Byliśmy ze sobą całkowicie szczerzy, łączyła nas nie tylko więź małżeńska, ale i najgłębsza przyjaźń. I wtedy Małgośka mnie odszukała. Pojawiła się u mnie w robocie. Nawet jej nie poznałem. Zszedłem na dół, niczego nie podejrzewając. A ona rzuciła granat, który rozwalił moje dotychczasowe życie w drobny mak.
– Musiałam cię odnaleźć – oznajmiła, gdy rozsiedliśmy się w kafejce, do której ją zabrałem, by nikt nie zauważył, jak mocno drżą mi dłonie po tym, co od niej usłyszałem. – Nie radzę już sobie z samotnym wychowywaniem Zuzi. Rok temu odeszła moja mama, a innych krewnych nie mam. Pół roku temu straciłam robotę.
Zdawałem sobie sprawę, że nie mogę się do niej odwrócić plecami. W grę nie wchodziły jedynie fundusze, które po tym wszystkim byłem jej dłużny. Została sama jak palec, pieniądze jej się skończyły, była bez zatrudnienia. Moja sytuacja materialna przedstawiała się dobrze. Żona prowadziła własny biznes, a ja ostatnio awansowałem. Kasa nie stanowiła problemu.
– Chcę, abyś poznał Zuzię – oświadczyła, więc nazajutrz podjechałem pod wskazany przez nią adres.
Dziewczyny mieszkały w beznadziejnej części miasta. Na ławce pod wieżowcem siedziało paru osiedlowych meneli, rzucających sprośne teksty do mijającej ich akurat babki. Podejrzany typ z fioletową śliwą pod okiem, od którego czuć było wódę i inne obrzydliwe zapachy, wparował do budynku, bezczelnie mnie potrącając w przejściu.
Załatwiłem im nowe lokum
Awaria windy nie stanowiła problemu, bo i tak nie miałbym ochoty jechać nią razem z nim. Kawalerka Gosi prezentowała się schludnie, ale była malutka i niezbyt ładna. Bez wahania wyrzuciłem z siebie:
– Tu nie możecie mieszkać. Niedaleko nas można wynająć połowę szeregowca. Pomogę wam finansowo, żebyście mogły się tam przenieść.
Małgosia chyba nie spodziewała się aż takiej szczodrości z mojej strony, bo wzruszenie wzięło nad nią górę i zaczęła płakać. Mała Zuzia, widząc łzy mamy, przestraszyła się nie na żarty. Razem staraliśmy się ją pocieszyć, zapewniając, że sytuacja jest już opanowana. Spędziłem u nich jeszcze godzinkę, a kiedy w końcu się pożegnałem, zdałem sobie sprawę, że ten dzień odmienił moje życie o sto osiemdziesiąt stopni.
Od razu straciłem głowę dla Zuzi, to była miłość od pierwszego wejrzenia. Ta mała dziewczynka miała w sobie tyle niewinności, a jej oczy emanowały zaufaniem i dobrocią. Mama dała jej przyzwolenie na rozpakowanie pudełka czekoladek, które jej podarowałem. Zuzia sięgnęła po tę najbardziej okazałą i apetyczną sztukę, a następnie podarowała ją Małgosi.
W tamtym momencie zdałem sobie sprawę, że już na zawsze pozostanę tatą mojej córki. Przegapiłem moment jej narodzin, ale teraz los dał mi szansę, by nadgonić te wszystkie utracone chwile.
Chciałem naprawić relację
Właśnie z tego powodu na naszym blokowisku pojawiły się nowe mieszkanki – Małgosia wraz z córeczką Zuzią. Od tej pory praktycznie nie było dnia, żebym nie wpadł do nich z wizytą. Zależało mi na tym, by spędzać czas z Zuzią, pomagać im w codziennych sprawach i uczestniczyć w ich życiu. W końcu nadszedł moment, gdy musiałem powiedzieć Joli całą prawdę. Nie mogłem tego ciągnąć w nieskończoność. Problem w tym, że Jola zdążyła już poznać Małgosię i… nawet się z nią zakumplowała.
– Wpadłam na pomysł, żeby zaprosić ją na grilla – powiedziała kiedyś, gdy wróciła z wieczornego spaceru z naszym czworonogiem. – Ta dziewczynka jest taka słodka! – dodała, a po chwili spochmurniała.
Delikatnie przejechałem dłonią po jej włosach, lecz na jej buzi nadal było widać cierpienie. Domyślałem się, co chodziło jej po głowie. Niedawno odbyliśmy na ten temat kolejną rozmowę. Wyznała mi wtedy:
– Pogodziłam się z tym, że nigdy nie zostanę mamą, ale muszę jeszcze pogodzić się z faktem, że nie będę miała wnuków. Mój Boże, tak strasznie pragnęłabym w przyszłości zostać babcią.
– Daj spokój, jesteś za młoda, żeby myśleć o wnukach – starałem się ją podnieść na duchu, ale tylko zerknęła na mnie oczami pełnymi łez.
Siostra naciskała na mnie
– Zwariowałeś do reszty?! – Marta wydarła się tak głośno, że musiałem odsunąć słuchawkę od ucha, gdy tylko wspomniałem jej o planowanym grillu. – Nie zdajesz sobie sprawy z powagi sytuacji? To wyjdzie na jaw w mgnieniu oka! Klnę się na wszystko, jeśli sam nie powiesz o wszystkim Joli i to natychmiast, to ja…
– Wyluzuj trochę – przerwałem jej wpół zdania. – Porozmawiam z nią. Jeszcze dziś. I tak nie dałbym rady usiedzieć spokojnie na tym grillu…
Gdy dotarłem do domu po pracy, Jolka smacznie spała na sofie. Zająłem miejsce tuż przy niej i zagadnąłem, jakie ma zdanie na temat Gosi.
– Wydaje się sympatyczna – odpowiedziała zaskoczona. – A czemu o to pytasz?
– No bo… – zająknąłem się. – Jej przeprowadzka tutaj nie jest przypadkowa… My… Ona… i Zuzanna…
Jolka w pierwszej chwili zrobiła wielkie oczy, a zaraz potem poderwała się z sofy.
– O czym ty mówisz? – zapytała szeptem, a w jej głosie czuć było napięcie.
– Zdradziłem cię… – z trudem przełykając ślinę, kontynuowałem. – Ona jest moim dzieckiem. Sam ją tutaj ściągnąłem, bo była bezrobotna i żyła w nędzy.
Myślałem, że mnie zostawi
Kiedy Jola usłyszała tę wiadomość, była totalnie zaskoczona. Na jej buzi, oprócz zdumienia, dało się zauważyć też niesmak.
– Przecież ona ledwo skończyła dwudziestkę – syknęła ze złością. – A Zuzia ma dopiero cztery latka! Coś ty najlepszego zrobił? Romansowałeś z jakąś gówniarą?
Wtedy zdałem sobie sprawę, jak ona to zinterpretowała.
– Nie, to nie tak! Zuzia nie jest moją córką, tylko Małgosia! Związałem się z jej mamą jeszcze przed naszym ślubem, ale już po zaręczynach… Nie wiedziałem wtedy, że jest w ciąży. Małgosia odnalazła mnie dopiero po tym, jak jej matka odeszła. Zuzia to… moja wnuczka.
Jola w końcu stanęła na nogi. Puściła w niepamięć mój skok w bok z okresu, gdy oboje dopiero zaczynaliśmy studia. Przyjęła do wiadomości, że Małgosia to moja córka, a Zuzia – wnuczka. Jednak nie tylko moja. Nasza wspólna. Zdaję sobie sprawę, jak wielkim szczęściarzem jestem. Marta ciągle mi o tym przypomina. Mam fantastyczną, tolerancyjną małżonkę, inteligentną, dojrzałą pociechę i cudowną wnusię o anielskiej duszy. Nie zasłużyłem na takie szczęście, ale dam z siebie wszystko, by udowodnić, że jestem go godzien
Aleksander, 55 lat