Reklama

Czasem wydaje mi się, że moje życie to wieczna kolejka do czegoś lepszego. Praca w agencji reklamowej, choć prestiżowa z nazwy, jest w gruncie rzeczy wyścigiem szczurów, gdzie codziennie ktoś gryzie cię po kostkach, żeby wyjść wyżej. Mieszkanie w Warszawie – ciasna kawalerka z widokiem na śmietnik i sąsiada, który o drugiej w nocy gra na flecie poprzecznym. Relacje? Toksyczne. Miłości? Przelotne. Z matką? Oschłość jak papier ścierny. Mam 28 lat, nie wiem, co czuję, nie wiem, czego chcę, ale wiem, że musi być coś więcej. Telefon od matki zastał mnie, gdy próbowałam przekonać klienta, że „musimy pójść w bold colors i storytelling, bo konsumenci łakną autentyczności”. Tak, sama nie wierzę w to, co mówię.

Reklama

– Ciotka Regina nie żyje – oznajmiła sucho mama.

– Słucham? – zapytałam, nie przerywając pisania maila.

– No, zmarła. Dziś rano. Miała zawał. Mieszkała przecież sama, znalazł ją sąsiad. Nie wiem, o co chodzi, ale masz się stawić na odczytaniu testamentu.

Myślałam, że to jakiś żart

Kamienica, w której mieściła się kancelaria notarialna, cuchnęła kurzem, starą farbą i rozczarowaniem. Miałam nadzieję na szkło i marmur, a trafiłam do miejsca, gdzie sekretarka wyglądała, jakby znała PRL od środka, a zegar tykał z wyraźnym wyrzutem.

– Natalia Z. – powiedziałam z przesadną pewnością siebie, choć ręce miałam lodowate.

Pani Marta, prawniczka, która miała odczytać testament, wstała zza biurka. Smukła, chłodna, z okularami, które nadawały jej wyraz wiecznego dystansu. Wskazała na krzesło.

– Proszę usiąść. Zmarła Regina G. uczyniła panią jedyną spadkobierczynią swojego majątku.

Uśmiechnęłam się. No proszę. Jednak los się czasem do człowieka uśmiechnie. Ale Marta nie dawała się ponieść atmosferze radości.

– Jednak testament zawiera pewien warunek. Aby uzyskać prawo do sprzedaży nieruchomości, musi pani zamieszkać w odziedziczonym domu przez minimum sześć miesięcy. Bez przerwy. Bez wynajmu. Bez obchodzenia przepisu.

Zamarłam. Poczułam, jak coś we mnie pęka.

– Co to za absurd! Jakby to był jakiś żałosny test. Ja mam tam żyć? W tym zapyziałym miasteczku?

– Jeśli nie spełni pani tego warunku, dom przejdzie na gminę – odpowiedziała spokojnie Marta.

To jakiś chory żart.

– Testament został sporządzony zgodnie z prawem. Mam obowiązek panią poinformować. Podpisać może pani tutaj – podała mi dokument.

Wpatrywałam się w niego, jakby miał mi nagle zmienić życie. I nagle zrozumiałam, że tak właśnie było.

Czułam się jak w koszmarze

Do miasta dojechałam wieczorem. Mgła snuła się po ulicach jak wyrzut sumienia, a latarnie mrugały ospale, jakby nie były pewne, czy warto oświetlać tę część świata. Dom Reginy był ostatni na końcu ulicy, tuż za skrzyżowaniem z niczym. Pordzewiała furtka, dziki bez sięgający dachu i okna, z których spoglądała pustka. Otworzyłam drzwi kluczem, który dostałam od prawniczki Marty. Zamek zgrzytnął, jakby robił to z niechęcią. W środku powitał mnie chłód i zapach stęchlizny. Zimna podłoga, zniszczone meble, krzesło z dziurą w oparciu. Kuchnia, w której czas się zatrzymał gdzieś między rokiem 85 a katastrofą emocjonalną. Wzięłam głęboki oddech i natychmiast pożałowałam – w ustach poczułam smak kurzu i samotności.

Co za cholerny koszmar – mruknęłam.

Z zamyślenia wyrwało mnie skrzypnięcie drzwi wejściowych. Obróciłam się gwałtownie.

– Pani Natalia, tak? – w progu stał starszy mężczyzna w poplamionej kurtce i czapce z daszkiem. – Józef jestem. Dozorca. Klucze do piwnicy i strychu miałem u siebie. Pani Regina tak chciała.

– Znał ją pan dobrze?

Józef zawahał się.

– Pani Regina miała dobre serce. Szkoda, że nikt z rodziny o nią nie dbał.

Zacisnęłam zęby.

– Nikt jej nie rozumiał. Była… dziwna.

Spojrzał na mnie dłużej, aż przestało być komfortowo. Jakby widział we mnie echo czegoś, co już znał.

– Dziwna? Może. Ale pani się jeszcze przekona.

Zanim zdążyłam zapytać, co miał na myśli, odwrócił się i zniknął za furtką. Zostałam sama z ciszą, chłodem i domem pełnym cudzej przeszłości. A potem… zaczęłam grzebać. W szufladzie znalazłam pierwsze listy. Żółte, zapisane ciasnym pismem. Niektóre podpisane: „R.”. Inne – bez nadawcy...

Facet we flanelowej koszuli

Dawida poznałam, gdy próbowałam wynieść z piwnicy stary odkurzacz Reginy. Był ciężki, oblepiony pajęczynami i kurzem, który znał smak dekad. Ledwie go wywlekłam na schody, a wtedy zza ogrodzenia ktoś zawołał:

– Pomóc?

Odwróciłam się. Stał tam mężczyzna we flanelowej koszuli, z kilkudniowym zarostem i oczami, które patrzyły uważnie, ale bez wścibskości.

– Sama sobie poradzę – burknęłam.

– Widzę – uśmiechnął się krzywo. – Ale z uprzejmości zapytam jeszcze raz.

Ostatecznie to on wniósł odkurzacz do kuchni. Przedstawił się jako Dawid. Mieszka obok, sam z córką. „Klara, siedem lat, charakter po matce, upór po mnie”. Przez kolejne dni widywałam go coraz częściej. Przynosił śrubokręt, kiedy drzwi się zacinały. Pomagał zawiesić zasłonę, bo okno było za wysokie. Z czasem zaczęliśmy rozmawiać. Coraz dłużej. Coraz mniej obco.

– Dla mnie była jak matka – powiedział pewnego wieczoru o Reginie. Siedzieliśmy na werandzie, popijając herbatę. – Pomogła mi, gdy wszyscy się odwrócili. Po tym, jak żona odeszła, nikt się mną nie interesował. Tylko ona przychodziła, pytała, czy zjadłem. Zostawiała jedzenie w słoikach. Nawet drewno do kominka przynosiła. Prawie codziennie.

– Dlaczego nikt mi o niej nigdy nie opowiadał?

Wzruszył ramionami.

– Może nigdy nie chciałaś słuchać?

Zamilkłam. Bo miał rację. Regina, ta dziwaczka, ta samotna stara kobieta, którą znałam tylko z drwiących rodzinnych anegdot… powoli wyłaniała się z cienia. Nie była samotna z wyboru. Była samotna, bo wszyscy ją zostawili. A ja zaczynałam się bać, że coś z niej mogę mieć w sobie.

Wystarczy, że ja to przerwę

Tym razem to ja zadzwoniłam do matki. Nie odbierała przez chwilę, a kiedy wreszcie podniosła słuchawkę, w jej głosie słychać było znajome zniecierpliwienie.

Co się stało? – spytała.

– Musimy porozmawiać. O Reginie – powiedziałam bez wstępów.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– O czym? – wreszcie zapytała.

– O tym, że całe życie o niej nie mówiłaś. Że ja nic o niej nie wiedziałam. Że pozwoliłaś mi wierzyć, że byłam jej zupełnie obojętna.

– Natalia, nic nie rozumiesz… – zaczęła matka, ale przerwałam jej.

– Nie, to ty nie rozumiesz! – głos mi drżał. – Czy wiesz, że pomagała innym? Opiekowała się twoim ojcem, a moim dziadkiem. Że była sama z tym wszystkim? Że nikt nawet jej nie podziękował?!

Matka westchnęła głęboko.

– Regina… zniszczyła życie wielu ludzi. Ale może warto zapytać czasem dlaczego... – powiedziała cicho. – Nie mówiłam ci, bo co miałam powiedzieć? Że twoja ciotka była zakochana w twoim ojcu? Że prawie mnie zostawił dla niej?

Poczułam, jak robi mi się zimno.

– Ukrywałaś przede mną wszystko. Jak można tak żyć? – wyszeptałam.

– Bo taka była moja matka, taki był mój dom – odparła. – Nie umiem inaczej, bo tak mnie wychowano.

Stałam przy oknie, słuchając jej milczenia po drugiej stronie. Wreszcie zrozumiałam, że nie chodzi tylko o Reginę. Chodzi o to, że w naszej rodzinie od pokoleń powtarzał się ten sam wzór – milczenie, wyrzeczenia, brak bliskości.

– Już dobrze – powiedziałam, choć wcale nie było dobrze. – Wystarczy, że ja to przerwę.

Natalia, 28 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama