„W pakiecie z kochankiem dostałam jego córkę. Chciałam być dla niej nową mamusią, a traktowała mnie jak śmiecia”
„– Pozwól mi być częścią twojego życia. Nie chcę zastąpić twojej mamy, chcę tylko być tutaj dla ciebie, jeśli tego potrzebujesz – powiedziałam z przekonaniem”.
- Redakcja
Od kilku miesięcy jestem w związku z wdowcem, którego los nie oszczędzał. Nie jest łatwo wpasować się w już istniejącą rodzinę, zwłaszcza gdy jest to rodzina, która przeszła tak wiele. Marka poznałam w pracy. Przypadkiem upuścił teczkę pełną dokumentów, pomogłam mu je pozbierać i tak zaczęła się nasza znajomość. Z czasem, gdy nasze relacje zaczęły się pogłębiać, poznałam jego córkę. Ania ma piętnaście lat i od śmierci matki jest zamknięta w sobie, a ja nie potrafię do niej dotrzeć. Każda moja próba kończy się porażką i coraz bardziej boję się, że nigdy mnie nie zaakceptuje. Jednak nie tracę nadziei i próbuję nawiązać z nią kontakt, mimo że zdaję sobie sprawę, jak trudne to zadanie.
Spojrzał na mnie smutno
Siedziałam z Markiem przy kuchennym stole, popijając poranną kawę. Widok jego zmartwionej twarzy był dla mnie trudny do zniesienia. Zauważyłam, że jego dłonie lekko drżały, gdy trzymał filiżankę.
– Ania wciąż nie pogodziła się ze stratą... – Marek westchnął ciężko, jakby próbował zrzucić z siebie niewidzialny ciężar.
– Może powinniśmy spróbować czegoś innego? Może jakieś wspólne zajęcia? Spacery? – zasugerowałam, mając nadzieję, że to pomoże.
Marek spojrzał na mnie smutno.
– To dobry pomysł, ale córka jest uparta. Każda próba rozmowy kończy się kłótnią. Czuję się bezradny. Czy naprawdę wnoszę coś dobrego do jej życia? Czy nasza relacja jej nie rani? – Marek wyznał z ciężkim sercem.
– Nie możemy się poddać. Ania potrzebuje czasu i wsparcia – odpowiedziałam, starając się dodać mu otuchy, chociaż sama nie byłam pewna, czy moje słowa mają jakiekolwiek znaczenie.
Cisza, która zapadła po tej rozmowie, była przytłaczająca. Wiedziałam, że Marek również czuje się zagubiony. W głębi duszy zaczynałam się zastanawiać, czy moja obecność nie przynosi więcej szkody niż pożytku.
Jej słowa były jak ciosy
– Może poszłybyśmy na spacer? – zapytałam Anię z nadzieją w głosie, stając w drzwiach jej pokoju. Dziewczyna siedziała przy biurku, zatopiona w książkach, udając, że mnie nie słyszy.
– Serio? Spacer? – rzuciła z sarkazmem, nie podnosząc nawet wzroku znad książki. – I myślisz, że to naprawi wszystko?
– Nie chcę nic naprawiać na siłę, po prostu myślę, że mogłybyśmy się lepiej poznać – odpowiedziałam spokojnie, choć w środku czułam, jak narasta we mnie frustracja.
Ania w końcu podniosła na mnie wzrok. W jej oczach była mieszanka gniewu i bólu.
– Nie musisz próbować. Niczego od ciebie nie chcę – powiedziała chłodno.
– Aniu, ja naprawdę... – zaczęłam, ale ona przerwała mi gwałtownie.
– Nie, nie próbuj mi wmawiać, że to wszystko dla mojego dobra. Chcesz po prostu uszczęśliwić mojego ojca, a ja jestem tylko przeszkodą – jej słowa były jak ciosy, które trudno było zignorować.
– To nieprawda – odparłam z żalem. – Chcę, żebyś czuła się dobrze w naszej nowej sytuacji.
Ania wstała gwałtownie, odrzucając krzesło.
– Ale ja nie chcę tej nowej sytuacji! – krzyknęła, po czym wybiegła z pokoju, pozostawiając mnie w stanie kompletnego oszołomienia.
Stałam tam przez chwilę, próbując się pozbierać. Wewnętrznie biłam się z myślami. Może wchodzę z butami w ich życie? Czy rzeczywiście jestem dla niej tylko problemem? Te pytania ciążyły mi na sercu.
Mój oddech przyspieszył
Przygotowywałam kolację, kiedy usłyszałam rozmowę telefoniczną dobiegającą z pokoju Ani. Głos miała przytłumiony, ale drzwi były lekko uchylone, więc usłyszałam więcej, niż chciałam.
– Tak, naprawdę to zrobię. Ucieknę. Mam dość tego wszystkiego. Nie mogę patrzeć, jak próbuje mnie uszczęśliwić na siłę, a ojciec nie reaguje – mówiła z determinacją.
Mój oddech przyspieszył. Czy ona naprawdę planuje ucieczkę?
– Ale gdzie się wybierzesz? Masz jakiś plan? – dopytywał się głos z telefonu, zapewne jej przyjaciółka.
– Mam. Nikt nie będzie się spodziewał, że pojadę do babci. To daleko, ale dam radę. Nie mogę patrzeć, jak ojciec zapomina o mamie przez tę babę – odpowiedziała Ania z zaciśniętymi zębami.
Serce zaczęło mi bić szybciej. Wiedziałam, że muszę coś zrobić. Decyzja była trudna: czy najpierw porozmawiać z Anią, czy powiedzieć o wszystkim Markowi Postanowiłam najpierw spróbować porozmawiać z Anią. Czułam, że muszę się dowiedzieć, co naprawdę myśli i czuje, zanim podejmę kolejne kroki. Być może uda się zażegnać kłopot bez dodatkowego dramatu. Ale w głowie miałam tysiące pytań. Czy powinnam być tą, która ją zatrzyma? Czy moje działanie może cokolwiek zmienić? Czułam się, jakbym stąpała po cienkim lodzie.
Coś w niej pękło
Stałam pod drzwiami Ani, zastanawiając się, jak zacząć tę rozmowę. W końcu zapukałam lekko i otworzyłam drzwi.
– Możemy porozmawiać? – zapytałam cicho.
Dziewczyna siedziała na łóżku, z telefonem w ręce. Spojrzała na mnie z rezygnacją, ale nie odmówiła.
– Czego chcesz? – zapytała znużonym głosem.
– Wiem o twoich planach – zaczęłam ostrożnie. – Dlaczego chcesz uciec?
Ania napięła się, a jej twarz stała się maską.
– Nic nie wiesz – odpowiedziała chłodno, ale ja się nie poddałam.
– Wiem, że to trudne. I wiem, że nie chcesz słyszeć tego ode mnie, ale... martwię się o ciebie. Twoja strata jest ogromna, ale ucieczka nie jest rozwiązaniem – próbowałam nawiązać z nią kontakt.
Ania spojrzała na mnie z gniewem, ale po chwili coś w niej pękło.
– Nic nie rozumiesz. Boję się, że ojciec o niej zapomni. O mamie. A ty... ty jesteś ciągłym przypomnieniem, że życie toczy się dalej, nawet jeśli ja tego nie chcę – wyznała, a jej głos zaczął drżeć.
– Kochanie, nikt nie zapomni o twojej mamie. Ani ja, ani twój ojciec. Ona była wyjątkowa i zawsze będzie częścią waszego życia – powiedziałam z przekonaniem. – Pozwól mi być częścią twojego życia. Nie chcę zastąpić twojej mamy, chcę tylko być tutaj dla ciebie, jeśli tego potrzebujesz.
Widziałam, jak jej oczy napełniają się łzami. Czułam, że to był pierwszy krok do prawdziwego porozumienia.
Jego twarz wyrażała ból
Usiadłam z Markiem przy stole, gotowa na trudną rozmowę. Musiałam powiedzieć mu o planach Ani i o wszystkim, co wydarzyło się podczas naszej rozmowy.
– Musimy porozmawiać o Ani – zaczęłam ostrożnie, a on natychmiast skierował na mnie zaniepokojone spojrzenie.
– Co się stało? – zapytał z napięciem w głosie.
– Planowała uciec – powiedziałam, czując ciężar tych słów. – Rozmawiałam z nią o tym i myślę, że to wynik jej strachu, że zapomnisz o swojej żonie.
Marek opadł ciężko na krzesło, a jego twarz wyrażała ból.
– Nie mogę uwierzyć... – szepnął. – Co ja robię źle, Marysiu? Czuję się, jakbym zawodził jako ojciec.
– To nie twoja wina. Ania zmaga się z ogromnym bólem i potrzebuje czasu – próbowałam go pocieszyć, choć sama nie byłam pewna, czy to wystarczy.
– Co teraz? Czy powinniśmy coś zmienić? Może dać jej więcej przestrzeni? – Marek zastanawiał się głośno, jakby próbował znaleźć jakieś sensowne rozwiązanie.
– Myślę, że najważniejsze jest pokazanie jej, że jesteśmy tutaj dla niej. Nie tylko jako para, ale przede wszystkim jako osoby, które ją kochają i chcą jej pomóc – odpowiedziałam, choć sama miałam wątpliwości co do tego, jak to wszystko rozwiązać.
Wiedziałam, że to nie będzie łatwe, ale byliśmy gotowi zrobić wszystko, aby pomóc Ani przetrwać ten trudny czas.
W sercu czułam niepewność
Siedziałam na balkonie, patrząc na zachodzące słońce i zastanawiając się nad wszystkim, co wydarzyło się w ciągu ostatnich dni. Rozmowa z Anią była krokiem w dobrym kierunku, ale wiedziałam, że przed nami jeszcze długa droga. W sercu czułam ulgę i niepewność. Czy to wszystko się ułoży? Czy kiedykolwiek zbudujemy prawdziwą rodzinę? Widziałam, że Marek przeżywa to na swój sposób. Zdecydowaliśmy się wspólnie, że damy Ani więcej przestrzeni, ale jednocześnie będziemy obok niej, gotowi do wsparcia. Zrozumieliśmy, że kluczem jest cierpliwość i zrozumienie, a nie nacisk.
Ania zaczęła powoli otwierać się na rozmowy, chociaż wciąż miała momenty wycofania. Czułam, że zaczyna mnie akceptować, choć na razie tylko w małych dawkach. W końcu rodzina to nie tylko więzy krwi, ale także relacje, które zbudujemy sami. Choć przyszłość wydawała się niepewna, czułam, że z Markiem i Anią jesteśmy w stanie stworzyć coś prawdziwego. Być może nigdy nie będę dla Ani matką, ale mogę być przyjaciółką, na którą zawsze może liczyć.
Patrząc na zmieniające się niebo, poczułam, że choć decyzje były trudne, to była to podróż, której warto się podjąć. Każdy z nas miał swoje demony do pokonania, ale wiedziałam, że razem jesteśmy silniejsi. To była nowa definicja rodziny, której powoli zaczynaliśmy się uczyć.
Maria, 43 lata