Reklama

Odkąd pamiętam, w moim domu byłam tylko ja i moja matka. Ojciec podobno nas zostawił, choć tej jednej rzeczy nie potrafiłam przywołać z poplątanych wspomnień. Zawsze była tylko ona – milcząca, krzywiąca się na mój widok i śmiejąca się drwiąco, gdy tylko otworzyłam usta. Myślałam, że to normalna relacja.

Reklama

Z początku szukałam jej uwagi, aprobaty. Starałam się jej przypodobać, opowiadać o wszystkim, co mnie spotykało, ale im bardziej się starałam, z tym większym zaangażowaniem ona gasiła mój zapał.

– Myślisz, że jesteś taka mądra? – szydziła, czegokolwiek bym nie powiedziała. – Że interesują mnie te twoje głupoty? Do niczego się nie nadajesz. Jesteś do niczego!

Chociaż z takimi komentarzami mierzyłam się głównie wtedy, gdy była w kiepskim humorze, w lepszych chwilach w moim domu też wcale nie robiło się jakoś przyjemniej. Nigdy nie usłyszałam od matki choćby jednego cieplejszego słowa. Nieważne, czy ze szkoły przynosiłam szóstki, czy jedynki – na niej nie robiło to żadnego wrażenia.

Z czasem przestałam jej nawet wspominać o swoich osiągnięciach, bo doszłam do wniosku, że to nie ma sensu. W końcu z równym skutkiem mogłam o nich opowiadać ścianie we własnym pokoju. A ona przynajmniej milczała, zamiast ze mnie kpić.

Czułam się bardzo samotna

W szkole nie miałam za bardzo koleżanek. Nie dlatego, że nie chciałam, ale nie do końca potrafiłam nawiązywać kontaktów z rówieśnikami. Nie miałam żadnego wzoru, a jednocześnie bałam się odrzucenia i komentarzy, jakie zwykle słyszałam od matki. Nie wierzyłam, że ktoś mógłby być dla mnie miły tak po prostu, bez żadnego konkretnego powodu.

Z drugiej strony niczego mi nie było wolno. Od matki nie dostawałam kieszonkowego ani żadnych pieniędzy, które mogłabym wykorzystywać według własnego uznania, a trudno się przyznawać przed rówieśnikami, że nie mam ani na kino, ani na kręgle, ani nawet na głupiego burgera. Gdyby natomiast ktoś wspaniałomyślnie postanowił pożyczyć mi jakąś kwotę, zrobiłoby się jeszcze gorzej – bo i z czego bym mu oddała?

Większość dnia spędzałam więc sama – w parku nad rzeką albo u wejścia do lasu. W domu nie lubiłam przesiadywać, bo tam wyczuwałam obecność matki, choć ta zwykle traktowała mnie jak powietrze. Nie wiedziałam, dlaczego jest do mnie taka uprzedzona i wraz z upływem lat przestałam zabiegać o to, by to wyjaśnić. Uznałam, że to w zasadzie i tak nie ma większego znaczenia i w niczym mi nie pomoże – co najwyżej tylko wprawi mnie w większy smutek.

Daniel był tym jedynym

Nowy etap w życiu rozpoczął się z chwilą, gdy wyjechałam na studia. Tam zamieszkałam w domu studenta, a żeby się utrzymać, dorabiałam sobie w kawiarni. Po raz pierwszy byłam naprawdę wolna i miałam jakiekolwiek środki do życia, których nie kontrolował nikt prócz mnie. Zdobyłam koleżanki i kolegów, stałam się zresztą całkiem lubiana na roku, co trochę mnie oszałamiało. Mimo wszystko naprawdę się cieszyłam, bo moje życie… powoli zaczęło przypominać piękny sen.

Do tego wszystkiego doszedł on – Daniel. Poznałam go kiedyś, gdy serwowałam kawę po godzinach. Był miły, czarujący i bardzo mną zainteresowany. Nawet się nie zorientowałam, kiedy nasze niezobowiązujące spotkania zamieniły się w randki, a nasza znajomość w całkiem silny związek. W końcu stało się to na tyle poważne, że Daniel zaczął nalegać, żebym poznała jego rodziców.

– Moja mama bardzo chciałaby cię zobaczyć – stwierdził. – Wiesz, jakie są mamy. Musi wiedzieć, z kim się spotykam, zwłaszcza że to nie jakaś tam przelotna znajomość.

– Nie wiem, czy to dobry pomysł – powiedziałam mu, ale nie mogłam się dłużej opierać. Wiedziałam, że jeśli zależy mi na tej relacji, będę musiała się na to wreszcie zgodzić.

Zwlekałam z tym jednak i zwlekałam, ale koniec końców nie było tak źle. Rodzice Daniela okazali się mili i żyliśmy w całkiem przyjaznych stosunkach. Nie protestowali, gdy mi się oświadczył, nie doświadczyłam też niczego nieprzyjemnego z ich strony na ślubie. Tyle tylko, że po nim, z uwagi na to, że nie znaleźliśmy innych opcji, miałam się wprowadzić do niego i jego rodziców.

Strasznie się stresowałam

Na początku nie miałam pojęcia, jak się to wszystko potoczy. Umysł podpowiadał mi same czarne scenariusze.

A jak wcale mnie nie polubią? – spytałam cicho, gdy byliśmy już na miejscu.

– Daj spokój – Daniel machnął ręką, chyba już trochę zniecierpliwiony moim wahaniem. – Mama to mówi tylko o tym. Z jej charakterem to powinnyście zostać najlepszymi przyjaciółkami. Serio!

Nie do końca chciało mi się wierzyć w te zapewnienia – bo niby czemu jego matka rzeczywiście miałaby chcieć mnie zobaczyć? Zaprzyjaźnić się? Nie byłam interesująca. W dodatku żyłam w przekonaniu, że pewnie uważa mnie za taką, która zamierza odebrać jej syna. A czy w takim wypadku jej słowa naprawdę mogły być szczere? A może Daniel kłamał, żeby zrobić mi przyjemność? Albo jakoś uspokoić po tym, co mnie spotkało?

Pełna najgorszych przeczuć, postanowiłam zrobić dobrą minę do złej gry. W tym byłam dość dobra przez większość mojego życia z matką.

To ona wyciągnęła do mnie rękę

Ojciec Daniela pozostawał dla mnie niezmiennie uprzejmy. Uśmiechnął się, gdy przyszliśmy na śniadanie i powiedział, że cieszy się, że w domu pojawiła się kolejna kobieta.

– Wreszcie moja żona skupi się na kimś innym – zażartował.

Zaśmiałam się, jednak nie wiedziałam, czy udało mi się w pełni zamaskować rosnącą nerwowość. I właśnie wtedy z kuchni wyszła do nas matka Daniela. Teraz właściwie moja teściowa, do czego wciąż nie potrafiłam się jakoś przyzwyczaić.

– Pięknie razem wyglądacie – stwierdziła, nim zdążyłam się odezwać. – A ty… oj, tak się cieszę, że zostałaś częścią rodziny, Karolino!

Zdziwiłam się, gdy wyciągnęła do mnie ręce, a potem po prostu mnie przytuliła. W sumie byłam w szoku, bo okazała się pierwszą osobą, oczywiście po Danielu, która tak wylewnie okazywała mi swoje uczucia. W jeszcze większy szok wprawiło mnie jednak to, co później powiedziała:

– Czuj się jak u siebie, kochanie. Zawsze chciałam mieć córkę.

Popatrzyłam na nią w zdumieniu.

– Naprawdę? – nie dowierzałam.

Roześmiała się serdecznie.

– No pewnie – pochyliła się nade mną i dodała jeszcze konspiracyjnym szeptem: – Chłopak w domu to nie to samo. Wiesz, żadnych ploteczek ani ciekawych tematów.

– Bo się obrażę, mamo! – zawołał Daniel żartobliwym tonem.

– Oj tam! – Machnęła tylko ręką. – Żona ci nie pozwoli.

I puściła do mnie oko. A ja stałam jak słup soli.

Znalazłam prawdziwą rodzinę

Wciąż zupełnie nie rozumiem tego, co się wydarzyło. Od dwóch tygodni mieszkam z Danielem i jego rodzicami, i wcale nie czuję się, jakbym była w obcym miejscu. Wręcz przeciwnie – coraz częściej odnoszę wrażenie, że w końcu jestem w domu.

Teraz wreszcie rozumiem, dlaczego koleżanki na studiach, gdy już wybawiły się na imprezach i skończyły naukę, z rozrzewnieniem wspominały swoje matki. To dopiero moja teściowa, Agnieszka, pokazała mi to, czego nigdy nie zaznałam od własnej matki. Czułam się trochę tak, jakbym miała przyjaciółkę – starszą, mądrzejszą, bardziej doświadczoną, której mogłam się ze wszystkiego zwierzyć.

Uczyła mnie nowych rzeczy w kuchni, bo jeśli chodzi o gotowanie, nigdy nie szło mi najlepiej, a matka nie kwapiła się, żeby cokolwiek mi pokazać. Parę razy wybrałyśmy się do kina, śmiałyśmy się i płakałyśmy na tych samych serialach, a dwa razy wyskoczyłyśmy po pracy do galerii handlowej. Moja matka nienawidziła chodzić po sklepach. Gdy potrzebowałam nowych rzeczy, zabierała mnie tam co prawda, ale przez całą drogę dawała mi odczuć, jak bardzo jest niezadowolona i podkreślała, że to wszystko z mojej winy.

Teraz, choć jestem dorosła, w końcu czuję się jak dziecko – doceniona, zrozumiana i naprawdę kochana. Może to przykre, ale z matką nie utrzymuję kontaktu. Dzwoniłam do niej parę razy przed ślubem, by namówić ją do udziału w uroczystości, ale odmówiła, a potem przestała odbierać telefony. Uznałam więc, że nie ma co się wysilać. Kiedyś spotkałam moją ciotkę. Od niej dowiedziałam się, że matka podobno obwiniała mnie za odejście ojca. Właściwie już mnie to nie obchodzi. Mam nową rodzinę, a tamten rozdział uważam za zamknięty.

Karolina, 26 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama