„W pracy trzymałam wszystkich w garści, nawet szefa. Za gorące chwile na jego biurku dostałam sowitą zapłatę”
„Wiedział, że nie odpuszczę. W końcu sięgnął po jakiś wydruk z dokumentami i przesunął go w moją stronę. Na liście nazwisk, starannie wyjustowanej, znajdowało się jedno, które przykuło mój wzrok”.
Nie sądziłam, że moje życie zawodowe zamieni się w emocjonalny rollercoaster. Miałam jasny plan – praca w HR-ze, wspinanie się po szczeblach kariery i może, gdzieś po drodze, znalezienie czasu na życie prywatne. Ale życie rzadko układa się zgodnie z planem, prawda? Szczególnie, gdy wkracza do niego ktoś taki jak mój szef Łukasz.
Traktowała to lekko
Wystarczy, że wypowiem jego imię, a w głowie pojawia mi się obraz jego przenikliwych oczu. Kiedy zaczęło się między nami coś dziać, nie zastanawiałam się nad konsekwencjami. To był wir namiętności – pożądanie połączone z fascynacją.
W firmie od kilku tygodni panowała napięta atmosfera. Plotki o zwolnieniach krążyły od pokoju do pokoju. Najpierw były to szeptane rozmowy przy ekspresie do kawy, potem zaczęły się coraz głośniejsze dyskusje. Klaudia, moja najlepsza przyjaciółka, wydawała się tym wszystkim zupełnie niezainteresowana.
– Daj spokój – powiedziała, opierając się o moje biurko. – Jakie zwolnienia? Na pewno to tylko kolejna burza w szklance wody. Wiesz, jak to jest. Ludzie uwielbiają dramaty.
– Może masz rację – odpowiedziałam, ale głos mi lekko zadrżał. Coś w tej sytuacji nie dawało mi spokoju.
– Ty serio się tym martwisz? Nie bój się. Ty tu jesteś niezastąpiona.
Uśmiechnęłam się, próbując odwzajemnić jej beztroskę, ale w środku czułam, jak moje obawy rosną. Miałam złe przeczucia, a rozmowy z Łukaszem tylko je potęgowały. Z jednej strony pragnęłam wierzyć, że mnie chroni, z drugiej… coraz częściej miałam wrażenie, że chroni przede wszystkim siebie.
Myślałam, że żartuje
Tego wieczoru jego nastrój był inny. Mniej swobodny, bardziej poważny. Kiedy usiadłam naprzeciwko niego, miałam wrażenie, że waży każde słowo.
– Mamy problem – zaczął, patrząc mi prosto w oczy.
– Jaki problem? – zapytałam.
Łukasz westchnął, a jego palce zaczęły nerwowo bębnić o blat biurka. To było do niego niepodobne. Zazwyczaj panował nad sobą.
– Musimy ciąć koszty. Zarząd naciska. Nie mamy wyjścia, musimy zmniejszyć zespół.
Zamrugałam, próbując przetrawić jego słowa. Zmniejszyć zespół… Czyli zwolnienia. Serce zabiło mi mocniej.
– Kogo? – wykrztusiłam.
Łukasz przechylił się do przodu, opierając łokcie na biurku.
– Uwierz mi, najchętniej uniknąłbym tego wszystkiego. Ale to tylko biznes. Nie mogę patrzeć na to emocjonalnie.
– Ale kto? – powtórzyłam.
Wiedział, że nie odpuszczę. W końcu sięgnął po jakiś wydruk z dokumentami i przesunął go w moją stronę. Na liście nazwisk, starannie wyjustowanej, znajdowało się jedno, które przykuło mój wzrok.
Nie wierzyłam w to
– Klaudia? – głos mi się załamał. – Nie możesz tego zrobić.
Łukasz wzruszył ramionami.
– Ona jest najmniej potrzebna z całego marketingu. Liczby nie kłamią. To nie jest decyzja personalna. Muszę myśleć o firmie.
– Ale to nie jest tylko liczba! To człowiek! Klaudia ma kredyt, dziecko. Jak możesz mówić, że to tylko biznes?
Jego twarz stężała, a oczy zwęziły się jak u drapieżnika.
– Rozumiem, że to dla ciebie trudne, ale musisz spojrzeć na to z innej perspektywy. Nie możemy prowadzić firmy, opierając się na emocjach.
Czułam, jak serce mi wali. W środku narastał chaos – złość, strach, rozczarowanie. Przez chwilę milczałam, patrząc na niego, jakby był kimś zupełnie obcym.
– To nie jest w porządku – powiedziałam cicho.
Łukasz westchnął, po czym odchylił się na fotelu.
– Życie nie jest w porządku. Im szybciej to zaakceptujesz, tym lepiej.
Nie odpowiedziałam. Wstałam z miejsca i ruszyłam do drzwi. Chciałam jak najszybciej wyjść z tego pokoju, zanim zrobię lub powiem coś, czego nie będę mogła cofnąć.
Wahałam się
Następnego dnia wszystko w pracy wydawało się takie samo. Ale ja czułam się jak intruz, który nosi w sobie sekret, mogący zniszczyć cudzy świat. Klaudia, jak zwykle, przyszła do mojego biurka z kubkiem herbaty i szerokim uśmiechem.
– Idziemy na lunch? – zapytała, siadając na rogu mojego biurka.
Przez chwilę wpatrywałam się w nią, próbując wyobrazić sobie, jak jej życie wyglądałoby po zwolnieniu. Zawsze była pogodna, ale teraz zauważyłam zmęczenie, którego wcześniej nie dostrzegałam. Może było to coś, co widziałam dopiero teraz, gdy znałam prawdę.
– Jasne – odpowiedziałam.
Poszłyśmy do naszej ulubionej knajpki na rogu. Rozmawiałyśmy o niczym, ale ja czułam coraz większy ciężar. W końcu odważyłam się.
– A co, jeśli te plotki o zwolnieniach… jeśli coś w nich jest? – zapytałam.
Zerknęła na mnie i uniosła brew.
– Naprawdę się tym przejmujesz? Przecież wiesz, jak to działa. Ludzie lubią wymyślać. A nawet jeśli, to myślę, że jestem bezpieczna. Robię swoją robotę, wyniki mamy niezłe. Nie ma się czym martwić.
Ufała mi
– A jeśli nie chodzi o wyniki? – drążyłam, czując, jak ściska mnie w żołądku.
Klaudia zaśmiała się lekko, jakby chciała mnie uspokoić.
– Co ty taka poważna dzisiaj? Przecież nie wywalą mnie. Zresztą gdyby coś się działo, to byś mi powiedziała, prawda?
Przez chwilę zastanawiałam się, czy to była okazja, by powiedzieć jej wprost. Ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Mój związek z Łukaszem, moja praca – wszystko wisiało na włosku. Nie mogłam ryzykować.
– Oczywiście – skłamałam, zmuszając się do uśmiechu. – Ale wiesz, zawsze warto mieć plan B. Tak na wszelki wypadek.
Klaudia spojrzała na mnie uważniej.
– Plan B? Mam dziecko, kredyt hipoteczny i koty, które kosztują mnie fortunę. Mój plan B to praca do emerytury.
Zamilkłam, przygryzając wargę. Po obiedzie Klaudia wróciła do biura z tym samym uśmiechem co zawsze, a ja czułam się, jakby ktoś położył mi kamień na sercu. Jej słowa dźwięczały mi w głowie przez resztę dnia. „Ty byś mi powiedziała, prawda?”.
Nie mogłam tego znieść
Wieczorem stanęłam w progu jego gabinetu, zdeterminowana. Łukasz podniósł na mnie wzrok znad dokumentów.
– Musimy porozmawiać – zaczęłam, zamykając drzwi. – Nie możesz zwolnić Klaudii. To absurd!
Jego spojrzenie stwardniało.
– Mówiłem ci już. To decyzja biznesowa. Nie możemy sobie pozwolić na sentymenty.
– Ale to człowiek, nie liczba! – krzyknęłam. – Myślałam, że jesteś inny.
– A ja myślałem, że jesteś po mojej stronie.
– Twojej stronie? Czyli jakiej? Bez skrupułów i sumienia? – rzuciłam z goryczą.
– Nie mieszaj uczuć z pracą. Jeśli tego nie rozumiesz, nie mamy o czym rozmawiać.
Wyszłam, trzaskając drzwiami. Po raz pierwszy zobaczyłam w nim coś, co mnie odpychało – chłodną kalkulację i brak serca.
Następnego dnia zaprosiłam Klaudię na kawę do spokojnego miejsca poza biurem. Musiałam jej powiedzieć.
– Łukasz planuje zwolnienia. Ty jesteś na liście.
Musiałam jej powiedzieć
Jej twarz zamarła. Najpierw niedowierzanie, potem gniew.
– Wiedziałaś? Od jak dawna?
– Od kilku dni. Bałam się powiedzieć – przyznałam cicho.
– Bałaś się? Czy to dlatego, że sypiasz z Łukaszem? Myślisz, że nie zauważyłam?!
Odwróciła się i wyszła, zostawiając mnie z poczuciem winy i pustką.
W biurze coś się zmieniło. Wieści o zwolnieniach wyciekły, a w firmie zawrzało. Klaudia unikała mnie, Łukasz przestał się odzywać. A ja czułam, że wszystko zaczyna się rozpadać.
W końcu Łukasz wezwał mnie do swojego gabinetu. Jego spojrzenie było zimne. Wiedziałam, że to nie będzie zwykła rozmowa.
– Więc powiedziałaś Klaudii.
– Tak. Nie mogłam milczeć.
– Myślałem, że rozumiesz zasady. Lojalność to podstawa. A ty mnie zdradziłaś.
– Zdradziłam? – zaśmiałam się gorzko. – A może postąpiłam właściwie? Klaudia to moja przyjaciółka. Nie mogłam patrzeć, jak niszczysz jej życie.
– I co z tego masz? Straciłaś mnie, a w firmie też długo nie zostaniesz.
W jego głosie nie było ani odrobiny ciepła, które kiedyś mnie przyciągało. Poczułam ukłucie w sercu, ale zaraz potem przyszła ulga.
– Może. Ale przynajmniej nie straciłam siebie – odpowiedziałam, odwracając się na pięcie.
Pogodziła się z tym
Klaudia ostatecznie przyjęła wiadomość o zwolnieniu z godnością, choć nasze relacje były napięte.
– Nie wiem, co było twoją motywacją, ale dzięki, że powiedziałaś – powiedziała, unikając mojego wzroku.
Skinęłam głową, czując, jak łzy zbierają się w moich oczach.
– Przepraszam, że nie zrobiłam tego od razu.
Nie odpowiedziała, ale jej lekki uśmiech był jak wyciągnięta ręka. Kilka tygodni później i ja odeszłam z firmy. Łukasz już nigdy do mnie nie zadzwonił, nie próbował się wytłumaczyć. I dobrze. W końcu mogłam spojrzeć na siebie w lustrze bez wstydu.
Czy to wszystko było warte ceny, jaką zapłaciłam? Może. Ale jedno wiedziałam na pewno: czasem trzeba stracić wszystko, by odzyskać siebie.
Iwona, 31 lat