Reklama

Tamtego wieczora, po medycznym sympozjum naukowym, w którym wziąłem udział jako prelegent, miało się odbyć przyjęcie. Dobre jedzenie, drinki i znany band. Zapowiadało się rozrywkowo. A mimo to wcale nie miałem ochoty iść, stałem w swoim pokoju przed lustrem… Miałem czterdzieści lat i wciąż, jeśli wierzyć kobietom, byłem przystojny. Lekko siwiejące skronie tylko dodawały mi uroku.

Reklama

Męska decyzja

Nie wiem, co mnie powstrzymywało. Moje wystąpienie zostało dobrze przyjęte i kiedy zszedłem z mównicy, kilka osób pogratulowało mi wyników badań, nad którymi pracowałem przez ostatnie trzy lata. Spojrzałem w lustrze na odbicie łóżka, na którym leżała książka, która mnie kusiła. Wolę wieczór z książką, niż pełne uznania spojrzenia kolegów i kobiet? Chyba się starzeję, pomyślałem. Sięgnąłem do krawata, by go rozwiązać, ale… może jednak iść? Książka nie ucieknie. Przypomniałem sobie to dziwne wrażenie, które dopadło mnie sześć godzin temu, gdy wygłaszałem referat. Że tego wieczora stanie się coś ważnego. Czasami rodzi się w nas taka pewność, która potem znajduje potwierdzenie w różnego typu wydarzeniach w rzeczywistości.

No dobra, idę – zdecydowałem. W końcu jak mi się nie spodoba, mogę wrócić do pokoju. Spojrzałem smętnie na książkę i wyszedłem na hotelowy korytarz. Zjechałem windą na dół i po chwili znalazłem się na sali bankietowej. Dostrzegłem paru znajomych, którzy z pewnością rozmawiali o pracy i spierali się, kto, co i jak powinien robić. Nałożyłem sobie na talerzyk trochę sałatki, ale nie miałem większej ochoty na jedzenie. Kelner zaproponował kieliszek wina, ale odmówiłem. Już zaczynałem się nudzić, kiedy w drzwiach wejściowych zobaczyłem Agnieszkę. Rozglądała się z uwagą, jakby kogoś szukała.

Serce zaczęło mi łomotać. To już nie była tamta dwudziestolatka o wiecznie roześmianej buzi i burzy loków, które spadały na kształtne ramiona. Wciąż jednak miała karminowe usta, które przyciągały moje spojrzenie jak magnes. Tak jak wtedy, tyle lat temu.

Zobaczyłem ją na jakiejś studenckiej potańcówce i zakochałem się od pierwszego wejrzenia. Dopiero to uderzenie miłości udowodniło mi, jakim byłem głąbem w tych sprawach, mimo że uważałem się za eksperta. Jak wspomniałem, byłem przystojny. Nie miałem kłopotów z podrywaniem dziewczyn. A jednak miłość do Agnieszki paraliżowała mnie. Nie zliczę, ile razy w ciągu następnych miesięcy chciałem podejść, zagadać, zaprosić na lody. Kiedy jednak robiłem w jej stronę pierwszy krok, nogi pętał mi strach, że mnie wyśmieje, że odmówi i zlekceważy. To było dla mnie niepojęte.

Byłem od niej cztery lata starszy, kończyłem medycynę i za parę miesięcy miałem bronić dyplom. Ona była smarkatą studentką, która dopiero zaczynała naukową przygodę. Zazwyczaj studentki oczy wypatrywały za starszymi kolegami. A mimo to ja bałem się, że te cztery lata różnicy stanowią miedzy nami przepaść, w której pogrzebię wszystkie swoje nadzieje. I stało się, skończyłem studia, wyjechałem i zabrałem w sercu miłość, która nigdy nie zgasła. A teraz oto stała w drzwiach. Czy po piętnastu latach odważę się do niej podejść? Muszę. Bo inaczej nie wybaczę sobie, że nie skorzystałem z szansy, by wreszcie zamienić z nią choć kilka słów.

Serce biło mi jak szalone

Z bijącym sercem ruszyłem ku Agnieszce, która rozglądała się, jakby szukając kogoś w tłumie.

– Szkoda, że to nie za mną się tak rozglądasz – zacząłem trajkotać, żeby przezwyciężyć narastającą we mnie nieśmiałość. – Przepraszam, że mówię ci na ty, ale spotkaliśmy się na paru potańcówkach w Hybrydach. Widziałem cię też na kilku wieczorach poetyckich w klubie Medyk. Powiedz, jeśli przeszkadzam – straciłem całą pewność siebie i zacząłem mamrotać jak jakiś nieopierzony smarkacz. Boże, co z inteligentnych ludzi robi miłość! – Na pewno na kogoś czekasz, a ja niepotrzebnie zajmuję ci czas. Chciałem się tylko przywitać.

Już miałem odejść, kiedy Agnieszka złapała mnie za rękaw marynarki.

– Szukałam właśnie ciebie.

Miałem najwyraźniej dziwną minę, bo się roześmiała. Nadal miała ten cudowny radosny śmiech, który po raz pierwszy te kilkanaście lat temu przeszył moje serce miłosną strzałą.

– Zobaczyłam cię, jak wygłaszałeś referat. Nawet nie wiesz, jak zaczęło mi wtedy walić serce. Myślałam, że zemdleję z wrażenia.

– Taki fatalny wybrałem temat?

– Nie chodziło o to, co mówiłeś, ale że po tylu latach wreszcie cię spotkałam. I że wciąż… Może to głupie, co teraz powiem, ale w końcu dlaczego miałabym tego nie powiedzieć. Nawet nie wiesz, jak mocno zakochałam się w tobie na studiach. Wystarczyło jedno spotkanie. Nigdy nie zaprosiłeś mnie na randkę, kręciło się wokół ciebie tyle dziewczyn, a ja niemal umarłam wtedy z niespełnionej miłości do ciebie.

Patrzyłem na nią z osłupieniem.

– Więc straciłem piętnaście lat życia, zastanawiając się, czy gdybym zaprosił cię na kawę…

– To zgodziłabym się… Z wielką radością – Aga wzięła mnie pod ramię. – Zaprosisz mnie dziś na kawę, czy będziemy stali tu w przejściu?

Wymarzone spotkanie

Oczywiście, że poszliśmy do barku. Wypiliśmy kawę, potem parę kieliszków czerwonego wina. Kiedy pomyślałem, co mogłem stracić, gdybym nie zszedł na dół, to aż oblewała mnie fala gorąca. Dawna miłość wróciła niespodziewanym płomieniem. Chociaż wymienialiśmy ze sobą w sumie pierwsze słowa, chociaż nasze dłonie spotykały się po raz pierwszy, oboje zachowywaliśmy się, jakbyśmy znali się od dawna i byli zakochaną w sobie po uszy parą.

Aga poprosiła, żebym wziął ją na spacer po parku. Kiedy szliśmy obok siebie, objąłem ją ramieniem, a ona się we mnie wtuliła. Potem, gdy znaleźliśmy się nad brzegiem jeziora, w którym odbijał się srebrny sierp księżyca, Agnieszka zatrzymała się, przyciągnęła mnie ku sobie i zaczęliśmy się całować. A potem wyszeptała:

– Nie myśl o przeszłości, o tym, co by było, gdybyśmy byli bardziej odważni. Tamte lata już nie wrócą. Najważniejsze, że jednak pokonaliśmy czas i jesteśmy ze sobą.

Powoli, objęci, wróciliśmy do hotelu. Bez słowa wjechaliśmy windą na trzecie piętro, gdzie miałem swój pokój. To było tak naturalne, że ten wieczór się tak zakończy.

Nad ranem byłem pewien, że tej nocy nie zapomnę do końca swoich dni. Postanowiłem też, że nigdy już Agi nie wypuszczę ze swoich ramion. Kiedy jednak po krótkiej drzemce otworzyłem oczy i zobaczyłem wpatrzoną we mnie jej smutną twarz, coś ścisnęło moje serce.

– Musimy się rozstać – wyszeptała. – Pokonaliśmy czas, ale tylko na krótko. Los pozwolił nam być tak blisko siebie, jak to tylko możliwe. Ale nie możemy już dalej nadużywać jego cierpliwości.

Nie mogłem uwierzyć, że to sen

Do oczu napłynęły mi łzy. Rozmazały widziany świat. Przeogromny żal ścisnął mi gardło i nie pozwolił wydobyć ze mnie głosu. Zacisnąłem mocno powieki, żeby wydusić spod nich ostatnie łzy, które zacierały widok twarzy ukochanej. Chciałem protestować, żądać wyjaśnień. Ale kiedy otworzyłem oczy, leżałem w ciemnym pokoju. To nie był pokój hotelowy. W ciszy słychać było miarowe tykanie stojącego w rogu sypialni zegara. Byłem u siebie w domu. Gdzie podział się hotel?

Z trudem podniosłem się z łóżka i przeszedłem do łazienki. Jeszcze w gardle dusił mnie żal, że muszę się rozstać z ukochaną. I bunt. Nie mogłem się otrząsnąć. Zapaliłem światło i spojrzałem w lustro. Zobaczyłem w nim twarz starego człowieka. Nie miałem czterdziestu, lecz siedemdziesiąt lat. To mnie przebudziło ostatecznie. To był sen. Straszny sen. Bo w rzeczywistości trzydzieści lat wcześniej nie zdecydowałem się zejść na ten bankiet. Tamten wieczór spędziłem nad książką. Czy sen mówił prawdę, że gdybym zszedł wówczas na dół, spotkałbym dawną miłość? Jedyną prawdziwą miłość?

– Franek, stało się coś? Dobrze się czujesz? – za plecami zobaczyłem zaniepokojoną twarz żony.

Ja i Hela pobraliśmy się trzy lata po tym, jak skończyłem studia. Kiedy wyjechałem na to sympozjum, mieliśmy już dwoje dzieci. Czy gdybym wtedy spotkał Agnieszkę, odszedłbym od rodziny? Nie chciałem odpowiedzieć sobie na to pytanie. Poza tym – po co? Przecież to był tylko sen…

Reklama

Po śniadaniu jak co rano usiadłem za biurkiem, żeby przejrzeć internetowe wydania gazet. Na stronach jednej z nich dowiedziałem się, że tej nocy zmarła znana lekarka, która ostatnie dziesięć lat życia spędziła we Francji, gdzie prowadziła badania naukowe nad rakiem. Obok tekstu widniała fotografia uśmiechniętej starszej kobiety, w której natychmiast rozpoznałem moją Agnieszkę.

Reklama
Reklama
Reklama