Reklama

Nasze relacje z Mateuszem od zawsze były trudne. Mój syn nigdy nie miał dla mnie pełnego zaufania. Wiem, że sam jestem temu winny – lata, które poświęciłem pracy, zamiast rodzinie, odbiły się na nim bardziej, niż przypuszczałem. Kiedy dorósł i odszedł na swoje, odetchnąłem, myśląc, że to już za nami. Jednak życie Mateusza wcale nie potoczyło się zgodnie z jego planem. Po serii niepowodzeń i błędów zadłużył się po uszy. Wiem, że czuł się z tym zagubiony i bezradny.

Reklama

Chciałem mu pomóc z długami

Zadzwonił do mnie wieczorem. Jego głos był zmęczony, brzmiał inaczej niż zwykle. Wydawało mi się, że za tymi słowami kryje się coś więcej niż tylko zwykła rozmowa. W końcu poprosił o spotkanie.

– Tato, muszę ci o czymś powiedzieć – zaczął, gdy spotkaliśmy się następnego dnia. – Jestem w poważnych tarapatach. Zaciągnąłem kilka kredytów. Długi narastają. Nie wiem, jak z tego wyjść. Proszę, pomóż mi. Nie chcę, żeby wszystko poszło na marne.

Siedziałem naprzeciw niego, czując ciężar jego słów. Nie chciałem go zawieść, nie tym razem. Przez lata nie potrafiłem być dla niego takim ojcem, jakiego potrzebował. Teraz miałem okazję to naprawić.

– Wiem, że nasze relacje nigdy nie były idealne – powiedziałem, starając się brzmieć spokojnie. – Ale nie zostawię cię teraz samego. Pomogę ci spłacić te długi. Chcę, żebyś wyszedł na prostą. Wierzę, że to nas zbliży.

Jego spojrzenie złagodniało. Wyglądał, jakby odetchnął z ulgą. Wierzyłem, że razem możemy naprawić wszystko, co było złe między nami. Anna, moja żona, nie wiedziała jeszcze o tej rozmowie. Wiedziałem, że będzie miała wątpliwości, ale ufałem, że zrozumie, dlaczego to robię. Myślałem, że pieniądze rozwiążą wszystkie problemy – nie wiedziałem jeszcze, jak bardzo się myliłem.

Wtedy zaczęły się problemy

Na początku wszystko wydawało się układać dobrze. Regularnie wpłacałem pieniądze na spłatę długów Mateusza. Każda przelana suma była dla mnie symbolem tego, że budujemy coś na nowo. Myślałem, że odbudowuję nasze zaufanie. Mateusz wydawał się spokojniejszy, bardziej stabilny. Zacząłem wierzyć, że nasza relacja w końcu wychodzi na prostą. Jednak po kilku tygodniach zauważyłem pewne niepokojące sygnały. Mateusz unikał rozmów o finansach, nie odpowiadał na moje pytania o to, jak radzi sobie z sytuacją. Gdy próbowałem porozmawiać, zmieniał temat lub szybko się wycofywał. Zaczynałem mieć wątpliwości, ale zbywałem je – przecież to mój syn, muszę mu ufać.

– Tato, wszystko jest pod kontrolą – powtarzał za każdym razem. – Jeszcze kilka rat i wszystko będzie w porządku.

Jednak długi nie znikały. Mateusz zaczął prosić o więcej pieniędzy, tłumacząc to „nieprzewidzianymi kosztami” i „opłatami bankowymi”. Każdego miesiąca suma do spłaty rosła, a ja zaczynałem czuć, że coś jest nie tak. W końcu zdecydowałem się porozmawiać o tym z Anną.

– Tomasz, ja się boję – powiedziała mi pewnego wieczoru. – Pomagasz Mateuszowi, ale to zaczyna wyglądać jak studnia bez dna. Ile jeszcze zamierzasz mu dawać?

Spojrzałem na nią i wiedziałem, że miała rację. Zaczynałem tracić kontrolę nad tym, co robiłem.

– Wiem, Aniu – przyznałem cicho. – Ale to nasz syn. Może teraz bardziej niż kiedykolwiek potrzebuje naszej pomocy.

Mimo narastających wątpliwości postanowiłem jeszcze trochę poczekać. Chciałem wierzyć, że to chwilowe trudności. Nie mogłem znieść myśli, że Mateusz znowu wpadłby w kłopoty. Ale prawda miała wkrótce wyjść na jaw.

Przypadkiem odkryłem prawdę

Pewnego dnia, zupełnie niespodziewanie, odkryłem coś, co zmieniło wszystko. Poszedłem do sklepu spożywczego, gdzie spotkałem starego znajomego, Marka. Rozmawialiśmy o codziennych sprawach, aż w pewnym momencie Marek wspomniał coś, co sprawiło, że poczułem, jakby świat zaczął kręcić się w zwolnionym tempie.

– Wiesz, Mateusz to sprytnie to wszystko rozegrał – powiedział, beztrosko uśmiechając się. – Te kredyty na twoje nazwisko... Musisz mieć twardą skórę. Ja nie wiem, czy bym się na to zgodził.

Zatrzymałem się w miejscu.

Kredyty na moje nazwisko? – spytałem, czując, jak mój głos zaczyna drżeć. – Marek, co ty mówisz?

Marek spojrzał na mnie, jakby właśnie zdał sobie sprawę, że powiedział coś, czego nie powinien.

– Myślałem, że wiesz – odparł zmieszany. – Mateusz mówił, że to taki układ między wami. Kredyty na twoje nazwisko, żeby wyjść z długów. Myślałem, że wszystko jest pod kontrolą...

Słyszałem tylko te słowa. „Kredyty na twoje nazwisko”. Jak to możliwe? Przecież nigdy nie podpisywałem żadnych dokumentów. Nigdy nie autoryzowałem Mateuszowi dostępu do moich danych. A teraz dowiaduję się, że mój syn zaciągnął na mnie kredyty, nie mówiąc mi o tym?

Wróciłem do domu w szoku. Cała droga wydawała się jak z koszmaru. Przypominałem sobie każdy szczegół naszej ostatniej rozmowy. Mateusz nigdy nie powiedział mi prawdy. Oszukał mnie. Kiedy wróciłem, od razu zawołałem go na rozmowę. Mateusz zamarł. Jego twarz pobladła. Wiedziałem, że teraz nie ucieknie od odpowiedzi.

Zdradzony i oszukany

– Tato, to nie tak, jak myślisz... – zaczął Mateusz, próbując znaleźć słowa. – Po prostu myślałem, że to będzie chwilowe, że oddam te pieniądze...

– Oddasz? – przerwałem mu z gniewem. – Myślałem, że próbujesz wyjść z długów, a ty zaciągnąłeś nowe kredyty na moje nazwisko! Jak mogłeś mnie tak oszukać?

Mateusz spuścił wzrok. Wiedział, że nie ma wymówki.

– Czułem, że jesteś mi coś winien – wymamrotał. – Nigdy nie miałem od ciebie tego, co powinienem. Zawsze cię nie było, zawsze pracowałeś. Myślałem, że w ten sposób... jakoś wyrównam rachunki.

Spojrzałem na niego z niedowierzaniem. Całe moje życie poświęciłem pracy, żeby zapewnić mojej rodzinie lepszą przyszłość. A teraz mój własny syn mówi mi, że wykorzystał to przeciwko mnie?

– Mateusz, to nie jest wytłumaczenie – powiedziałem, starając się zapanować nad sobą. – Zamiast porozmawiać, oszukałeś mnie. Jak mam ci teraz zaufać? Zniszczyłeś wszystko, co próbowałem naprawić.

Nie wiedziałem, co robić. Mateusz nie potrafił spojrzeć mi w oczy. Anna, która weszła w trakcie naszej rozmowy, była wstrząśnięta. Próbowała pośredniczyć, ale ja byłem za bardzo rozbity, żeby cokolwiek słyszeć.

– Musimy to jakoś rozwiązać – powiedziała cicho. – To nasz syn. Nie możemy się od niego odwrócić.

– Może i jest naszym synem – odpowiedziałem. – Ale to, co zrobił, to zdrada.

Byłem na dnie rozpaczy

Po tamtej rozmowie nie mogłem już patrzeć na Mateusza w ten sam sposób. Zrozumiałem, że nie chodziło tylko o pieniądze – chodziło o zaufanie. A zaufanie zostało zniszczone. Mateusz, choć zaczął spłacać długi, wiedział, że teraz to za mało. Wiedział, że musi odbudować coś więcej niż tylko swoje finanse. Musiał odbudować nasze relacje. Ale czy to w ogóle było możliwe? Anna próbowała mnie przekonać, że musimy mu dać szansę. „To nasz syn”, powtarzała. Ale ja wiedziałem, że to nie takie proste. Zaufanie, które buduje się latami, można zniszczyć w kilka chwil. A Mateusz zniszczył je całkowicie.

Jednak nie mogłem go zostawić. To w końcu był mój syn. Wiedziałem, że muszę dać mu szansę. Ale tym razem to on musiał zrobić pierwszy krok.

– Jeśli chcesz cokolwiek naprawić, musisz zacząć od siebie – powiedziałem mu, kiedy siedzieliśmy przy stole. – Nie mogę ci już ufać tak, jak kiedyś. Ale jeśli pokażesz, że naprawdę potrafisz się zmienić, może kiedyś wszystko będzie inaczej.

Minęło kilka miesięcy od tamtej rozmowy. Mateusz stara się naprawić swoje błędy, spłaca długi i próbuje odbudować nasze relacje. Ale wiem, że to nie będzie łatwe. Zaufanie, które zostało zniszczone, nie odbuduje się z dnia na dzień. Zawsze myślałem, że miłość do syna wystarczy, by naprawić wszystko. Teraz wiem, że to nie takie proste. Miłość nie zawsze idzie w parze z zaufaniem. Muszę teraz zobaczyć, czy Mateusz naprawdę się zmienił.

Reklama

Tomasz, 50 lat

Reklama
Reklama
Reklama